Akashi x Reader
Od zawsze miałem wszystko czego chciałem. Każdy był na moje skinienie. Nikt mi się nie sprzeciwiał, byłem najlepszy. Zostałem wychowany przez człowieka, który jako jedyny nie uginał przedemną karku, matkę straciłem może to i lepiej. Dzięki temu jestem silniejszy, niepokonany.
Wszyscy drżeli przed moim majestatem. Spełniali każdą moją zachciankę nie patrząc mi w oczy. Nie byli tego warci. Byli za słabi by ze mną wygrać, a każda próba kończyła się paściem przedemną na kolana i żałosnym spojrzeniem oczu pełnych łez. Płacz był dla słabych, dlatego nikt nie mógł się ze mną równać.
Myślałem tak dopóki nie spotkałem jej.
Dziewczyna z wysoko uniesioną głową, patrzyła wszystkim w oczy i nie zwracała uwagi na otoczenie. Parła do celu nie oglądając się za siebie. Tak właśnie było przy naszym pierwszym spotkaniu.
~*~
Szedłem z Mayuzumim na trening jak każdego dnia. Każdy miał się na baczności i uciekali odemnie wzrokiem. Pławiłem się w ich spojrzeniach nie mogących się zdecydować czy powinny być pełne podziwu czy strachu. W jednej chwili poczułem jednak uderzenie, niezbyt mocne ale jednak je poczułem. Przedemną przeszła dziewczyna o [k. włosów] włosach. Nie obejrzała się za siebie mimo szeptów zdziwionych gapiów. By nie utracić w ich oczach złapałem ją za rękę i odwróciłem w swoją stronę.
Spojrzałem na nią wyniośle ale ta tylko patrzyła mi w oczy. Kim była, że to robiła. Nikt oprócz mojego ojca nie mógł tego robić.
- Jak się nazywasz? - powiedziałem wkurzony. Pierwszy raz od dawna byłem na tyle wyprowadzony z równowagi, że pokazałem swoje emocje.
- [Imię] [Nazwisko]. Radziłabym ci mnie puścić.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - zapytałem kpiąco i spojrzałem jej prosto w oczy.
- Ponieważ paniczyku, teraz ja tu rządzę. - popchnęła mnie na ścianę i uśmiechnęła łobuzersko. - Uważaj by mnie nie wkurzyć i lepiej zmień to spojrzenie. Nie jesteś kimś wielkim by patrzeć na wszystkich z góry. - to powiedziawszy odeszła a ja czułem jakbym miał zaraz ją zrzucić ze schodów, na których staliśmy.
Już dawno nikt tak mnie nie wyprowadził z równowagi. Spojrzałem morderczym wzrokiem na przerażonych uczniów i z podniesioną głową poszedłem na trening. W myślach jednak układałem plan zemsty. Nikt nie stawia się Akashiemu Seijuurou a tym bardziej umniejszał jego pozycji.
~*~
Od tamtej pory robiliśmy sobie nawzajem na złość i walczyliśmy o pozycję. Nie było dnia, w którym bym nie widział tego triumfującego uśmieszku. Nie powiem, że mi to nie imponowało bo musiałbym skłamać, a kłamstwem się brzydzę. Dziewczyna była mądra, cwana i na dodatek ładna. Szybko mi dorównała, jedyna różnica była taka, że jak mnie wszyscy się bali to ją wielbili. Jakby była jakąś boginią. Ona idzie jeść drugie śniadanie na dziedziniec, nagle wszyscy też muszą tam iść. Miarka się jednak przebrała gdy zamiast na mój mecz, poszli na jej. Poczułem się wtedy jakbym z nią przegrał a to przecież nie możliwe. Postanowiłem to w końcu zakończyć.
Poprosiłem ją o spotkanie, że niby chce zakopać topór wojenny. Byłem odpowiednio przygotowany. Obmyśliłem wszystkie możliwe scenariusze, nie miała mnie czym zaskoczyć.
~*~
Tak jak się umówiliśmy, spotkaliśmy się w parku wieczorem. Dookoła nie było nikogo a słońce chyliło się ku zachodowi. Byłem punktualnie jak zawsze, ona jednak już czekała. Wiatr rozwiewał jej włosy i targał spódniczką. Zatrzymałem się centralnie przed nią i wbiłem w nią moje spojrzenie. Była zrelaksowana i spokojna. Nie rozumiałem tego ale to nie było dla mnie ważne.
- Co masz zamiar mi tak naprawdę zrobić? - zapytała nad wyraz spokojnie. Spojrzałem tylko na nią przelotnie i nie poruszyłem się nawet o krok. - Bardzo dobrze cię znam Sei-chan, obserwowałam cię. Wiem, że nigdy nie umówiłbyś się na coś tak nie wartego twojej uwagi jak zwykły spór.
Uparcie milczałem i czekałem aż powie wszystko co przygotowała jak mniemam wcześniej. Kiedy jej usta uchyliły się by ponownie zadać bezsensowne pytanie przyparłem ją do najbliższego drzewa i pocałowałem zachłannie. Nie zwracałem uwagi na jej dłonie, które z początku chciały mnie odepchnąć. Po chwili złapała mnie za włosy ale nie by się uwolnić, ale by przyciągnąć mnie bliżej. Byłem zachłanny ale ona starała mi się dorównać. Jej delikatne usta próbowały przejąć kontrolę nad moimi dzikimi i uspokoić je.
Odsunąłem się od niej z ciężkim oddechem. Chłonąłem wzrokiem jej rumiane policzki i błyszczące oczy. Pogładziłem kciukiem jej napuchnięte od pocałunków usta i dotknąłem delikatnie niczym skrzydłem motyla swoimi. Chciałem jeszcze raz poczuć ten słodki, odurzający smak.
- Sei-chan. - szepnęła słabo i oparła głowę o mój tors.
- Tak?
- Dlaczego to zrobiłeś? Przecież mnie nienawidzisz, jesteśmy rywalami. Dlaczego... - Przyłożyłem opuszek palca do jej miękkich ust.
- Jeżeli nie umilkniesz to ponownie zamknę ci usta pocałunkiem.
Nie zdziwiłem się gdy ponownie próbowała coś powiedzieć. Spełniłem swoją obietnicę a potem odeszłem powoli nie zważając uwagi na krzyki i tupot stóp zza moich pleców.
- Jeśli chcesz wyjaśnień, to czekam jutro pod szkołą dziesięć minut po zajęciach dodatkowych. - machnąłem ostatni raz dłonią i wsiadłem do limuzyny. Zapowiada się kolejny miły wieczór.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top