Cudze rany [Bakudeku]
Anime: Boku no hero academia
Główny ship: Bakugou Katsuki x Midoriya Izuku
Uwagi: Przyznam szczerze, że inspiracją do tego była dla mnie książka Niewidzialne życie Addie LaRue. Więc... Stąd ta umowa z diabłem heh
Prolog: Umowa pocałunkiem podpisana
Po jasnym policzku Izuku raz po raz płynęły łzy. Jedna, druga, trzecia... Ósma, dziewiąta, dziesiąta.
Był wieczór i normalnie Izuku kierowałby się już w kierunku domu. Tym razem było inaczej, bowiem tego dnia dowiedział się, że jego mentor, All Might, poległ w walce ze złoczyńcą. Początkowo Izuku nie był w stanie w to uwierzyć, jednak koniec końców doszedł do wniosku, że musi to być prawda. Po Symbolu Pokoju ledwo co zostały jego zwłoki - nie było szans na to, że nagle obudzi się, po czym swoim donośnym i radosnym głosem zapewni wszystkich, że wszystko jest w porządku, ponieważ przybył.
Słone łzy opadały z policzków Midoriyi na dyplom, który tego dnia odebrał po ukończeniu akademii dla bohaterów. Tyle razy wyobrażał sobie ten moment. Pokazałby dyplom All Mightowi, ten byłby z niego dumny, a dziecięce marzenia Izuku o zostaniu bohaterem wreszcie by się spełniły. Jednak... Teraz tylko mógł mieć nadzieję, że All Might jest z niego dumny gdziekolwiek teraz przebywa, a to z kolei napełniało Izuku jeszcze większą rozpaczą.
Jeszcze chwila i dyplom pomarszczyłby się od wilgoci, gdyby nie zniknął z kolan Izuku. Chłopak z zaskoczeniem odjął ręce od twarzy. Dopiero teraz zauważył, że nie jest sam.
Tuż obok niego na ławce siedziała młoda dziewczyna, którą mógł ocenić na niewiele starszą od siebie lub nawet w swoim wieku. Miała krótkie, bo sięgające lekko za szczękę, jasne włosy, rozdzielone na boku i nieco w nieładzie. Idealnie zarysowane usta były lekko rozchylone, kiedy błyszczące oczy w kolorze rubinów wiodły wzrokiem po dyplomie. Ubrana była dosyć elegancko - nosiła białą koszulę i czarne spodnie, a także narzuconą na to równie czarną marynarkę.
— Och, ktoś tu właśnie ukończył U.A. — powiedziała, po czym uśmiechnęła się do Midoriyi, błyskając swoim białym uśmiechem i nieco ostrymi zębami. Odgarnęła do tyłu włosy, które niesfornie opadły jej na oczy. — Moje gratulacje.
Izuku nie potrafił pojąć, jak ktoś może być radosny w takiej sytuacji, jednak nie jemu było to oceniać. Skinął głową w podziękowaniu.
— Dziękuję. — Nie miał pojęcia, dlaczego ta nieznajoma tak bardzo przypomina mu Bakugou Katsukiego. Czy to możliwe, by Katsuki miał jakąś kuzynkę, o której Izuku nie wiedział? — Kim pani jest? Przypomina mi pani kogoś...
Nieznajoma roześmiała się. Jej śmiech był perlisty i przyjemny dla ucha, choć było w nim coś zagadkowego. Nie z tego świata.
Izuku nie miał pojęcia, jak bardzo nie z tego świata.
— Ach, różnie mnie zwali — odparła beztrosko. — Katherine, Reika, Aline, Matilde... Zdarzało się też Diego czy Ichiro... Sami sobie wybierali imię dla mnie. Ty też możesz sobie wybrać, jak chcesz mnie nazywać.
Ten potok informacji nieco zaskoczył Izuku.
— No dobra, to... Mogę nazywać cię Katsumi?
— Jak sobie życzysz. — Katsumi wzruszyła ramionami. — Co cię trapi, drogi Izuku?
Chłopak sam nie wiedział czemu, ale z jego ust nagle wydobył się istny potok słów. Opowiedział nieznajomej o swoich smutkach, a ona słuchała go z uwagą. Była dobrą słuchaczką, potrafiła wczuć się w problemy, które dręczyły ludzi, którzy chcieli z nią rozmawiać, a których mogła spokojnie nazywać swoimi ofiarami.
— To okropne, Izuku, naprawdę przykro mi to słyszeć — powiedziała, po czym ostrożnie ułożyła dłoń na ramieniu chłopaka.
— Chciałbym móc jakoś ochronić tych, na których mi zależy — westchnął Izuku.
Na twarzy Katsumi wykwitł uśmiech.
— A w tym mogę ci pomóc.
— Słucham? — Izuku popatrzył na nią, niczego nie rozumiejąc.
— To bardzo proste, drogi Izuku — zapewniła go, po czym delikatnie odgarnęła mu włosy z twarzy. — Mogę sprawić, że osoba, na której ci najbardziej zależy, nigdy nie ucierpi.
— Naprawdę byłabyś w stanie to zrobić?
— Naprawdę. — Katsumi pokiwała głową, zachwycona faktem, że Izuku tak łatwo połknął przynętę. — Jednak... Drogo by cię to kosztowało.
— Oddam ci za to wszystko — zapewnił ją Izuku.
Katsumi znów się uśmiechnęła. Tym razem był to naprawdę przebiegły uśmiech.
— Wszystko? Łącznie z duszą?
W tym momencie Izuku zaniemówił. Czy mógłby oddać za to nawet duszę? Było to ryzykowne wyjście, ale on był teraz w na tyle złym stanie psychicznym, że nie myślał o tym. Najważniejsze było dla niego bezpieczeństwo bliskich.
— Tak. Łącznie z duszą. Możesz ją zabrać... Pod warunkiem, że odnajdę szczęście w życiu. I pod warunkiem, że Kacchan będzie bezpieczny.
Izuku wiedział, że jego matce raczej nie grozi aż takie niebezpieczeństwo - co innego Katsuki, którym Izuku nie mógł się zaopiekować. Miał nadzieję, że chociaż diabeł weźmie nad nim pieczę.
Katsumi ponownie się uśmiechnęła. Również i tym razem był to bardzo przebiegły uśmiech. Chwyciła Izuku za ramiona, po czym wycisnęła na jego ustach nieoczekiwany pocałunek, mający być przypieczętowaniem umowy. Czuł, jak Katsumi lekko skubie zębami jego wargę, a potem przejeżdża językiem po powstałej ranie, zbierając odrobinę krwi.
— Umowa stoi — powiedziała, oderwawszy swoje usta od jego. — Jeszcze się zobaczymy, drogi Izuku.
Skołowany chłopak nie zdążył powiedzieć choćby słowa, bo dziewczyna zwyczajnie rozpłynęła się w powietrzu. Uniósł dłoń do ust i opuszkami palców zgarnął czerwień krwi, która pozostała po pocałunku.
Wtedy Izuku poczuł ból w łokciu. Nie miał pojęcia, skąd owy ból się wziął, jednak po kilku latach dotarła do niego zaskakująca prawda.
Wszystkie rany, które ponosił Katsuki Bakugou, nie raniły go. Raniły Izuku, który podpisał umowę z diabłem, nawet jej wcześniej nie czytając.
I. Bez szwanku
Bakugou Katsuki, znany również jako Dynamight, obrał sobie w życiu poważny cel, do którego nieustannie zmierzał. Zamierzał zostać Symbolem Pokoju. Zdawał sobie sprawę, że nieżyjącego już All Mighta na pewno nie przewyższy, jednak chciał jak najbardziej się do niego zbliżyć.
Katsuki nie miał pojęcia, dlaczego nie odnosi jakichkolwiek ran po walkach. Specjaliści tłumaczyli to jako rzadki przypadek powstania drugiego daru i chcieli nawet wykonać bardziej szczegółowe badania, ale nie mogli tego zrobić. Co jak co, ale chcieli jeszcze żyć, a zdenerwowany Dynamight na pewno by im tego nie umożliwił.
W ten sposób Katsuki już od blisko trzech lat żył w przekonaniu, że jest wyjątkowy. Nie dość, że jego pierwszy dar jest genialny, to jeszcze ma drugi, który czyni go odpornym na rany!
W życiu by nie pomyślał, że owy drugi dar wyrwał się do niego z samego piekła.
— Dobry, Kacchan, jak dzionek mija? — Katsuki przewrócił oczami, słysząc głos Kaminariego, który jakby nigdy nic wparadował mu do biura.
— Po to masz tu drzwi, żeby w nie pukać, do kurwy — warknął, na co Kaminari roześmiał się, jakoś mało przejmując się warczeniem Bakugou. Przeżył z nim trzy lata w liceum i tyle samo w jednej agencji bohaterów i jakoś jeszcze żył, dlatego uważał, że nie ma się o co obawiać.
— Jasne, jasne, kolejnym razem już zapukam — zapewnił go Kaminari.
— Jak mi zaraz nie powiesz, po jaką cholerę tu przylazłeś, to nie będzie kolejnego razu.
— Zbieraj się, Kacchan, bo idziemy na misję — oznajmił Denki, po czym zasalutował, zrobił w tył zwrot i odmaszerował jak w wojsku.
Katsuki przewrócił oczami.
— Ci ludzie wpadają w kłopoty na potęgę... Czy oni serio myślą, że ja nie mam nic do roboty?!
— Jeśli wolno mi coś wtrącić, panie pułkowniku — odezwał się Kaminari, który jeszcze nie opuścił gabinetu Katsukiego. — Właśnie to robimy jako bohaterowie. Ratujemy...
— Wyjazd, bo zaraz ci jebnę, sierżancie od siedmiu boleści.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Owa walka ze złoczyńcami nie była czymś szczególnie zaskakującym dla Katsukiego - on i kilku innych bohaterów (z którymi kiedyś uczył się w liceum) załatwili sytuację w niekrótkim czasie, bo złoczyńcy nieźle się bronili. Nie było jednak złoczyńcy, z jakim Bakugou nie dałby sobie rady, a przynajmniej tak on uważał.
Jednak jednego Katsuki się nie spodziewał. Kiedy wraz z Eijirou przemierzał plażę, zamierzając ją opuścić, natrafili na dosyć młodego chłopaka, leżącego na piasku. Piasek dookoła niego zabarwił się na czerwono od krwi, a niektóre jego ziarenka przyczepiały mu się do ubrań i znajomych Katsukiemu zielonych włosów, zaś sam chłopak z trudem łapał oddech. Wyglądał na mocno poranionego, przez co bohaterowie od razu pomyśleli, że to sprawka złoczyńców.
— Kurwa, tych złoczyńców to do reszty popierdoliło — stwierdził z irytacją Katsuki, po czym przykucnął obok rannego. Wtedy jeszcze nie wiedział, czy aby na pewno wzrok go nie myli, ale szybko się o tym przekonał.
Odgarnął dłonią zielone włosy, które opadały chłopakowi na oczy i aż mu mowę odebrało. Tak jak przeczuwał miał przed sobą Midoriyę Izuku. Nawet jeśli w dzieciństwie prawie doszczętnie zniszczył ich przyjaźń, w gimnazjum go dręczył, a w liceum wciąż utrzymywał, że go nienawidzi, to jednak widok poranionego Izuku był potwornie nieprzyjemny dla Katsukiego.
— Na Boga, przecież... Przecież to Midoriya — odezwał się zaskoczony Kirishima.
— No coś ty, nie zauważyłem — burknął Bakugou. Pochylił się nad Izuku i sprawdził jego oddech. Żył. Jego oddech był strasznie płytki, ale jednak był, a to już coś.
Niewiele myśląc, Katsuki ostrożnie podniósł Midoriyę z ziemi i poniósł w ramionach w kierunku wyjścia z plaży.
Kirishima nie był zaskoczony poczynaniami przyjaciela. Dla kogoś innego niemożliwy mógł być fakt, że Bakugou tak po prostu wziął w ramiona chłopaka, którego całe życie poniżał, ale nie dla Kirishimy. On zawsze uważał, że gdzieś tam głęboko pod grubą warstwą arogancji i porywczości w sercu Bakugou kryje się też dobrze ukryta dobroć.
II. Spotkanie po latach
— Gdzie wy go właściwie znaleźliście? — zapytał zaskoczony Kaminari, patrząc przez szybę na Midoriyę, który akurat rozmawiał z lekarzem.
— Na plaży — odparł Katsuki. — Wygląda na to, że to jakiś pojebany złoczyńca tak go załatwił.
Kaminari wciąż wyglądał na zszokowanego. Nie było wiadomo, czy bardziej zaskakuje go to, jak bardzo złoczyńcy poharatali Izuku, czy też fakt, że widzi go po raz pierwszy od blisko trzech lat. Istotnie Midoriya zaczął stopniowo odcinać się od reszty klasy niedługo po śmierci All Mighta. Z tego, czego się później dowiedzieli od jego sąsiadów, zatrudnił się gdzieś za granicą, dokąd wyjechał z matką. Widocznie niedawno musieli wrócić, bo dotychczas nikt nie zauważył ich w mieście.
— Nie dziwi was, że nie dał rady temu złoczyńcy? — odezwał się Kirishima po chwili ciszy. — Midoriya zawsze doskonale sobie radził z walką, czy przez te trzy lata jego dar mógł się tak osłabić?
Katsuki wciąż wpatrywał się w siedzącego w sali Izuku. Kirishima nawet nie musiał mu przypominać o wybitnych umiejętnościach Midoriyi - przez długi czas blondyn robił wszystko, by jego przyjaciel z dzieciństwa go nie wyprzedził. W pewnym momencie Katsuki nawet dowiedział się, że moc Izuku wcale nie jest jego własnym darem, a otrzymał ją od All Mighta. To tym bardziej irytowało Katsukiego. Jak niby miał być lepszym od Symbolu Pokoju, kiedy owy symbol przekazał swoją moc jego głównemu rywalowi? Mimo że był to dla niego wybitnie irytujący szczegół, przy okazji motywował do dalszego działania. Bakugou nie zamierzał zostać w tyle za Midoriyą.
Do tej pory nikt nie dowiedział się o sekrecie Izuku. Również po śmierci All Mighta Katsuki nie puścił pary z ust. Co z tego, że jeden użytkownik One For All umarł, a drugi porzucił swoje bohaterskie plany? Obietnica milczenia pozostawała obietnicą, a Bakugou nie miał w zwyczaju łamać danego słowa.
Jednak naprawdę zaskakujący był fakt, że Izuku nie dał sobie rady ze złoczyńcą. Nawet pomimo porzucenia bohaterstwa powinien być w stanie się obronić.
Katsuki wzruszył ramionami.
— Głupi ma zawsze szczęście, ale na Deku pewnie to nie działa — stwierdził sucho, po czym obrócił się na pięcie i odszedł korytarzem.
— Dokąd idziesz? — zapytał zaskoczony Denki.
— Na razie nie wejdziemy do środka, to nie będę tu sterczał jak ten debil — wywarczał Bakugou, przy okazji strasząc jakieś Bogu ducha winne dziecko, które pielęgniarka przewoziła na wózku inwalidzkim. Wymamrotał coś na przeprosiny i usiadł na krześle pod ścianą. W oczekiwaniu zaczął wystukiwać butem tylko sobie znaną melodię.
▪︎ ▪︎ ▪︎
W czasach liceum Izuku nie byłby zaskoczony tym, że obudził się w szpitalu. Wtedy był stałym bywalcem w gabinecie pielęgniarki i biorąc pod uwagę częstotliwość jego wizyt tam, mógłby w nim zamieszkać. Jednak teraz, jako dorosła osoba, był raczej zaskoczony faktem, że leży na szpitalnym łóżku, a niektóre części jego ciała opatrzone zostały bandażami.
Ledwo po tym, jak się obudził, pielęgniarka przywołała lekarza, który wyjaśnił mu, jak się tu znalazł.
— Najpewniej został pan zaatakowany przez złoczyńcę, panie Midoriya — powiedział lekarz spokojnie. — A przynajmniej tak twierdzą bohaterowie, którzy tu pana przetransportowali.
Izuku od razu zanotował sobie w głowie, by podziękować owym złoczyńcom. Już miał pytać o pseudonimy owych bohaterów, kiedy lekarz znów się odezwał:
— A właśnie. Bohaterowie chcieli z panem porozmawiać. Czy ma pan coś przeciwko? Osobiście uważam, że wciąż potrzebuje pan odpoczynku, ale to pańska decyzja...
Nie chcąc robić bohaterom kłopotu, Izuku zgodził się na rozmowę z nimi. Wytrzeszczył oczy ze zdumienia, kiedy zobaczył bohaterów, którzy przybyli do sali.
Skłamałby mówiąc, że ich nie zna. Nie mógłby nie poznać tryskającego elektrycznymi iskrami Chargebolta, utwardzającego swoje ciało Red Riota oraz Dynamighta, którego wybuchowy charakter Izuku znał już od dzieciństwa. Cała trójka patrzyła na niego z zupełnie różnymi wyrazami twarzy. Chargebolt tak, jakby cieszył się z ich spotkania, Red Riot patrzył na Izuku z troską, zaś po Dynamightcie nie dało się poznać niczego oprócz irytacji, którą zawsze pałał do wszystkiego i wszystkich. Tak też w tym momencie patrzył na Izuku.
Pierwszy z powitaniem wyrwał się Kaminari.
— Midoriya! Przyjacielu, gdzieś ty się podziewał tyle czasu? — zapytał, podchodząc do niego i rozpościerając ramiona, by uścisnąć kolegę z czasów liceum.
— Cześć, Kaminari... — odezwał się nieśmiało Izuku, pozwalając się uścisnąć. Zaraz po Denkim to samo zrobił też Kirishima, który dodatkowo zapytał go o samopoczucie, zaś Bakugou ograniczył się do uścisku dłoni. Izuku pamiętał, że Katsuki nigdy nie przepadał za znacznymi czułościami.
— Nie ma co się pierdolić, trzeba się brać do roboty — stwierdził zirytowany Katsuki. — Jak wyglądał złoczyńca, który cię zaatakował? Jak to się stało, że cię zaatakował? Gadaj wszystko.
I tu pojawiał się problem dla Izuku. Jak miał opisać coś, co nawet się nie wydarzyło? Nawet on nie miał tak bujnej wyobraźni.
— No... Nie potrafię sobie tego przypomnieć — skłamał Izuku. — Nie widziałem go, musiał zajść mnie od tyłu...
— I chcesz powiedzieć, że nie pamiętasz nic sprzed tego, jak straciłeś przytomność? — zapytał Bakugou. Ciężko było poznać, czy w jego głosie narasta przerażenie, czy zirytowanie brakiem tak ważnej informacji.
— Nic a nic. Przykro mi, Kacchan...
Katsuki skwitował to wiązanką przekleństw, które wypowiedział, zmierzając w kierunku wyjścia. Tuż przy drzwiach spojrzał jeszcze na Izuku, posyłając mu prawdopodobnie pierwsze spojrzenie tego dnia, które nie zdradzało sobą zdenerwowania. Albo przynajmniej starał się, aby tak było.
— Kuruj się — powiedział do niego, po czym opuścił salę.
Drzwi nie zdążyły się za nim zamknąć, zanim do Izuku dotarły słowa, wypowiedziane przez głos, który ostatnio słyszał dwa miesiące temu:
— Przepraszam... Och, dziękuję serdecznie... — Dziewczyna, która akurat wchodziła do pomieszczenia, najwyraźniej dziękowała Katsukiemu za przytrzymanie drzwi.
Chwilę później do sali przybyła jasnowłosa dziewczyna, którą można było nazwać złoczyńcą, nieustannie przyprawiającym Izuku o kolejne rany.
Katsumi.
III. Wszystko ma swoją cenę
Katsumi była doskonałą aktorką, choć Izuku podejrzewał, że była to też kwestia jej diabelskiego uroku osobistego. Kaminari i Kirishima nie mieli żadnych wątpliwości co do tego, że jest ona kimś bliskim dla niego. Mało tego, bo stwierdzili, że najwyraźniej to jego dziewczyna.
Gdyby Izuku miał być śmiertelnie szczery, nie powiedziałby, że Katsumi jest kimś, z kim chciałby się umawiać. W przeciwieństwie do innych wiedział, w jakim celu go odwiedzała. Nie tyle z troski o niego, a chęci zabrania jego duszy. Aby to zrobić, musiała być pewna, że jej ofiara odnalazła szczęście w życiu. Musiało to jednak być coś na tyle wielkiego, że odmieniłoby życie Izuku. Katsumi wiedziała, że coś takiego mogłoby się zdarzyć w każdej chwili. A już zwłaszcza, gdyby Izuku się zakochał.
Katsumi była fałszywa i chciwa. Nie każdy mógł dostrzec jej prawdziwe oblicze, ale jeśli już dostąpił tego zaszczytu, mógł tylko borykać się z konsekwencjami swojej decyzji.
Izuku uważał, że skutki jego decyzji były warte cierpienia.
Katsumi pochyliła się i wycisnęła buziaka na policzku Izuku.
— Zmartwiłam się, kiedy dowiedziałam się o tym, że jesteś w szpitalu, Izuku — powiedziała z fałszywą troską w głosie. — Jak się czujesz?
— Nie jest źle — odparł cicho Izuku. Zaraz potem zwrócił się do Kaminariego i Kirishimy: — To jest Katsumi, moja... Eee, przyjaciółka. Katsumi — zwrócił się do niej — to są Kaminari i Kirishima, moi koledzy z liceum.
Twarz diablicy rozjaśnił fałszywie uprzejmy uśmiech.
— Och, miło mi poznać — powiedziała z radością w głosie. — Jestem naprawdę wdzięczna za uratowanie Izuku, dosyć często wpada w tarapaty — dodała, czochrając mu jego zielone włosy.
— Pewne rzeczy pozostają niezmienne — zaśmiał się Kirishima. — Po to zostaliśmy bohaterami, aby nikt nie został bez pomocy. Miło było cię znów spotkać, Midoriya — zwrócił się do Izuku. — Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
— Tylko oby w innych okolicznościach — dodał ze śmiechem Kaminari. — I wracaj szybko do zdrowia.
Izuku pożegnał się z kolegami, a kiedy ci opuścili salę, spojrzał na Katsumi. Wyraz jej twarzy zmienił się naprawdę szybko - wcześniej była wesoła i życzliwa, teraz iście diabelska i podstępna. Diablica zmrużyła oczy w kolorze rubinów i nachyliła się do Izuku.
— Pamiętasz o naszej umowie, prawda, drogi Izuku?
Izuku pokiwał głową. Jak mógł zapomnieć o umowie, według której miał dokonać żywota dopiero wtedy, gdy jego dotychczas mało szczęśliwe życie zostanie rozjaśnione jakimś szczęśliwym wydarzeniem? To dlatego Katsumi często go odwiedzała - chciała wiedzieć, jak się ma jej ofiara.
— Pamiętam, Katsumi — zapewnił ją.
Jej wargi rozciągnęły się w przebiegłym uśmiechu, który odsłaniał jej nieco ostre zęby. Przybliżyła się do niego, po czym ułożyła dłoń pod podbródkiem Izuku, nakazując mu patrzeć sobie w oczy. Chłopak po raz kolejny łapał się na tym, że oczy Katsumi wybitnie przypominają te Katsukiego. Z tą różnicą, że w oczach swego przyjaciela z dzieciństwa nie widział tego diabelskiego błysku, który miała diablica, z którą się sprzymierzył.
— Zależy mi na twoim szczęściu, drogi Izuku. Jak nikomu innemu mi na nim zależy — powiedziała. Jej łagodny głos miał uspokoić Izuku i przekonać, że diablica mówi prawdę. Chłopak jednak wiedział, że jej intencje nie były do końca szczere. Co prawda zależało jej na jego szczęściu, ale nie dla niego. Chciała tylko zabrać jego duszę, odebrać zapłatę za ochronę Katsukiego.
Co z tego, że wszelkie rany Dynamighta przejmował Izuku. Chłopak wiedział, że była to tylko jego wina, bo nie uściślił swoich warunków, a Katsumi postanowiła zrobić mu pod górkę, by potem szukał u niej kolejnej pomocy. Wtedy musiałby bez zbędnych ceregieli oddać swoją duszę, ale przecież Midoriya Izuku tak łatwo się nie poddawał.
— Nie zapominaj, drogi Izuku, że żadna Bozia nie przyszła ci z pomocą, kiedy opłakiwałeś swego mentora — kontynuowała, wciąż zmuszając go do patrzenia sobie w oczy. — Żadna. Tylko ja przyszłam. Ja. Zgodziłam się ochronić drogiego ci Katsukiego, a nie zapominaj, że wszystko na tym świecie ma swoją cenę.
Izuku doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Obawiał się dnia, w którym przyjdzie mu zapłacić za pomoc, którą otrzymał od Katsumi, ale stale odganiał od siebie te obawy. Jeśli to miało uratować Katsukiego, był w stanie to zdzierżyć.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Kilka dni później Izuku miał już wyjść ze szpitala. Spodziewał się raczej samotnej podróży do domu, bo zapewnił swoją mamę, że nie ma potrzeby, aby jechała po niego taksówką, skoro może wrócić sam tym samym środkiem transportu.
Jednak zdecydowanie nie spodziewał się, że pod szpitalem będzie czekał na niego Dynamight. Izuku lekko się uśmiechnął, widząc, jak składa swój autograf na kartce podsuniętej przez jakieś dziecko, które patrzyło na niego z ogromnym uznaniem. Izuku nigdy by nie przypuszczał, że zobaczy, jak Katsuki daje komuś swój autograf, ale nie dziwiło go to. Bohater musiał dbać o reputację, jeśli miał ambicje na Symbol Pokoju.
Kiedy zachwycony chłopiec podziękował i odbiegł do swojej matki, Katsuki spojrzał w kierunku szpitala, skąd wyszedł Izuku, który stał teraz w niewielkiej odległości od niego i patrzył na scenę, która się przed nim rozegrała. Udał, że nic tu nie zaszło i zrobił kilka kroków w kierunku Izuku.
— Lepiej się czujesz? — zapytał, a w jego głosie Izuku wychwycił coś na wzór ukrywanej troski.
Izuku pokiwał głową.
— Zgadza się, znacznie lepiej...
— Wspaniale — odparł Katsuki bez entuzjazmu. — Dalej nie pamiętasz niczego?
Jego rozmówca pokręcił głową.
— Przykro mi, Kacchan... — Po tych słowach Katsuki westchnął z irytacją. Izuku zebrał się na podziękowanie mu. — Kacchan — odezwał się. Blondyn przeniósł na niego wzrok. — Dziękuję za pomoc.
— Nie ma o czym mówić — odparł Katsuki, po czym wygrzebał z kieszeni kluczyki do samochodu. — Pakuj się, Deku, odwiozę cię do domu. I nie marudź, bo moja minuta dobroci dla zwierząt nie będzie trwała wiecznie.
Izuku wiedział, że z Bakugou Katsukim nie ma co się sprzeczać.
IV. Spotkań ciąg dalszy
Nawet jeśli Izuku myślał, że uda mu się niezauważenie wrócić do Japonii, to był w błędzie. Z jego znajomymi z liceum było to niemożliwe, bowiem zaraz po tym, jak rozeszła się po nich wieść o powrocie Izuku do Japonii, postanowili oni urządzić spotkanie powitalne.
Izuku na pewno się tego nie spodziewał. Tego dnia akurat przeglądał oferty pracy w okolicy, bo postanowił już nie wyjeżdżać, co jego mamę bardzo ucieszyło.
Przez ten czas, spędzony z dala od miejsca, w którym się wychował, Izuku czuł się nieco osamotniony. Fakt, za granicą spotykał ludzi, z którymi spędzał wtedy wiele czasu, ale nikt nie był mu tak bliski, jak ludzie, których poznał w U.A. Niekiedy czuł się źle z faktem, że się od nich odciął, ale dręczyła go wtedy obawa, że nikczemna Katsumi może zrobić im krzywdę, jeśli Izuku nie będzie tańczył jak mu ona zagra. Jeśli kiedykolwiek stawiłby jej opór... Wolał nie myśleć, co by zrobiła.
Spokojnie przeglądał kolejne oferty pracy, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Chwilowo był sam w domu, więc oderwał się od zajęcia i poszedł otworzyć. Lekko się zaskoczył, kiedy zauważył tam uśmiechających się do niego Kirishimę i Kaminariego.
— O, cześć — powiedział do nich na powitanie. Zaraz potem otworzył szerzej drzwi i wpuścił ich do środka, nie chcąc rozmawiać na progu. — Co was sprowadza?
— Wybacz, że cię nachodzimy — przeprosił od razu Kirishima — ale zapomnieliśmy wziąć od ciebie numer telefonu, no to trzeba sobie jakoś radzić.
— To zrozumiałe — przytaknął Izuku. — Chcieliście porozmawiać o czymś konkretnym?
— W sumie tak — zgodził się Kaminari. — Możliwe, że znaleźliśmy złoczyńcę, który cię napadł.
Izuku aż zaniemówił z wrażenia. Nasuwało mu się tylko jedno pytanie - jak oni tego dokonali, skoro żadnej napaści nie było, a rany Izuku powstały przez umowę z diabłem?
— O rany, Midoriya, co cię tak zamurowało? — zapytał ze śmiechem Denki.
— Eee, no cóż... Jestem pod wrażeniem, że tak szybko udało wam się go znaleźć — wyjaśnił szybko Izuku.
— Nie mogło być inaczej. — Kirishina wyszczerzył zęby. — Mógłbyś przyjść jutro do agencji? Może coś sobie przypomnisz...
Izuku przystał na propozycję kolegi z liceum. Wątpił, by mógł przypomnieć sobie coś, co nawet nie miało miejsca, ale to już był jego problem, z którym musiał się zmierzyć.
Życie było skomplikowane, kiedy zawiązało się umowę z diabłem.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Następnego dnia Izuku miał przybyć do agencji, w której pracował Bakugou i jego towarzysze, ale w istocie nawet tam nie dotarł. Wszystko to dzięki Kaminariemu, który przybył po niego, a zaraz potem obwieścił, że zapomniał czegoś ze swojego mieszkania.
— Cholera jasna, ja się nie dziwię, czemu Kyouka zawsze mówi, że kiedyś zgubię własną głowę — wymamrotał z poirytowaniem, które wprawdzie było udawane, ale Izuku tego nie zauważył.
— Mówisz o Jiro? — zapytał z ciekawością w głosie.
— Zgadza się! — przytaknął Kaminari z zachwytem w głosie. — Została moją dziewczyną niedługo po tym, jak skończyliśmy U.A.!
Mimo swojej beznadziejnej sytuacji Izuku nie mógł się nie uśmiechnąć, kiedy słyszał, jak dobrze układa się w życiu Kaminariego. Ciekawiło go też, co słychać u reszty klasy, jednak nie sądził, aby miał teraz sposobność do spotkania z nimi.
I tu się przeliczył, bo ledwo Kaminari otworzył drzwi do swojego mieszkania i zapalił światło, Izuku prawie dostał zawału, słysząc głośne Niespodzianka!, zawołane przez jego kolegów i koleżanki z liceum.
Początkowo zaskoczony Izuku uśmiechnął się na ich widok - mimo wszystko brakowało mu tych znajomych twarzy. Widział roześmianą Urarakę oraz zwykle poważnego Iidę, który teraz również uśmiechał się do Izuku. Widział Yaoyorozu, uśmiechającą się do niego jak troskliwa starsza siostra, której nigdy nie miał, i Todorokiego, na którego ustach też pojawił się cień uśmiechu. Widział Tsuyu, która zakumkała radośnie, a także Tokoyamiego i jego Dark Shadow. Cień trzymał dłoń na ramieniu chłopaka i podobnie jak on też cieszył się z powrotu Izuku.
Obok Yaoyorozu stała Jiro, uśmiechająca się do Izuku. Nieco dalej rozentuzjazmowana Mina gotowa była układać taniec zwycięstwa, który odtańczą na zakończenie spotkania, Sero szczerzył zęby, podobnie jak towarzyszący mu Kirishima. Tego samego nie dało się powiedzieć o Bakugou, który wyglądał tego dnia na dosyć spokojnego. Nie miał jednak w zwyczaju okazywać zanadto entuzjazmu, o czym Izuku doskonale wiedział.
Izuku nie widział tylko Hagakure, jednak było to spowodowane jej niewidzialnością. Słyszał jednak entuzjazm w jej głosie. Zaraz potem zobaczył jeszcze Minetę, który wybiegł zza tłumu niczym swego rodzaju gwóźdź programu.
Tylu uścisków jak tego dnia Izuku nie nazbierał chyba nigdy dotąd.
— Deku, gdzie ty się podziewałeś? — to pytanie zadała mu Uraraka, zaraz po tym, jak ucałowała go na powitanie w oba policzki.
— Eee, no cóż... Pracowałem za granicą — wyjaśnił Izuku wymijająco, przywołując na twarz nieco wymuszony uśmiech.
Katsuki raz po raz zerkał na Izuku, który rozmawiał z kolegami z liceum, niewidzianymi przez niego od blisko trzech lat. Miał dziwne wrażenie, że uśmiech, który gościł teraz na twarzy Midoriyi, wcale nie był tak szczery, jak kiedyś. Wydawało się, jakby chłopak zmuszał się do uniesienia kącików ust, aby zapewnić wszystkich, że wszystko jest dobrze.
Blondyn zmarszczył brwi. W co ty pogrywasz, Deku?
V. Wyznanie
Na spotkaniu, które urządzili znajomi Izuku, nie mogło się obyć bez wspólnego picia alkoholu. Izuku raczej pił mniej, jako tako zachowując trzeźwość myśli. Inaczej było na przykład z Katsukim, który już tej trzeźwości nie zachował. A przynajmniej nie w takim stopniu, by powstrzymać się od zaproponowania spaceru przyjacielowi, z którym przyjaźń zrównał z ziemią jako małolat.
Katsuki nie miał w zwyczaju żałować swoich czynów. Raczej nie rozpamiętywał czegoś, co zdarzyło się dawno temu i o czym rozum kazał mu zapomnieć. Jednak wciąż trzymał się go jeden błąd, któru popełnił jako małolat - nie mógł zapomnieć, że kiedyś dręczył Izuku tylko dlatego, że los nie obdarzył go darem. W pewnym momencie swojego życia Katsuki zaczął dojrzewać, a jednym z tego skutków była troska o innych i zrozumienie błędów, które kiedyś popełnił.
Rachunki sumienia najczęściej nachodziły go wieczorami, o ile nie był na tyle zmęczony, by od razu zasnąć. Nie mógł zliczyć, ile razy żałował tego, jak kiedyś traktował Izuku. Chciał to naprawić, ale jak, kiedy chłopak zniknął z jego życia zaraz po tym, jak ukończył U.A., a All Might poniósł druzgocącą śmierć?
Katsuki szedł chwiejnym krokiem, co Izuku zdążył jeszcze zauważyć. Kiedy blondyn gwałtownie się zatrzymał i o mały włos nie stracił równowagi, Izuku przytrzymał go, nie pozwalając mu upaść. Katsuki spojrzał na niego, mrużąc oczy. Niebywałe było dla niego to, jak przyjaźnie Izuku do niego podchodził, pomimo tych przykrości, którymi Katsuki go obrzucił.
Jedno było pewne. Midoriya Izuku miał wielkie serce, choć nieco złamane przez śmierć mentora.
— Wiesz co, Deku? Czasami cię nie rozumiem — powiedział Katsuki.
Izuku, który wciąż trzymał go za ramiona, aby nie upadł, był lekko zaskoczony tym stwierdzeniem. Nie żeby dziwił go oschły ton głosu Katsukiego - był już do niego przyzwyczajony.
— Dlaczego, Kacchan?
Blondyn puścił mimo uszu to, jak Izuku go nazwał. Jego zdaniem brzmiało to dziecinnie, ale Midoriya nic sobie z tego nie robił.
— Tyle przykrego ode mnie doświadczyłeś. I to w zamian za dobroć, a jednak nie jesteś i nigdy nie byłeś do mnie wrogo nastawiony. Dlaczego?
Izuku uśmiechnął się do niego. Katsuki miał wrażenie, jakby był to uśmiech osoby umęczonej życiem.
— Nie lubię mieć wrogów, Kacchan. Wiesz o tym.
Fakt, Katsuki o tym wiedział. I to aż za dobrze. Nie bardzo tylko wiedział, jak to u niego działało. On sam nie za bardzo przejmował się tym, czy ktoś go lubi, czy nie. Jego priorytetem było ratowanie ludzi.
— Jak to jest, że nie czujesz do mnie ani krzty wrogości? — zdziwił się. — Ja po czymś takim... Próbowałbym zniszczyć mi plany na przyszłość. Zresztą... Ja sam pluję sobie w brodę za to, jak cię kiedyś traktowałem.
Brwi Izuku lekko poszybowały w górę. Czy Katsuki właśnie przyznawał się do swoich błędów i zmierzał do przeprosin?
Jednak sztuka przepraszania nie należała do najłatwiejszych dla Katsukiego. Wcześniej rzadko miał w zwyczaju przyznawać się do błędu, więc teraz sprawiało mu to problem. Tym bardziej, że cierpiała na tym jego duma.
— Nie powinienem traktować cię w taki sposób — mówił dalej, kompletnie zaskakując Izuku. — Późno proszę... Proszę cię o wybaczenie, ale... — Tu na chwilę zamilkł, zastanawiając się, co właściwie chce powiedzieć. — Ale wtedy byłem za głupi, by zrozumieć własny błąd — dodał z obrzydzeniem do samego siebie.
Izuku musiał mrugnąć dobre kilka razy, zanim zrozumiał, że nic mu się nie śni, a Katsuki naprawdę go przeprosił. Zdawał sobie sprawę, że alkohol ma to do siebie, że często rozwiązuje język, ale z jakiegoś powodu wiedział, że Katsuki mówi szczerze i chciał powiedzieć to już dawno, tylko brakowało mu do tego odwagi. Dopiero teraz zebrał się w sobie i pierwszy raz od dawna poprosił kogoś o wybaczenie. Kogoś, kogo już od dłuższego czasu chciał przeprosić.
Wreszcie Izuku uśmiechnął się i lekko uścisnął ramię Katsukiego.
— Nie czuję do ciebie urazy, Kacchan... Ale jest mi miło, że zebrałeś się na przeprosiny.
VI. Nie powstrzymuj serca
Izuku już od pół roku przebywał w Japonii, nie wracając za granicę. Wpłynęło to w jakiś sposób na jego relacje ze znajonymi z liceum - urwany niegdyś kontakt na nowo się zawiązał. Izuku miał niekiedy problem z wyjaśnieniem tego, skąd na jego ciele rany pojawiały się w tak zawrotnym tempie. Zazwyczaj kłamał, twierdząc, że uderzył się o coś, potknął o próg, przyciął sobie rękę drzwiami czy coś w tym stylu. Problem pojawiał się natomiast, kiedy rany zadane Katsukiemu nie pozwalały Izuku wyjść z domu. Chłopak i tak pracował z domu, więc nie robiło mu to większej różnicy, ale problem pojawiał się wtedy, kiedy ktoś chciał się z nim spotkać. Wtedy musiał wymawiać się zapracowaniem, choć bardzo tego nie lubił.
Katsumi nieraz odwiedzała Izuku, przez co niektórzy podejrzewali, że mogą oni być parą, tylko chowają się przed resztą. Poznała nawet niektórych jego znajomych, w tym również Katsukiego. Izuku zauważył, że blondyn jakoś nieszczególnie przepada za Katsumi - zawsze obrzucał ją niezbyt przyjaznymi spojrzeniami.
— Jak ci się układa z Katsukim, drogi Izuku? — zapytała go, jak zawsze utrzymując swój fałszywie przyjazny ton głosu.
Izuku odjął od ust filiżankę z kawą. Katsumi znów coś kombinowała. Jeszcze tego brakowało, by dorwała się do Katsukiego i zrobiła mu krzywdę dlatego, że Izuku wciąż nie oddał jej swojej duszy. Nie wiedział, czy pomimo ciążącej na Katsukim ochrony diablica byłaby w stanie zranić go bez krzywdzenia Izuku. A nawet jeśli nie, to pewnie mogłaby zwyczajnie pomęczyć Izuku. Prędzej czy później miałby dość, a przynajmniej z takiego założenia mogłaby wyjść Katsumi.
— Co masz na myśli, Katsumi? — zapytał Izuku, na co diablica niewinnie wzruszyła ramionami.
— Nic szczególnego, Izuku... A już na pewno nie to, że z Katsukim byłbyś wybitnie — tu oparła się łokciami o blat kawiarnianego stolika — szczęśliwy — dokończyła, uśmiechając się złowieszczo. — Albo raczej w jego ramionach byłbyś taki szczęśliwy, jeśli chodzi o ścisłość...
— Katsumi! — Izuku pomachał przed nią rękami, jak chciał powstrzymać ją przed kontynuowaniem tej myśli.
Diablica uniosła brwi, pozostając nachyloną w kierunku Izuku.
— Nie umiesz kłamać, drogi Izuku — stwierdziła. — Od początku wiedziałam, że Katsuki jest ci bardzo drogi. Nie powiesz mi chyba, że wtedy, kiedy znalazłam się przy tobie, twoje serce nie rwało się do niego?
Choć Izuku bardzo chciał powiedzieć, że Katsumi kłamie, próbując go podjudzać, to nie mógł tego przyznać. W istocie miała rację - Izuku chciał ochronić Katsukiego, bo był dla niego ważny przez to, że się w nim zakochał. Przez trzy lata zakochanie nie przeminęło, ale Izuku nauczył się żyć z przeświadczeniem, że w tym istnieniu nie ma szansy na miłość. W końcu prędzej czy później straci życie, zabrany przez diabła w czeluście piekieł, gdzie dusze bratające się ze złem cierpią po wsze czasy.
A Katsumi doskonale wiedziała, co kryło się w sercu Izuku.
— Niczego przede mną nie ukryjesz, drogi Izuku — stwierdziła z zadowoleniem. — Technicznie rzecz biorąc trzymam cię w garści, bo tak czy inaczej i tak zabiorę cię ze sobą jak tylko twoje serduszko zagorzeje szczęściem. A skoro już się rwie do Katsukiego, to go nie powstrzymuj — poradziła mu niewinnym głosem, opierając podbródek o dłoń. — Obydwoje dobrze na tym wyjdziemy. Ty będziesz szczęśliwy z mężczyzną twoich marzeń, a ja...
— Dostaniesz moją duszę — wymamrotał Izuku z goryczą. — I przy okazji zabierzesz mnie na tamten świat.
— Ach, szczegóły. — Katsumi machnęła dłonią lekceważąco. — A zresztą sam się na to pisałeś. Może nie uwierzysz, ale te usta — tu dotknęła palcem wskazującym swojej dolnej wargi, miękkiej i kolorem przypominającej maliny — pamiętają każdy pocałunek, którym przypieczętowały umowy o duszę. Od tamtej pory wiem, co czujesz, znam twoje słabości, wiem, jak cię złamać. Było napisane drobnym druczkiem, nie wspominałam? — zapytała ironicznie. — Dziwi mnie, że jeszcze nie zauważyłeś, jak trzymam cię w garści.
Izuku wiedział, że Katsumi trzymała go w garści. Wiedział też, że nie może od tego uciec - jego los już był przypieczętowany jako stracony.
VII. Niemożliwa miłość
— Jak długo wiesz, że się zakochałeś i dlaczego nic mi o tym nie powiedziałeś?
To pytanie postawił Kirishima przed Katsukim, który w tym momencie siedział przy biurku z rękami skrzyżowanymi na piersiach, patrząc na swojego przyjaciela z mordem w oczach.
— Powiedz, jak debilnie to brzmi — wywarczał Katsuki. — Za... Zakochałem się w osobie, którą kiedyś dręczyłem. Nie wydaje ci się, że to najbardziej bezsensowna rzecz, jaką dzisiaj słyszałeś?
— Coś ty, słyszałem dzisiaj gorsze rzeczy od Kaminariego. — Kirishima machnął ręką. — A przypominam, że przesadził dzisiaj z darem.
Katsuki prychnął pod nosem. W jego opinii zakochanie w Izuku było czymś kompletnie nie do uwierzenia - w końcu doświadczył on swego czasu wielu przykrości od Katsukiego. Niemniej jednak stało się i przez ostatnie miesiące uczucie powoli sobie rosło. Katsuki poznał bliżej swego dawnego przyjaciela i czuł, że ten rozumie jego trudny charakter jak nikt inny. W końcu znali się od dzieciństwa.
Katsuki widział, jaka przemiana zaszła w Izuku. Niegdyś mizerny i bojaźliwy, teraz był już dorosłym mężczyzną dzielnie radzącym sobie z przeciwnościami, które życie na niego zastawiło.
Jednak nie wyglądało na to, aby Katsukiemu spieszyło się do rozmowy o uczuciach z Izuku. Nie brał takiej możliwości pod uwagę, przekonany, że Izuku gustuje raczej w płci przeciwnej. Tym bardziej, że często kręciła się koło niego jakaś blondynka, której Katsuki wybitnie nie lubił. Działała mu na nerwy jak mało kto - nie dość, że pobudzała w nim zazdrość, to jeszcze była milutka, a głos miała melodyjny jak skowronek. Zupełnie jakby chciała nim zahipnotyzować Izuku, a przy okazji upewnić innych, jaki ma łagodny charakter i nie należy się jej obawiać.
Nawet jeśli Katsuki nie dysponował odwagą, to miał przyjaciół, którzy już zdecydowali za niego i umówili go na spotkanie z Izuku. Wieczorem Kirishima poprosił go o przypilnowanie psa, bo wychodził na randkę, a nie chciał zostawiać zwierzaka samego. Wobec tego zirytowany blondyn przybył do mieszkania przyjaciela, a teraz siedział wraz z psem na dachu bloku, skąd nad nimi rozciągało się ciemne i rozgwieżdżone niebo.
— Kogo tam niesie? — warknął sam do siebie, słysząc, jak ktoś wspina się na dach. Wytrzeszczył oczy, widząc znajomą, zieloną czuprynę.
Na twarzy Izuku też odmalowało się zaskoczenie.
— O, Kacchan... Ciebie też Kirishima wynajął do pilnowania psa?
Katsuki chwilę przetrawiał jego słowa. Dodawszy jedno do drugiego, zrozumiał, że to wszystko to misternie uknuty plan Kirishimy. Przez myśl mu przeszło, czy nie powinien skorzystać z okazji, którą stworzył mu przyjaciel, jednak jego odwaga zdawała się wyparowywać zaraz po tym, jak spoglądał na Izuku.
— Widocznie tak — odparł Katsuki. Pies Kirishimy zaszczekał radośnie i podbiegł do Izuku.
Rozmowa z nim nie była dla Katsukiego prostym zadaniem, biorąc pod uwagę to wszystko, co kłębiło się w jego sercu. Z jednej strony chciał pochwycić Izuku w ramiona i przytulić, powiedzieć mu, co do niego czuje, mając nadzieję, że on to odwzajemnia... Z drugiej nie miał na to odwagi. Niemniej jednak powtarzał sobie, że poniesie porażkę, jeśli chociaż nie spróbuje. A Bakugou Katsuki nigdy nie ponosił porażek.
Dlatego chwyciwszy Izuku za ramiona, zmusił go do patrzenia sobie w oczy. Chłopak lekko wytrzeszczył oczy z zaskoczenia, ale nie odepchnął od siebie Katsukiego. Pozwolił mu mówić, co dodało blondynowi nieco odwagi.
— Powiedziałem sobie, że będę tchórzem, jeśli nigdy tego nie powiem. Dlatego chcę powiedzieć, że cię kocham i chciałbym, abyś to odwzajemnił, nawet jeśli... Deku, no i czego teraz ryczysz? — Zmarszczył brwi, kiedy po policzkach Izuku popłynęły kolejno dwie łzy.
A na dwóch się nie skończyło. Izuku rozpłakał się rzewnie, kiedy dotarło do niego, że Katsuki będzie nieszczęśliwy, kiedy Katsumi zabierze go w czeluście piekieł.
Niewiele myśląc, blondyn przytulił do siebie nieszczęśliwego Izuku, czując, jak jego słone łzy moczą mu koszulkę.
— Jeszcze raz pytam, dlaczego płaczesz — zażądał odpowiedzi. — Bo coś mi się zdaje, że nie ze szczęścia.
Izuku wyprostował się i spojrzał w oczy Katsukiego.
— Bo... Ja też cię kocham, Ka... Kacchan, ale... Nie mogę... Nie mogę cię kochać... To cię... Unieszczęśliwi...
Ten potok słów wywołał mętlik w głowie Katsukiego.
— Co ty gadasz, debilu, przecież właśnie tego chcę. Żebyś też mnie kochał. Jak ma mnie to unieszczęśliwić?
— Bo ja umrę, Kacchan! — wykrzyczał Izuku ze łzami w oczach.
— Też mi coś — prychnął Katsuki. — Każdy kiedyś umrze. Chyba nie zamierzałeś żyć wiecznie, co? Tak już je...
— Ale ja zrobię to znacznie szybciej, niż ci się wydaje! — wyjaśniał Izuku przez łzy. — Ja... Ja...
— Ty, ty. Co? Chorujesz na coś nieuleczalnego? — zapytał Katsuki, a w jego głosie pojawiła się nutka strachu. — Potrzebujesz przeszczepu? Z jedną nerką jeszcze można żyć, oddam ci moją...
Izuku potrząsnął głową, nie potrafiąc wydobyć z siebie głosu. To z kolei sprawiało, że blondyn dostawał już szewskiej pasji, próbując dojść, co się z nim dzieje.
— Deku, do kurwy! — Ujął jego twarz w dłonie, ponownie zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. — Co się dzieje?
Izuku wziął głęboki wdech, po czym spuścił lekko głowę, by uniknąć wzroku Katsukiego.
— Podpisałem umowę...
— Jaką kurwa umowę?!
— Z diabłem...
Po tych słowach zapadła cisza. Bakugou nie wiedział, jak ma to potraktować. Czy Izuku nie był w tym momencie pod wpływem narkotyków?
— Co ty brałeś, Deku? — zapytał Katsuki z irytacją. — Jak niby podpisałeś umowę z diabłem?
— To było... Wtedy, kiedy skończyliśmy U.A., a All Might poległ w walce — zaczął wyjaśniać Izuku. Po policzku popłynęła mu kolejna łza, a Katsuki patrzył na niego, oczekując na resztę historii. — Byłem tym załamany, All Might... Wiesz przecież, że to on dał mi One For All. Wtedy... Wtedy pojawiła się Katsumi.
W tym momencie Katsukiemu opadła szczęka. Więc to Katsumi była tą diablicą! Wyglądało na to, że słusznie nie darzył jej zaufaniem.
— To ta szmata jest diablicą? — zapytał, na co Izuku pokiwał głową. — Nie, przecież to niemożliwe. Umowa z diabłem?
— To prawda, Kacchan — zapewnił go Izuku. — Przyszła, wiedząc, że w takim stanie psychicznym prościej będzie jej mnie przekonać. Chciałem, aby... Abyś był bezpieczny, Kacchan, i... Poprosiłem, aby nigdy nikt cię nie skrzywdził. I nikt cię nie krzywdzi, bo wszystkie twoje rany cierpię... Ja.
Katsuki nie wiedział, jak to może być możliwe. W jaki sposób Izuku mógł podpisać umowę z diabłem? I od kiedy to one chodziły po ludziach? Jedno było pewne - to wyjaśniało, dlaczego nie otrzymywał żadnych ran. Brzmiało to wybitnie niepoważnie, ale Katsuki znał Izuku i wiedział, że ten nie potrafiłby go okłamać.
— No dobra, ale to nie wyjaśnia, dlaczego masz szybko umrzeć — zauważył blondyn.
— Według umowy odejdę z Katsumi zaraz po tym... Zaraz po tym, jak odnajdę pełnię szczęścia w życiu — wyjaśnił Izuku, pociągając nosem. — Z tobą byłbym szczęśliwy, Kacchan, ale... Potem ty byłbyś nieszczęśliwy, a tego nie chcę.
Katsuki wziął dłonie Izuku w swoje, w ten sposób zwracając na siebie jego uwagę.
— Deku... Izuku... Do cholery, pozbieram się jakoś po twoim odejściu. Ale pozwól mi sprawić, że twoje ostatnie dni będą twoimi najszczęśliwszymi.
Serce Izuku jakby się ścisnęło. Złapał oddech, czując, jak do oczu znowu napływają mu łzy. Nie wyjmując swoich dłoni z tych Katsukiego, oparł czoło o jego tors i pozwolił łzom swobodnie płynąć. W pewnym momencie blondyn przygarnął go do siebie i przytulił, oparłszy podbródek o jego głowę. Nie dowierzał, jak wiele łez Izuku jest w stanie z siebie wykrzesać - wydawało się, jakby płakał nieustannie.
Katsuki ujął jego twarz w dłonie i spojrzał w błyszczące od łez oczy Izuku. Jedną dłonią zgarnął łzy z jego policzków, wciąż patrząc mu w oczy.
W następnej chwili przybliżył swoją twarz do jego i pocałował go, czując na wargach słony smak łez.
VIII. Nie podskakuj diabłu
Koniec końców Izuku zgodził się na to, by jego ostatnie dni były najszczęśliwszymi. Stopniowo jego związek z Katsukim rozkwitał i wydawało się, że nawet Katsumi i jej diabelskie umowy nie są w stanie tego zepsuć.
Izuku za żadne skarby nie chciał, aby Katsuki brał się za rozmowę z Katsumi. Zdawał sobie sprawę, jak wielkie nieszczęście mogłoby wtedy na niego spaść. Diablica była bezwzględna i mogłaby bez większego wysiłku pokazać blondynowi, że diabłu się nie podskakuje.
Jednak Katsuki nie należał do osób, które łatwo się na coś zgadzały. Zwłaszcza jeśli chodziło o bliskie mu osoby. Któregoś dnia udało mu się spotkać z Katsumi - zupełnie niechcący minął się z nią na ulicy.
— O, witaj, Katsuki — przywitała się z nim. Brzmiała fałszywie miło, przez co blondyn skrzywił się.
— Nie udawaj już takiego anioła, czarci pomiocie — wywarczał w jej kierunku. Wyminął ją, zamierzając odejść bezceremonialnie, ale Katsumi się na to nie godziła - ruszyła w krok za nim.
— Mam nadzieję, że dobrze ci się układa z Izuku — powiedziała, posyłając mu niewinny uśmieszek.
— Nic ci do tego — stwierdził oschle. — Zostaw go wreszcie w spokoju.
— Nie wiem, o czym mówisz, Katsuki — stwierdziła spokojnie.
Zirytowany Katsuki chwycił ją za nadgarstek, mając zamiar przekazać jej, że nie powinna z nim zadzierać. Tyle że Katsumi miała podobne zdanie. Była bezwzględna, jej zdaniem Katsuki był przy niej bezbronny. Miała rację, biorąc pod uwagę fakt, że w istocie była nie z tego świata.
Ona również zamierzała pokazać Katsukiemu, że z nią też się nie zadziera. Wobec tego nie wyrwała swojego ramienia z uścisku Katsukiego, bo było jej to w pewnym sensie użyteczne - w ten sposób chłopak ułatwił jej przeniesienie siebie i jego gdzieś w jakiś zaułek.
Znikąd zrobiło się ciemno, czego przechodnie nie zauważyli, bo Katsumi już o to zadbała. Nie zauważyli też, że z ulicy jakby nigdy nic zniknął bohater, który chwilę temu tamtędy przechodził.
— Zdaje mi się, że jeszcze nie wiesz, na jak wiele mnie stać. — Katsuki czuł na swojej skórze oddech diablicy, która uniemożliwiała mu teraz odsunięcie się od ściany. Próbował uderzyć na oślep, ale ona chwyciła go za nadgarstek. Drugą dłoń opierała o ścianę niedaleko jego głowy, zaś kiedy ciemność zaczęła się rozmywać, w nikłym świetle dnia Katsuki widział jej twarz. Bladą, z oczami błyszczącymi z diabelskiego podniecenia i nieco ostrymi zębami wyszczerzonymi w złowieszczym uśmieszku.
Blondyn skrzywił się nieznacznie.
— Ta? Co niby może mi zrobić taki czarci pomiot jak ty?
Katsumi uśmiechnęła się złowieszczo. Opuszkami palców przejechała po jego policzku. Bakugou nie zdążył uniknąć tego dotyku, co było dla niego zgubne - w mgnieniu oka czuł, jak jego ciało robi się coraz słabsze, a wzrok mu się rozmazuje. Nie mogąc utrzymać się na nogach, opadł na kolana tuż przed diablicą, która roześmiała się szyderczo.
— No, wreszcie zacząłeś okazywać mi jakiś szacunek — powiedziała z satysfakcją w głosie. — Aczkolwiek tak bardzo mi przykro, że ty i Izuku nie dożyjecie razem tego wieku...
Wtedy Katsuki zdał sobie z czegoś sprawę. Dotknąwszy policzków, wyczuł zmarszczki pod opuszkami palców. Przeniósł dłoń na włosy, które teraz znacznie się przerzedziły. Wytrzeszczył oczy.
Katsumi go postarzyła.
— Co... Coś ty zrobiła, wiedźmo? — wybełkotał, na co Katsumi znów się roześmiała.
— Teraz widzisz, że nie masz ze mną szans, Bakugou. A już na pewno nie jako staruszek — powiedziała, po czym ponownie dotknęła policzka Katsukiego. Jego wygląd na powrót zaczął być adekwatny do ilości przeżytych lat.
Tymczasem Katsumi odeszła nieco dalej. Tam, gdzie słońce posyłało swoje niewielkie promienie na zaciemniony zaułek, obróciła się na pięcie, by spojrzeć na Katsukiego.
— Wiele miałam imion — oznajmiła w pewnym momencie. — Różnie mnie ludzie nazywali. Twój Izuku nazwał mnie Katsumi. Cóż za przypadek, że Katsuki brzmi tak podobnie — zachichotała. — Ale w istocie jam jest Mefistofeles. Zapamiętaj sobie to imię, żeby nigdy ze mną nie zadzierać, żółtodziobie. Kto wie, może kiedyś się spotkamy — znów zachichotała. Spokojnie ruszyła w kierunku ulicy, kiedy nagle zatrzymała się i ponownie spojrzała na Katsukiego, który już na dobre wrócił do siebie. — Ale nie oczekuj, że jeśli sprzedasz mi swoją duszę, to oddam ci Izuku. Nie mam w zwyczaju bawić się w nekromantę.
Po tych słowach odeszła, poruszając się w dziwnie radosny sposób. Tymczasem Katsuki od dobrych kilku minut próbował zebrać myśli po tym, czego właśnie doświadczył.
W jednej chwili stał się staruszkiem z rozsypującymi się kośćmi tylko dlatego, że Katsumi chciała mu pokazać, że nie warto jej podskakiwać. Blondyn wysnuł z tego tylko jeden wniosek.
Ona jest popierdolona.
IX. Spłata długu
Zamknięty szczelnie w ramionach Katsukiego, Izuku nie potrafił zasnąć. Jego głowę nachodziły myśli, których zdecydowanie nie chciałby przerabiać - czuł, że zbliża się jego koniec. Ostatnimi czasy coraz częściej zapominał o łączącej go z diabłem umowie, szczęśliwy w związku z Katsukim. Teraz jak grom z jasnego nieba dotarło do niego, że już niebawem odejdzie nieodwracalnie, zostawiając Katsukiego samego.
Wiercił się nieco, poszukując sposobności do wydostania się z ramion swojego chłopaka. Wreszcie Katsuki sam poluzował uścisk, dodając przy okazji:
— Robaki masz w dupie, że się tak wiercisz?
Izuku podniósł się do siadu, ale nie odpowiedział nic na zaczepkę Katsukiego. On zrobił to samo, zauważywszy przygnębienie Izuku.
— Co jest? — zapytał go. — Ta szmata znów ci się naprzykrzała?
Izuku pokręcił głową.
— Nie, ale... Kacchan, ja... Ja jestem z tobą bardzo szczęśliwy, i... I ona na pewno już o tym wie.
Każdego innego człowieka ucieszyłaby wiadomość, że jego druga połówka jest z nim szczęśliwa. Tylko Katsuki czuł się tak, jakby całe życie przeleciało mu przed oczami. Izuku miał odejść, gdy osiągnie pełnię szczęścia. Skoro już tak się stało, lada dzień Katsumi mogła zapragnąć go zabrać.
— Chciałem ci powiedzieć, Kacchan, że jestem ci wdzięczny za te dwa miesiące, przez które... Przez które czułem się szczęśliwy jak nigdy dotąd.
— Tyle mogłem zrobić w zamian za to, że... Że tyle czasu nosiłeś moje rany — wymamrotał Katsuki. — Tylko czuję się tak, jakbyś umierał przeze mnie. Gdybym jednak nie wyskakiwał do ciebie z propozycją związku, żyłbyś dłużej...
— Przez tyle lat nie widziałem powodów do większego szczęścia, Kacchan — powiedział Izuku, uśmiechając się. — Dlatego teraz myślę, że... Lepsze dwa miesiące szczęścia niż całe życie w rozpaczy.
Katsuki czuł, jak pieką go powieki. Nienawidził płakać, więc aby tego nie pokazywać, przytulił się do Izuku, który chętnie oddał jego uścisk.
— Kocham cię, Kacchan — wyszeptał Izuku. — Będziesz o tym pamiętał?
Czuł, jak Katsuki kiwa głową, a zaraz potem na plecy Izuku spada pojedyncza łza, którą blondyn starał się ukryć.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Nad ranem, kiedy Katsuki jeszcze spał, Izuku stał sobie sprawę z jednej rzeczy. Nie byli sami w domu. W salonie jakby nigdy nic siedziała Katsumi, uśmiechając się z satysfakcją.
— Mój drogi Izuku, ptaszki mi wyśpiewały, że wreszcie odnalazłeś szczęście — powiedziała śpiewnym głosem. — Mam nadzieję, że ptaszki nie kłamały. A nawet jeśli, to...
— Nie martw się. Możesz odebrać spłatę długu — powiedział Izuku. Mówił to spokojnie, bo zdawał sobie sprawę, że pewnego dnia musiało to nastąpić. Był na to przygotowany od dnia, kiedy podpisał umowę. Albo raczej otrzymał pocałunek, który wszystko przypieczętował. Teraz tylko miał nadzieję, że Katsuki sobie z tym poradzi. — Dałabyś mi tylko pięć minut?
— Dobrze, ale tylko pięć, mój drogi. Ani sekundki dłużej. — Katsumi z ciekawością ruszyła za nim.
Izuku zostawił w sypialni kwiaty, które poprzedniego dnia kupił Katsukiemu. Diablica przyglądała się temu, a jej twarz nie wyrażała za bardzo współczucia. Bardziej satysfakcję, bo dobiła kolejnego targu.
Chłopak podszedł jeszcze do łóżka, na którym aktualnie spał Katsuki. Pochylił się i pocałował go w policzek, na co niczego nieświadomy blondyn tylko wymamrotał coś pod nosem. Izuku już wiedział, jak bardzo będzie za nim tęsknił.
— Gotowy, drogi Izuku? — zapytała go Katsumi.
Izuku opuścił sypialnię i przytaknął.
Epilog: Niezapominajki i róża
Obudziwszy się, Katsuki był lekko zaskoczony, kiedy zdał sobie sprawę, że druga połowa łóżka, którą zawsze zajmował Izuku, była pusta. Szybko jednak uznał, że jego chłopak zwyczajnie wstał wcześniej. Miał iść spać dalej, kiedy zdał sobie sprawę z jednej rzeczy - Katsumi mogła po niego przybyć.
Wtedy zerwał się na równe nogi. Zauważył stojący na komodzie w wazonie bukiet niezapominajek, pomiędzy które wetknięta była czerwona róża, oddająca uczucie Izuku do Katsukiego. Przy róży znalazł jeszcze kartkę z krótką wiadomością od niego.
Dziękuję, że dzięki Tobie poczułem się szczęśliwy w moich ostatnich dniach. I pamiętaj, że gdziekolwiek trafię, zawsze będę przy Tobie myślami. Jesteś najlepszym z bohaterów, Kacchan.
Kocham Cię,
Deku.
Katsuki miał ochotę rzucić czymś o ścianę, a że akurat trzymał różę, to ona poszła w ruch. Siła rzutu i uderzenia przełamała łodygę i spowodowała, że kilka płatków odpadło, ale reszta jeszcze jakoś się trzymała. To tylko przypomniało blondynowi o Izuku - ilekroć Katsuki go poniżał i odrzucał od siebie, to nie przynosiło skutku, bo wciąż pozostawał kimś ważnym dla niego.
Łza przecięła blady policzek Katsukiego, kiedy podniósł sfatygowany kwiatek z podłogi. W salonie okazało się, że Izuku naprawdę odszedł, co tylko wywołało u Katsukiego kolejny potok łez. Musiał się jednak ogarnąć, bo usłyszał dzwonek do drzwi.
— Bakubro, zaspałeś do... Czekaj, co ci się stało? — zapytał, widząc zaszklone oczy przyjaciela i jego zaczerwienioną twarz.
— Nic — wymamrotał Katsuki i obrócił się, wycierając oczy. Ruszył z powrotem do salonu, wciąż trzymając różę w dłoniach. Kirishima podreptał w ślad za nim.
— Coś musiało się stać. Ty nigdy nie płaczesz...
— On odszedł! — zawołał sfrustrowany Katsuki. Po policzkach popłynęły mu kolejne łzy. — Odszedł... Do diabła...
— O czym ty mówisz? — zdziwił się Kirishima. — Kto odszedł?
— Deku, a kto?!
— Jaki Deku?
Przez chwilę panowała pomiędzy nimi cisza. Katsuki patrzył na przyjaciela, nic nie rozumiejąc, podobnie jak Kirishima. Dlaczego Eijirou zachowywał się tak, jakby nie znał Izuku? Kim był Deku?
— Żartujesz sobie? — zapytał Katsuki. — Deku. Midoriya Izuku. Uczył się z nami w liceum...
— Bakubro, w liceum nie było nikogo takiego — zauważył ostrożnie Kirishima.
Wtedy Katsuki zaczął powoli rozumieć sytuację. Katsumi zabrała Izuku, a przy okazji sprawiła, że nikt już o nim nie pamiętał. Nikt oprócz Katsukiego, który załamany zdarzeniami dzisiejszego dnia, który dopiero się rozpoczął, zwyczajnie usiadł na kanapie i gorzko zapłakał.
Kirishima kompletnie nie rozumiał zachowania swojego przyjaciela, jednak nie musiał rozumieć. Usiadł obok niego, po czym przytulił go do siebie. W tej sytuacji Katsuki nie protestował - pozwolił się objąć, a nawet oddał uścisk, wypłakując się w ramię przyjaciela.
Jedno było pewne: Katsuki nie miał zamiaru zapomnieć o Izuku, nawet jeśli cały świat już to zrobił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top