Kakashi x Reader - Ciężkie decyzje
❥Dla: HanaKozume
❥Komentarz: W końcu udało mi się dokończyć pierwszy one-shot. Wybrałam z waszych zamówień Kakashiego, ponieważ jest jedną z moich ulubionych postaci. Mam nadzieję, że będzie to dobry początek i na następny nie będziecie musieli tyle czekać.
❤
Otworzył drzwi najciszej, jak tylko potrafił. Nie zamierzał kłopotać się konfrontacją z [Imię] twarzą w twarz z samego rana, więc chciał jedynie odłożyć swoje rzeczy na znak, że wrócił i udać się do miasta, żeby sytuacja rozwiązała się sama. Zajrzał do środka, uważnie nasłuchując szmerów, które wskazałyby, że ją obudził, ale w mieszkaniu panowała zupełna cisza. Była w końcu niedziela, a zegar już niebawem miał wybić szóstą. Wszedł do środka ze skupionym spojrzeniem, uważnie stawiając kroki, aby nie wywołać zbędnego hałasu. Nagle zobaczył znajomą sylwetkę, niespodziewanie i powolnie wychylającą się zza przejścia do kuchni i mógł jedynie zacisnąć usta, decydując szybko, która z wymyślonych po drodze wymówek nada się najlepiej.
— W końcu wróciłeś! — [Imię] ku jego zdziwieniu szeroko się uśmiechnęła, podbiegając do niego z entuzjazmem, jakiego dawno u niej nie widział. Kakashi nie wiedział zbytnio, jak na to zareagować, więc dał się jej przytulić, gładząc roztrzepane włosy partnerki, a rękę z plecakiem odchylił za siebie.
— Też się cieszę. — Zaśmiał się nerwowo, rozmyślając, dlaczego został tak miło powitany. Nie uważał, żeby na to zasłużył, a jego dziewczyna miała dość mocny temperament, dlatego wracając do wioski, szykował się na kilkudniową kłótnię.
— Powinniśmy gdzieś wyjść, bo w końcu trzy dni temu była nasza czwarta rocznica. — Odsunęła się od niego, przez co mógł dokładnie przyjrzeć się jej twarzy w poszukiwaniu odrobiny złości lub ironii w tym, co obecnie robi. W końcu nie był na żadnej misji, bo już jakiś czas temu przeszedł na przedwczesną emeryturę. Wyjechał niespodziewanie tydzień temu bez żadnego słowa. — Najpierw odpocznij. Wzięłam wolny tydzień, wiec nie musimy się spieszyć. — Zabrała mu plecak, idąc z nim do sypialni, czego już całkowicie nie rozumiał.
— I wcale się nie gniewasz? — Spytał niepewnie, podążając jej śladami, ponieważ nie lubił niedomówień. Jeśli była zła, to wolał o tym wiedzieć i ponieść niekonsekwencje swojego zaniedbania od razu, a nie na raty, chociaż jeszcze przed chwilą wolał tego uniknąć.
— Nie. — Spojrzała mężczyźnie w oczy, jakby chciała zapewnić go o prawdziwości tych słów. Zaczęła rozpakowywać rzeczy, nucąc coś pod nosem, a on oparł się o komodę, czekając, aż skończy.
Po tym jak wybaczył sobie wszystkie grzechy przeszłości, zaczął naprawdę i szczerze kochać. Po pierwsze kochał w ten sposób życie na kocią łapę wraz ze spontanicznymi podróżami, dzięki czemu czuł, że żyje, a po drugie [Imię]. Ona dawała mu stabilność, której czasami potrzebował, lecz uciekał, gdy myśl o zobowiązaniach go przerastała. Zdawał sobie sprawę, w jaki sposób może ją ranić, jednak nie potrafił przestać. Po wszystkim, co przeszedł w swoim życiu, chciał najchętniej znaleźć się poza społeczeństwem, ale nie chciał odciąć się od niej całkowicie, pomimo częstych myśli, że marnuje jej życie swoim niezdecydowaniem. To nie tak, że kiedykolwiek ją zdradził. Myśl o ukochanej towarzyszyła mu we wszystkich miejscach na ziemi, lecz nie potrafił się przełamać, by oficjalnie to okazać.
❤
Wyszła na samotne zakupy z mieszanymi uczuciami. Liczyła, że teraz kiedy spotyka się z Kakashim już od czterech lat, jej luby w końcu zrobi krok do przodu. Wszyscy dookoła brali śluby, a ona trwała w takim niepewnym związku, nie chcąc wymuszać na partnerze żadnych decyzji. Często reagowała nerwowo, kiedy uciekał od poważnych rozmów i zbywał ją żartami, ale powoli traciła cierpliwość. Z jednej strony bywał oschły, z drugiej zaś bywał romantyczny, namiętny, a czasami nawet zazdrosny o jej relacje z innymi. Przez te sprzeczne sygnały zechciała w końcu go podejść, aby dowiedzieć się, na czym stoi. Bała się rozczarowania, dlatego chciała sprawdzić, czy bycie miłą w czymś pomogło. Przed wejście do sklepu zauważyła Orochimaru, rozmawiającego z nieznajomym dla niej mężczyzną. Rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem dogodnego miejsca, w którym można było się schować. Za najlepsze miejsce uznała nieco zarośnięty park zapełniony przez wiele bujnych krzewów. Założyła szmacianą torebkę na ramię i udała się w upatrzone miejsce, spotykając tam Yamato zgodnie z oczekiwaniami.
— Hej, masz chwilę? — Uklękła obok, zmuszając bruneta do oderwania wzroku od Legendarnego Sanina, którego musiał pilnować.
— Trudno stwierdzić. Co się stało? — Spojrzał na nią bez żadnego wyrazu, ale w jego pustych oczach dostrzegła zalążki szczęścia. Znali się dość dobrze przez Hatake, a [Imię] czasami ubolewała nad losem samotnika. Podczas treningów Naruto przynosiła mu przekąski, bo nie mogła pozbyć się wrażenia, że jej chłopak mocno go wykorzystuje. Chociaż Yamato nigdy nie narzekał, nawet gdy zlecono mu chodzenie za Orochimaru, to miał naprawdę przykre życie.
— Potrzebuję Twojej pomocy. Pogadałbyś może z Kakashim o zaręczynach i takich tam rzeczach? — Poprosiła z uśmiechem, a on jedynie zamrugał, świdrując kobietę swoim natarczywym wzrokiem.
— Po co?
— No wiesz... — Nie wiedział. A przynajmniej tak wyglądał, ponieważ milczał, czekając grzecznie na dopełnienie wypowiedzi. — Jesteśmy ze sobą już cztery lata.
— Zapomniał o rocznicy?
— Pewnie też. Po prostu ludzie po takim czasie się zaręczają i myślą o ślubie, a mi się wydaje, że on wcale o tym nie myśli. — Zaczęła wyjaśniać, bo zdecydowanie relacje ludzkie nie były jego silną stroną. Dopiero po usłyszeniu tego pokiwał głową, a nawet delikatnie się uśmiechną, wracając do obserwowania bladolicego celu.
— Mogę spróbować.
— Dziękuję. — Złapała go za ramię z ucieszoną miną, lecz już po chwili spojrzała w bok i z przerażeniem dostrzegła, że Kakashi zmierza w ich kierunku. Nie uznała tego za przypadek, więc spoważniała, obdarzając go zmartwionym spojrzeniem.
— [Imię], Yamato, co robicie w krzakach? — Spytał rozbawionym głosem, podczas kiedy brunet zwrócił się do niego ze swoim kamiennym wyrazem twarzy.
— Rozmawiamy. Nigdy nie rozmawiałeś z kimś w krzakach, senpai? — Stwierdził poważnie, jakby to była najnormalniejsza i najbardziej oczywista rzecz na świecie, która nie powinna nikogo dziwić.
— Tak normalnie poza misjami to niezbyt. — Srebrnowłosy zamyślił się, posyłając [Imię] tajemniczy wzrok.
— Nie wiesz, co tracisz. — Kunoichi podniosła się z trawy, a następnie poklepała partnera po ramieniu i odeszła w kierunku sklepu, zostawiając ze sobą dwójkę mężczyzn w nadziei, że odbędą ze sobą pogawędkę.
— Panie Orochimaru, jak Panu mija dzisiejszy dzień? — Chciała im to umożliwić, podchodząc do znanego jej głównie ze słyszenia osobnika. Wcześniejszy rozmówca zdążył właśnie odejść, co by oznaczało, że Yamato będzie musiał przemieścić się tam, gdzie pójdzie jego cel. Jednak ten właśnie cel nie należał do najmilszych osób na świecie, więc zwrócił się do niej z wyższością, prychając pod nosem.
— A Ty kim jesteś? — Zareagował uszczypliwie, krzyżując ręce na piersi, przez co poczuła się, jak idiotka.
— Nikim ważnym. Tak tylko pytam. — Spuściła wzrok, zastanawiając się nad możliwymi wyjściami z sytuacji. — Mógłby Pan wejść do sklepu? Proszę, od tego zależy bardzo wiele rzeczy. — Złożyła dłonie w błagalnym geście i liczyła na dobroduszność na wskroś złej jednostki, która kilka razy prawie pozbawiła bliskie jej osoby życia. Czarnowłosy przemyślał to przez chwilę, a jego sine usta mężczyzny wygięły się w grymas.
— Jeśli zapłacisz za to, co kupię. — Mlasnął ustami, po czym ruszył w kierunku sklepu, ponieważ od końca wojny dalej miał problemy finansowe. Nie miał również nic do stracenia w tej sytuacji.
— Niech będzie. — [Imię] odetchnęła ulgą, ciągnąc go do środka, co z perspektywy obserwatorów wyglądało co najmniej dziwnie.
❤
Podczas zakupów Orochimaru postanowił orientacyjnie zapytać, o co chodziło, czego prędko pożałował, bo kobieta opowiedziała mu swoją historię miłosną. Tylko jego wcale nie obchodziły takie błahe i ludzkie rzeczy, więc oddalił się, gdy tylko mógł. [Nazwisko] zrobiła to wbrew pozorom celowo, nie mogąc doczekać się, aby usłyszeć, czego dowiedział się jej przyjaciel. Po rozstaniu z nowo poznanym mężczyzną zaczęła przemieszczać się dyskretnie za Yamato, bezszelestnie chowającym się za rogami budynków na szlaku Legendarnego Sanina.
— I co? — Schowała się za nim w cieniu drewnianej ściany, na co ten głośno westchnął, nawet na nią nie spoglądając. Wiedział, jak przekazywać raporty o niepowodzeniu misji, lecz nie wiedział, jak przekazać dość bliskiej osobie informację, która nie do końca ją usatysfakcjonuje.
— Spytałem się, co tam u was i czy planujecie ślub. Powiedział, że muszę jeszcze sobie poczekać, a gdy drążyłem temat, to stwierdził, że mu to obojętne. — Kiedy w końcu to powiedział, miał zamiar przemieścić się do przodu, lecz po chwili ciszy odwrócił się z zaniepokojonym spojrzeniem, widząc, jak [Imię] zaciska pięści.
— Co za palant. — Wysyczała przez zaciśnięte ze złości zęby, po czym wyszła z roli obserwatora i upuściła ich kryjówkę, jak gdyby nigdy nic.
— [Imię], spokojnie! Pamiętaj o dyplomacji! — Yamato czuł się współwinny, więc wykrzyczał za nią drżącym głosem, przyciągając na siebie wzrok pobliskich osób w tym Orochimaru, który popatrzył na niego z niezadowoleniem, po czym ruszył przed siebie nerwowym krokiem.
Kiedy kobieta dotarła do domu, a stało się to bardzo szybko ze względu na humor, jaki miała, weszła do środka i tym razem nie zamierzała być już ani miła, ani tym bardziej spokojna. Zmarnowała zbyt wiele lat na okłamywaniu się, że w końcu zostanie potraktowana poważnie. Kakashi zdążył się jedynie przeżegnać w myślach, siedząc z kubkiem w dłoniach przy stoliku w kuchni.
— Zamierzasz Ty mi się w końcu oświadczyć? — Usłyszał zdenerwowany głos osoby, którą na co dzień kochał, lecz kiedy tylko się złościła, miał ochotę uciekać od niej jak najdalej.
— Czyli o tym rozmawiałaś z Yamato? — Udał spokojnego, biorąc łyk z białego kubka, chociaż wszystkie instynkty nakazywały mu, żeby lepiej nie denerwować jej jeszcze bardziej.
— Nie zmieniaj tematu, tylko odpowiadaj, detektywie. — [Imię] dostrzegła, jak srebrnowłosy unika kontaktu wzrokowego, więc usiadła naprzeciwko.
— Chcesz mieć niespodziankę, czy mam Ci powiedzieć? — Poczuła silne ukłucie w klatce piersiowej, kiedy on ponownie obrócił głowę w kierunku okna, wypowiadając te słowa bez żadnego przekonania. Naprawdę akceptowała go takiego, jaki był, ale oboje stawali się coraz starsi, a ona nie zamierzała wiecznie czekać na coś, co może nigdy nie nadejść.
— Słyszę to od dwóch lat.
— Zawsze wiedziałaś, że zobowiązania to nie moja mocna strona. — Słysząc tak trafny, jednak przykry argument uderzyła pięścią w stolik, powstrzymując łzy, które jeszcze rok temu wypłynęły z jej oczu. Teraz przyzwyczaiła się do chłodu Kakashiego w takich sytuacjach, chociaż nie zamierzała tego akceptować.
— To było mi to powiedzieć, a nie zapewniać o swojej miłości. W takim razie zrywam z Tobą i zniknijmy ze swoich żyć raz na zawsze.
Zadecydowała stanowczo, zrywając się na nogi. Wychodząc do sypialni, gdzie zaczęła pakować swoje rzeczy, nawet na niego nie spojrzała. Poczuł się tym z jakiegoś powodu dotknięty, mimo że jeszcze przed chwilą nie chciał, aby ich wzrok się spotkał. Czuł potrzebę, żeby coś zrobić, lecz jedynie rozmyślał, podczas kiedy [Imię] opuszczała mieszkanie. Wiedział, że tak będzie dla kobiety lepiej, bo chociaż ją kochał, to nie potrafiłby być mężem. A może by potrafił? Sam już nie wiedział. Część niego kazała to tak zostawić, a część wziąć się w końcu w garść.
❤
Zadziwił samego siebie, gdy wygrała w nim ta druga połowa. Widać niektóre uczucia bywają silniejsze od pozostałych i nie istnieje sposób, w jaki można je zagłuszyć. Co prawda pofatygował się do [Imię] w niezbyt korzystnym momencie, ponieważ minęło dopiero kilka godzin i dalej była na niego wściekła w takim stopniu, że zamknęła z hukiem drzwi, kiedy tylko zobaczyła go w progu mieszkania swojej mamy. Skoro nie miał wyboru, musiał użyć balkonu. Kobieta znała go wystarczającą, żeby wiedzieć, kiedy nie zamierza odpuścić. Rzadko dało się dojrzeć w ciemnych oczach mężczyzny taką zawziętość, dlatego podeszła w końcu do szklanych drzwi w swoim pokoju, otwierając je w niewielkim stopniu.
— Daj mi spokój. — Zmarszczyła brwi ze złością, podtrzymując decyzję podjętą w dzień. Nie chciała zachowywać się, jak obrażona księżniczka, lecz nie zamierzała spędzić kolejnych lat w ciągłej niepewności.
— No chodź. — Wypowiedział ciepło i wprosił się do środka, łapiąc ją za ramiona, ale [Imię] zrobiła krok do tyłu, machając rękoma.
— Nie.
Kakashi głośno westchnął, nie zamierzając słuchać żadnych protestów. Wziął ukochaną na ręce wbrew jej woli i nie puścił, nawet gdy zaczęła krzyczeć. Wybiegł z mieszkania, pędząc przed siebie w kierunku mostu, przy którym witali się zawsze na początku swojej znajomości wiele lat temu. Znali się wtedy jedynie z widzenia, nigdy nawet nie podejrzewając, że kiedykolwiek będą razem. Te chwile wywoływały u niego przyjemne ciepło w okolicy serca, a przechodząc w pobliżu, zawsze wspominał swoje pierwsze próby nawiązania kontaktu z kobietą.
Teraz stojąc tu ponownie, nie wiedział, jak zacząć swoje przeprosiny, czy jakąkolwiek przemowę, więc podrapał się po karku, spuszczając wzrok. [Imię] skrzyżowała za to ręce na piersi, odwracając się do niego tyłem. Podeszła do barierki, patrząc na powolnie płynącą wodę z niezadowoleniem.
— Boję się, że będziesz ze mną nieszczęśliwa. Tytułu męża nie mogę przecież nikomu oddać. — Odezwał się dość pewnie, chociaż był bardzo speszony i nie wiedział, co tak właściwie robi. Gdy już wyrzucił z siebie pierwsze słowa, poczuł się na siłach, żeby stanąć za nią, przytulając ją od tyłu.
— Kto wie? Może Naruto przyjmie i to jak tytuł Hokage. Będzie miał dwie kobiety, a Ty tylko samotność wraz z przygnębieniem. — Kobieta skomentowała to prześmiewczo z nadętymi polikami, rozpychając ramiona jeszcze bardziej na znak, że nie chce być przytulana. Kakashi widząc to, pokręcił głową z uśmiechem skrytym pod maską, powstrzymując się do śmiechu.
— A jak Cię rozczaruję? Nie potrafię żyć tak do końca stabilnie. — Wyszeptał melodyjnie do ucha dziewczyny, jednak szybko się odsunął w obawie o swoją fryzurę, kiedy tylko zobaczył, jak [Imię] unosi rękę. Często potrafiła niegroźnie trzepnąć go po czubku głowy w ramach odwetu za wypowiedzianą przez niego głupotę.
— Mi to nie przeszkadza, dopóki mnie kochasz i wiem, że wrócisz. — Stanęła z nim w końcu twarzą w twarz, wypowiadając to zdanie niezwykle potulnie, jednak bardzo szybko przypomniała sobie sytuację z południa, odwracając wzrok. — Znaczy... Nie przeszkadzało. Teraz mnie już nie interesujesz.
— Kocham Cię nawet na drugim końcu świata. — Zadeklarował rozbawionym, ale niezwykle ciepłym i głębokim tonem głosu, po czym wyjął z kieszeni czerwone pudełeczko w kształcie serca, po czym klęknął na jedno kolano. — W takim razie uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? — Spytał pokornie, otwierając je, a materiał na jego twarzy skutecznie zamaskował wszelkie rumieńce.
[Imię] w pierwszej chwili zatkało, ponieważ naprawdę nie sądziła, że kiedykolwiek dożyje tego dnia. Już prędzej obstawiała, że Hatake znowu będzie ją zwodzić. Patrzyła na [złoty\srebrny] pierścionek z niedowierzaniem, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Po chwili poczuła w piersi kujący ból, pod którego wpływem zacisnęła usta, odwracając głowę.
— Nie. — Odparła chłodno, pozostawiając mężczyznę w niemałym szoku.
— Co?
— Teraz już nie chcę tak na siłę. — Uargumentowała, na co głośno westchnął, podnosząc się z kostki chodnikowej.
— Przestać żartować. — Wypowiedział z nutką złości, bo takiej opcji nie brał nawet pod uwagę.
— Nie żartuję. — Zapewniła z przekonaniem, zaciskając pięści. Mężczyzna spuścił głowę i zwiesił ramiona, po czym złapał za zaciśniętą dłoń kobiety.
— Chyba nie mam wyjścia. Muszę mianować Cię moją żoną. — Powiedział od niechcenia, próbując założyć jej pierścionek. W końcu musiało być tak, jak on chciał, dlatego nie akceptował żadnej odmowy.
— A ja Twojego mianowania nie uznaję. — Oburzyła się, kiedy dopiął swego, rzucając kobiecie zwycięskie spojrzenie. Patrząc na przedmiot, czuła gorsze motylki w brzuchu niż na pierwszej randce i miała wrażenie, że zaraz rozpłacze się ze szczęścia.
— Nie podoba Ci się? — Spytał zadziornie, widząc swoje zwycięstwo. Kobieta wzruszyła jedynie ramionami. W dalszym ciągu czuła, że zrobił to na siłę. Nawet jeśli ciągle nalegała, to chciała, aby zrobił to, gdy będzie tego pewny, a nie żeby kupił pierścionek w akcie desperacji. — Kupiłem go rok temu, tylko nie potrafiłem tego zrobić. Możesz spytać Guy'a, jeżeli mi nie wierzysz. — Trafnie rozpoznał, dlaczego miała wątpliwości. Nie kłamał. Co prawda kupił go, bo "Kiedyś... Kiedyś coś może...", nie obnażając przed sobą swoich własnych uczuć.
— W takim razie niech Ci będzie. — Wypowiedziała z wyższością, wciąż czując żal, że musiała płakać pół dnia. Spojrzała narzeczonemu w oczy, widząc doskonale po jego wesołym wzroku, do czego zmierza, dlatego ponownie zmarszczyła brwi. — Tylko teraz powiesz coś głupiego, a zostawię Cię na zawsze. — Przerwała, kiedy chciał się odezwać, przez co zaczął się śmiać.
— Dobrze, że uprzedziłaś. — Przytulił ją czule, a ona w końcu dała ponieść się emocjom, zaczynając płakać. Nie wiedział, że zadanie tak prostego pytania przynosi tyle szczęścia. Spadł z niego cały ciężar, jaki dźwigał, zwodząc swoją wybrankę i poczuł się o wiele lżej niż zwykle. Zrobił z lubą obrót, uśmiechając się promiennie, chociaż mogła to rozpoznać, tylko po uniesiono wysoko brwiach. — Nie płacz, są w życiu gorsze tragedie niż ślub.
❤
Next: Rock Lee x Reader
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top