Kagami x Reader?
Po raz kolejny rozglądam się po swojej sali. Ten sam biały sufit, ściany, meble. Popękany parapet i zacieki nad oknem. Kiedyś zastanawiałam się, dlaczego to wszystko wygląda tak, a nie inaczej, ale teraz nic już mnie nie interesuje. Byłam tak otępiała, że nic nie potrafiło mnie ruszyć. Pustym wzrokiem wodziłam z kąta w kąt i starałan się, chociaż na chwilę skupić na jakimś szczególe. Jednak nie miałam na czym. Wszystko znałam jak własną kieszeń, każde zgięcie, małą plamkę czy przebarwienie. Tylko wyschnięte już kwiaty nie pasowały do tego sterylnego obrazka. One jedyne były przypomnieniem kolorowego świata, teraz krajobraz za oknem był szary. Szary, ponieważ moim widokiem były stare mury szpitalne. Nie rozckliwiałam się nad tym to i tak straciło sens.
Poprawiłam małą zmarszczkę na kołdrze i zaczęłam liczyć drobinki kurzu, które były moją jedyną rozrywką. Poprosiłam o usunięcie telewizora i zabroniłam przynoszenia mi gazet. Te ugodnienia były dostępne tylko dla ludzi pełnych życia, a dla mnie wyrok był już podjęty. Każdego dnia odliczałam sekundy dzielące mnie od upragnionego spokoju, czarny upiór jednak dalej stał nademną i napawał się widokiem mojej szarej twarzy. Mimo ciągłych błagań grzecznie czekał, aż wypowiem swoje ostatnie słowa. Chyba go bawiłam i przedłużał moją egzystencję razem z lekarzami.
...
To nie prawda... Ponieważ to wina jego.
Przeniosłam spojrzenie na chłopaka siedzącego u mego boku. Opierał głowę na ręce i próbował choć trochę odespać czas spędzony przy mnie. Jego twarz była prawie tak samo blada, jak moja, przez co cienie pod oczami raziły po oczach. Był wycieńczony, a mimo wszystko wiernie okupował to krzesełko zawsze, gdy budziłam się z letargu. Czasami byłam tak otumaniona lekami, że zapomniałam kim był. On się tym nie przejmował i zawsze z uśmiechem tłumaczył mi, że był moim chłopakiem. Wiedziałam, że każde moje słowa go ranią, a patrzenie na moją twarz sprawia mu cierpienie. Mimo wielkiego uśmiechu i urywanego śmiechu widziałam w jego oczach prawdę. Były pełne bólu, rozpaczy a czasem złości. Na kogo nie wiedziałam, bo już dawno przestałam odpowiadać mu na jego pytania.
Miałam nadzieję, że jeśli będę go ignorować to w końcu odejdzie i zajmie się swoim życiem. Myśl o tym bolała, ale gorzej się czułam, gdy widziałam nie gasnące uczucie w jego oczach. Powinien dawno zrezygnować i znaleźć kogoś, kto będzie go kochał zawsze. Ja swoją obojętnością tylko go raniłam, ale to i tak było lepsze niż moje błagania o śmierć i ciągłe okrzyki bólu. On nigdy nie odchodził, nigdy nie osłabł. Leki nie działały, nawet jeśli tak myśleli lekarze. Nigdy się nie odzywała, bo gdybym tylko otworzyła usta pewnie bym zaczęła krzyczeć i wić się w męczarniach. Obojętność była lepsza, nikogo nie raniła, a i inni czuli się z nią lepiej. Rodzice szczęśliwi, że ukoili mój ból a lekarze dumni, że osiągnęli coś tak wielkiego. Kagami chyba coś podejrzewał, bo coraz częściej pytał mnie o dodatkowe dawki leków przeciwbólowych. Nie reagowałam na to jak zawsze mając nadzieję, że odpuści... Nigdy nie odpuszczał, codziennie powracał do tego tematu, po czym zaczynał opowiadać co wydarzyło się w szkole.
Na początku mojej choroby uciekał z lekcji, by być przy mnie, ale kiedy została potwierdzona diagnoza musiał się wycofać. Dorosnąć jak to ujął jego ojciec, a on się podporządkowałby tylko nie musieć wracać do Ameryki. Był nieustępliwy, uparty jak ten osioł... Mój osioł.
Nawet jeśli podjęłam decyzję to zawsze gdzieś głęboko tliła się we mnie nadzieja. Mała, ale jednak moje jedyne marzenie. Wyzdrowieć i móc rzucić się chłopakowi w ramiona, gdy będzie wychodził przygaszony ze szkoły. Obiecać nigdy go nie opuszczać i przysiąc, że następny raz, gdy będzie musiał oglądać szpitalne mury będzie dopiero, gdy zdobędzie jakąś kontuzję na meczu albo, gdy jego dziecko przyjdzie na świat.
To głupie, bo choroba już dawno odebrała mi nawet to. Myśli o dorosłości i założeniu rodziny. Byłam pusta w środku niezdolna do czegoś, do czego kobiety były stworzone. Nie czułam się nią, na zawsze pozostanę dzieckiem i nigdy się zmienię. Nie urosnę, a tata nigdy nie będzie dumny z tego, na jaką cudowną osobę wyrosłam. Czas, gdy wszyscy ojcowie będą prowadzić córki do ołtarza mój tata będzie spędzał na cmenatrzu, a jedyną białą sukienkę, jaką mama mi wybierze będzie ta na ostatnie pożegnanie. Pogodziłam się z tym i nie napawa mnie to już lękiem. Do wszystkiego można przywyknąć nawet do myśli o odejściu i zostawieniu swoich najbliższych na zawsze.
Pamiętam jak kiedyś żartowałam z Takao o śmierci i straszenie go jako przerażający duch. Zawsze odpowiadał, że będzie dla mnie zostawiał moją ulubioną czekoladę, a ja się śmiałam. Teraz już tak nie potrafię. Dawna ja już odeszła, a wargi zapomniały, jak mają się wygiąć w coś na kształt uśmiechu.
Usłyszałam ciche westchnienie i przeciągły jęk bólu. Taiga zamrugał zmęczonym oczami i przeciągnął się, by odgonić ból powstały przez sen w niewygodnej pozycji. Tym razem nie odwróciłam wzroku, czekałam aż się rozbudzi, by po raz ostatni wypowiedzieć do niego ułożone już dawno słowa.
Chłopak uśmiechnął się uroczo, gdy zauważył, że zwróciłam na niego uwagę. Wyprostował się i szybko zaczął przeczesywać włosy palcami próbując doprowadzić je do porządku. Był taki niewinny w tym wszystkim, niczym mały chłopiec, nie był gotowy na moje raniąc słowa i sytuację, w jakiej znajduje się od miesięcy.
Odgoniłam wyrzuty sumienia i przykryłam silną dłoń chłopaka swoją niemal przeźroczystą. Od razu skrzywiłam się na widok wystających, sinych żył pełnej blizn po wkłuciach. Chciałam ją zabrać, ale Kagami przewidział to i przykrył ją swoją drugą dłonią poczym podniósł ją do ust, by złożyć na niej delikatny pocałunek. Kiedyś uznałabym to za urocze, ale teraz miałam ochotę się tylko rozpłakać i schować w najdalszym kącie swojego umysłu. Tam nikt nie słyszał moich szlochów i okrzyków bólu, tam mogłam być sobą.
Zaczerpnęłam trochę odwagi z pięknych, czerwonych oczu chłopaka i oblizałam spierzchnięte wargi językiem.
- M-muszę... - odchrząknęłam i ponowiłam próbę odzyskania głosu. - Muszę ci coś powiedzieć.
Widziałam ciekawość w jego oczach, z którą walczył, by po chwili przyłożyć palec do moich ust.
- Nie męcz się proszę. Wyglądasz jakby każde słowo było dla ciebie takim wysiłkiem jakbyś miała się rozsypać. Proszę daj mi po prostu trochę uwagi, reszta jest nieważna. - Nie mogłam patrzeć na te oczy pełne niewypowiedzianych próśb. Przechyliłam głowę, by odsunąć jego dłoń od moich ust.
- To, co ci powiem jest bardzo ważne więc słuchaj uważnie - ani chrypka, ani zmęczone płuca nie mogły mnie teraz powstrzymać. Musiałam walczyć z własnym ciałem, by oddać mojemu ukochanemu wolność. To miała być najcięższa walka w moim życiu.
- Ale potem odpoczniesz? Jeśli chcesz to położę się z tobą, jak kiedyś gdy wkradałem się do ciebie przez okno. Chcesz żebym cię przytulił? A może chcesz bym ci coś poczytał?
Dlaczego on mi to robi? Na samo wspomnienie chciałam paść na podłogę i błagać o litość. Jak on mógł mnie ranić tym czego nie mogłam już mieć? Jak mógł być nie czuły na moje cierpienie, jak mógł zadawać mi ból czymś co kiedyś tak pielęgnowałam? Czy to jest cena za odrobinę szczęścia?
Zacisnęłam usta na jedną krótką chwilę czym przywołałam się do porządku. Nie wiedziałam ile jeszcze miałam sił i czasu.
- Kagami skup się - wzięłam drżący oddech i nie patrząc na jego próby pomocy mi zaczęłam szeptać. - To jest ostatnią rzecz, o jaką cię poproszę, tak więc wysłuchaj mnie i wbij to do swojej czerwonej główki.
Nienawidziłam się za to, że nie potrafiłam się powstrzymać, za to że zobaczyłam nadzieję wymalowaną na jego twarzy.
- Chcę abyś odszedł... - widząc, że koszykarz już chce mi przerwać uciszyłam go gestem. - Chcę żebyś odszedł i był szczęśliwy. Znalazł dziewczynę, zakochał się i wrócił do swojego dawnego życia. Nic bardziej mnie nie uszczęśliwi niż wieść o twoim szczęściu. Pomyśl tylko jak twoja rodzina i przyjaciele będą się cieszyć. Odzyskają utraconego syna i brata, znowu będziesz spóźniał się do szkoły i wychodził na burgery z Kuroko. Przypomnij sobie jak to było, gdy jedyną ważną rzeczą była koszykówka i duży posiłek po meczu. Żadnych zmartwień, żadnych trosk. Tylko ty, koszykówka i przyjaciele. Nie te stare, białe ściany i korytarze gdzie czuje się zapach śmierci. Nie chcę byś dłużej to oglądał, byś dłużej mnie oglądał. Już i tak widziałeś za dużo. To jak się staczam i jak powoli tracę swój dawny blask. Pamiętasz jeszcze jak bardzo cierpiałeś gdy poprosiłam mamę, by pozbyła się moich włosów za nim same zaczną wypadać? Teraz możesz już odejść, zapomnieć o wszystkim i zacząć od nowa z kimś innym. Ostatnią rzeczą, jaką chce zobaczyć jest twój szeroki uśmiech na twarzy, nie wymęczonej i bladej. Chcę... Chcę byś był po prostu szczęśliwy.
Spojrzałam na chłopaka i wystraszyłam się oczu pełnych zimna. Jego twarz była wykrzywiona przez wściekłość, której nie rozumiałam.
- Odejść? Odejść?! Jesteś pieprzoną egoistką! Jak ty sobie to wyobrażasz co? Odejdziesz i co wtedy? Jak myślisz jak się będę wtedy czuć? Myślisz, że się nie przejmę?! Że wrócę do życia sprzed tego wszystkiego? Gówno prawda. Każdą swoją chwilę będę poświęcał na wspominanie cię. Naprawdę uważasz, że to takie proste wymazać wspomnienia i ciebie z mojego serca? Za kogo ty mnie masz! Nie jestem jakimś dupkiem opuszczającym dziewczynę tylko dlatego, że jest chora...
- Jestem aż chora. Ja umieram Taiga i ty dobrze o tym wiesz.
- Przejdziemy przez to razem - czerwonowłosy usiadł na brzegu mojego łóżka i objął delikatnie jakby w obawie, że zrobi mi krzywdę. Nie dziwię się miałam tak wychudzone ciało, że czułam je, nawet gdy leżałam na starcie kocy. - Nie zostawię cię nawet na sekundę, nie pozwolę byś odeszła osamotniona. Będę cię przytulał, póki nie zamkniesz oczu.
Czułam jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, a ramiona zaczynają drżeć. Ostatkiem sił złapałam się bluzy chłopaka, wtuliłam w miękki materiał i wybuchnęłam płaczem.
- Ja się boję! Nie chcę odchodzić Kagami. Czuję się taka samotna, gdy o tym myślę. Boję się, że gdy moim ostatnim widokiem będzie ten okropny sufit albo twarz, którejś z pielęgniarek. Nie chcę byś mnie wtedy widział, ale jednocześnie tak bardzo cię potrzebuję! Chcę byś trzymał mnie wtedy za rękę i mówił cokolwiek. Twój głos zawsze mnie uspokaja i pozwala mi zasnąć, nie wyobrażam sobie, by miało mi go wtedy zabraknąć.
Taiga nic nie mówił. Dawał mi się wypłakać i moczyć łzami swoje ubranie. Bez przerwy głaskał mnie po plecach i trzymał w ramionach. To była chwila przełomowa przed moim końcem. Chłopak był przy mnie, gdy po raz ostatni wzięłam oddech. Zabrał mnie na moją ulubioną plażę i leżał ze mną w objęciach bym mogła obejrzeć ostatni zachód słońca w swoim życiu. Mimo targających mną dreszczy byłam szczęśliwa. Nigdy mnie nie zostawił, a uśmiech nie opuścił jego twarzy do końca...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top