Will Treaty x Reader
Proszę Shocik dla KalaJasklska 💖 Miłego czytania życzę😉
Przez okna mojego małego, drewnianego domku wdzierały się promienie porannego słońca. Właśnie nastał świt, co oznaczało tylko jedno- ONI już rozpoczęli poranny trening. Oczywiście miałam na myśli Zwiadowców, czyli odział skrytobójców podlegający samemu Baronowi. Bardzo mi imponowali swoimi niesamowitymi czynami dla dobra zarówno lenna, jak i królestwa. Od dziecka chciałam być taka jak oni... niestety nie było nawet takiej opcji. Spytacie dlaczego... No cóż, jestem kobietą, a pełnoprawnymi Zwiadowcami mogli zostać jedynie mężczyźni. Bardzo mnie to zabolało szczególnie, że do perfekcyjnej damy dworu jest mi daleko. Poza tym od zawsze lubiłam czuć ten dreszczyk emocji, co w życiu zwykłej dziewki ze wsi jest niezwykłą rzadkością.
Od zawsze nie lubiłam wytwornych sukienek, czy wyszukanej biżuterii. Bardziej pociągało mnie chodzenie po drzewach, zabawa z chłopcami w rycerzy z patykami (które miały nam złożyć jako miecze), czy też strzelanie z łuku, w czym byłam całkiem dobra (przynajmniej tak mówili moi nieliczni koledzy)
Nigdy nie udało mi się poznać żadnego Zwiadowcę. Mimo usilnych starań wytropienia ich kryjówki, zawsze moja "misja" kończyła się klęską. Każdy z nich miał jakieś nadnaturalne zdolności i po pewnym znikał mi z oczu. Jednakże zawsze musi być ten pierwszy raz, a ten z kolei nadszedł kompletnie niespodziewanie...
Właśnie wracałam z centrum miasta Redmont, wielce zadowolona ze swojego zakupu, którym był świeży bochen chleba, kostka masła i kilka plastrów sera. Miałam swojego, zaufanego dostawcę, który, za niezbyt wygórowaną cenę, sprzedawał mi swoje świeże produkty, dzięki czemu mogłam sporo zaoszczędzić.
W pewnym momencie usłyszałam głośny świst, po czym w mój wiklinowy koszyk, w którym nosiłam zakupy, wbiła się długa, drewniana strzała. Kołysała się przez chwilę, po czym zastygła w miejscu. Zdezorientowana zaczęłam rozglądać się dookoła myśląc, kto niemal pozbawił mnie życia. W głowie miałam niesamowity mętlik, a narzędzie nagłego zamachu na moje życie co chwila odwracało moją uwagę od skupienia się.
-Panienka wybaczy.- usłyszałam lekko skruszony, męski głos dobiegający zza pobliskich drzew.- To nie było celowe.
Zaledwie sekundę później odskoczyłam jak oparzona, gdy poczułam czyjaś rękę na ramieniu. Krzyknęłam krótko z hukiem upadając na ziemię. Spojrzałam na osobę stojącą nade mną. Mój wzrok napotkał długi, ciemnozielony płaszcz, przez który jego właściciel niemalże perfekcyjnie wtapiał się w znajdującą się wokół nas faunę leśną, przewieszony przez ramię długi, drewniany łuk oraz kilka brązowych kosmyków wystających spod głębokiego kaptura.
-Nie chciałem panienki wystraszyć.- uśmiechał się przepraszająco pod materiałem częściowo zakrywającym mu głowę widząc moją zdezorientowaną minę.- Wyrwij mnie szturchnął, kiedy miałem wypuścić strzałę i jakimś cudem trafiła ona w koszyk panienki.
-N-nic się nie stało...- odpowiedziałam nadal nieco oszołomiona, przeciągając ostatnie słowo, dając chłopakowi do zrozumienia, aby zdradził mi swoje imię, abym wiedziała jak się do niego zwracać.
-Jestem Will.- wyciągnął ku mnie rękę pomagając mi wstać.
-[Reader].- szeroko się uśmiechnęłam z nieukrywaną chęcią łapiąc nowo poznanego za dłoń.
-A więc co cię tu sprowadza panienko [Reader]?- spytał ściągając kaptur i tym samym uwalniając burzę długich, brązowych włosów oraz wlepiając we mnie przeszywające spojrzenie swoich ciemno brązowych oczu.
-Wystarczy samo [Reader].- wymamrotałam nieco zmieszana. Widząc gest, żebym kontynuowała wypowiedź powiedziałam brunetowi o moich zakupach, ale wiedząc, że nie jest to zbyt interesujący temat postanowiłam poruszyć inny.
-Marzyłaś o tym, żeby spotkać zwiadowcę... a nawet dołączyć do korpusu?!- teraz na jego twarzy pojawił się wyraz lekkiego skołowania.
-Od dziecka!- odpowiedziałam skacząc z radości, która niestety chwilę później przeminęła z wiatrem, gdy wypowiadałam następne zdanie.- Ale jestem kobietą...
-A wiesz, moim zdaniem to płeć nie gra ważnej roli w odgrywaniu Zwiadowcy godnego korpusu...- podrapał się w zamyśleniu po brodzie. Gdy zerknął na moje przepełnione nadzieją oczy, nie ukrywał, cisnącego się na jego usta, wielkiego, serdecznego uśmiechu.
-Czyli mam szansę?- spytałam rozentuzjazmowana tym, że moje marzenie może się w końcu spełnić.
-Jak najbardziej.- odparł- Ajajaj, która to godzina?- jego radość ustąpiła miejsca poddenerwowaniu, gdy tylko zobaczył wydłużające się pod nami cienie i zachodzące w oddali słońce.
-Coś się stało?- spytałam zainteresowana nagłym ożywieniem bruneta.
-Halt, mój mentor, kazał mi przyjść do niego przed zachodem Słońca, bo wyruszamy na wyprawę i musimy się przygotować.- podrapał się z zakłopotaniem po karku.- Wyruszamy z samego rana, a ja nie jadem nawet porządnego obiadu...
-Biedaku ty mój ty lepiej spiesz do tego swojego mistrza i zjedz coś porządnego!- powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nie lubiłam patrzeć jak ludzie zaniedbują swoje zapotrzebowanie na pożywienie. Sama nigdy tak nie robiłam, zawsze przyjmowałam posiłki regularnie.
-D-dzięki [reader]...- zaczerwienił się nieco.- Zrobię o co mnie prosisz i ten no... ja już będę leciał.- odpowiedział.
Patrzyłam uważnie jak wkłada dwa palce do ust, gwiżdżąc donośnie. Po zaledwie chwili zza pobliskich krzaków wyłonił się mały, siwy i beczułkowaty koń. Wierzgając radośnie kłusował przez dzielącą ich odległość. Cicho zarżał widząc obok jego pana obcą osobę- mnie.
-Spokojnie Wyrwij, to przyjaciółka.- uśmiechnęłam się do zwierzęcia i, o dziwo, wydawało mi się, że odwzajemnił gest.
-Więc nazywasz się Wyrwij.- zrobiłam krok w jego stronę, wyciągając rękę i patrząc spokojnym wzrokiem prosto w brązowe oczy konia.- Mogę go pogłaskać?
-Jasne.- odparł kiwając głową swojemu wierzchowców, aby podszedł bliżej i zbytnio nie kombinował.
-Ale on ma mięciutkie futerko!- zachwycałam się.
-To specjalny koń zwiadowczy.- pochwalił się jakby podświadomie próbując mnie pospieszyć. Chyba naprawdę się spieszył i był głodny...
-Chyba pora na mnie.- powiedziałam drapiąc się poddenerwowana po karku.
-Skoro tak mówisz... chyba wypada się pożegnać.- zrobił krok w moją stronę i bez słowa objął mnie ramionami zamykając w szczelnym uścisku. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana, ale po zaledwie trzech sekundach odwzajemniłam gest wtulając się w ciepły i miękki materiał Zwiadowczego płaszcza.
-Do zobaczenia, panienko.- skłonił się lekko się przy tym uśmiechając.
-Obyśmy się jeszcze spotkali, Willu.- kąciki kąciki ust również powędrowały ku górze.
Już po chwili brunet siedział na swoim beczułkowatym koniaku i galopował w kierunku pobliskiego lasu. W mojej głowie wciąż widziałam jego uśmiechniętą twarz, na którą opadały długie brązowe kosmyki, co tylko dodawało mu uroku. Westchnęłam przeciągle nadal czując jego zapach, który zdążył wsiąknąć w moje ubrania.
-No to do domu...- to powiedziawszy ruszyłam ku swojej małej, drewnianej chatce, przypominając sobie, że nadal nie zjadłam obiadu...
Dziękuje za przeczytanie i chcę poinformować, że wszystkie opóźnienia są spowodowane sprawami szkolnymi (nie zawsze chodzi o testy🙃)
Nie ważne.
Mam nadzieję, że Shocik się podobał i serdecznie zapraszam do komentowania 😘
Oraz na mój profil, gdzie możecie znaleźć one shota z anime Inuyasha
Opko o Gaarze
Oraz zodiaki z kreskówki mojego dzieciństwa „Huntik Łowcy Tajemnic".
Bayo😍
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top