Shisui x reader
Shocik dla @yvantis mam nadzieję, że się spodoba ^_^
Przemierzałam granice Konohagakure w poszukiwaniu uciekiniera. Mój szef, Danzou, mówił, że to członek klanu Uchiha, który zdradził, a potem zbiegł ze stolicy, zapewne licząc na brak konsekwencji.
Przeskakiwałam właśnie na następną gałąź, gdy usłyszałam czyjeś kroki. Bezszelestnie opadłam na ziemię i zaczęłam monitorować teren naokoło mnie. Zauważyłam skrawek czarnego materiału na jednym z rosnących tam krzewów.
-Ktoś tu był nieostrożny.- szepnęłam. Na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek na myśl, że ktoś mógł być na tyle nieostrożny, że pozostawiał po sobie takie oczywiste ślady.
Z drugiej zaś strony osobnik, którego szukam zdołał uciec samemu przewodniczącemu "Korzenia", więc na pewno musi być niebezpieczny. Ten kawałek ubrania może mnie zapędzić prosto w jego pułapkę. Musiałam się porządnie zastanowić, przemyśleć swoje i jego posunięcia, aż w końcu postanowiłam sama zastawić na niego sieci. Dosłownie i w przenośni.
Nagle ptaki na najbliższych drzewach poderwały się do lotu. Wiedziałam, że jest spore prawdopodobieństwo, iż to właśnie mój cel narobił tyle zamieszania wśród zwierząt, lecz tak czy siak, wolałam się na razie nie ujawniać. Zamiast tego próbowałam się powoli zbliżać do epicentrum zamętu wśród tutejszej fauny.
Wtem zauważyłam czarnowłosego chłopaka, w kombinezonie tego samego koloru, który nałogowo trzymał się za prawą część twarzy w miejscu, gdzie znajduje się oko..., a raczej powinno się tam znajdować, gdyż obcy na dosłownie sekundę odsłonił swój pusty oczodół, wokół którego znajdowało się mnóstwo zaschniętej krwi.
-Przeklęty Danzou.- przeklął szatyn siadając pod jednym z drzew i opierając się o jego pień.
Przez chwilę trochę się zawahałam. Nie wiedziałam jaką zbrodnię popełnił, a nie w zwyczaju miałam ślepe posłuszeństwo wobec "Korzenia". Zawsze musiałam "lepiej poznać" swoje ofiary. Tym razem padło na tak zwany "numer z wodospadem". Doskonale wiedziałam jak się do tego zabrać.
Kilka minut później
Shisui
Wycieńczony od kilku minut siedziałem pod pobliskim drzewem. Brak prawego oka sprawiał mi ogromne problemy. Obraz wydawał mi się rozmazany, a mroczki pod oczami zakrywały w kilku miejscach krajobraz lasu, który miałem przed sobą.
Nagle usłyszałem kobiecy krzyk. Wystraszony poderwałem się na równe nogi i zacząłem rozglądać w poszukiwaniu właściciela owego głosu. Trop poprowadził mnie nad pobliską rzekę, na której końcu spływał kilku metrowy wodospad. W tamtym momencie przeraziłem się jeszcze bardziej. Jak najszybciej umiałem pobiegłem do miejsca, skąd dobiegał krzyk.
Szybko zorientowałem się w obecnej sytuacji. [kolor włosów] dziewczyna panicznie wolała o pomoc ledwie unosząc się na powierzchni wody płynącej w pobliskiej rzece. Ignorując nieznośny ból po prawej części twarzy ruszyłem, aby pomoc obcej kobiecie.
Podpłynąłem do niej mimo uderzających mnie w twarz fal. Brudna woda obmywała moje liczne zadrapanie i rany powodując niesamowity ból, na który starałem się nie zwracać uwagi. Złapałem [kolor włosów] za rękę i resztkami sił wypłynąłem na brzeg.
Padłem zmęczony na suchą ziemię. Spojrzałem na leżącą obok mnie dziewczynę. Wydawała się w ogóle nie przejmować tym, źe przed sekundą była bliska śmierci.
-A gdzie "dziękuje"?- spytałem ciężko dysząc. Nurt w rzece był wyjątkowo silny i nie wiem jakim cudem udało mi się choćby dopłynąć do niej. No cóż, ważne, że się udało!
-Dzięki.- mrugnęła do mnie, a kąciki jej ust lekko się uniosły. Miała piękny uśmiech. Odpowiedziałem szczerząc się jak mysz do sera.
Reader
Okazuje się, że obrany przez Danzou cel nie jest złym człowiekiem. Ten przeklęty staruch chciał zapewne jego sharingana, którego zauważyłam, gdy tylko spojrzałam mu w oczy... znaczy się w oko.
Pozwoliłam sobie jeszcze trochę z nim porozmawiać, przecież misja nie ucieknie. Wypytywałam go dlaczego jest tak daleko od wiosek, co tu robił, aż w końcu zapytałam dlaczego mnie uratował.
-Miałem tak stać i nic nie robić?- odpowiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.- Nie mogłem. Potrzebowałaś pomocy.- jego poważny ton na chwilę pozbawił mnie uśmiechu. Jak Danzou mógł kazać go do siebie przyprowadzić, co i tak oznaczałoby pewną smierć? Miałam misje schwytania najróżniejszych przestępców, a patrząc na jego zachowanie i charakter nie zaliczał się do tej grupy.
-Wiesz, myśle, że kogoś tu po ciebie w końcu przyślą.- powiedziałam przerywając chwilę ciszy, która zapadła mniejszy nami.
-Nawet jeśli, nie mogę się poddać.- wstał zaciskając pięści.- Nie poddam się temu przeklętemu staruchowi!
-Podoba mi się twoje nastawienie.- rzekłam również się podrywając na równe nogi.- Mam nadzieję, że tam dokąd zmierzasz zaznasz spokoju.
-Też mam taką nadzieję.- Na jego obliczu znowu zagościł uśmiech.
-Myśle, że musisz już iść.- sięgnęłam ręką do kieszeni.- Proszę. Na pewno będzie ci to potrzebne.- Podałam mu kilka zwiniętych bandaży, shurikeny i kunaie.
-Ale skąd...- nie zdążył dokończyć zdania, gdyż zniknęłam mu z oczu. Skryłam się pośród drzew wpatrując w chłopaka.
-Zdałeś Uchiha, ale to nie koniec twoich zmartwień.- rzekłam do siebie i ruszyłam w drogę powrotną do Konohy, w której, jak mniemam, czeka mnie nieprzyjemna rozmowa.
To się naczekaliście 😅. Przepraszam, ale rozpoczął się nowy rok szkolny i Shoty mogą się pojawiać z nieco większymi odstępami niż do tej pory. Nie martwcie się jednak, bo nadal będę je pisać i publikować!
Pozdrawiam serdecznie!
Anonimek
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top