57
Namjoon wstał i uniósł swoją szklankę w górę, zrobiliśmy to samo.
-Zdążyliśmy na czas. Mam nadzieję, że w przyszłości nie będziemy mieli już takich przygód. Za naszą ciężką pracę!
Wznieśliśmy wspólnie toast.
-Smacznego - zaczęliśmy jeść.
Kiedy powróciłem na plan, napotkaliśmy problemy, ponieważ nie miałem jeszcze skończonych scen w mv, a już musiałem być gotowy na sesję zdjęciową. Dlatego dostałem mniej scen, a część z nich była kręcona na szybko. Dzięki temu mogłem uczestniczyć w sesji w normalnych godzinach, wraz z członkami zespołu. Te dni były bardzo produktywne, dlatego teraz jemy wspólną kolację.
Wymienialiśmy się swoimi przemyśleniami, a także zwyczajnie rozmawialiśmy. W ostatnich dniach nie mieliśmy dużo czasu dla siebie i rzadko spotkaliśmy się w siódemkę, żeby chociażby porozmawiać. Dlatego to miła odmienność. Wszyscy możemy chociaż na chwilę poczuć się dziećmi.
Moje myśli przerwał mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni. Przyznam, że ostatnio ciągle mam go przy sobie i prawie go nie gubię.
-Przepraszam, muszę odebrać - odszedłem od stołu. Nie przejęli się tym nawet, bo Jin próbował wepchnąć im żart.
-Hej, coś się stało? - zapytałem od razu, gdy odebrałem.
-Jimin.. - była taka cicha - n-nie przeszkadzam?
-Oczywiście, że nie.
-Boję się..
-Czego się się boisz, kochanie? - zmartwiłem się.
-Burzy.. Strasznie wieje i pada. Boję się, że zaraz coś się stanie złego.
-Nic złego się nie stanie.
-Boję się być sama..
-Zadzwonić po Marka? Mógłby z tobą przeczekać burzę.
-Jest trzecia w nocy, nie budź go. Niech chociaż on się wyśpi.
-Nie mogę pozwolić na to, żebyś była sama.
Żałowałem, że nie było mnie obok niej, kiedy tego potrzebowała. To nie był pierwszy raz, a jednak to zawsze do mnie dzwoniła, gdy coś się działo. Cieszyło mnie to, że mi zaufała.
Uczucie bezsilności stawało się coraz cięższe i zaczynałem się obwiniać. Powinienem być teraz z nią, żeby się nie bała, nie płakała i czuła bezpiecznie, ze mną.
-Wystarczy, że mogę cię słyszeć.
-Wiem, że to mówisz, żebym poczuł się dobrze. Żałuję, że nie ma mnie obok ciebie.
Usłyszałem głośny grzmot.
-Nic złego się nie stanie - starałem się ją uspokoić, przynajmniej słowami.
-W-Wiem..
-Jeśli będzie jeszcze gorzej, to zawsze możesz pójść do dziadka. Przepraszam, że nie mogę być to ja..
-Nie będę mu przeszkadzać. To pewnie tylko ja to tak przeżywam, ale naprawdę się boję..
-Wiem..
Zapadła chwila ciszy. Mogłem dokładnie słyszeć co się dzieje w jej otoczeniu.
-Nie bój się - wyszeptałem.
Usłyszałem głośny huk. Musiała strasznie się bać.
-Boję się stąd ruszać..
Usłyszałem dzwonek od drzwi.
-Muszę iść - słyszałem jak się podnosi.
-Weź mnie ze sobą.
-Dobrze..
Nasłuchiwałem jej kroków, ale w pewnym momencie usłyszałem trzask i głośny odgłos, tak jakby coś upadło.
-Wszystko w porządku? - zaniepokoiłem się.
Usłyszałem jej jęki, a po chwili już nic.
Odsunąłem telefon od mojego ucha. Wyglądało na to, że się rozłączyła.
Wybrałem ponownie jej numer i czekałem, aż odbierze. Jednak odpowiadała mi tylko poczta głosowa. Zacząłem się denerwować. Coś musiało się jej stać.
Szybko wróciłem do chłopaków i oznajmiłem, że muszę wyjść.
Zmierzałem do swojego pokoju, a w międzyczasie wybrałem numer do Marka.
-Halo, Jimin? - powiedział zaspany.
-Musisz pojechać do T/I! - wykrzyczałem.
Wszedłem do środka.
-T/I? Po co mam do niej jechać o tej porze? Uzna mnie za zboczeńca.
-Coś jej się stało. Musisz to sprawdzić.
-Przesadzasz.
-Jedziesz czy mam tam przylecieć?!
-Już ubieram się. Czemu jesteś zły na mnie, mówię tylko prawdę.
-Pośpiesz się. Zadzwoń, gdy będziesz na miejscu.
Rozłączyłem się.
Nerwy zaczynały mnie zżerać. Zaczynałem popadać w panikę.
Niespokojnie chodziłem z kąta w kąt. Nie mogłem znieść tej ciszy.
Próbowałem się do niej dodzwonić, ale to było na marne.
Dlaczego nie odbierasz?
Po paru minutach zadzwonił do mnie Mark, szybko odebrałem.
-I co z nią?
-Nie wiem.
-To się dowiedz!
-Nie widzę jej.
-Gdzie jesteś?
-Przed budynkiem.
-Co?!
-Wszyscy są na zewnątrz, ale nie widzę jej nigdzie. Chyba coś się pali, bo strażacy są tutaj.
-Musisz ją znaleźć!
-Staram się.
-Jeśli coś jej się stanie..
-Nic się nie stanie. T/I!!
-Znalazłeś ją?!
-Poczekaj, muszę się do niej dostać.
-Ja pierdole.
Usiadłem na kanapie.
-Kurwa.
-Co się dzieje?
-Nie mogę do niej podejść.
-Gdzie jest?
-Chyba wsiada do karetki.
-Ale jest przytomna?
-Tak, chyba nic jej nie jest.
-Jedź za nią. Nie możesz jej teraz zostawiać, rozumiesz?
-Jasne - rozłączył się.
NIE POWIEDZIAŁEM ŻE MASZ SIĘ ROZŁĄCZAĆ!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top