71 Epilog

Ciepłe dłonie objęły mnie. Było to tak przyjemne, że nie miałam ochoty otwierać oczu. Nieświadomie wtuliłam się w te przyjemne ciepło. Nie chciałam być go pozbawiona. Miękka pościel i cichy pocałunek sprawiły, że chciałam go zobaczyć.

-Śpij - wyszeptał i odsunął się. W tym momencie chciałam mieć go blisko siebie.

-Nie odchodź - powiedziałam pół szeptem. Chwyciłam za jego miękką dłoń.

-Myślałem, że śpisz - usiadł obok mnie. Schował moją dłoń w jego własnych.

-N-nie - pokręciłam lekko głową - czy ja umarłam?

-Mam skrzydła anioła? - zapytał sarkastycznie - chyba nie - uśmiechnął się.

-To dobrze - westchnęłam.

-Co się dzieje? - zapytał zmartwiony.

-Taehyung zaadoptował mnie..? - chciałam się upewnić. Słabo kontaktowałam ze światem.

-Tak.. Skąd o tym wiesz?

-Co się dzieje.. - powiedziałam sama do siebie.

-O czym mówisz?

Jak mogłabym mu to wytłumaczyć? Sama tego nie rozumiem.

-Byliśmy już w sklepie? - chciałam odnaleźć się w sytuacji.

-Nie, dopiero co wziąłem prysznic.

-Uh.. - chciałam jakoś pozbierać myśli. Był to sen.. bardzo dziwny sen.

-To jedziemy? Mam ochotę na naleśniki.

-Żadnych naleśników - szybko odpowiedziałam.

-Więc co byś zjadła? - masował moją dłoń. Usiadłam, uważnie mi się przyglądał.

-Ciebie..? - powiedziałam trochę nieśmiało. Rzadko mówiłam takie rzeczy.

-To mój tekst - prychnął - zatem zostańmy kanibalami - puścił moją dłoń i rozszerzył ramiona zachęcając mnie do zanurzenia się w nich.

Zbliżyłam się do niego i przytuliłam. Myślę, że właśnie tego potrzebowałam po tym koszmarze.

-Nie zostawiaj mnie - powiedziałam w jego koszulkę.

-Nie zostawię cię, obiecuję - pocałował moją głowę.

-Jadłeś coś gdy spałam..? - zapytałam dla pewności. Mimo, że mój apetyt już dawno zniknął to nadal martwiłam się o niego.

-Jeszcze nie - przyznał.

-Zróbmy coś, ale nigdzie nie jedźmy. Proszę..

-Zrobimy jak zechcesz - odsunęłam się.

Przyglądał mi się przez moment

-Co? - zapytałam, kiedy milczał dłuższą chwilę.

-Zmieniłaś się - uśmiechnął się sprawiając, że jego oczy zniknęły.

-Jesteś zbyt słodki - wstałam i poszłam do kuchni.

-Nie tak bardzo jak ty - objął mnie od tyłu.

-To co robimy?

-Jakieś kanapki? - zaproponował. Przytaknęłam.

Puścił mnie. Podszedł do lodówki i zaczął wyciągać składniki. Przyglądałam mu się z oddali.

-Hmm.. - mruknął do mnie - coś nie tak?

-Nie - podeszłam do niego. Wyciągnęłam nóż i zaczęłam kroić produkty. Musiałam siłować się z serem. Naprawdę nie miałam wystarczająco dużo siły.

-W ten sposób - położył swoje dłonie na moich i mi pomagał - odsuń palce, bo zaraz je utniesz - lekko je pociągnął.

Dokończyliśmy robienie kanapek i szybko je zjedliśmy. Postanowiłam zostać u niego na noc. Po wszystkim poszłam wziąć prysznic, który nie trwał długo. Założyłam ubrania, które mi dał i wyszłam z łazienki.

Zauważyłam skuloną kulkę. Pokręciłam głową, bo nawet się nie nakrył. Zrobiłam to za niego i usiadłam obok. Zajmował większość łóżka. Sięgnęłam ręką do jego głowy i delikatnie pogłaskałam jego policzek.

-Już wyszłaś.. - wymruczał z zamkniętymi oczami.

-Przepraszam, że cię obudziłam - zabrałam rękę. Pokręcił głową na boki.

-Nie obudziłaś... Nie spałem.

DING DONG

-Pójdę otworzyć - wstałam.

-T/I.. - wymruczał - załóż maskę, leży na stoliku.

-Okej - znalazłam maskę i założyłam ją. Musiałam wyglądać teraz głupio, ale mnie o to poprosił.

DING DONG

-Już idę - powiedziałam sama do siebie i otworzyłam drzwi.

Moje oczy utkwiły w jednym punkcie, zauważyłam jak ilustruje mnie wzrokiem. Przypuszczałam, że głównym powodem jest to, że miałam na sobie tylko jego koszulkę.

-Zawołać go? - przerwałam ciszę. Nie chciałam z nim rozmawiać.

-Nie, szukałem cię - zaskoczyły mnie te słowa - możemy porozmawiać? - czekał na moją odpowiedź.

-Przepraszam, ale nie teraz - osoba, która zabiła mnie we śnie teraz stoi przede mną. Co miałabym zrobić innego?

-Dlaczego? To nie zajmie długo. Chodź na chwilę ze mną - chwycił mój nadgarstek.

Szybko cofnęłam się i starałam się wyrwać.

-Nie chcę teraz rozmawiać, puść.

Nie słuchał mnie, zamiast tego zaczął mnie ciągnąć w swoją stronę. Głośno jęknęłam z bólu.

-Pomocy! - krzyknęłam z nadzieją, że Jimin zaraz się tutaj zjawi.

-Co ty wyprawiasz Guk - złapał za jego rękę.

-Chcę tylko z nią porozmawiać - szybko wyjaśnił, jednak nadal mnie trzymał.

-Powiedziała, że nie chce - patrzyli na siebie.

-Przecież nic jej się nie stanie - powiedział już mniej przyjaźnie.

-To moja dziewczyna - podkreślił. Wymieniali wkurzone spojrzenia.

-To dlatego ją tak chronisz? - parsknął i puścił mój nadgarstek.

-Jeśli to wszystko czego chciałeś, możesz nas zostawić - przyciągnął mnie bliżej siebie. Starałam się nie pokazać bólu.

Rzucił mi dziwne spojrzenie i odszedł. Jimin zamknął drzwi i spojrzał na mnie zmartwiony.

-Przepraszam, to ja powinienem pójść - ściągnął mi maskę.

-Nie przepraszaj - pokazałam mu krzywy uśmiech.

Przykucnął i postukał palcem w moją stopę.

-Co to ma być? Boli cię? Kiedy byłaś u lekarza? - podniósł głowę do góry, żeby na mnie spojrzeć.

-Za dużo pytań zadajesz - roztrzepałam jego włosy.

-Chcę znać odpowiedź - złapał za moje nogi i mnie podniósł. Objęłam go za szyję - kiedy to się stało? - przeniósł mnie na łóżko i usiadł wygodnie obok mnie.

-Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy przez telefon. Uderzyłam się i przypadkiem złamałam.

-Jest złamany?! - szybko złapał za moją stopę.

-Ale już się goi..

-Boli cię?

-Teraz trochę..

-Pojedziemy jutro do lekarza - oznajmił.

-Nie trzeba, wszystko w porządku..

-Boli cię, ten palant mógł Ci coś uszkodzić - chwycił za mojego palca.

-Nie ściskaj go tak - zachichotałam.

-Zrobili ci go dużego - był skupiony na nim - jak dotykam to boli?

-Nie, boli mnie wewnętrznie - zachichotał.

-Gdzie masz telefon?

-Chyba w torebce.

-Poczekaj - szybko gdzieś poszedł.

Zastanawiałam się co wymyślił. Po chwili wrócił.

-Odblokuj - podał mi mój telefon. Zrobiłam to i mu go podałam - teraz nie zapomnisz - klikał w niego - musisz go odbierać - zwrócił mi go.

-ChimChim - przeczytałam nazwę - co robisz? - był pochylony do mojej stopy - Co tam rysujesz! - starałam się dojrzeć.

-Muszę cię oznaczyć - parsknął śmiechem. Dokończył to co robił - teraz możemy iść spać - szybko zawisł nade mną - Tak długo cię nie było.. - wyszeptał.

-Ciebie też - zachichotałam. Sięgnął po moją rękę.

-Prawie nic tu nie ma - ucałował mój nadgarstek - Cieszę się, że wróciłaś. Myślałem, że nie żyjesz.

-Wszyscy mnie uśmiercają, nawet ja sama siebie - stwierdziłam.

-Już nigdy więcej tego nie zrobię..

--------------------------------------------------

I co tam moje skarby, nabrałam was?

Mam dla was kilka informacji.

Pierwsza z nich to nie, to nie jest koniec tej książki (nie bijcie mnie)

Po drugie.

Jutro jest moje święto + święto Jimina + święto tej książki, więc pomyślałam że mogłabym zrobić maraton.

Zacznijmy negocjacje 

\_______/ <-- piszcie ile rozdziałów chcecie, a ja to przemyślę.

Kolejna rzecz jest taka, że pojawi się jeden specjalny rozdział i również w nim będę miała do was pytanie, ale dowiecie się o nim w odpowiednim czasie (Uwielbiam komplikować sobie życie)

  Dziękuję za uwagę i mam nadzieję, że jeszcze sobie nie poszliście 👀


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top