16

-A ja mogę?

-Tak to dla ciebie

-A ja! A ja!?

-Oczywiście

-Saba chodź tutaj!

-Nie haha to nie dla ciebie!

-Ej to moje!

-Nie ruszajcie jej

-Ty gupi psie!

-Ej nie rób tak bo zaraz!!!

-AAAAAAAAAA!

-Saba zostaw!

-Aaaaaa!!!!

-Eun!

-Ty cholerny!

-Nic ci nie jest?

-Zostaw ją!!

-O-ona!

-Karetka szybko!

-Aaaaaaaa!

-Ja nie chce!

-Zabierz ją!

-Aaaaaaa!

-Aaaaaaaaaaa!

Podniosłam się do siadu.

-T/I?! - obudził się zaalarmowany.

Mój oddech był przyśpieszony.

-Nie, nic mi nie jest. Idź spać - chciałam go uspokoić. Niepotrzebnie go obudziłam.

-Jesteś roztrzęsiona - pociągnął mnie za rękę przez co wylądowałam twarzą w twarz z nim. Przytulił mnie - zły sen? - zapytał ciepłym głosem.

-Chyba tak - powiedziałam cicho.

-Nic ci nie grozi - pocałował mnie w czoło.

-Przepraszam, że cię obudziłam.

-Nie szkodzi.

Przez chwilę się nie odzywaliśmy, tylko patrzyliśmy wzajemnie. Zamknęłam oczy, żeby spowrotem zasnąć. Ciągle czułam jego wzrok na sobie.

-----------------------------------------------------------

Leżałam już tak pewnie pare godzin, a sen wciąż nie przychodził.

Za oknem robiło się powoli jasno. Promyki słońca wpadły do środka i oświetlały jego twarz. Przyglądałam się jej. Teraz wyglądał dosłownie jak anioł.

Miał pyzate policzki i uroczy nosek. Do tego zgrabne usta i włosy opadające mu na oczy.

Odruchowo sięgnęłam ręką, żeby je odgarnąć. Wtedy jego ręka złapała moją. Na chwilę się przestraszyłam i patrzyłam zszokowana. Jednak po chwili puścił ją i dalej spał jakby nigdy nic sie nie stało. Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo tak szybko się wystraszyłam tak błachej rzeczy.

Nie było już mowy dzisiaj o śnie, albowiem już nastał ranek.

Nie mogłam odwrócić wzroku od jego twarzy. Wydawała się taka idealna i chyba pierwszy raz w życiu pomyślałam, że jest piękny.

Nagle jego ręka przyciągnęła mnie, a nasze usta się złączyły. Patrzyłam na to wszystko w szoku. On chyba udawał, że śpi. Powoli jego powieki się podniosły i nasze oczy się spotkały. Zaczął pogłębiać pocałunki. Wkrótce znalazł się nade mną, wciąż nie przerywając. W odstępach łapczywie łapałam powietrze. Po chwili nie widząc ode mnie reakcji przestał. Usiadł obok mnie.

-Przepraszam, więcej tego nie zrobię - posmutniał.

Nie wiedziałam tak naprawdę co mu odpowiedzieć. Dlaczego ja tak właściwie nie oddałam mu tych pocałunków. Dlaczego ja nic nie czułam? Po prostu go przytuliłam. Nie chciałam go zasmucać, bo nie zasłużył na to. Zawsze się o mnie troszczy.

-Ejejej takie chwyty są zakazane - poprawił mu się humor - bo nie zapanuje nad sobą i będziesz mi pomagać.

Roześmiałam się w duszy i położyłam się spowrotem obok niego. Obrócił się twarzą do mnie.

-Nie spałaś?

-Spałam.

-Widać po twoich oczach.

-Nie czepiaj się.

-Dać ci leki?

-Jakie znowu leki?

-Usypiające, to się wyśpisz.

-Nie chcę się niczym faszerować. Nic się nie stanie, jeżeli raz się nie wyśpie.

-Ok, jak chcesz, ale jeżeli jeszcze raz tak będzie to je weźmiesz.

Przewróciłam oczami. Nie potrzebuje żadnych leków. Przecież nie wszystko można wyleczyć, a to jest błacha sprawa. Pozatym trochę spałam, a jak nie to odeśpie później.

Jimin wstał i zaczął się ubierać. Przyglądałam mu się w ciszy.

-Niedługo wrócę - oznajmił i już miał wychodzić, ale zadałam mu pytanie.

-Jesteś zły? - zatrzymał się.

-Nie, no coś ty - promiennie się uśmiechnął i wyszedł.

Leżałam tak jeszcze jakiś czas myśląc nad wszystkim i nad niczym, ciągle wgapiałam się w sufit, szukając jakiejś odpowiedzi. Miałam w głowie pustke i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.

Ciężko podniosłam się z łóżka i zrobiłam poranną rutynę.

Zjadłam płatki i zabrałam się za sprzątanie.

Zaczęłam od wycierania wszystkich półek i rzeczy z kurzu, następnie poodkurzałam i umyłam podłogę. Pozmywałam wszystkie naczynia i poustawiałam krzesła.

Na wszystko zeszło mi sporo czasu. Dochodziła już jedenasta, a przynajmniej według jedynego zegarka na ścianie. Jimina wciąż nie było. Siedziałam i się nudziłam, ale byłam ciekawa jednej rzeczy i poszłam ją sprawdzić.

Chwyciłam za klamkę, a drzwi o dziwo się otworzyły. Żal by było nie skorzystać z takiej okazji. Chwyciłam za maske i bez zawahania wyszłam. Nie zostawił mi kluczy, więc drzwi były wciąż otwarte. Wsiadłam do windy i kliknełam odpowiednie piętro. Założyłam wygodnie maske. Przynajmniej do tego się zastosowałam. Poczekałam, aż winda stanie i z niej wysiadłam. Wyszłam z budynku. Na zewnątrz było ciepło, więc dobrze, że nie zakładałam czegoś jeszcze. Rozejrzałam się dookoła i postanowiłam iść przed siebie, tak żeby się nie zgubić. Nie znałam tego miasta, a chciałam się trochę przejść. Nie ekscytowało mnie siedzenie w mieszkaniu 24/7. Zwłaszcza samej bez zajęcia.

-----------------------------------------------------------

Szłam właśnie przez park. Przypadkiem natrafiłam na niego. W oddali słyszałam piękną melodię, więc podążałam za nią. Po paru minutach chodzenie po tym dużym parku trafiłam na dziewczynę. Była młodsza może 14 lat? Grała na skrzypcach, a wokół niej był tłum ludzi. Usiadłam na ławce trochę oddalonej o nich.

-A teraz zagram Spring Day - odezwał się głos z głośników, tak że i ja usłyszałam.

Zapadła cisza, a dziewczynka zaczęła grać.

Słuchałam jej występu jak zahipnotyzowana. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Sama nie wiedziałam dlaczego tak się dzieje, ale odczuwałam wewnętrzny smutek. Zadjęłam tę nieszczęsną maskę i zaczęłam ocierać łzy, które nie chciały się zatrzymać. Nie mogłam już wytrzymać, więc odeszłam stamtąd. Przecież to była tylko piosenka, a ja się rozkleiłam jak jakieś dziecko.

Opuściłam park i szłam teraz po chodniku, obok dość ruchliwej drogi. Próbowałam walczyć sama ze sobą i zniszczyć te łzy, ale nie było to łatwe.

Na jednym ze słupów zauważyłam swoje zdjęcie. Powoli przeczytałam, przypominając sobie jak to się właściwie robi.

"Zaginęła. Nazywa się T/I. Proszę o kontakt jeżeli możesz wiedzieć gdzie jest. Każda cenna informacja jest cenna i opłacalna"

Na dole był jeszcze numer telefonu.

Nagle za sobą usłyszałam pisk samochodu. Odwróciłam się i zobaczyłam znajomy mi samochód.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top