73

Pov Jimin

Zimny wiatr ochładzał moją skórę. Zrobiło się naprawdę zimno i ciemno.

Kolejny raz wybrałem numer. Byłem tutaj sam, czekając na nią.

-Odezwij się, czekam na ciebie - nagrałem się na pocztę. Byłem pewny, że zaraz skończy, albo mi odpowie. Poszedłem do samochodu i do niego wsiadłem.

Patrzyłem na ciemny ekran telefonu. Czekałem na mały znak, który zwykle dawała.

Po kilkunastu minutach postanowiłem pójść do miejsca, w którym zwykle była. Zapukałem w drzwi i wszedłem do środka.

-Jimin? Potrzebujesz czegoś? - starsza kobieta zdziwiła się na mój widok.

-Soo skończyła już pracę? - rozejrzałem się.

-Tak, już jakiś czas temu - mój wzrok znowu wylądował na niej.

-Och, dziękuję - naprawdę nie rozumiałem dlaczego się nie odzywa.

-Jiminku masz chwilkę?

-Tak..

-Pomógłbyś mi przenieść część pudeł do samochodu?

-Oczywiście.

Podniosłem pudła, które wskazała i zaniosłem je do samochodu, który stał niedaleko. Z tego co zauważyłem były one wypełnione ubraniami. Pani Yan za pewnie powoli pakowała swoje rzeczy, zanim zdążyła je dobrze rozpakować. Zapomniałem wspomnieć T/I, że niedługo wyjeżdżamy.

Nareszcie do domu. Odzyskamy spokój.

-Dziękuję za pomoc - uśmiechnęła się - masz, to w nagrodę - wręczyła mi lizaka.

Poczułem się jak po wizycie u lekarza. Zostawiłem ją i wróciłem do auta.

-Gdzie jesteś kochanie~

Zacząłem nucić. Znowu spróbowałem zadzwonić, ale nie odebrała. Straciłem nadzieję, że odbierze ode mnie, więc postanowiłem wrócić do hotelu. Mogła być teraz w pokoju lub spać. Liczyłem na to, że tak się stało.

Powoli opuściłem parking i wyjechałem na drogę. Naprawdę dawno nie jeździłem sam. Przyzwyczaiłem się mieć ją obok siebie. Włączyłem radio, żeby nie było mi nudno i spokojnie mijałem znaki.

Wkrótce zaparkowałem i wszedłem głównymi drzwiami. Przypuszczałem, że może być w restauracji.

Mała istotka przybiegła do moich stóp.

-Tannie, co tutaj robisz? Nie możesz tutaj być - wziąłem psa na ręce i zacząłem rozglądać się za znajomą twarzą. Dostrzegłem ją i poszedłem do niej.

-Jimin-ssi~

Zauważyłem, że nieźle się spił. Jego twarz była czerwona.

-Co on tutaj robi? - popatrzyłem na psa.

-Mamy pozwolenie - Taehyung był bardziej świadomy - widzisz? Zrobiłem to - podszedł do mnie, żeby zabrać psa.

-Gdzie reszta? - zapytałem.

-Poszli do siebie - przytulał Yeontana.

-Choć, wypij s nami - mówił niewyraźnie.

-Nie wiem czy..

-Chodź! - Tae pociągnął mnie i wylądowałem na kanapie.

-Powoli..

-Hoszzeok - zauważyłem Yoongiego idącego w naszą stronę - fruciłem! - opadł obok niego - dajs mi to majke.

-Nje mom.

-Fszyssscy bedo sie gapis, daji..!

-To bys szart.

-Ufalszem ci! - złapał go za kołnierz - daji!

-Yoongi, wracaj do siebie - nie chciałem, żeby doszło do bójki.

-Pij - Taehyung wepchnął mi szklankę do ust. Część cieczy wylała się na mnie - Tae - odsunąłem szklankę.

-DAJI! - Hoseok leżał pod Sugą.

Wstałem, żeby ich rozdzielić. Nie chciałem nawet patrzyć na ludzi, którzy musieli uznać nas za wariatów.

Odciągnąłem Suge od Hobiego.

-To kszamca! - wyrywał się.

-Suga, chcesz maskę?

-No! - wyciągnąłem ją z kieszeni i ją mu wręczyłem - maszzuka! - wziął ją i zaczął trzymać jak największy skarb.

-Chodź, odprowadzę cię - wziąłem go pod rękę, żeby mi nie uciekł. Nie słuchałem tego co mamrotał, jednak był teraz spokojniejszy. Wsiedliśmy do windy.

-Motyhl mi sie poszuwa - bełkotał do siebie.

-Dobrze, że to tylko motyl - parsknąłem.

Głośno się zaśmiał przez co ja też się uśmiechnąłem.

-Które drzwi są twoje? - miałem nadzieję, że chociaż tyle mi powie - te? - wskazałem na jedne ze drzwi. Pokręcił głową

-Te - wskazał palcem. Zaprowadziłem go pod nie.

-Karta?

-Kieszen - sięgnąłem do jednej z nich i wyciągnąłem kartę. Włożyłem ją i otworzyłem drzwi.

Położyłem go na łóżku w sypialni.

-Śpij i nie hałasuj - zostawiłem kartę i zamknąłem drzwi.

Postanowiłem zapukać jeszcze do jednych z nich.

-T/I..? - zapukałem.

Cisza

Pociągnąłem za klamkę.

Zamknięte

-Może jest u mnie.. - powiedziałem sam do siebie. Nie wiem jak miałaby się tam dostać, ale tylko to mogłem przypuszczać.

Wszedłem do środka.

-T/I? - zapaliłem światło.

Cisza

-Gdzie jesteś..? - wymamrotałem.

Usiadłem na kanapie. Odblokowałem telefon i jeszcze raz spróbowałem się do niej dodzwonić.

Znowu nie odebrała.

-Coś się stało..

Spróbowałem kolejny raz, ale nadal nie odbierała.

-Może śpi.. - westchnąłem.

Podszedłem wziąć szybki prysznic.

**************************

Kolejna minuta..

Kolejna godzina..

Gdzie jesteś?

-Co to? - usłyszałem dziwny dźwięk.

Podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Wyjrzałem, żeby zobaczyć co się dzieje, wtedy zauważyłem ją we łzach.

-T/I - pobiegłem za nią - co się stało? - starałem się ją dogonić.

Zdążyłem zatrzymać drzwi, zanim się zamknęły.

-T/I - wszedłem za nią do środka. Słyszałem jej szloch - Hej.. - podszedłem bliżej niej i położyłem rękę na jej talii.

-Z-zostaw - odsunęła się.

-Nie płacz, proszę - wyszeptałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top