Tobi x reader

Jak codziennie do mojej cukierni zbierało się mnóstwo klientów. Od samego rana męczyłam się z zamówieniem, które miało być gotowe na dzisiaj. Kilka dni temu przyszedł tutaj chłopak w czarnym płaszczu w czerwone chmury i z pomarańczową, zakręconą maską w kształcie lizaka. Zamówił u mnie po sto sztuk z każdego posiadanego produktu. Do zrobienia zostało mi tylko dwadzieścia ptysiów, dwanaście lizaków i piętnaście czekoladowych ciasteczek. Nic prostszego, czujecie ten sarkazm?

-Siostrzyczko!- za moimi plecami zobaczyłam brudnego od mąki  chłopca o białych włosach i czarnych oczach.

-Co ty tutaj robisz Sebastian i dlaczego jesteś tak umorusany?- zapytałam młodszego braciszka. (sorki jak nie macie rodzeństwa. Tak jakoś mi się przypałętała ta postać 😊)

-Chciałem Ci pomóc.- uśmiechnął się znikając na chwilę za rogiem kuchni. Gdy wrócił w rączkach trzymał metalową tace z świeżymi, czekoladowymi ciasteczkami.

-Niesamowite!- To powiedziawszy wzięłam jedno i skosztowałam.- Muszę przyznać, że moje ciastka są niczym przy twoich. Odziedziczyłeś pewnie talent po tacie.- uśmiechnął się dumny.

-Zrobić takich więcej?- zapytał z nadzieją w oczach.

-Pewnie! Ty się tym zajmiesz, a ja załatwię resztę. No to do roboty!

Magia czasu

Ciężko dysząc otarłam pot z czoła.Robota przy gorącym piecu w lecie może być niezwykle uciążliwa, ale czego nie robi się dla klientów?

Właśnie wpakowałam ostatnie lizaki do odpowiedniego pudełka, gdy rozległ się dzwonek mówiący o nowym klijencie. Obruciłam się i szeroko uśmiechnęłam do, znanej mi już, pomarańczowej maski.

-Witam Pana! Zamówienie właśnie gotowe i czeka na odbiór.- wskazałam na kilka stosów opakowań słodyczy. 

-Ale dlaczego piękna Pani mówi o Tobim tak oficjalnie? Wystarczy Tobi!- chłopak zaśmiał się co zostało zniekształcone przez maskę.- Poza tym, Tobi chce, żeby piękna Pani pomogła Tobiemu nosić te pudła, a w zamian postawi obiadek!- wesoło zaklaskał w dłonie.

Nieco zdziwiła mnie ta propozycja, ale nie mając żadnego ważniejszego zamówienia przekazałam "władzę" nad cukiernią. Udało mi się wziąć na raz maksymalnie trzy kartony. Gdy spojrzałam na Tobiego byłam wielce zaskoczona i z podziwem patrzyłam jak na prawym barku niesie trzy kartony i próbuje podnieść kolejne trzy na lewy bark. Śmiejąc się nieco z jego nieudolnych prób w końcu pomogłam mu. 

Magia Czasu

-Tobi, jak daleko jest Twój dom?- przerwałam, trochę niezreczną, ciszę tym krótkim pytaniem. Chłopak był chyba zadowolony, że to nie on musiał się odezwać pierwszy.

-Ja pięć minutek będziemy! Piękna Pani się nie martwi!- zaśmiał się.

-Martwię się trochę o mojego brata. Zostawiłam go tam samego. Na pewno sobie poradzi?- w myślach próbowałam przekonać samą siebie, ale to przecież jeszcze dziecko.

-Jeśli piękna Pani musi wracać Tobi zrozumie!- wydawał się trochę smutniejszy.

-Nie...- przerwałam uśmiechając się szeroko nieco wymuszonym uśmiechem.- Najpierw pomogę Ci zanieść te kartony!

-No to, DO DOMU!- krzyknął prawie upuszczając pakunki. W ostatniej chwili chwycił je mocniej.- Było blisko!

Całą drogę rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Od polityki Kraju Ognia, przez nowotworte restauracje, aż po organizacje zwaną Akatsuki, do której (jak się później dowiedziałam) należał ten czarnowłosy delikwent idący obok mnie. Niezbyt mnie to zniechęciło, a wręcz przeciwnie! Chciałam poznać jak najwięcej szczegółów na ten temat, co widocznie zaskoczyło chłopaka.

-Tobi byłby szczęśliwy, gdyby piękna Pani chciała poznać kompanów Tobie, ale niestety myśli, że oni nie popierają mojego entuzjazmu.- wyznał chłopak nagle się zatrzymując.

-O co chodzi Tobi?- zapytałam, gdy spojrzałam na jego spuszczoną głowę.

-Przepraszam, piękna Pani nie może iść za Tobim.- odebrał ode mnie pakunki bez większego kłopotu. Chciałam za nim pobiec, ale gdy się zbliżyłam, spojrzałam w dziurę na jedno oko zrobione w jego masce i, widząc czerwony blask emanujący z otworu momentalnie zanurzył mnie sen. Ostatnie co pamiętam to ciche "przepraszam".

Magia czasu

Obudziłam się w pokoju, w cukierni. Wspomnienia widziałam jak przez mgłę i za nic nie mogłam sobie przypomnieć co działo się zaledwie kilka godzin wcześniej. Na stoliku nocnym obok łóżka, na którym leżałam stał dzban z czerwonymi tulipanami i kilkoma patyczkami z dango.

Ta emanująca krwią czerwień przypomniała mi o wydarzeniach z niecodziennym klientem. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tego pełnego energii bruneta.

-Jestem pewna, że jeszcze kiedyś się spotkamy, Tobi...

Chwilę później coś mi się przypomniało...

Zapomniał mi zapłacić za te wszystkie słodycze...

-TOBIIIIII!- Mój krzyk niósł się echem przez całą, naszą mieścinę i przysiągłabym, że słyszałam słodki jak pączki z lukrem śmiech Tobiego.

Polowania się rozpoczęły!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top