Kazuto Kirigaya x Tsuboi Ryoutarou (Klein) [Sword Art Online]- Więzi przyjaźni

           Kompletnie nie rozumiem dlaczego jest tak mało polskich fanfiction z nimi (o ile w ogóle są jakieś). Są przecież przeuroczy!!! <3

UWAGA!!! ONE-SHOT +18
(i tak przeczytacie -,-)

*Kirito POV*

           Kolejny dzień spędziłem na zabijaniu mobów i wbijaniu poziomów. Cały czas dręczy mnie sprawa z Kleinem. Nie potrafię sobie wybaczyć, że zostawiłem go wtedy. Gdy zobaczyłem go z jego przyjaciółmi... poczułem ukłucie w sercu, ale postanowiłem, że nie będę się wtrącał między nich. Każdy ma swoje sprawy i zmartwienia. Chciałbym móc nazwać go kiedyś swoim przyjacielem. Po tym jak go zostawiłem, nie powinienem w ogóle z nim rozmawiać.

           Czułem łzy wzbierające się w moich oczach. Wirtualne kryształki złożone z maleńkich pixelowych wielokątów zaczęły powoli spływać po moich policzkach. Od dawna doskwierała mi samotność, ale po śmierci Sachi wolałem nie zadawać się z innymi graczami. Bałem się, że i oni pewnego dnia opuszczą mnie, zostawiając mnie w tej wirtualnej pułapce. Pragnąłem podążać ścieżką samotnego wojownika... Ale czy na pewno?

            - Kirito? To naprawdę ty?- zapytał niski męski głos. Przez chwilę nie dowierzałem. To był on. Odwróciłem się i zobaczyłem postawnego szatyna z charakterystyczną czerwoną opaską przewiązaną na głowie. Na wzgórzu stał Klein we własnej osobie. Wokół niego stali inni gracze. Założyłem, że to jego koledzy z gildii, której się wyparłem. Poczułem się jeszcze gorzej.
            - T-tak. Dobrze cię widzieć Klein- powiedziałem, zwieszając głowę.
           - Ciebie też Kirito. Coś się stało?- zdziwił się, widząc zapewne moją smutną minę. Szybko podniosłem głowę i uśmiechnąłem się, próbując pokazać, że wszystko jest w porządku.
           - Nie nic. Co tu robicie?- zapytałem ze sztucznym uśmiechem.

           - Przyszliśmy nabić trochę poziom. Musimy się przygotować na następną wyprawę z bossem- odparł, szczerząc się od ucha do ucha. Odwzajemniłem uśmiech i już miałem wrócić do poprzedniego zajęcia, gdy Klein zapytał:
           - A może skorzystamy z okazji i pogramy razem?- przede mną pojawił się systemowy komunikat: "Klein zaprosił się do drużyny" oraz "O" i "X". Kliknąłem "O", akceptując zaproszenie.
           - Niech ci będzie- zaśmiałem się cicho.

          Ruszyliśmy do ataku. Znajdowaliśmy się na poziomie, gdzie większość potworów wyglądała jak zwierzęta z rodziny kotowatych. Przed nami pojawił się jeden z większych tygryso- podobnych mobów. Koledzy z gildii Kleina właśnie walczyli z innymi mobami i nie widzieliśmy ich teraz. Nie przejmowałem się tym zbytnio. Byłem w topce graczy na froncie, więc poradzę sobie z takimi mobami, a i tak zachowuję bezpieczną granicę poziomów.

         Kiedy pokonaliśmy którąś z rzędu falę potworów, wyczułem, że dosłownie pięć metrów za nami stoi trójka graczy. Wiedziałem, że w gildii Kleina jest sześć osób, więc dlaczego przyszła tylko trójka z nich. Obróciłem się. Klein, widząc moje dziwne zachowanie, też spojrzał w tamtą stronę. Przed nami stali gracze w czarnych postrzępionych pelerynach. Mieli pomarańczowe znaczniki. To byli członkowie największej gildii morderców w całym "Sword Art Online"- Szyderczej Trumny. Cofnąłem się o krok przerażony. Oboje z szatynem wiedzieliśmy, kim byli mężczyźni stojący przed nami, a mianowicie XaXa, Johnny Black oraz nie kto inny jak lider całej organizacji- PoH. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek zobaczę największego zbrodniarza SAO. Jeden z nich, chyba XaXa, wycharczał:
- Trafiły nam się... grube ryby... szefuniu... no, no, no... toż to sam czarny szermierz... It's showtime...- jego głos był tłumiony przez maskę, przez co brzmiał jak robot. Pieprzona maszyna do zabijania.

         - Dokładnie tak jak przewidziałem. Brać ich!- krzyknął PoH grubym głosem. Od razu przyjęliśmy pozycje obronne (Candy458, ty wiesz o co chodzi, nie? dop.aut.). Dwóch morderców naskoczyło na nas, ale sparowaliśmy uderzenia.

         Walka trwała dalej, a my mieliśmy coraz mniejsze szanse. Dalej nie wiedzieliśmy, gdzie są przyjaciele Kleina. Zostaliśmy we dwóch, a nasze paski życia dawno przekroczyły już połowę i zmieniły kolor na żółty. Zacząłem się obawiać o siebie i Kleina. Z każdą sekundą było coraz gorzej. W pewnym momencie zobaczyłem jak jeden z morderców rzuca potężną włócznią w stojącego tyłem Kleina. Niewiele myśląc, rzuciłem się w jego stronę, osłaniając go własnym ciałem. Wielka broń przebiła mnie, zbijając punkty życia, a pasek w zatrważającym tempie zaczął spadać w dół. Zatrzymał się przy samym końcu. Potem była już tylko ciemność. Zemdlałem.

Kocham cię Klein. Dopiero teraz to zrozumiałem. Dlaczego muszą nas łączyć jedynie więzi przyjaźni? Przynajmniej według ciebie...

*Klein POV*

          Gdy się obróciłem, zobaczyłem upadającego Kirito przeszytego włócznią i PoH'a biegnącego, by go dobić. Nie zastanawiając się, wziąłem na ręce nieprzytomnego Kirito. Zacząłem uciekać. W pośpiechu sprawdziłem listę znajomych. Nie było nikogo z mojej gildii. Czy oni... Nie. To na pewno nie prawda! Słysząc, za plecami goniących nas zabójców, przyspieszyłem kroku.

          Jak burza wpadłem do miasta z Kirito na rękach, który dalej był przebity włócznią. Poleciałem do mojego mieszkania i położyłem czarnowłosego na łóżku. Delikatnie wyciągnąłem broń i cisnąłem nią o podłogę. Szybko wyjąłem kryształ leczący i aktywowałem go na Kirito. Jego pasek życia wrócił do normalnego stanu. Siedziałem przy nim i obserwowałem jego śniętą twarz. Miałem wrażenie, że już nigdy nie obudzi się z tego snu. Tak cholernie się o niego bałem. Czułem łzy wzbierające w moich oczach. Zaczęło do mnie docierać, jak bardzo mi na nim zależy. Czy ja go kocham? Chyba tak. Jego blada twarz wydawała się taka spokojna. Nie zastanawiając się wiele, pocałowałem go delikatnie.
          - K-Klein?- o cholera. Obudził się. Co on teraz o mnie pomyśli?!
          - Przepraszam, Kirito... Poniosło mnie. Naprawdę cię przepraszam- wyszeptałem cały czerwony.
         - J-ja...- powiedział słabym głosem.- K-kocham cię Klein- dodał, kładąc dłoń na moim policzku. Musiało go kosztować to sporo wysiłku, bo już po chwili opadła na pościel.

        - C-co?- wydukałem zszokowany. Żartuje ze mnie?
        - To- odparł, podnosząc się do siadu i całując mnie namiętnie.

*Kirito POV*

        Dalej byłem bardzo słaby, ale ani przez myśl mi nie przeszło, by przerwać pocałunek. Szatyn włożył mi język do buzi i zaczął pieścić moje podniebienie. Przyszpilił mnie do łóżka, nadgarstki położył mi nad głową tak, że nie byłem w stanie się wyrwać. Nie zależało mi jednak na tym. Skupiłem się na tej chwili. Przez ciało przeszedł dreszcz przyjemności. Pisnąłem, gdy Klein położył rękę na moim kroczu.
        - Nie chcesz?- zapytał zmartwiony, zabierając rękę.
        - Chcę. Błagam nie przestawaj, Klein- wydyszałem podniecony.
        - Ryoutarou- powiedział, wkładając mi dłoń pod płaszcz i koszulę- tak się nazywam.

        - Kazuto- odparłem zdziwiony. Nie spodziewałem się, że powie mi jak naprawdę się nazywa. Po chwili przestałem się tym przejmować, bo Klein zaczął bawić się moim sutkiem. Trącał go językiem, przygryzał... jęczałem, błagając o więcej. Poczułem, że szatyn rozpina moje spodnie i ściąga je wraz z bielizną. Moja twarz przybrała kolor truskawki. To był mój pierwszy raz i strasznie się wstydziłem.

        - Hej... Nie wstydź się... To tylko ja...- widząc, że nadal czerwienię się jak burak, dodał :- Wstydzioszek...
        - N-nie śmiej się- powiedziałem, nadymając policzki.- T-to mój pierwszy raz...- powiedziałem, o ile to możliwe, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
        - Nie śmieję się. Jestem bardzo szczęśliwy, że spotkał mnie tak wielki zaszczyt- odparł, ściągając koszulkę i spodnie wraz z bielizną. Zaraz, on chyba nie zamierza... Po chwili poczułem, że szatyn wkłada we mnie palec. Zadrżałem, czując dziwny, aczkolwiek przyjemny ból. Po chwili włożył we mnie jeszcze dwa palce i zaczął nimi ruszać, by mnie rozciągnąć. Ból powoli ustępował miejsca błogiej przyjemności. Nagle Ryoutarou wyjął ze mnie palce, by zastąpić je czymś o wiele większym. Krzyknąłem z bólu, a z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy.
        - Ci... Spokojnie, zaraz przestanie- szepnął Klein, całując mnie namiętnie i wycierając łzy kciukiem. Pewnie gdzieś nad moją głową pojawiał się komunikat o napastowaniu, jednak wisiał tam zupełnie niepotrzebnie. Byłem cholernie szczęśliwy i, gdy ból ustąpił, kiwnąłem delikatnie głową, że może zacząć się poruszać. Odczuwałem ogromną przyjemność. W pewnym momencie szatyn trafił w ten magiczny punkt, sprawiając, że krzyknąłem z przyjemności.
       - Ryoutarou... Ah, tutaj! Ryou!- krzyczałem w ekstazie. Po kilku mocnych pchnięciach oboje doszliśmy, a Klein opadł na mnie zmęczony, wysuwając się ze mnie.
       - K-kocham cię... Kazu- wydyszał, całując mnie namiętnie.
       - Ja ciebie też, Ryou...

~THE END~

1261 słów

O-ohayou... Także... To była moja pierwsza scena +18, więc nie gniewajcie się, ok? Powiem tak, wyobraźcie sobie mnie (mały gnojek siedzący przed kompem w kompletnej ciemnicy) piszącego to opowiadanie, a konkretniej końcówkę, a tu do pokoju wchodzi... mama. No zawał serca przeżyłam ludzie! Na całe szczęście udało mi się przełączyć to dziadostwo na inną kartę. Uratowana... Dziękuję za przeczytanie tego one-shota i przepraszam, jeśli zj*bałam +18, ale nie mam doświadczenia ( ͡° ͜ʖ ͡°). Następnym razem bardziej się postaram. Sayounara i do następnego!

~alixsiorek

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top