Shinya x Reader

Widziałem jak odchodzi, presja mojego sumienia popychała mnie w jego stronę. Nie mogłem uwierzyć, że po raz kolejny pomiędzy nami stanęła kobieta. Wszystko zaczęło się układać, mieliśmy plany i umiejętności. Rozumieliśmy się jak nikt inny. Chciałem za nim pobiec, ale wtedy poczułem drżące ciałko przytulające się do mojego torsu. Była powodem naszego kolejnego rozłamu, ale nie potrafiłem być na nią zły. Kochałem ją, pierwszy raz od dawna poczułem tak szczere uczucie. Przy niej maska nie była mi potrzebna, uśmiech sam ukazywał się na mojej twarzy, gdy ją widziałem.

Mogłem patrzeć w jej piękne oczy godzinami, a i tak nie miałbym dość. Była kolejnym powodem, aby walczyć z przeszłością. Jej niewinna twarz urzekła mnie już przy pierwszym spotkaniu, mimo że była cała poraniona, a krew zakrywała gładki aksamit jej skóry.

Dziewczyna delikatna niczym piórko, a jednak pełna siły przewyższającej moją. Nie musiała walczyć, żeby to udowodnić. Wystarczyło spojrzeć w jej oczy pełne samozaparcia i woli walki.

Całymi dniami zabiegałem o jej uwagę, choćby o zwykłe skinięcie na korytarzu. Guren miał łatwiej, trenował ją i mógł jej dotykać, kiedy tylko zechciał. Byłem na przegranej pozycji, ale nie poddałem się. Użyłem całego czaru, na jaki było mnie stać. Zagadywałem ją na korytarzu, pomagałem w drobnych pracach czy po prostu byłem, żeby wysłuchać jej kolejnych narzekań na Gurena.

Miesiące pochodów przyniosły efekt, wtedy jednak nie wiedziałem, że wygrana aż tak mnie dotknie. Zapomniałem, że rywalizowałem ze swoim najlepszym przyjacielem. Jak miałem świętować skoro jej decyzja zraniła jego.

Nie mogłem jednak zapomnieć o [Imię], ona też to przeżywała, w końcu byliśmy przyjaciółmi wszyscy troje. Objąłem ją mocno i poprowadziłem z powrotem do pokoju. Pomogłem jej usiąść i kucnąłem przed nią.

- Nie przejmuj się, on... Musi być przez chwilę sam. Przejdzie mu.

- A jeśli nie? Jeżeli zrobi coś głupiego to nigdy sobie nie wybaczę. Mogłam, mogłam... - Nie mogłem dłużej słuchać tego zrozpaczonego głosu, pocałowałem delikatnie jej spierzchnięte usta i spojrzałem głęboko w oczy.

- Nawet gdybyś nie wybrała żadnego z nas musiałby to przemyśleć. Jak nie on to ja, nie tak łatwo pogodzić się z utratą szansy na związek z kimś, kogo się kocha.

- Ale dlaczego?! Widziałeś jego oczy? Były takie przygaszone i pełne cierpienia. Czuje się podle jakbym wzięła jego serce, a potem rzuciła je głodnym wamiprom.

- Nie możesz się obwiniać, to nie twoja wina, że nie czujesz tego, co on.

- Mogłam, mogłam... To jakoś inaczej załatwić. Poprosić o czas i wszystko zaplanować.

- Myślisz, że byśmy się zgodzili? Byliśmy już na granicy, razem podjęliśmy tę decyzję. Obiecaliśmy się pogodzić z tym co zdecydujesz i nie robić sobie wyrzutów. On wróci, obiecał mi. - Mimo pewności, z którą to powiedziałem nie byłem pewien, nigdy nie widziałem Gurena w takim stanie.

Całą ta sytuacja przypomniała mi naszą burzliwą przeszłość. Nie mogę uwierzyć, że nasze życie musi być takie ciężkie. Dlaczego historia się powtarza? Dlaczego nie mogę mu pomóc?

Podniosłem się i usiadłem przy dziewczynie. Przytuliłem ją mocno i sam nie wiedziałem, czy to ja ją pocieszałem, czy to ja szukam pocieszenia.

W jednej chwili poczułem tak rozdzierający ból, że zgiąłem się w pół. Wiedziałem, że to nie znaczy nic dobrego. To mogło oznaczać, że [Imię] miała rację i Guren naprawdę wpakował się w tarapaty.

Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i zerwaliśmy się z łóżka. Nie myślałem logicznie, jedyną myślą było to, aby Guren był bezpieczny.

~*~

Biegłem najszybciej jak mogłem, pierwszy raz nie zwracałem uwagi na [Imię], czy nadąża i czy nie potrzebuje pomocy. Najważniejsze było znalezienie tego przygłupa i sprowadzenie go do domu.

Nie spodziewałem się jednak widoku, jaki zastałem. Straciłem panowanie nad swoim ciałem, widziałem tylko jego nieruchome ciało i plamę krwi. Czułem się jakby ktoś kopnął mnie w brzuch, jakby wyrwał serce i kazał dalej żyć.

Upadłem na kolana przy jego głowie, którą położyłem na swoich udach. Miał podbródek cały w krwi, a jego oczy były obrazem wielkiego cierpienia. Usta zatrzymane w niekończącym się krzyku, a palce zaciśnięte na mieczu przy swoim boku. Jego włosy zostały naznaczone szkarłatem swojej krwi.

Czułem taki ból, że chciałem użyć jego broni, by zakończyć swoje życie tu i teraz. Jak mogłem żyć skoro straciłem jedyną osobę na tym świcie, która była mi naprawdę bliska! Jak miałem powiedzieć Yuu, że on nie żyje. Że więcej nie porozmawiają, nigdy więcej nie będą razem trenować i on nigdy nie zobaczy dumy w jego oczach, dumy nie z żołnierza, ale z syna, brata. Jak mam spojrzeć mu w twarz!? To moja wina, mogłem znowu usunąć się w cień. Yuu miałby wtedy pełną rodzinę, a ja byłbym dobrym wujkiem.

Zniszczyłem szansę na szczęście tylu osób. Zabrałem życie jedynemu człowiekowi, który mnie zaakceptował i nie chciał odemnie niczego w zamian. Mogłem zawsze na nim polegać, a prze mnie umarł w męczarniach.

Krzyczałem najgłośniej jak tylko mogłem, aby dać upust swoim emocjom. Uderzałem w beton pod swoimi nogami w amoku. Nie czułem bólu pięści, nic nie przybije tego rozrywającego bólu w mojej klatce piersiowej. Jakbym miał tam wielką krwawiącą ranę, której nie zszyją żadne szwy. Tylko on mógłby się jej pozbyć.

Chwyciłem go za mundur i przyciągnąłem mocno do siebie. Tuliłem jego ciało jakby mogło zaraz zniknąć. Łkałem w brudny materiał i trząsłem się z powodu szlochu ogarniającego moje ciało. Zaciskałem palce w jego włosach i roniłem łzy na jego bladą twarz.

- Dlaczego?! Dlaczego ty?! Dlaczego nie ja?!! Co ci strzeliło do tego pustego łba, jak mogłeś mnie zostawić?!

Kolejny spazm bólu był przypomnieniem, upomnieniem abym nie obrażał go i tak nacierpiał się wystarczająco. Oparłem głowę o jego tors i próbowałem złapać oddech. Nie czułem płuc, jakbym miał je przebite tak jak Guren. Drżącymi rękami sięgnąłem po jego miecz i przystawiłem go do swojej szyi. Szlochając głośno spojrzałem na niego i zamknąłem jego oczy, by nie widział tego co zamierzałem. W końcu chciałem się zachować jak ostatni tchórz. Przymknąłem oczy i wziąłem drżący wdech, który i tak nie przeszedł przez moje zaciśnięte gardło.

Z krzykiem pociągnąłem za ostrze, ale poczułem tylko jak ktoś uderza mnie w twarz. Otworzyłem oczy i zobaczyłem [Imię]. Trzymała miecz Gurena w drżącej dłoni. Odrzuciła go na bok i przytuliła mnie całą siłą, jaką miała w swoich wątłych ramionach.

Ja jednak tego nie czułem, wciąż patrzyłem na ciało zmarłego przyjaciela i czułem wołanie w głowie, abym dokończył dzieła. Wplotłem palce całe we krwi w swoje włosy i pociągnąłem z całej siły krzycząc przez nie przemijający ból. Jak... Jak mogłem... Dlaczego on?

~*~

Leżałem na łóżku i patrzyłem w sufit. Od śmierci Gurena minął miesiąc, a ja nadal nie potrafiłem wyjść z czeluści swojego umysłu. Nie odzywałam się, nie czułem. Wszystkie polecenia wykonywałem niczym zaprogramowany robot. Jadłem tylko po ty, żeby mieć siłę na zemstę. Chciałem zabić wszystkie wampiry, zadać im takie cierpienie, jakie czuł Guren umierając samotnie na zimnym betonie.

Nie zwracałem uwagi na [Imię], która codziennie pilnowała mnie żebym się nie zabił. Mimo usunięcia prawie wszystkiego z mojego pokoju ja i tak potrafiłem targnąć się na swoje życie. Nie chciałem żyć w świecie, w którym to ja byłem winny. Nie pozwalałem Yuu mnie odwiedzać. Nie chciałem nikogo widzieć, nawet JEJ. Tej, której on tak bardzo pragnął.

Ponownie zapadłem w letarg po sesji z psychologiem. Nigdy nie wypowiedziałem do niego słowa, ale i tak ciągle go przysyłali.

~*~

Minął kolejny miesiąc. Powoli zaczynam normalnie żyć. Staram się rozmawiać z ludźmi i pomagać Yuu. Razem podtrzymujemy się na duchu, nigdy nie byliśmy tak blisko. Z [Imię] powoli odbudowujemy relację, nie chciałem aby poświęcenie Gurena poszło na marne.

Wracaliśmy do dawnego rytmu dnia i do walki z wampirami, a Guren Ichinose już zawsze zostanie moim najlepszym przyjacielem i powiernikiem. Choćbym miał opowiedzieć najmniejsze zbliżenie z [Imię]przy jego gronie. Tak, aby wiedział, że nie zmarnowałem tej szansy, żeby wiedział, że ona jest szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top