Takao PapaAU

Obudzona przez promienie słoneczne przedzierające się przez zasłony wstałaś z łóżka i włożyłaś szlafrok. Bez budzenia Kazunariego poszłaś do kuchni uprzednio całując śpiącego mężczyznę w policzek.

Zaczęłaś przygotowywać śniadanie i przy okazji wyjrzałaś przez okno. Dzisiejszego dnia twoi synowie pierwszy raz idą do szkoły. Wczoraj ledwo ich położyłaś spać, tak bardzo byli podekscytowani.

Wiedziałaś, że nie będziesz miała łatwo ich dzisiaj przygotować, ale najtrudniejsze będzie zostawienie ich w klasie. Byłaś bardzo przywiązana do swoich maluchów i długo zwlekałaś z wypuszczeniem ich na świat. Nadal miałaś co do tego wątpliwości, ale Takao był nieugięty i wczoraj po raz kolejny ci to tłumaczył.

Westchnęłaś i słysząc, że mężczyzna już wstał postanowiłaś obudzić już dwóch rozrabiaków. Znalazłaś ich w jednym łóżku co zdarzało się już, od kiedy zaczęli chodzić. Byli tak do siebie przywiązani, że nieświadomie podążali za sobą.

Z rozczulonym uśmiechem przesunęłaś zasłony i nie zwracając uwagi na jęki otworzyłaś okno.

- Mamo jeszcze pięć minut! - [Imię syna 1] naciągnął kołdrę na głowę swoją i brata.

- Wczoraj chcieliście iść do szkoły, a to równa wczesnemu wstawaniu. No już, wyłazić. - usiadłaś na krawędzi łóżka i zrzuciłaś pościel na najbliższe krzesło. - Jeśli zaraz nie wstajecie to się spóźnicie.

Chłopcy z markotnymi minami wygramolili się na podłogę i leniwie poczłapali do łazienki. Ty zadowolona wyjęłaś ubrania przyszykowane na dziś i z uśmiechem pościeliłaś łóżka. Mimo, że zazwyczaj kończyli w jednym to oba były podejrzanie rozkopane.

Przerwałaś swoje zajęcie słysząc głośne piski i śmiech z łazienki. Nic jednak nie mogło cię przygotować na to co tam zastałaś. Chłopcy mieli całe przemoczone piżamki, a twój mąż stał w dumnej chwale cały wysmakowany pastą do zębów i pianką do golenia.

- Co tu się wyprawia!

Od razu spojrzały na ciebie trzy niewinne twarzyczki z oczami niczym kot ze shreka. Nie mając na nich siły rzuciłaś mężowi ręcznik, a maluchy oddelegowałaś do pokoju. Zostawiając z ich przyrzeczeniem, że grzecznie się ubiorą sama poszłam się przyszykować.

Nie przerwałaś swojego zajęcia, nawet jeżeli znów słyszałaś śmiech tych dwóch małych demonów. Spokojnie odłożyłaś szczotkę i ruszyłaś do łazienki nawet się nie oglądając. Czasem po prostu dzieci musiały się wyszaleć, a te twoje miały do tego większe predyspozycje.

~*~

Ze zwycięskim uśmiechem stanąłem nad swoim leżącym bratem i wziąłem koszulkę z wyścigówką. Bez litości załaskotałem go aż po raz kolejny uległ mojej wyższości. Grzecznie jednak podałem mu rękę i pociągnął do góry. Nie bacząc na jego obrażoną minę podałem mu koszulę, a sam zacząłem się rozbierać. Nie rozumiałem, dlaczego mama każe nam ubierać się w tę głupie nowe ubrania. Tata pozwalał nam biegać po domu w samych spodenkach i nie latał za nami z tym dziwnym, ohydnym kremem.

Widząc, że [Imię syna 1] próbuje mi podkraść moje ulubione trampki, rzuciłem mu się na plecy. Poturlałem się z nim po dywanie i starałem się zabrać swoje ukochane buty. Próbując umknąć ciosowi nie zauważyłem mamy stojącej w drzwiach i chichoczącego taty.

- Spokój!

Od razu przestałem dusić brata i z pochyloną głową podszedłem go rodziców. Nawet nie spojrzałem na reakcję tego złodzieja butów.

- Czy wy choć raz nie możecie ubrać się spokojnie? O co tym razem poszło?

- On zabrał moje trampki! Te czerwone! - powiedziałem oburzony i tupnałem, by ukazać powagę sytuacji. To moje buty.

- [Imię syna 1] przecież ty masz mniejszą stopę, będą na ciebie za duże. - ze zwycięskim uśmiechem patrzyłem jak mama zabiera co moje i oddaje w moje ręce.

Pokazałem bratu język i włożyłem trampki. Pociągnąłem swoje skarpetki w dinozaury i spojrzałem zdezorientowany na rodziców. To były te buty, te czerwone ale dlaczego nie miały tych fajnych przyczepnych rzeczy? Zamiast nich były białe sznureczki, które w ogóle nie chciały się trzymać.

- To sznurówki. - tata kucnął przede mną i wziął te sznureczki. - Idziecie do szkoły, czas nauczyć się chodzić w butach dla dużych dzieci.

- Dużych? Jestem już duży?

- Tak. Patrz uważnie, bo pokaże to tylko raz.

Skupiony obserwowałem jak tata zrobił kokardki na moich butach. Już nie spadały i dobrze się trzymały.

- To czary!

Tatuś zaczął się śmiać i wyszedł z naszego pokoju kręcąc głową. Chyba nigdy go nie zrozumiem. Wyruszyłem ramionami i spojrzałem na mamę.

- Czy mogę się teraz pobawić?

- Nie, idziecie do szkoły.

- Wolę się bawić. - zmarszczyłem nos i wziąłem autko do ręki.

- Sami chcieliście tam iść, a teraz koniec dyskusji.

Spojrzałem na brata i podreptałem do niego. Jako, że byłem poważny przyciągnąłem go do narady.

- Co robimy? - szepnąłem, żeby mama nie podsłuchała.

- Ja wolę zostać i pobawić się z tatą.

- Ale mama mówi inaczej.

- Może da się ją przekonać.

- Ty tu jesteś mądry, wymyśl coś! - popchnąłem go lekko w ramię i obejrzałem się do tyłu. - Nadal patrzy.

- Pójdźmy raz i zróbmy jej tę przyjemność. Jutro się coś wymyśli.

Zadowolony z naszego planu uśmiechnąłem się do mamy o grzecznie poszedłem na śniadanie.

~*~

Spoglądałaś podejrzliwie na synków, którzy byli jak na siebie zbyt cisi. Zachowywali się niczym aniołki i ani razu nie rzucili w siebie jajecznicą. Nawet zjedli wszystko co było na talerzu. Zażądali co prawda możliwość zabawy na podwórku za dobre sprawowanie, ale dzięki obietnicy, że się nie pobrudzą mogli wyjść. Oczywiście wysłałaś Takao, aby ich pilnował, chociaż nie wiedziałaś, czy to był dobry pomysł.

Posprzątałaś po śniadaniu i wyjrzałaś przez okno. Zmartwiła cię cisza i brak żywej duszy na waszym podwórku. Włożyłaś buty i wyszłaś szukać uciekinierów.

Nie spodziewałaś się, że znajdziesz ich w Wielkiej kałuży błota. Chłopcy, jak i Kazunari byli nim pokrycia od czubka głowy po stopy, bo chociaż buty zdjęli.

Powstrzymując się od krzyku oddelegowałaś ich pod dom, gdzie z mściwym uśmiechem oblewałaś ich wężem ogrodowym. Chłopcy może i mieli z tego zabawę, bo śmiali się maniacy, jednak Takao cały czas uciekał od zimnej wody. Nie miałaś litości i dzięki pomocy swoich małych demonów wyczyściłaś męża.

~*~

- Idziemy spać i żadnych, ale. - Kazunari spojrzał na swoje małe kopie z uśmiechem i klasnął w dłonie. - Jutro już wam się nieupiecze i musicie iść do szkoły, a ja do pracy.

Chłopcy spojrzeli po sobie i że śmiechem rozbiegli się w różne strony po drodze zrzucając z siebie ciuchy. Mężczyzna pokręcił głową i z uśmiechem zaczął za nimi podążać zbierając porzucone części garderoby.

Po przetrwaniu wojny na pianę i osuszeniu obojga dzieci, mógł wreszcie ich ubrać i położyć, spać.

Chłopcy sami wspięli się na łóżka i czekali już tylko na przekrycie kołderką przez tatę. Takao opowiedział im bajkę i z obietnicą dokończenia historii ucałował obu rozrabiaków w czoło.

Już wychodził, kiedy usłyszał ciche wołanie jednego synka. Na paluszkach podszedł do jego łóżka i pochylił się lekko.

- Co się stało?

- Mama nie jest na nas zła za to błoto prawda?

- Nie. Myślę, że świetnie się bawiła zmywając je z nas.

- To dobrze, bo za tym wielkim kasztanem widziałem taką wiieeeelkkką kałuże...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top