68

- I ziuuuuum - odstawił mnie na ziemię. Otworzył drzwi i oboje weszliśmy do środka - zamówmy coś do jedzenia - oboje ściągnęliśmy ciężkie ubrania.

-Dobrze, ale później pójdę już do siebie - poszliśmy dalej.

-Chcę, żebyś została - złapał mnie za rękę.

-Będę cię tylko męczyć swoją obecnością. Musisz odpocząć - wyjaśniłam.

-Nie będziesz - sięgnął po maskę, którą miałam na twarzy i ją zdjął - nigdy tego nie robisz - uśmiechnął się. Wyciągnął telefon i wybrał numer - co chcesz zjeść?

-Zjem to co zamówisz.

-Hmmm... - odłożył telefon - może ugotujemy coś sami?

-Możemy spróbować.

Poszedł do szafek i zaczął je otwierać.

-Idziemy na zakupy - oznajmił - tylko najpierw wezmę prysznic - uśmiechnął się i pobiegł w drugi koniec mieszkania - poczekaj na mnie! - trzasnął drzwiami.

Usiadłam i czekałam na niego.

---------------------------------------

-Możemy już iść - oznajmił. Spojrzałam na niego.

-Wysusz włosy, bo się przeziębisz.

-Założę czapkę, zresztą zaraz zamkną nam sklep.

-Jesteś ważniejszy od jakiegoś sklepu - podeszłam do niego - no już, idziemy je suszyć - ponagliłam go. Poszłam do łazienki, a on ociągał się za mną. Wyciągnęłam suszarkę i dałam mu znak, żeby podszedł. Włączyłam ją.

-Jesteś za niska - śmiał się.

-Nie krytykuj mojego wzrostu.

Złapał mnie po udami i posadził na blacie, obok umywalki. Rozszerzył mi nogi i stanął pomiędzy nimi.

-Jesteś za blisko - powiedziałam, kiedy jego twarz znalazła się parę centymetrów ode mnie.

-Nie ograniczaj mi siebie - jego usta przylgnęły do moich - chcę tylko ciebie - jego pieszczoty nie miały końca. Delikatnie złapałam za końcówki jego włosów i pociągnęłam do tyłu - mmm za co to?

-Zachowujesz się jak zwierzę - zażartowałam.

-Chcę więcej... Ciebie - zostawiał mokre ślady na mojej szyi. Starałam się tym nie przejmować i dalej suszyłam jego włosy. Było mi o wiele bardziej ciepło, gdy to robił. Mój brzuch ogarniało przyjemne uczucie.

-Skończyłam - wyłączyłam suszarkę, a on nadal się ode mnie nie odkleił. Poczułam ukłucie na szyi przez co jęknęłam - to boli, wystarczy...

-Proszę.. daj mi więcej siebie - wymamrotał.

-Mieliśmy iść do sklepu, nic nie jadłeś.

-Ty mi wystarczysz...

-Twój brzuch twierdzi inaczej - odsunęłam się do tyłu.

-Tęskniłem za tobą.. - patrzył na mnie ze smutną miną.

-Ja za tobą też - lekko się uśmiechnęłam. Powoli zsunęłam się z blatu - Chodźmy bo naprawdę zamkną nam sklep - przytaknął i odsunął się, żebym mogła przejść.

Ubrałam się i razem poszliśmy do jednego z marketów. Wzięliśmy ze sobą wózek.

-Co będziemy gotować? - zapytałam, kiedy mijałam kolejne półki.

-Może... Naleśniki?

-Pamiętasz składniki?

-Oczywiście, chodźmy tutaj - skręciliśmy w następny dział.

Jimin pochylił się i włożył mąkę do koszyka.

-O jeszcze to - przyniósł jajka - jedziemy dalej - popchał wózek. Wzięliśmy potrzebne składniki i kierowaliśmy się w stronę kasy.

-Mamy patelnie? - zatrzymałam się.

-Kupmy na wszelki wypadek - skręciliśmy w bok. Wziął jedną z nich do ręki i potrząsnął. Wzięłam drugą.

-Będę miała czym cię bić - machnęłam w bok, niestety przypadkiem trafiając w jego rękę. Krzyknął z bólu - Przepraszam! - szybko ją odłożyłam i chwyciłam jego rękę.

-Nic się nie stało.

-Będziesz miał siniaka. Ja żartowałam z tym biciem..

-Przynajmniej przetestowałaś ją. Możemy ją wziąć - włożył ją do koszyka. Zapłaciliśmy za wszystko i wyszliśmy.

Było ciemno i tylko latarnie oświetlały nam drogę. Poszliśmy do samochodu, a Jimin otworzył bagażnik.

-Spakujmy to w siatkę - zajął się zakupami. Postanowiłam mu pomóc, dzięki temu szybko skończyliśmy.

-Idę odprowadzić wózek - oznajmiłam.

-Poczekaj, mam dla ciebie inne zajęcie - zamknął bagażnik.

-To znaczy?

-Pobawimy się - powiedział z uśmieszkiem.

Podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię. Głośno pisnęłam, nie spodziewałam się tego.

-Przestań mnie nosić! Dlaczego cię to nie męczy?!

-Bo trzymanie cię w ramionach sprawia mi radość - pochylił się. Panicznie trzymałam się go. Nie wiedziałam co robi - puść się - zachichotał.

-Boję się, przestań! - ciągle się śmiał. Poczułam coś pod sobą. Siedziałam na czymś, ale bałam się go puścić. Pomógł sobie rękami, musiałam go puścić. Popatrzyłam na to, gdzie mnie włożył - oszalałeś.. - patrzyłam na jego rozbawioną twarz - nie śmiej się - próbowałam wstać.

-Nie wstawaj i trzymaj się mocno - chwycił za wózek i zaczął nim kręcić.

Zaczęłam piszczeć i mocno złapałam za boki wózka. Ten pajac śmiał się ze mnie.

-Źle się czuję.. - nie zwracał uwagi na to co mówię. Zaczął pchać wózek razem ze mną - Chim Chim przestań! - piszczałam i jednocześnie śmiałam się.

-Ziuuuuuuum - puścił wózek. Czekałam, aż wózek sam się zatrzyma.  Kiedy to się stało, spróbowałam wstać - nie uda Ci się - szybko obrócił wózek do siebie.

-Chcę już wyjść..

Uśmiechnął się i pochylił się nade mną.

-Jesteś moją księżniczką - złączył nasze usta - kocham tylko ciebie - wyszeptał. Mimo wszystko zarumieniłam się.

-Pomożesz? - wystawiłam do niego ręce. Złapał mnie pod ramionami i podniósł.

-Nigdy mi się nie znudzisz - parsknął śmiechem - odstawmy już ten wózek - postawił mnie na ziemi. Podał mi klucze od samochodu - możesz poprowadzić - puścił mi oczko.

-Ale ja nie umiem - odszedł z wózkiem. Wsiadłam do samochodu i czekałam, aż wróci.

-Myślałem, że usiądziesz za kierownicą - wsiadł do środka.

-Nie chcę nas zabić - przyznałam.

-Przynajmniej umarłbym razem z tobą - odpalił samochód i wyjechaliśmy z parkingu.

Patrzyłam na niego, podczas gdy kierował. Wyglądał na śpiącego.

-Dlaczego chciałeś, żebym kierowała? - postanowiłam przerwać ciszę. Nie chciałam, żeby mi tu zasnął.

-A dlaczego nie? - uśmiechnął się - chciałem, żeby coś się zmieniło.

-Coś się stało? - zaniepokoiłam się.

-Nie - położył swoją dłoń na mojej - chciałem żebyś odzyskała dobre wspomnienia, ale wiem że to nie możliwe. Chciałem je odtworzyć, żebyś pamiętała. Nawet jeśli jesteśmy teraz trochę starsi.. - Patrzyłam na jego twarz, która co chwilę się zmieniała.

-Ja też bym chciała.. - przyznałam.

-Kiedyś ukradłem wózek i woziłem cię w nim. Nigdy mnie nie złapali - parsknął śmiechem, ale wyczuwałam w tym również smutek - naprawdę byłem zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, że jesteś z domu dziecka. Nie przypuszczałem, że kiedyś spotkam taką osobę jak ty - jego oczy zaszkliły się - żałuję, że tego nie pamiętasz.

-Nie płacz.. - ścisnęłam jego dłoń.

-Nie wiesz, że kiedy ktoś tak mówi to druga osoba płacze jeszcze bardziej? - po jego twarzy spłynęły łzy.

-To poczekaj, powiem inaczej. Jimin ciesz się - parsknął śmiechem pomimo, że łzy nadal spływały po jego twarzy.

-Dzięki - uśmiechnął się.

-Ile mieliśmy lat, kiedy się poznaliśmy?

-Ty piętnaście, a ja dwadzieścia.

-Co? Byłam wtedy w gimnazjum?

-Nie, poszłaś o rok wcześniej do szkoły.

-Nie dziwię się, że traktujesz mnie jak dziecko. Pięć lat to spora różnica..

-Nie przesadzajmy, mogło być gorzej.

-Skończyłam szkołę? - dopytywałam.

-Tak, to nie było tak dawno temu..

-Miałam kogoś przed tobą?

-Nie, byłem twoim pierwszym chłopakiem - szczerzył się.

-O nie, za dużo o mnie wiesz!

-Jestem grzeczny i z nikim się tobą nie podzielę.

-Nie mam prawa jazdy, prawda? - zapytałam dla pewności.

-Nie - parsknął śmiechem.

-To dlaczego chciałeś, żebym prowadziła!

-Bo kiedyś uczyłem cię kierować. Zawsze siadałaś mi na kolanach i kierowałaś, a ja sterowałem prędkością. Chciałem, żebyś sobie przypomniała. Byłaś w tym dobra.

-Jak to możliwe, że jeszcze żyje.. - mruknęłam - całe życie spędziłam w domu dziecka?

-Nie, później zostałaś zaadoptowana.

-Przez ciebie?

-Nie.

-Więc mam 'rodzinę'?

-Tak, mnie - uśmiechnął się.

-Ale ja tak na serio mówię..

-Twój przyjaciel..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top