Slodki flirt - Kastiel
Trzeci rozdział, zapraszam do czytania.
P.S uśmiechacie się dziś tak, jak ja gdy to pisałam.
- Halo, Roza?
- No nareszcie, ile można do ciebie dzwonić kobieto!
- Sorry, zajęta byłam - powiedziałam pakując plecak na zajęcia.
- Mam dla ciebie propozycję, nie do odrzucenia. Zobaczysz będziesz zachwycona.
- Jak ty to mówisz to zaczynam wątpić.
- No wiesz co?! Zaufaj!
- Ok, teraz to już w ogóle nie jestem przekonana.
- Nie gadaj tyle tylko słuchaj, u nas w szkole organizujemy koncert świąteczny i potrzebujemy jeszcze jednego gitarzysty. Od razu pomyślałam o tobie i zapytałam chłopaków co o tym myślą iiiiiiiii nie zgadniesz.......... powiedzieli, że jak będziesz dobra to cię wezmą. Musisz dziś do mnie przyjechać, weź rzeczy na kilka dni, bo nie pozwolę ci odjechać zbyt szybko.
- Roza, a skąd wiesz czy ja się zgadzam?
- Musisz!! Jak się nie zgodzisz to......
- To?
- To spalę ci gitarę!
- Hahaha, no dobra. Niech ci będzie, ojciec mnie zawiezie. Pa.
- Tylko weź jakąś sukienkę, bo ktoś kogo lubisz tu na ciebie czeka! Pa!
- Czekaj, Roza, kto czeka?! - krzyknęłam do słuchawki, jednak nikt mi nie odpowiedział.
- Rozłączyła się. Ehhhhhhhh, ja z nią kiedyś nie wytrzymam.
Chwyciłam za torbę i wyrzuciłam z niej wszystko na podłogę przesuwając podręczniki pod łóżko. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam kilka ciuchów pakując je. Z łazienki wzięłam potrzebne rzeczy i zbiegłam na dół. Oczywiście nie zapomniałam o mojej kochanej gitarze.
- Tato?! - krzyknęłam zostawiając pakunki na korytarzu. Odwróciłam się i weszłam do kuchni robiąc sobie szybkie śniadanie. Wyciągnęłam pomidor, szynkę i ser. Nałożyłam wszystko na chleb i ugryzłam wniebowzięta.
- O co chodzi ? - widząc mojego rodzica, przełknęłam jedzenie.
- Mógłbyś mnie zawieść do Rozy? Na kilka dni, proszę. - aby się na pewno zgodził zrobiłam słodkie oczka.
- Ehhhhhhhh... A szkoła?
- Przecież wszystko poprawiłam, wiesz o tym. Już nie grozi mi żadne zagrożenie.
- No sam nie wiem, znowu opuścisz zajęcia. Poza tym powinnaś popoprawiać przedmioty, żeby mieć trzy, a nie dwa. Mierz wyżej, a nie.
- Błagam, pozwól. No proszę, tatusiu. Jak mnie zawieziesz, to poprawię historię na 3.
- Zgodzę się jak dojdzie do tego biologia i fizyka.
- Żartujesz! Dobrze wiesz, że z fizyki jestem kompletne dno. Biologię jeszcze mogę wyciągnąć, ale Fiza odpada. Ten facet mnie nienawidzi, uwzął się na mnie.
- Albo to, albo z Rozalią przywitasz się tylko przez telefon.
- Tato! Jesteś okropny!
- Muszę trzymać rygor, bo mi się rozleniwisz. - mówiąc to zaśmiał się.
- Niech stracę, zgoda. - podałam rękę.
Uścisnęliśmy sobie dłonie na zgodę, po czym zobaczyłam, że ojciec bierze kluczyki z szafki.
- To jedziemy? - zapytał.
- Mogę dokończyć kanapkę?
- Hmmmm... nie. Jedziemy, już.
- No tato! Przez ciebie nic nie jem, zobaczysz będę anorektyczką za niedługo!
Rodzic odwrócił się i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Do anoreksji to akurat ci daleko.
Popatrzyłam na niego oburzona i rzuciłam w niego widelcem z wczorajszego obiadu. Ten jednak złapał go i odłożył na blat.
- Te pani Anoreksja, zbieraj się. Czekam w aucie.
Westchnęłam, opadając na krzesło. Dogryzłam moją pyszna kanapeczkę i
podeszłam to torby, przewieszając sobie ją przez ramię. Wzięłam gitarę w rękę i ubrałam się, wychodząc na pole. Wsiadłam do auta, wcześniej kładąc rzeczy na tylnie siedzenie. Wcisnęłam słuchawki do uszu i odpaliłam ostrą muzykę. Po jakimś czasie zamknęłam oczy, będąc kompletnie wykończoną.
Z krainy jednorożców i lodów obudziło mnie szarpanie za ramię. Popatrzyłam na tatę, który coś do mnie mówił. Wyjęłam słuchawki, wciskając je do kieszeni kurtki.
- To ty miałaś słuchawki na uszach?! - krzyknął wściekły ojciec.
- Tak, a co?
- Mówię do ciebie przez całą jazdę, żebyś nie zapomniała o naszej umowie, a ty nic. Myślałem, że mnie słuchałaś. Tak się bawić nie będziemy, wracamy do domu.
- Co?! No chyba sobie żartujesz! Nie mój problem, że przynudzasz!
Spojrzałam z oburzeniem na rodziciela, który siedział wzburzony na siedzisku obok mnie. Jednak jego mina szybko się zmieniła.
- Hahaha. Dałaś się nabrać, córeczko. - wyznał głośno rechocząc.
- Czekaj, co!? Wkręciłeś mnie! Nie!! Pożałujesz, masz przejebane. - powiedziałam też się śmiejąc.
- Uważaj na język, moja panno.
- A co, odpadnie mi?
Totalnie go zatkało, co mnie jeszcze bardziej ucieszyło.
- Ha, 1:1 remis!
- Oj, no dobra. Wysiadasz czy nie?
- Czyżby się ktoś obraził? Ojej, biedny tatuś.
- Nie przekraczaj danej granicy. Jesteśmy pod domem Rozalii od jakiś 10 minut. To ty będziesz się jej tłumaczyć.
Na tą wiadomość, poczułam że blednę. Co jak co, ale tłumaczyć się Rozie o takie coś. Dreszcz przeszedł przez całe moje ciało.
- Ha, 2:1!
Wysiadłam z auta, wyciągnęłam moje bagaże i wbiegłam na podwórko kuzynki. Zadzwoniłam do drzwi, myśląc jak będzie wyglądać moja śmierć. Otworzyła mi uśmiechnięta mama Rozy, Crystal.
- Cześć ciociu! - krzyknęłam wpadając w jej zaskoczone objęcia.
- Oh, Amelia. Ile to ja cię nie wiedziałam. Wchodź, Rozalia na ciebie czekała. - wypowiedziała ściskając mnie mocno.
- Dzięki. - powiedziałam ściągając buty i kurtkę, po czym weszłam do ładnie przystrojonego mieszkania.
- Powiedz mi, twój tata już pojechał?
- Tak, był tu tylko mnie zawieźć. Wpadnie na pewno następnym razem. - dodałam widząc jej smutną minę.
- W porządku. A powiedz mi, mama się odzywała? - na te słowa przystanęłam.
- Nie. Przepraszam ciociu, ale pójdę już do Rozy, mogłabyś przywitać za mnie wujka?
- Jasne kochanie, biegnij.
Na te słowa weszłam po schodach do pokoju dziewczyny, za sobą jednak usłyszałam pełne współczucia westchnienie.
- Ręce do góry, przybyłam! - krzyknęłam wpadając do azylu przyszłej projektantki, która na mój widok podskoczyła wystraszona, po czym podbiegła się przytulić.
- Aaaaaa!!! Ile ja cię nie widziałam! Całe lata!
- Hahaha! Nie przesadzaj, to był tylko miesiąc.
- Ale długi miesiąc! No nic, opowiadaj, co tam u ciebie?
Położyłam torbę oraz gitarę na podłogę i spojrzałam na kuzynkę.
- Nie za dobrze Rozuś. - powiedziałam siadając na łóżku, które było już w połowie zajęte przez dziewczynę.
- Dlaczego? Hej, wiesz, że mi możesz powiedzieć, przecież jesteśmy rodziną.
- Ehhhhhh. Ja tęsknię, cholernie tęsknię, nie wiem co się ze mną dzieje. Nie mogę spać, bo ciągle o nim myślę, nie potrafię pisać, bo wszystkie teksty są o nim. Wiesz jakie to denerwujące. - odpowiedziałam dając ręce na głowę i przeczesując je kilka razy.
- ....
- Roza? - nie usłyszawszy nawet pisku, zetknęłam na dziewczynę. Jej oczy były rozszerzone i podejrzanie błyszczały.
- Błagam powiedz coś, ja nie wiem co robić.
Po krótkiej ciszy w końcu się odezwała.
- Ty się zakochałaś. O mój boże! Zakochałaś się! Kochasz Kastiela! - powiedziała zeskakując z materaca i szarpiąc mnie za dłonie.
- Rozalia! - wykrzyknełam dziwnie szczęśliwa, chcąc uspokoić dziewczynę.
- Kochasz go! Nie mogę uwierzyć!
Te nie zważając na moje krzyki nadal szarpała mną na prawo i lewo.
- W końcu, ktoś go na prostuje. Przestanie być takim gburem i będzie szczęśliwy. O rany! - krzycząc ostatnie słowo wreszcie popatrzyła na mnie. Moja twarz przybrała już lekko zieloną barwę z powodu kręcenia się ciągle w kółko.
- Amelia? Dobrze się czujesz? - zapytała wreszcie mnie puszczając.
Natychmiast usiadłam z powrotem na łóżko. Po chwili mi w miarę przeszło, jednak ciągle czułam zawroty. Rozalia za to usadowiła tyłek na obrotowym krześle przy biurku.
- Ej, może jak wreszcie jesteś spokojna, to odpowiesz mi na moje pytanie. Co? - powiedziałam spoglądając na kuzynkę.
Ta za to nie wiedząc o co mi chodzi,patrzyła mnie mnir, jak na święta krowę.
- Ehhhh... Co mam zrobić w sytuacji, która się obecnie dzieje. Pomóż mi na prawdę nie wiem o robić.
- Powinnaś z nim porozmawiać, w końcu rok temu coś między wami było.
- Roza, to było rok temu! Dużo się zmieniło od tamtego czasu. - dodałam rozgoryczona.
- No fakt, ale stara miłość nie rdzewieje.
- Roza! - krzyknęłam speszona.
- Nie chcę o nim na razie gadać, jak masz mówić takie bzdury. Lepiej powiedz mi, kto będzie w tej całej kapeli dla której mnie tu ściągłaś i kto na mnie tak czekał?
- No wiesz, tak trochę, jakby.....Kastiel.
- Co?! Roza powiedz mi że żartujesz! Kastiel o mnie zapomniał! Miał gdzieś moje uczucia! Nie chciał ze mną być!
- Amelia, o czy ty mówisz? Kastiel próbował o ciebie walczyć, ale zmieniłaś numer! Nie miał jak się z tobą skontaktować! A jak ja po czasie wreszcie zdobyłam twój nowy numer, to on sobie już odpuścił. Twierdził, że ma dość i się poddał!
- Co? - wyszeptałam oszołomiona.
Pamiętam wszystkie tamte wydarzenia, ale przecież nie zmieniałam telefonu od kilku lat. Numer też był ten sam, a więc nie było możliwości, że coś takiego się zdarzyło.
Chyba że, o boże! Nie! Po naszej kłótni, rozeszliśmy się w swoje strony, a gdy przyjechałam do domu, mój telefon zniknął na kilka dni. Szukałam go i już myślałam, iż zostawiłam go tutaj, ale po czasie się okazało, że to moja mama go miała. Tłumaczyła wtedy że zapomniała mi go oddać. Ale nie, nie mogła tego zrobić, choć z drugiej strony. Przecież na następny dzień już jej nie było w naszym domu, bo wyjechała ze swoim kochasiem.
- Amelia? - zapytała zdziwiona Roza, bowiem od kilku minut siedziałam patrząc w jeden punkt i myśląc o tym wszystkim.
- Kasiel mieszka w tym samym miejscu, co wcześniej?
- Tak, jego rodziców ciągle nie ma, a więc mieszka z psem. Co jest?
- Roza, wyjaśnienia potem, muszę się zbierać.
- Ej! Czekaj, gdzie!?
- Muszę go odzyskać! - krzyknęłam wybiegając z domu w samych skarpetkach na śnieg. Nia miałam na sobie nawet kurki. Jak w amoku biegłam chodnikiem, a ludzie patrzyli na mnie, jak na wariatkę. W tym momencie liczył się dla mnie tylko on. Nie mógł go stracić, nie ja.
Szczerze nawet nie wiem, kiedy już stałam powód jego drzwiami waląc w nie jak popadnie, ale nikt nie otwierał. Wnet usłyszałam za sobą głośnie szczekanie i ten głos.
- Matka nie nauczyła cię posłuszeństwa i, że nie wolno dobijać się do cudzych drzwi. Czego tutaj szukasz dziewczynko?
Powoli się odwróciłam widząc jego zszokowany wzrok, za to Demon skoczył na mnie, mało nie wywracając mojej osoby w zaspę.
- Kastiel, musimy porozmawiać. - powiedziałam twardo i dobitnie, że aż pies zrozumiał i stanął przy drzwiach dając swojemu panu coś do zrozumienia.
Ten natychmiast podszedł do drzwi otwierając je i wchodząc, do środka Podreptałam prosto za nim dopiero teraz zauważając brak obuwia na nogach. Ogromne zimno rozeszło się po moim ciele.
Kas odwrócił się do mnie rzucając kurtkę na podłogę i jakieś zakupy na kanapę.
- Słucham. - odparł dziwnie spokojny.
- Kas, ja przepraszam. Wiem o tym telefonie, ale obiecuję ci, że o niczym nie widziałam, to moja matka stoi za tym wszystkim. Uwierz mi, proszę.
- Kurwa, tak cholernie mi cię brakowało. - dodał cicho, przerywając moją wypowiedź.
- Co? - wypowiedziałam zdziwiona.
Ten w odpowiedzi podszedł do mnie i przyciągając do siebie pocałował z takim zapałem jak dawniej.
- Zbyt długo dałaś mi czekać, kotku.- ostatnie słowo zostało wyszeptał do mojego ucha, lekko je przegryzając.
Po chwili jego dłonie zaczęły wchodzić pod moją bluzkę, a ja nie chcąc zostać z tyłu zaczęłam kierować nas do pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top