Jiraiya x reader
Dostałam rozkaz przybycia do budynku Hokage. Nie zwlekając zbytnio udałam się tam oczekując informacji na temat niebezpiecznej organizacji- Akatsuki. Chwilę później dołączył do mnie Jiraiya. Ja i mój czarnooki partner mieliśmy za zadanie odkryć siedzibę Brzasku i donieść wszystkie zdobyte informacje do Konohy.
-Ciekawe co odkryli.- zagadał do mnie Żabi Mędrzec.
-Tia... zapewne po raz setny będą mówić o tym samym. Ja zapodam jakąś ripostę na tą istną stratę czasu, Tsunade się wkur... znaczy zdenerwuje i wywali kolejne krzesło przez okno, w najgorszym przypadku swoje biurko lub mnie. Shizune będzie próbowała ją uspokoić, ale jej się to nie uda. Na końcu wkroczysz ty i powalisz ją sake, które chowasz za plecami, aby ci go nie wychlała. - spojrzał na mnie wymownie. Zapewne nie chce, abym wspominała blondynce o trunku.
-Proszę...- dodał obejmując mnie ramieniem. Nie dając się omamić zdjęłam rękę mężczyzny. Jednak na moich policzkach pojawiły się mimowolne rumieńce.
-Dobra, dobra... zboczeńcu, idź zarywać do lasek w twoim wieku.- powiedziałam z chytrym uśmieszkiem.
-Ale [reader], między nami jest różnica zaledwie 3 lat, a do tego używasz tej samej techniki do Tsunade, więc nie widać twojego prawdziwego wieku.- żalił się- dobrze wiesz, jak pociągająca jesteś w tej formie.- puścił mi uwodzicielskie oczko.
-Ale za tyle masz mnie brać stary pryku!- uśmiechnęłam się zadziornie.
-Dobra, kończymy pogaduszki. Jesteśmy na miejscu.- białowłosy wskazał na drewniane drzwi, za którymi miała być zanudzona na smierć Hokage.- Poza tym, jaki stary pryku?!- zdziwił się.
-Wejść!- krzyknęła kobieta po drugiej stronie drzwi. Nie czekając na to, aż Żabi Mędrzec otworzy drzwi kopnęłam jedno skrzydło, robiąc efektowne "z buta wjeżdżam". Wyraźnie zdenerwowana orzechowooka, z trudem powstrzymywała się od uderzenia w biurko i zrzucenia wszystkich leżących na nim kartek. Doskonale widziałam pulsującą na jej skroni żyłkę.
-Witaj Tsuna!- przywitał się, bardzo wystraszony reakcją kobiety, białowłosy.
-Witaj Jiraiya, proszę [reader], uszanuj trochę moją pozycję.- wysyczała w odpowiedzi zatrzymując morderczy wzrok na mnie.
-Dlaczego nas tu wezwałaś, Hokage-sama?- specjalnie zrobiłam nacisk na ostatnie słowo.
-Dostajecie misje przeszpiegów w Wiosce Ukrytej w Deszczu.- syknęła wyraźnie tracąc cierpliwość.
-Dobra, dobra. Dziewczyny, proszę uspokójcie się!- zagadał białowłosy podnosząc ręce w ramach obrony i uśmiechając uroczo... znaczy szeroko.
-Ruszacie tam, ponieważ jest prawdopodobieństwo, że tam znajduje się siedziba Akatsuki.- zaczęła tłumaczyć kobieta- bardziej szczegółowe informacje znajdują się tutaj.- rzuciła w moją stronę czerwono-biały zwój.- Z samego rana ma was tu nie być! A teraz wypad... Jiraiya, co ty tam chowasz?
-N-nic, nic...- odparł mężczyzna próbując upchnąć szklaną butelkę do swoich czerwonych spodni. Nie zrobił tego jednak wystarczająco szybko, gdyż blondynka bardzo szybko znalazła się tuż za nim i wyrwała z ręki naczynie.- C-czekaj, Tsunade to mój ulubiony! Proszę, zostaw mi chociaż trochę!
-To się zobaczy! Jak wrócisz to dostaniesz.- powiedziała Hokage upijając łyk trunku. Zrezygnowany Żabi Mędrzec, ze spuszczoną głową, opuścił gabinet.
-Narazie!- krzyknęłam na pożegnanie po czym udałam się do mieszkania, aby się przygotować. To będzie bardzo trudna i ryzykowna misja.
Kilka minut później znajdowałam się już w moim domu. Okryta ciepłą kołdrą i przebrana w bardzo dorosłą piżamę w jednorożce mi misie nastawiłam budzik na 6:00, odłożyłam zwój ze szczegółami misji na stoliku nocnym i poszłam spać.
Magia czasu
Powieki leniwie uniosły się, jednak szybko opadły pod wpływem oślepiającego światła zza okna. Dziwne, przecież niemożliwe jest, abym wstała przed budzikiem... zaraz, co?!
Spojrzałam na zegarek leżący obok mojego łóżka i zobaczyłam, że właśnie wybijała 8:00, a na stoliku nocnym nie ma mojego zwoju...
-Jiraiya!- krzyknęłam ubierając swoje czarne dresy z kapturem.- Nie mówcie mi, że wyruszył sam. Beze mnie?! Zapłaci mi za to zboczeniec jeden!- spakowałam mnóstwo kinaiów i shurikenów do tabuny, przewiesiłam katanę przez ramie i wyskoczyłam przez okno, wybijając szybę- Niech teraz Szanowny Żabi Mędrzec pokryje odszkodowanie.- uśmiechnęłam się pod nosem wybiegając z wioski.
Magia czasu
Na miejsce dotarłam w półtorej godziny. Na początku nie zauważyłam nic niepokojącego, poza tym, że z odległości około kilometra słychać było odgłosy ostrej walki.
-Tak szybko dałeś się złapać?- zażenowana ruszyłam w stronę owego dźwięku.
Wyjrzałam zza jednego z budynków, aby ocenić sytuację. Białowłosy był pozbawiony lewej ręki, wyczerpany po, jak myślę, trybie mędrca, a wokół niego roiło się od rudych, chodzących perchingów (chyba tak to się pisze? xD dop. aut.) o fioletowych oczach, które rozpoznałam jako Rinnegan mogło być gorzej... a jednak nie. Okazuje się, że przeciwników jest pięciu, a każdy z nich potrafi swobodnie władać jedną techniką, ale to nie zmieniało faktu, w jak trudnej sytuacji znalazł się sannin.
Nie czekając, aż rudzi wkroczą do akcji, skoczyłam w stronę Jiraiyi, który był wyraźnie zaskoczony moją obecnością.
-Przecież miało cię tu nie być.- wyszeptał trzymając się za krwawiącą pozostałość swojej górnej kończyny.
-Ale jestem... nawet nie waż mi się umierać!- odparłam grobowo-poważnym tonem. Wszyscy, jak się okazało, Paini spojrzeli na mnie beznamiętnie. Rozpoczęła się walka.
Wyjęłam katanę i używając techniki Kage Bushin zaatakowałam wszystkich przeciwników jednocześnie. Nie zauważyłam kiedy jeden z nich pokonał mojego klona i wymknął mi się. Spostrzegłam go dopiero wtedy, kiedy był przy białowłosym. Długowłosy mężczyzna z perchingiem wyciągnął ku niemu dłoń. Użyłam techniki teleportacji i, nim mężczyzna zdążył choćby dotknąć białowłosego, zmieniłam trajektorię lotu ręki wbijając w nią kunaia.
-JIRAiYA!- krzyknęłam, gdy ciało Żabiego Mędrca opadło na ziemię. Nie bacząc na to, że przez moją dezorientację zniknęły moje klony, podbiegłam do czarnookiego. Na szczęście żył, padł na ziemię z przemęczenia.
-Jestem już na to za stary.- zaśmiał się podpierając się na moich ramionach.- Zabierz nas stąd.
-Ha...i- zostaliśmy otoczeni przez całą piątkę rudowłosych. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, w jak ciężkim stanie znajduje się sannin. Stracił za dużo krwi, której z każdą sekundą ubywa coraz więcej. Trzeba go szybko stąd zabrać, ale nie da się zająć wszystkich pięciu naraz.
-[reader], musisz uciekać. Ja się nimi zajmę, dopóki nie będziesz bezpieczna poza wioską.- wysapał białowłosy stając na równe nogi.
-Pogięło cię?! Nie ma szansy, abym cię tu tak zostawiła na pastwę jakiś rudzielców!- krzyknęłam sfrustrowana. Niespokojnie rozglądałam się każdemu przeciwnikowi z osobna. Kogoś mi przypominali...
-Idziesz stąd. Przekażesz Tsunade informacje, które udało mi się zdobyć.- podał mi nieco zniszczony i poplamiony krwią zwój.- Uciekaj!
-A-ale...
-Nie ma żadnego "ale"!- podniósł głos. Spojrzałam w jego bardzo zdeterminowane czarne tęczówki. Postanowiłam.
-Zostaję.- użyłam Kchiose no jutsu, przyzywając pięknego, dużego jastrzębia. Podałam mu zwój i odesłałam mówiąc mu jeszcze, aby przekazał informacje do Konohagakure.- Nie dam ci zginąć.
-Jesteś bardzo uparta.- zaśmiał się głupkowato, co w ogóle nie pasowało do obecnej sytuacji.- Właśnie dlatego mi się podobasz.
-C-co?- lekko zdziwiona wyznaniem Żabiego Mędrca zarumieniłam się, ale nie straciłam koncentracji, gdyż wiedziałam, że jeśli zamyślę się chociaż na chwile może mnie to kosztować życie. Może NAS kosztować życie. Może JEGO kosztować życie.
-To co słyszałaś [reader].- uśmiechnął się -A teraz pozbądźmy się Painów.
Walka trwała kilka dobrych minut. Skończyło się na tym, że udało nam się ich przechytrzyć i po kolei pozabijać. Wycieńczeni ledwo dotarliśmy do bramy wioski, ale nam się udało. NAM. Razem.
Tak jak obiecała Tsunade, Jiraiya dostał z powrotem swój skarb- butelkę sake. O dziwo naczynie było całkowicie napełnione co znaczy, że Hokage specjalnie kupiła nowy napój dla przyjaciela.
-Ej, chcesz iść ze mną na sake? I na ramen?- zapytał mnie Żabi Mędrzec po przełożeniu tygodnia w szpitalu. Jego obrażenia były o wiele poważniejsze od moich nikłych zadrapań.
-Pewnie Jiraiya, tylko nie szalej tak!- pokiwałam mu palcem przed oczami.
-Dla ciebie...- uśmiechnął się zadziornie - upiję się tylko do połowy.
-BAKA!- rąbnęłam go pięścią w głowę- Dobra, zbieraj się jak chcesz iść.
-Już idę!- zeskoczył z szpitalnego łóżka i pobiegł za mną łapiąc za rękę i prowadząc w stronę "Ichiraku Ramen"
Zapowiada się dłuuuugi wieczór.
Proszę, one shot dla Anyska18. Byłem chora przez tydzień i nie miałam jak opublikować, ale w końcu się pojawił
Pozdrawiam
Anonimek
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top