48

Przebudziłam się sama z siebie i spotkałam się ze śpiącą twarzą Jimina.

Małe promienie słoneczne wpadały przez okno i oświetlały jego twarz.

Postanowiłam już go zostawić i tak byłam tu zbyt długo i jeszcze zostałam na noc.. nie powinnam była tego robić.

Delikatnie zdjęłam jego rękę z mojej talii. Usiadłam na końcu łóżka i spojrzałam na ubrania.

-Gdzieś tam musi być karta - wyszeptałam.

Nagle poczułam rękę na swoim brzuchu, a zaraz po tym zostałam pociągnięta.

-Aj Jimin.. - jęknęłam.

-Dokąd się wybierasz? - patrzył na mnie do góry nogami.

-Chcę już iść do siebie i się wyszykować.

-Zostajesz ze mną.

-Ale nie zdążę - jęknęłam.

-Dopiero szósta rano, zdążysz.

-Jimin ale

-Chodź tu szkrabie - ułożył mnie obok siebie na poduszce - i nie marudź - pocałował mnie w czoło - zaraz wstanę razem z tobą, ale pobądźmy tak..

-Lepiej gdybyś nie wstawał..

-I tak muszę, poza tym nie puszczę cię nigdzie samej.

-I tak sama tam będę.

-Bwaha - parsknął

-No co? - popatrzyłam zdziwiona.

-Liczyłem na twoją sprytność.

-Jedziesz ze mną?

-Nie - uśmiechnął się.

-To o co chodzi?

-Dowiesz się później.

Posłał mi uśmieszek.

-Mam się bać?

-Może - przeciągnął.

Pogrążyłam się w ciszy.

Wtulił się we mnie i zamknął oczy.

-Tylko nie zasypiaj bo stąd nie wyjdę.

-Mhm - wymruczał.

-I tak wiem że to zrobisz..

-Mhm.. - znowu wymruczał i pocałował mnie w policzek.

-Dlatego powinnam już wyjść - szybko wyrwałam się z jego objęć i wstałam z łóżka - gdzie masz kartę? - zapytałam stojąc naprzeciwko niego.

-T/I wróć do mnie.. - mówił zaspany.

-Nie tym razem - podeszłam do jego wczorajszych ubrań i zaczęłam je przeszukiwać.

-Nie znajdziesz jej tam.. - wymamrotał.

-To gdzie jest? - popatrzyłam na niego. Miał zamknięte oczy.

Milczał

-No Jimin - podeszłam do niego - Gdzie ją masz? W szafce? - zaczęłam odsuwać każdą z szuflad.

-Nie - wymruczał - nie znajdziesz.

-No daj mi ją - szturchnęłam go.

-Czyżbyś chciała do mnie dołączyć? - uśmiechnął się pod nosem.

-Nie tym razem.

Westchnął.

Pochyliłam się nad nim.

-Masz ją pod poduszką? - nie zważając na jego głowę podniosłam lekko poduszkę do góry i zaczęłam pod nią grzebać.

-T/I.. - stęknął - zapomniałaś o czymś..

-O czym? - dalej grzebałam.

-Jestem mężczyzną..

-I co z tego?

Złapał za moje pośladki i je ścisnął.

-I mam problem.

Zorientowałam się o co chodzi.

-To ty zdjąłeś mi spódnice!

-Pomóż mi..

-Ani mi się śni - zostawiłam poduszkę i strąciłam jego ręce - i niby brzuch cię boli.

-Już nie boli..

-Kłamca.

Odsunęłam się od niego i poszłam pozbierać swoje rzeczy.

Weszłam wraz z nimi do łazienki, żeby się umyć.

Nie miałam ubrań na zmianę, więc byłam zmuszona założyć te z wczoraj.

Przynajmniej dopóki tutaj jestem. Miałam nadzieję, że wkrótce mnie wypuści bo miałam coraz mniej czasu.

Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Po kilku minutach zażywania chwili spokoju.

-Wstałeś już..? - zapytałam wychodząc z łazienki.

-Mhm.. - mruknął i poszedł gdzieś.

Podążyłam za nim.

-Posprzątałeś..? - zapytałam, kiedy zauważyłam, że nic nie pozostało po wczorajszym incydencie.

-Mhm.. - mruknął nalewając sobie wody do szklanki.

-Przepraszam.. - spuściłam wzrok.

-To nic takiego, nie przejmuj się.. - połknął lekarstwo.

-Uderzyłam cię wałkiem i zraniłam do tego stopnia, że krwawiłeś, a ty mówisz, że to nic takiego. Kogo chcesz oszukać?

Westchnął cicho.

-Nie rozmawiajmy już o tym.. - wyminął mnie - idę wziąć prysznic, poczekaj na mnie..

-Uważaj na siebie.. - odprowadziłam go wzrokiem.

Usłyszałam zamykanie się drzwi.
Westchnęłam cicho.

Zaczęłam trochę sprzątać mu w mieszkaniu. Uprzątnęłam walające się ubrania. Chciałam chociaż tak mu pomóc.

-Co robisz..? - jego głos przerwał moją czynność.

Odwróciłam się do niego i zilustrowałam.

Jego ciało okrywał tylko ręcznik.

-J-ja.. - do moich oczu napłynęły łzy. Jedną ręką złapałam się za usta.

Podszedł do mnie i zabrał złożone ubranie z mojej ręki.

-Cii nic nie mów - delikatnie przytulił mnie - zapomnijmy o tym - pogładził mnie po plecach - nie płacz z mojego powodu bo to jest jeszcze gorsze - wyszeptał-dobrze..?

Pokiwałam lekko głową.

-Grzeczna dziewczynka..

Odsunął się kawałek i nachylił nade mną. Jego małe dłonie spoczęły na moich policzkach i wyrwały łzy.

-Już wszystko dobrze.. - uśmiechnął się do mnie.

Nie pomogło mi to. Czułam się jeszcze gorzej.

-Przepraszam - patrzyłam mu w oczy.

-Nie płacz skarbie - co chwile ścierał moje nowo powstałe łzy.

Przytulił mnie i czekał, aż się uspokoję.

--------------------------------------------------

-Już wszystko dobrze.. - uśmiechnął się i sięgnął do walizki - powinniśmy się pośpieszyć - wyciągnął ubrania - nie płacz już - otarł kciukiem moją łzę i poszedł do łazienki.

Usiadłam na łóżku i czekałam na niego.

Przed oczami nadal miałam widok "mojego dzieła". Wyglądało to okropnie i nie mogłam sobie wyobrazić jaki ból mógł czuć.

Mogłam załatwić to inaczej.

Jego ręka sprawiła, że podniosłam wzrok z podłogi.

-Chodźmy - znowu się uśmiechnął - chyba nie chcesz się spóźnić? - złapał za moją rękę - nie bądź już przygnębiona.

Pokiwałam głową i wstałam.

Pociągnął mnie za sobą i wyszliśmy z jego pokoju. Po drodze wzięłam jeszcze swoją torebkę.

Czekaliśmy chwilę, aż winda do nas dojedzie, a gdy tak się stało wsiedliśmy do niej. Stałam ze spuszczonym wzrokiem i przyglądałam się podłodze. Czułam się winna.

Po paru sekundach drzwi się otworzył, a my wysiedliśmy.

-Zajmiesz stolik? - odezwał się z boku.

-Mhm.. - przytaknęłam cicho.

-Hmmm?

-Tak.. - powtórzyłam.

-Nie zamawiaj mi nic dla na razie.

Podniosłam wzrok i popatrzyłam na niego.

-Dlaczego?

-Po prostu tak zrób - odszedł.

-Dokąd idziesz..? - patrzyłam jak odchodzi.

Nie odpowiedział. Zniknął zaraz za rogiem ściany.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top