54
Pov Jimin
-Hobi nie musisz tego robić, mogę zrobić to sam.. - biłem się w myślach przez to, że go wykorzystuje.
-Wsiadaj i nie marudź - zająłem miejsce obok niego.
-Ale ty pamiętasz jeszcze przepisy ruchu, prawda? - zapytałem dla pewności.
-To, że rzadko siedzę za kierownicą nie oznacza, że mam słabą pamięć - trochę się oburzył i odpalił auto. Ostrożnie wyjechał z parkingu.
-Hoba nie gorączkuj się tak - zażartowałem z niego. Sięgnąłem do radia i zwiększyłem jego głos.
-O nie - jęknął i już chciał ściszyć, ale uderzyłem go w rękę.
-Nie, nie, nie, teraz musisz to przeżyć - szturchnąłem jego ramię i zacząłem kołysać się na boki. Rytm muzyki się rozkręcał i czekałem tylko aż wybuchnie. Zacząłem pierwszy kiedy tylko wybił beat - I took my baby on a Saturday Bang. Boy is that girl with you?
-Nie, nie skusisz mnie - starał się skupić na drodze.
-Now I believe in miracles.
-And a miracle has happened tonight.. - wymruczał nie zdając sobie z tego sprawy.
-Słyszałem to - parsknąłem śmiechem.
-Wal się - mimo oburzenia nadal nucił razem ze mną, a gdy nadszedł refren to zaczął krzyczeć, że zaraz się rozbijemy. Nie mogłem opanować śmiechu z powodu jego przejętej miny.
Piosenka wkrótce się skończyła, a my dotarliśmy do hotelu. Hobi bez słowa sprzeciwu zajął się moimi rzeczami.
Podziękowałem mu i zaprosiłem do środka.
-Gdzie mam ci to postawić? - szedł zaraz za mną.
-Możesz to zostawić tutaj, później się tym zajmę.
-Oki doki - zostawił to i przyszedł do mnie - Powinienem coś zamówić? Jesteś głodny? Gdyby był tutaj Jin już dawno by coś gotował.
-Daj spokój. Usiądźmy, chyba że ty jesteś głodny to śmiało - usiadłem na kanapie.
-Nie, już jadłem - dołączył do mnie - Już wszystko z tobą w porządku?
-Nie widać? - uśmiechnąłem się jak najszerzej.
-No nie wiem jakiś taki chudy jesteś i nie wyrośnięty - zaczął mi dokuczać.
-A ty pomyliłeś miejsce, kiedy się rodziłeś.
-Nie, no dobrze wycelowałem czego się czepiasz?!
-Dobrze tylko dla swojej osoby.
-Jesteś okropny.
-Ty też.
Wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni.
-I tak pewnie się jej podobasz - powiedział bez namysłu.
-Komu? - nie wiedziałem o kim mówi.
-No tej dziewczynie, ciągle się kręcisz wokół niej.
-A.. Mówisz o Soo.. Tego nie wiem..
-Nigdy się jej nie zapytałeś? Naprawdę?
-Nie, z resztą kto normalny tak robi?
-Wszyscy??
-Dla mnie byłoby to krępujące. Wolę jak coś samo wyniknie niż tak z nagle pytać.. Może jestem NIENORMALNY?!
-Pytasz się czy co bo nie wiem czy mam odpowiadać.
-Nie chcę twojej odpowiedzi.
-Jak chcesz, ale myśleć i tak mogę co chce.
-No to sobie myśl, ale w ciszy - sprawdziłem godzinę. Chyba powinna już się obudzić?
-Ale ty z nią..
-Co? - spojrzałem na niego - nasłali cię na przesłuchanie mnie?
-Nie, ja tylko chcę wiedzieć czego się spodziewać..
-I tak nigdy nie powierzę ci własnych dzieci - szybko go wyjaśniłem.
-To aż tak? Ej ale ja umiem się nimi zajmować! Nie skreślaj mnie od razu!
-Zrób sobie swoje - parsknąłem.
-Dobry pomysł - roześmiał się.
Co to za człowiek.
-Masz kandydatkę? - chciałem z niego coś wycisnąć. Nie mogłem być jedynym, z którego robią sobie żarty.
-Nie, skąd ci to przyszło do głowy?
On się zarumienił..
Parsknąłem śmiechem.
-Możesz opowiadać, nie mam nic przeciwko - próbowałem go zachęcić, co miało odwrotny skutek niż zamierzałem.
-Zapomniałem odebrać Yeontana! Muszę lecieć! - szybko się zwinął.
Hoba nigdy nie potrafi gadać o swoich uczuciach, jeśli chodzi o te miłosne. Zawsze sprawia mu to trudność przez co to stało się jego słabym punktem.
Tak naprawdę chciałbym usłyszeć to od niej. To, że jej się podobam, ale tak tylko z jej inicjatywy, a nie z mojej.
Jest tyle słów i rzeczy, które chciałbym, żeby zrobiła i powiedziała, ale nie mam na to wpływu..
Wystukałem jej numer i przyłożyłem komórkę do ucha. Liczyłem każdy sygnał, ale nie odebrała.
Został mi Mark, więc do niego zadzwoniłem. Szybko odebrał.
-Cześć, jest z tobą T/I?
-Cześć, czekam na nią przed gabinetem lekarskim.
-Już się obudziła? - mimo wszystko to mnie trochę zaskoczyło.
-Tak, już parę godzin temu.
-Jak się czuje? Lekarz coś mówił? Wszystko poszło dobrze? Nie ma powikłań? - byłem bardzo zmartwiony. Przed operacją rozmawialiśmy chwilę, brzmiała wtedy tak, jakby się ze mną żegnała. To naprawdę mnie stresowało.
-Tak, nawet bardzo dobrze. Od samego rana jest na nogach.
-Nie pozwól jej, żeby się przemęczała. To nie jest dla niej dobre. Powinna być nadal w łóżku.
-Myślisz, że jestem w stanie ją zatrzymać?
-Wiem, że jest trudno, bo jest uparta, ale to dla jej dobra. U jakiego lekarza teraz jest?
-Jest u- To Jimin? - usłyszałem jej głos.
Od razu się uśmiechnąłem.
-Tak to ja - zanuciłem - Mój Skarbek dobrze się już czuje?
-Tak, o wiele lepiej.
-Kiedy cię wypisują? I kiedy do mnie wracasz? Wiesz, że bardzo tęsknię? Nie mam nawet do kogo się przytulić..
-Biedaczek, a jednak mogłam zabrać cię ze sobą.
-Noooo
-Ale jeden taki potężny pan powiedział, że nie możesz, przykro mi.
-Mi jeszcze bardziej.. Nie lubimy już tego pana - usłyszałem jej chichot w słuchawce - jesteś za?
-Hmmmm przynajmniej pozbyłam się ciebie na jakiś czas.
-Łamiesz mi serce..
-Najpierw złamię, a później posklejam.
-Masz szczęście, że nie jesteś blisko mnie, bo miałabyś już kłopoty.
-Jak możesz mi tak grozić? Pozwę cię! A później gdzieś schowam, żeby nikt się nie dowiedział.
-Z tobą mogę się chować wszędzie.
-Ta opcja wymaga poważnej dyskusji. Trzeba zwołać radę, najbardziej doświadczonych ludzi. Może znowu zaczniesz mi grozić??
-Następnym razem na groźbach się nie skończy.
--------------
Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału, ale pracowałam nad One shot, którego możecie zobaczyć na moim profilu i do którego zapraszam ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top