Subaru x reader
Prosz- Hime_czan 😉 to żem kombinował 😂 mam nadzieję, że się spodoba.
Po raz wtórny przechodziłam przez ogród różany na terenie nietypowej rezydencji. Przyglądałam się każdemu kwitnącemu pąkowi z osobna. Czasem przez myśl przechodzi mi pewna refleksja. Rozmyślam, że jestem tak jak biały kwiat róży, który pod wpływem "siły wyższej" został splamiony krwią, przez co na zawsze zmienił swoją barwę na czerwień. Nigdy już nie odzyska swojego dawnego koloru. Pozostało mu tylko przeżyć ile się da i nie dać się zastraszyć przez tą jego "siłę wyższą". A może jednak "siły wyższe"? No tak przecież wampirów mnie nękających jest aż sześcioro!
Pogłaskałam jedną z róż, tęskno wpatrując się w jej płatki. Mimo wielkiej miłości do wszelkich kwiatów nie można mi było zerwać ani jednego z tego ogrodu, a poda teren rezydencji wychodzić mi nie wolno. W tamtej chwili czułam się niespełniona, jakby mi czegoś brakowało. Nie były to rośliny...
Była to wolność.
Usłyszałam czyiś krzyk, a potem dźwięk łamanego drzewa. Pełna niepewności i różnorodnych czarnych scenariuszy ruszyłam ku miejscu, gdzie usłyszałam owe wrzaski. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, stojącego tuż obok połamanego na pół drzewa, białowłosego chłopaka.
-Subaru-kun?- powiedziałam niepewnie podchodząc nieco bliżej. Czerwonooki odwrócił twarz w moją stronę. W jego oczach widziała iskry niepohamowanej złości. Powód złości chłopaka nie był mi znany, jednak czułam, że muszę mu pomóc. Może to coś ważnego?
-Tak, [reader]?- zapytał starając się na spokojny ton głosu, co nie wychodziło mu zbyt dobrze.
-Coś się stało?- w moim głosie zabrzmiało coś na wzór troski, ale nie wiedziałam dlaczego pojawiło się to podczas zadawania podjęto pytania.
-Bracia mnie zdenerwowali.- zacisnął dłonie w pieści- Kazali mi zrobić coś czego nigdy bym nie chciał zrobić...- opuścił głowę wyszukując czegoś w kieszeniach założonej na siebie kurtki.
-Czego nigdy nie chciałbyś zrobić?- zapytałam trochę niepewnie, jednakże nie odsunęłam się na wypowiedziane słowa i nerwowość ze strony wampira, a wręcz przeciwnie. Zrobiłam krok w przód.
-Kazali mi...- zrobił dramatyczną pałzę, jakby w jego gardle zaległo coś podobnego do guli.- Cię zabić.- wydusił w końcu.- Mówili, że znaleźli sobie lepszą narzeczoną o o wiele smaczniejsze krwi od twojej.
-Zabić...?- wydusiłam z siebie nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałam.
-Nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego!- krzyknął wyjmując srebrny sztylet zza pleców.
-Co ty...?!- odskoczyłam jak oparzona od białowłosego.
-Spokojnie!- próbował mnie uspokoić, co nie szło mu zbyt dobrze.- Chcę ci to dać.- powoli zbliżył się do mnie i podał mi nóż.
-Ale po co?- zapytałam nieco zbita z tropu.
-Tym sztyletem możesz zabić wampiry takie jak my.- powiedział ze stoickim spokojem.
-A-ale ja nie chcę zabijać...- odparłam jąkając się.
-To jest w razie czego, jakby któryś z moich niedoszłych braci chciał cię skrzywdzić.
-Ale ja nie chcę nikogo zranić, szczególnie, że należą do twojej rodziny!- wykluczałam się odpychając ostrze, niestety niefortunnie przy tym podcinając palec. W jego czerwonych oczach pojawiły się iskierki.
-P-proszę [reader].- wyglądał jakby bił się ze swoimi myślami... a no tak, KREW! Kawałkiem bluzki szybko wytarłam czerwoną ciecz.
-Subaru-kun...? Czy coś się...- nie zdążyłam dokończyć zdania, gdy białowłosy znalazł się tuż obok mnie.
-Wybacz.- to powiedziawszy wbił się swoimi kłami w moją szyję.
-Proszę...- westchnęłam. Nogi miałam jak z waty i, gdyby nie czerwonooki zapewne odpadłabym bezwładnie na ziemię. Gdy chłopak zobaczył w jakim jestem stanie odskoczył ode mnie jak oparzony.
-Przepraszam!- już drugi raz zrobił coś do siebie niepodobnego- przeprosił, prosił o wybaczenie. Przecież ON NIE UŻYWA ZWROTÓW GRZECZNOŚCIOWYCH!
-Od kiedy się tak wyrażasz?- zapytałam chichocząc cicho.
-Nie wiem o czym mówisz!- wzruszył ramionami w geście niewiedzy.
-Od kiedy to ty o coś prosisz, przepraszasz czy tez rżniesz głupa przede mną?- cichy chichot od razu przerodził się w głośny śmiech.
-Bardzo śmieszne.- zbliżył się. Był dosłownie krok ode mnie - Wiesz... to dzięki tobie.- wyznał. Dałabym głowę, że kącik jego ust nieznacznie się uniósł.
-Co ja takiego zrobiłam?- zapytałam przechylając głowę na bok i wlepiając w białowłosego spojrzenie swoich [kolor oczu] oczu. Znów zrobił krok w przód.
-Jesteś tu. I to mi wystarcza.- moja i jego twarz oddzielała kilku centymetrowa przerwa.
-S-Subaru-k-kun.- wyszeptałam gdy odległość między nami zmniejszyła się jeszcze bardziej. Wtedy to się stało. Czerwonooki złączył nasze usta w długim namiętnym pocałunku.
Jestem niczym biały kwiat róży, który pod wpływem "siły wyższej" został splamiony krwią, przez co na zawsze zmienił swoją barwę na czerwień. Nigdy już nie odzyska swojego dawnego koloru. Pozostało mu tylko przeżyć ile się da i nie dać się zastraszyć przez tą jego "siłę wyższą". A może jednak "siły wyższe"? No tak przecież wampirów mnie nękających jest aż sześcioro! Jednakże jedna z nich nie jest dla mnie ciężarem, a wręcz pożądanym przez moje usta narkotykiem. Subaru. Samotny, chłodny wampir, który mnie w sobie rozkochał. Jest dla mnie bardzo ważny. Gdyby nie on na pewno szybko zmarłabym podczas ucieczki. Przecież przed nim nikt nie ucieknie. Nie zamierzam go opuszczać. Zostanę tu obserwując pokrewne sobie dusze- róże i mojego kochanego wampira. Do końca moich dni.
Nadal żyję! Mam zapisane zamówienia i nad nimi główkuję, więc proszę o cierpliwość. #rekolekcje 😫
Pozdrawiam serdecznie
Anonimek
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top