Kagami x Reader
- Wreszcie chwila odpoczynku co Nigou? - powiedziałem do psa, który ciągle przy mnie łaził. - Że też Kuroko musiał wyjechać, przecież wie, że ja i pies to nie jest dobry pomysł.
Westchnąłem i rzuciłem się na łóżko. Byłem tak wypompowany, że gdyby nie obietnica opieki nad Nigou to już dawno bym spał. Nie dość, że ciężki dzień w pracy to jeszcze ten mały cały czas żąda, by się z nim bawić. Jakby nie rozumiał, że ja i on to nie jest dobre połączenie. Nareszcie chwila odpoczynku.
~*~
Poczułem coś zimnego i mokrego na policzku. Ledwo przytomny zepchnąłem te irytujące coś i gdyby nie obrażony pisk to pewnie bym poszedł dalej spać. Otworzyłem jedno oko i zmierzyłem Nigou spojrzeniem.
- Czego ty znowu chcesz? Nie widzisz, że jestem zmęczony?
Myślałem, że to wystarczy, ale po chwili pies zaczął ciągnąć mnie za nogawkę spodni.
- Niedawno cię karmiłem! Odczep się!
Udało mi się go pozbyć z pokoju, więc mogłem spokojnie się ułożyć do snu. Niespodziewałem się, że ten mały potwór przyniesie mi wibrujący telefon. No tak wyciszyłem go zaraz po wejściu do domu. Każdy wiedział, że po mojej zmianie można do mnie dzwonić tylko, kiedy jestem naprawdę potrzebny. Zerwałem się z łóżka i zabrałem psu lekko obślinioną komórkę. Poklepałem się po policzkach, by choć trochę rozbudzić i odebrałem połączenie. W następnej chwili wciągnąłem T-shirt na plecy i pozbywałem się spodni od piżamy. Jak na złość, gdy wciskałem tyłek w dżinsy, stopa musiała mi się zaplątać o nogawki. Leżąc na ziemi i próbując się pozbierać spojrzałem na mojego tymczasowego lokatora. Zdrajca patrzył na mnie z politowaniem i przyklapniętymi uszkami.
- Niech ja cię tylko dorwę! - zerwałem się, by go złapać ale ponownie wylądowałem na ziemi. Nigou zakrył sobie oczy łapami i nawet nie próbował mi pomóc. Jeszcze się zemszczę.
Po w miarę szybkim ogarnięciu i przekazaniu psa sąsiadce popędziłem do samochodu. Nagły przypadek to nagły przypadek, a lekkie utrudnienia nie polepszają sprawy.
~*~
W remizie szybko przygotowałem się do akcji i już poważny nastawiałem się co mogę zobaczyć na miejscu. Kolejne spalone ciało? Przygniecione czy może tym razem uda nam się dotrzeć na czas. Nie raz i nie dwa musiałem oglądać skutki bezmyślności ludzi. Najczęstszą przyczyną pożaru był właśnie człowiek, a miejsce, gdzie się wybieramy było tak często przez nas odwiedzane, że straciłem rachubę. Do tej pory się nie dowiedzieliśmy czy to podpalenia, czy ktoś próbuje popełnić samobójstwo.
Z myśli wyrwał mnie dźwięk hamowania i klakson. Spojrzałem przez okno, by sprawdzić o co może chodzić. Z pogardą spojrzałem na ludzi, którzy zamiast nas przepuścić zajeżdżali nam drogi byle tylko być szybciej. Zero rozsądku i współczucia, przecież my nie jedziemy z włączoną syreną, bo nam się podoba. Gdzieś daleko ktoś potrzebuje naszej pomocy, a tak zwani piraci drogowi nie dość, że opóźniają nasze przybycie to sami robią wielkie niebezpieczeństwo na drodze.
Zauważyłem, nadjeżdżający radiowóz, który zaczął nam oczyszczać drogę. Czyżby w oknie wystawała granatowa czupryna? Aomine ty dupku znowu będziesz pierwszy. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, ale zaraz przywołałem się do porządku, to nie czas na zabawę.
~*~
Na miejscu oczyściłem głowę z myśli i skupiłem się tylko na szukaniu ocalałych. Wraz z kilkoma kolegami wyważyliśmy drzwi i rozbiegliśmy się w różnych kierunkach, by przeszukać budynek. Nie było to łatwe zadanie, akcję utrudniał gęsty dym, zawalone przejścia i wciąż rozprzestrzeniający się ogień. Czułem jak kropelki potu powoli spływają mi po karku, by po chwili wsiąknąć w kołnierzyk koszulki. Świeciłem we wszystkie kąty latarką i starałem się przejść przez belki leżące mi na drodze. Czasu było coraz mniej, a zostałem powiadomiony, że w mojej przeszukiwanej części mieszka kobieta, która jeszcze się nie zameldowała u policji.
Miałem właśnie zmienić kierunek, gdy usłyszałem ciche nawoływania pomocy. Rzuciłem się do biegu w kierunku głosu, kiedy nagle opadła na mnie płonąca konstrukcja składająca się z belek i desek.
Na chwilę mnie zamroczyło, lecz wołania przez krótkofalówkę i pytania, czy wszystko w porządku mnie ocuciły. Z całej siły naparłem na przygniatające mnie materiały i odepchnąłem je na bok. Otrzepałem się i zacząłem nasłuchiwać tamtego wołania. Podążałem za coraz cichszym wołaniem i wywarzyłem drzwi jednym kopnięciem.
W tym sektorze było jeszcze więcej dymu, co jeszcze bardziej zaniżyło moją widoczność. Świeciłem w różne miejsca, jednak nigdzie nie widziałem człowieka. Robiłem ostrożne kroki w głąb pomieszczenia, gdy poczułem delikatny uścisk na swoich kostkach. Spojrzałem w dół i zobaczyłem przerażone spojrzenie młodej kobiety przygniecionej przez jakiś regał. Zameldowałem przełożonemu jak wygląda sytuacja i zbierając ostatnie siły starałem się podnieść mebel.
Kobieta starała się mi pomóc i wspólnymi siłami udało się unieść regał na tyle, by mogła się spod niego wyczołgać. Widząc stan, w jakim były jej nogi wziąłem ją w ramiona i zacząłem biec w kierunku okna. Wiedziałem, że będzie tam przygotowana dla nas drabina oraz mój kolega, który miał mi pomóc z kobietą. Wybiłem okno i zacząłem przekazywać ją strażakowi. Nagle usłyszałem syk. Przerwałem akcję i przycisnąłem [brunetkę itd.] do piersi. Po chwili usłyszałem wybuch, a na plecach poczułem uderzenie gorącego powietrza.
Z impetem uderzyłem w parapet, jednak nie przestałem przyciskać kobiety do piersi. Czułem ból, otępienie i w pierwszej chwili nie poczułem, że zdesperowana kobieta klepie mnie po twarzy i coś do mnie mówi. Spojrzałem na nią zamglonym wzrokiem i widząc wychylającego się zza niej mężczyznę przekazałem mu ją, a sam przymknąłem na chwilę oczy. Tylko na sekundę, by nie czuć tego bólu.
~*~
Zaczęły powoli docierać do mnie dźwięki. Słyszałem spanikowane krzyki i hałas szalejącego pożaru. Przebijało się przez nie tylko ciche kwilenie jakby miauczenie. Podniosłem się ociężale i trzymając dłoń na zranionch plecach zacząłem się posuwać leniwie ku dźwiękowi. W szafie, która jako jedyna jeszcze stała znalazłem małe kotki. Mimo bólu rozpiąłem i zdjąłem kurtkę. Zawinąłem w nią kotki i zacząłem szukać drogi do wyjścia. Jako, że w oknie nie zauważyłem już nikogo rozpocząłem mozolne przesuwanie się ku drzwiom.
Próbowałem skontaktować się z kimś przez krótkofalówkę, jednak z jakiegoś powodu nie działała. Rzuciłem ją w kąt i przyspieszyłem kroku. W chwili, gdy doszedłem do wyjścia ledwo trzymałem się na nogach. Chciałem krzyknąć, by ktoś zajął się zwierzętami, jednak miałem zbyt wysuszone gardło. Zacząłem się chwiać, lecz nagle poczułem silne ramię trzymające mnie w miejscu. Podniosłem głowę i ujrzałem wpatrujące się we mnie granatowe tęczówki. Chciałem wyczytać z ruchu warg o co chodzi Aomine, ale byłem już tak strasznie zmęczony.
Powoli uchyliłem materiał kurtki i pokazałem mu koty. Ten coś powiedział i ktoś mi je odebrał.
Wszystko zaczęło dziać się tak szybko. Ktoś mnie gdzieś prowadził, świecił po oczach. W jednej chwili stałem, a w drugiej siedziałem na noszach, a o próbie położenia nawet nie chce myśleć. Patrząc lekarzom w oczy marzyłem tylko, by położyć się spać. Chyba zrozumieli, bo podali mi jakiś magiczny środek, dzięki któremu przestałem cokolwiek czuć. Potem straciłem przytomność.
~*~
Co mnie zdziwiło to to, że obudziłem się w swoim pokoju. Miałem na sobie biały T-shirt, a pleców w ogóle nie czułem. Znów słyszałem dźwięki, bo właśnie szczekanie psa mnie obudziło.
Przetarłem ramieniem oczy i powoli się podniosłem. Leniwie zacząłem się poruszać w kierunku salonu, z którego słyszałem ujadanie. Jakie wielkie było moje zdziwienie, gdy przy stole zobaczyłem Aomine, który droczył się z Nigou.
Idiota miał na sobie moje ciuchy i miał mokre włosy. Zapukałem we framugę, by zwrócić na siebie uwagę. Mężczyzna pierwsze co zrobił to zaczął mi się przyglądać, jakby czekając aż zemdleje czy coś. Ja jednak go zignorowałem i poszedłem do kuchni szukając czegoś na ząb. Słyszałem jego ciche kroki, kiedy podążył za mną, ale je również zignorowałem.
Włożyłem kolację przygotowaną jeszcze rano do mikrofalówki i usiadłem przy stole z westchnieniem.
- Skąd się tu wziąłem i co ty tu robisz?
- Wiedziałem, że ze szpitala i tak zwiejesz więc po tym jak cię złożyli do kupy przywiozłem cię tutaj. W obawie o twoje zdrowie zostałem z tobą i to nie ja zjadłem ten cudowny steak! To był Nigou!
- Narzeczona znowu się na ciebie obraziła i dlatego stałeś się taki opiekuńczy? Dobrze wiem, że gdyby tak nie było zostawiłbyś mnie pod drzwiami i sobie poszedł.
- Wypraszam sobie! Rzuciłbym cię na kanapę, a potem zwiał. - to dodał już ciszej buc. - Poza tym pewna osoba, by mnie zabiła, gdybym cię tak zostawił. - popatrzyłem podejrzanie na jego dziwny uśmieszek.
- Jaka osoba?
- Pamiętasz tę ładną dziewczynę co ją dzisiaj... No znaczy już jest jutro, ale wiesz o co chodzi... Wracając, którą uratowałeś? Okazało się, że laska ma tylko trochę poranione nogi i tyle. Nie patrz tak na mnie! ... Dobra jeszcze się tam trochę podtruła tym dymem, ale wszystko z nią dobrze.
Chciałem wyciągnąć z niego więcej informacji, ale ten spojrzał na telefon i nagle się zerwał. W biegu zaczął wkładać buty i kurtkę.
- To ja spadam! Mała się zmartwiła widząc moją cudną buźkę w telewizji i chce bym szybko wracał do domu. Podobno martwi się o to czy nic mi nie jest. To siema!
W następnej chwili zostałem sam. Wzruszyłem tylko na to ramionami i poszedłem zjeść przygotowany posiłek.
Po napełnieniu brzucha postanowiłem uciąć sobie drzemkę, bo nadal byłem strasznie zmęczony. Położyłem się powoli by uważać na opatrunek na plecach i ułożyłem wygodnie. Za nim odpłynąłem poczułem jak Nigou wkopuje się na poduszkę koło mnie. Stróż się znalazł...
~*~
Ze snu wybudził mnie odgłos kroków. Otworzyłem szybko oczy i spojrzałem w stronę drzwi. W framudze stała ta sama kobieta, którą uratowałem. Teraz, gdy mogłem się jej lepiej przyjrzeć wyglądała na odrobinę młodszą ode mnie. Miała mokre włosy, a ubrana była w moją koszulkę. Spojrzałem na jej gołe nogi i zaraz się skarciłem widząc, że dziewczyna się zarumieniła. Nie widziałem jednak co ona tu robi i to jeszcze w moich ubraniach.
- Jak się nazywasz? - pamiętałem lekcję jeszcze ze szkoły, by z takimi osobami rozmawiać ostrożnie i na błahe tematy. Jej imię chyba było wystarczająco neutralne.
- [Imię] [Nazwisko]. Przepraszam, że cię nachodzę, ale taki dziwny lekarz z zielonymi włosami kazał o tej godzinie podać ci leki. - zaczęła stąpać z nogi na nogę i patrzeć na mnie zmieszana. - Pewnie zastanawiam się co tu robię. Nie miałam gdzie się podziać i ten policjant co cię zna powiedział, że nie będziesz mieć nic przeciwko. Spokojnie zniknę stąd tak szybko, że nawet mnie nie zauważysz!
- Możesz wolniej?
- Ymm. No więc muszę ci podać leki i zostanę z tobą chwilę. Tyle powinno ci na ten moment wystarczyć.
- Ok. - znów przymknąłem powieki, lecz po chwili doszedł do mnie sens jej słów. - Że co?! Ten debil cię u mnie zakwaterował?!
- Nie chcę ci przeszkadzać! Mogę się zaraz zmyć tylko daj sobie podać te leki. - dziewczynie chyba udzielił się mój temperament, bo zaczęła krzyczeć i tupać nogą. - Najpierw ty mi pomogłeś więc daj sobie pomóc! Jestem pielęgniarką i wiem jak się zająć twoimi ranami. Daj mi ze sobą zostać, dopóki ci się nie polepszy! Daj mi, chociaż tyle zrobić!
Zdziwiłem się widząc, że zaczyna płakać. Zerwałem się z łóżka w duchu przeklinając swoje plecy i ją przytuliłem.
- Spokojnie, eee wszystko dobrze. Możesz tu zostać tylko nie płacz noooo. Jak nie przestaniesz to ja też zacznę i kto wtedy mnie wyleczy? W ogóle czemu ty płaczesz? To przez to, że krzyczałem? Przepraszam tak już mam.
- Nie to dlatego... Dlatego, że prawie straciłeś przeze mnie życie! Wiesz jak się bałam, gdy zauważyłam, że nie reagujesz na moje wołanie? Niby trzymałeś mnie mocno więc wiedziałam, że żyjesz, ale nie reagowałeś na nic! Jak ja się wkurzyłam, gdy ten dupek mnie od ciebie zabrał i zaczął do mnie mówić malutka panienka! Prawie mu przywaliłam, bo zamiast zająć się tobą to musiałam odpowiadać na jakieś głupie pytania! Mam przeszkolenia medyczne i mimo że ten dym trochę mnie zamroczył to mogłam ci pomóc!
Patrzyłem z podziwem na tą młodą kobietę. Nie była jak inne, które uratowałem. Tamte kazały się niańczyć i nie patrzyły na to, że mogę być potrzebny gdzie indziej. A ta osóbka chciała mi pomóc, zostać ze mną mimo niebezpieczeństwa. Naprawdę mi zaimponowała i gdy dalej ciągnęła swój monolog zacząłem się jej przyglądać.
Była naprawdę piękna, a jej pełne determinacji oczy chyba będą mnie nawiedzać w snach. W miłych snach...
Z tego shota została utworzona książka, która znajduje się na moim profilu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top