Śmierć jest blisko... (HYDRON)
Jak obiecałam dla Yosei13 napisałam krótkiego Shota tak z dupy 😅🤣🤣
Uwaga, słabe to jest xdd nic lepszego nie wpadło mi do głowy.
Mam nadzieje, że się spodoba ♡♡♡
Środek tygodnia. Z jednej coraz bliżej do weekendu z drugiej wciąż kilku dni do niego brakuje. Zapewne większość osób było razem z drugą opcją, zważając na panującą pogodę zza oknem. Padało oraz błyskało. Burza jest nieprzyjemnym zjawiskiem. Ciemna, tajemnicza, inna.
Pogodynka machała dłonią po całej mapie. Szczęśliwa zapowiadała słoneczko na najbliższy tydzień. Chociaż podobne zapewnienia robiła i kilka dni temu.
- Wieczorem mogą pojawić się pojedyncze chmury - uśmiechnęła się, pokazując błysk białych zębów. Była jak rekin czekająca na swoją ofiarę. W jej dużych oczach widniała tylko czerń źrenic. Jakby tęczówki przestały istnieć na moment wizji. - Lecz one zniknął pod wpływem delikatnego ciepłego wiatru z Południa.
Hydron zamknął oczy. Jednym uchem niby słyszał włączony telewizor, drugim jednak wszystko wypadało. Nie potrafił skupić się na niczym. Kiedy nagły przypływ furii opanował jego ciało ze wściekłości najpierw rzucił pilotem od dekodera a później większym wyłączył cały sprzęt. Ten pilot też odbył długą podróż pod drzwi.
Spojrzał się na połamany sprzęt. Miał już konkretnie w nosie oglądanie telewizji oraz czegokolwiek innego. Nie chciał myśleć chodź na chwilę. Nie potrafił się uspokoić. Jego cały idealny świat księcia rozbił się na milion kawałków.
Jego wszystkie emocje i zmysły stały na baczność.
Żywym wzrokiem powędrował do mechanicznego bakugana. Rozmowa zmieniłaby coś w nim? Raczej nie. Bardziej pogorszyłaby jego obecny stan.
Wściekłość powoli przejmowała jego ciało. Gwałtownie wstał, bezradnie pozbywając się wszystkich rzeczy z wierzchu ciemnej szafy. Wszystkie figurki, książki, zdjęcie wylądowały na podłodze. Ramka pękła na milion kawałków podobnie jak szkło. Niektóre książki pootwierały się a inne tylko bezradnie padły. Najgorzej wyglądały figurki, ponieważ żadna nie zachowała się cała.
- Cholerny Ruch Oporu... - wysyczał sam do siebie. Ukucnął, chwytając za zdjęcie gdzie stał on elegancko ubrany na którymś z kolei bankiecie. W obecnej sytuacji, gdzie musieli uciekać z Vestalii, mógł o nich na zawsze zapomnieć. Te wspomnienie bardziej podniosło mu ciśnienie. Zgniótł papier, rzucając go w kąt.
Można powiedzieć, że w ekspresywnym tempie stracił wszystko.
Władzę.
Pozycję.
Sławę.
Już nikt nie brał go tak na poważnie jak przedtem. Nawet nie było zbytnio komu. Spectra i Gus zdradzili ich. Mylene oraz Shadow co raz znikali. Lync'a wraz Volt'a wysłał gdzieś w zapomnienie. Jego ojciec wydawał się ostatnią osobą z którą chciał aktualnie rozmawiać.
Stanął przed oknem. Krajobraz ciemności rozlewał się wszędzie. Burza ustała, ale noc dalej trwała. Otworzył okno pragnąc chodź chwili tchu.
Zamknął oczy. Jednak widząc twarze, których się pozbył oprzytomniał. Zimny pot zalał go. Przecież wciąż jest sobą, jest ponad wszystkich. On jest księciem Hydronem!
- Odejdzie! - podniósł głos, chodź w pomieszczeniu był sam. Aura zgęstniała. - Odejdzie!
Plecami dotknął parapetu. Wzrokiem szukał dawnych Vexosów. Oni tu byli. Na samo swoje wspomnienie wrócili do niego gdy był najbardziej słaby. Zagryzł dolną wargę.
Był sam. Smutna prawda dopadła jego umysł. Kiedyś nie zwracał na to większej uwagi, lecz teraz odbiło mu się wszystko.
BYŁ SAM.
Usiadł na parapet. Odchylił ciało do tyłu. Przez krótką chwilę zawisł tak nad przepaścią. Garstka jego minimalnego ego popchnęła go do z powrotem jednak wciąż nie schodził z miejsca. Sam był w szoku, że taka czynność przyszła mu łatwo. Jednak zabrakło tej odwagi aby się puścić.
Zabiłeś mnie...
Pokręcił głową, czując brak oddechu w klatce piersiowej.
Zabiłeś mnie...
- Nie - warknął. - Nikogo nie zabiłem!
Zabiłeś mnie...
Zasłonił dłońmi twarz a potem uszy, miejąc nadzieję, że przestanie ich słyszeć. Warczał zły. Miał dość.
BYŁ SAM.
Ziemny wiatr przypomniał mu o otwartym oknie. Powoli się do niego odwrócił. Jego wyraz twarzy złagodniał do tego stopnia, ze nie można było wyczytać żadnych emocji.
Pokój stał się nagle pusty. Wszelkie głosy ucichły, a wiatr nabrał sił. Otwarte okno miotało firanką oraz oknem. W pewnym momencie okno tak walnęło, że szkło pękło a zawias zatrzymał całą konstrukcję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top