Ayato x reader
Proszę, specjalnie dla Kujonka16 mam nadzieję, że się spodoba 😉
-Ayato nie możesz tam iść!- krzyknęłam łapiąc chłopaka za ramie i obracając twarzą do siebie. Patrzyłam prosto w zdeterminowaną i wściekłą twarz chłopaka.
-Nie będziesz mi rozkazywać.- odparł chłodno wyszarpują się z uścisku moich dłoni.
-Nie pozwolę ci tam iść!- powiedziałam stanowczo krzyżując ręce na piersi.
-Nie będziesz mi mówić jak mam żyć! Nie idź za mną i nie interweniuj, jasne?!- odkrzyknął. Jego źrenice powoli przybierały na drapieżności i zmieniły kolor na krwistą czerwień, zaś białka stały się czarne niczym smoła. Odskoczyłam uważnie przyglądając się mimice jego twarzy. Wiedziałam co chciał zrobić, gdzie chciał iść. Nie oglądając się pobiegł wgłąb kryjówki Aogiri. Znałam ją jak własną kieszeń i z łatwością mogłam wywnioskować, że udaje się na dach. Do swojej siostry- Touki Kirishimy.
Jak najszybciej mogłam kierowałam się po schodach coraz wyżej i wyżej. Przez zadane mi, przez Gołębie obrażenia, nie byłam w stanie poruszać się zbyt szybko, tak więc czujnie skradałam się stękając na rozciętą ranę na plecach.
-W życiu liczy się siła! To ona decyduje o wszystkim! Beztroska idiotko, jesteś słaba...i dlatego przegrasz! Zupełnie jak ojciec!- usłyszałam krzyki Ayato. Coś się musiało stać. Mogłam jeszcze usłyszeć głuche jęki i odgłosy podobne do chrupania.
-Tak pewnie wyglądał ojciec. Wystarczy... Touka.- udało mi się wdrapać na dach. Młodszy Kirishima właśnie miał zadać atak kończący, gdy między nimi pojawił się białowłosy chłopak w zniszczonych szmatach, których nie można było nazwać już ubraniami. Szatyn, nie myśląc zbytnio, rzucił się na nowo przybyłego. Rozpoczęła się ostra walka.
Na początku Ayato szło całkiem nieźle i, gdyby nie spryt Kanekiego (bo tak miał na imię białowłosy) na pewno udałoby mu się wygrać.
Nie mogłam nic wskórać. Rana na plecach otworzyła się i zaczęła mi krwawić, więc musiałam jakoś zatamować wylew krwi, która już zdążyła przesiąknąć przez tkaninę mojej czarnej płachty. Po pewnym czasie na dach wbiegł rudowłosy mężczyzna, jak myślę znajomy ledwo żywej Touki. Podbiegł do niej, a na mnie spojrzał z zaciekawieniem, nie wiedząc co zrobić dalej.
-Zabije cię w połowie!- krzyknął białowłosy.
-Jak to w połowie?!- nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.- Nie pozwolę na to!- dźwignęłam się na równe nogi i chwiejnym krokiem ruszyłam w kierunku "pola bitwy".
-Skoro ciało człowieka składa się z około 206 kości, połamię ci ich 103.- zaczął Kaneki chwytając rękę Kirishimy.
-Po moim trupie!- krzyknęłam odpychając chłopaka swoim kagune ogona. Ostro zakończona "broń ghouli" wbiła się w brzuch chłopaka odpychając go od szatyna. Sapiąc ciężko opadłam na jedno kolano. Nie jadłam nic przez dosyć długi okres czasu, więc moje komórki Rc nie regenerowany mojego ciała, ani powstałych podczas walki ran (takich jak ta na plecach).
-Mówiłem, żebyś się w to nie mieszała! Jesteś zbyt słaba, nie pokonasz Kena!- krzyczał próbując wstać, co nie szło mu zbyt dobrze. Gdy w końcu się do mnie doczołgał próbował oddzielić mnie i białowłosego... własnym ciałem?!
-Pogrzało cię?!- wycharczałam podniesionym głosem.- Widzisz jak cię urządził?! Uciekaj! Ja go czymś zaj...- nie dokończyłam swojej wypowiedzi, gdy kagune łuski przebiło mój brzuch na wylot. Z moich ust wyciekła krew, oczy przez odczuwane cierpienie prawie wyszły mi z orbit. Chciałam krzyknąć, ale przez gulę w gardle nie potrafiłam z siebie nic wydusić.
-COŚ TY ZROBIŁ?!- Ayato w furii rzucił się na Kanekiego. Jego kagune chaotycznie miotało strzałami w białowłosego, który nie był w stanie uniknąć wszystkich pocisków. Po kilku sekundach padł jak długi na ziemię.
-KANEKI!- krzyknął rudowłosy mężczyzna. Nie zatrzymując wzroku na Ayato, wziął Kena na ręce i zabrał z dachu poza kryjówkę Aogiri.
-[reader].. dlaczego to zrobiłaś?- zapytał szatyn padając na jedno kolano ze zmęczenia.- Czemu się wtrąciłaś, wiedząc, że nie masz szans z pół-ghoulem? Dlaczego mnie nie posłuchałaś?!- podniósł głos patrząc na mnie z gniewem.
-Nie chciałam, żeby ci się coś stało, że puby ci coś zrobił.- wycharczałam krztusząc się krwią wymieszaną z własną śliną.
-Powinnaś martwić się o siebie...- wyszeptał. Po jego policzkach spłynęła pojedyncza łza.
-Od kiedy potężny Ayato Kirishima płacze?- zaśmiałam się, co nie wyszło mi na dobre. Znów dostałam ataku kaszlu.
-Poczekaj chwilę, dobrze?- powiedział szatyn czołgając się w stronę zejścia z dachu.
-Hai...- odpowiedziałam ledwo słyszalnie przymykając, i tak opadające już, powieki. Miałam nadzieję, że przeszywający moje ciało ból zniknie. Nadzieja matką głupich. Rana na brzuchu rozdzierała mnie od środka. Dosłownie czułam jak moje wnętrzności wypływają na powierzchnię.
-Już jestem.- po głosie rozpoznałam Ayato. Poczułam jak przykłada mi do ust coś mokrego. Delikatnie uchylałam powieki. Było to ludzkie mięso, a raczej jego kawałek. Szybko wzięłam do ust, trzymaną przez chłopaka, część ciała. Poczułam wielką ulgę.
-Dziękuję.- wyszeptałam uśmiechając się delikatnie.- A ty masz coś do jedzenia? Twoje ciało również musi się zregenerować.
-Wziąłem sobie kawałek ręki.- odparł kładąc się obok mnie. Nie przeszkadzała mu rozlana po kamiennym dachu krew.
-To dobrze.- ponownie zamknęłam oczy rozluźniając spięte mięśnie i pozwalając ciału wracać do poprzedniej formy.
-Nie rób tego więcej.- wypalił nagle szatyn.
-Nie mogę tego obiecać.- zaśmiałam się- Nie ważne w jakiej niebezpiecznej sytuacji się znajdziesz. Pomogę ci, nie zważając na twoje słowa.
-Dlaczego?- zapytał wyraźnie zdziwiony moją wypowiedzią.
-Bo jesteś dla mnie ważny.- odparłam uchylając powieki, aby sprawdzić reakcję chłopaka.
-Ty dla mnie też.- przybliżył się do mnie i objął mnie ramieniem przytulając delikatnie.- Dlatego nie chce, żeby coś ci się stało.
Spędziłam z Ayato kilka ładnych godzin na rozmawianiu na przeróżne tematy. Gdy nasze ciała się zregenerowały mogliśmy spokojnie wrócić do naszych poprzednich zajęć. Jednakże tamto zdarzenie zostało z nami na zawsze, chodząc za nami niczym cień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top