Pies
Przechadzałam się między klatkami i patrzyłam na każdego psa z osobna. Widząc te smutne pyszczki, miałam ochotę zabrać do domu wszystkie, jednak wiedziałam, że to niemożliwe. Mama ledwo zgodziła się na jednego, a i tak musiałam ją wręcz błagać. Strasznie nie lubi psów, zdecydowanie woli koty, czego ja nie rozumiem. Oczywiście, koty są przesłodkie i w ogóle, ale psy... To psy. Po prostu.
Powodem, dla którego tak bardzo nalegałam na psa, był fakt, iż chciałam mieć kogoś do towarzystwa, co powiedziałam mamie. Powodem, który znam tylko ja, jest mój poprzedni psiak. Malutka brązowo-biała miniaturka, która zwała się Yuijn. Pamiętam, że mama miała do mnie pretensje, że takie dziwne imię. Jednak nie przeszkadzało mi to. Ten piesek był moim pierwszym prawdziwym przyjacielem. Mimo iż miałam go tylko dwa lata, przywiązałam się do niego bardziej niż do kogokolwiek, prócz mojej mamy. Pewno dnia wróciłam ze szkoły, a mama oznajmiła mi, że mój kochany przyjaciel uciekł.
Długo nie mogłam tego zaakceptować. Przez kilka dni siedziałam w pokoju i nie wychodziłam, płacząc przez cały dzień. Żałowałam, że nie zrobiłam mu żadnych zdjęć. Przynajmniej miałabym po nim jakąś pamiątkę. Byłam wtedy jeszcze mała i do głowy by mi nie przyszło, by zrobić coś, żeby go poszukać. Dopiero rok wcześniej dowiedziałam się, co tak naprawdę stało się z Yujim.
Został oddany. Kiedy się o tym dowiedziałam, myślałam, że to żart. Jednak tak nie było. Miałam ochotę śmiać się i płakać, bo właściwie dowiedziałam się całkiem przypadkiem. Ciocia myślała, że wiem i przypadkiem o tym napomknęła. W tamtym momencie miałam wrażnie, że ktoś mi dał w twarz. Poczułem się zdradzona. Dlatego też szybko pożegnałam się z ciocią i popędziłam do domu, mając nadzieję na wyjaśnienia. I dostałam je. Pokłóciłam się z mamą i zamknęłam w pokoju, rozpaczając. Nie wiedziałam, czy być bardziej smutna, czy wściekła, przez argumenty mojej rodzicielki.
„Ty wiesz, jaki on duży urósł?"
I co z tego?! To był mój przyjaciel! Pies! Żywe stworzenie! Nie można tak po prostu oddawać psa, bo coś w nim nie pasuje. Szczególnie że to nie ona się nim zajmowała, tylko ja. Mój pies, moja odpowiedzialność. Jasne i proste. Jednak chyba tylko dla mnie.
Pamiętam, że wyszłam po wszystkim na dwór i poszłam w las, niedaleko domu, prawie się w nim gubiąc. Wielokrotnie kopałam kamienie lub tupałam mocno nogą, chcąc jakoś rozładować frustracje. Wróciłam, gdy było już ciemno. W kuchni zobaczyłam płacząca matkę. Nie zważając na moje wcześniejsze uczucia, przytuliłam ją i zaczęłam pocieszać i przepraszać, gdyż okazało się, że martwiła się o mnie, bo nie zabrałam telefonu. Nie chciałam jej martwić. Kocham ją i zawsze będę, ale musiałam jakoś pozbyć się części negatywnych uczuć.
Potrząsnęłam głową i skupiłam się na czarnym psie przede mną. Był średni, krótkie kręcone futro, które moim zdaniem nadawało mu uroku i zmęczone życiem oczy. Widać było, że jest w podeszłym wieku, jednak nie przejęłam się tym. Chciałam, by w jego oczach znowu zawitała radość.
Wyciągnęłam rękę i gwizdnęłam, chcąc, by podszedł. Pies spojrzał na mnie, po czym leniwie wstał i spełnił moje życzenie. Uśmiechnęłam się, trącając lekko palcem jego pysk, będąc jednak ostrożną. Nie chciałam, by przypadkiem mnie ugryzł. W końcu widziałam go pierwszy raz.
- Cześć mały. Chcesz iść ze mną do domu? - spytałam, czując, jak coś mnie ściska w klatce piersiowej. Naprawdę chciałabym go zabrać.
Pies pomachał lekko ogonem, jakby rozumiejąc. A może zrozumiał? Psy to inteligentne stworzenia.
- Jak się nazywasz, co? - mruknęłam niby do siebie niby do niego.
Zawsze lubiłam gadać do zwierząt. Inni uważają to za dziwne lub nienormalne, ale co z tego? Z moją ilością znajomych albo raczej ich brakiem, nie miałam do kogo otworzyć buzi. Moja mama odpadała. Nie chciałam jej przysparzać zmartwień, moimi problemami społecznymi albo jakimikolwiek problemami. A psy i inne zwierzęta... Nic nie powiedzą. Nie skrytykują, nie obrażą. Za to można je przytulić, pogłaskać, porozmawiać... Co z tego, że to będzie jednostronna rozmowa? Co z tego, że inni będą dziwnie patrzeć? To nie mój interes. Mam zamiar być sobą, a rozmawianie ze zwierzętami, jest częścią mojej osobowości. To głupio brzmi, ale to prawda.
Wzięłam w rękę, plakietkę, przyczepioną do jego obroży i przeczytałam.
- Marshal?
- Anno, gdzie jesteś? - To była moja mama.
- Tutaj! - krzyknęłam, niezbyt głośno. Mój głos był naturalnie cichy, więc gdy z kimś rozmawiałam, musiałam mówić, moim zdaniem głośniej, bo w innym przypadku nie słyszeli mnie.
Po chwili zobaczyłam niską kobietę, idącą w moim kierunku.
- Wybrałaś psa? - spytała, lekko poirytowana. Wiedziałam, że nie lubi przyjeżdżać w takie miejsca, chociaż powodu nie znałam.
- Tak. Chcę tego.
Po chwili przyszła jedna z opiekunek i zaczęła się robota papierkowa. Nie mogliśmy od razu zabrać, co bardzo mnie smuciło. Chciałam go jak najszybciej u siebie. Jednak następnego dnia intensywnie sprzątałam dom z mamą, przed wizytą przed adopcyjną. Kupiłam też wszystkie potrzebne rzeczy, by psiak czuł się jak najlepiej. Podczas wizyty byłam odrobinę nerwowa i nie dałam rady spojrzeć pani w oczy. Starałam się, ale naprawdę nie potrafiłam. Lepiej mi idzie obchodzenie się ze zwierzętami, aniżeli z ludźmi.
Jednak te nerwy były warte tej radości, którą zobaczyłam w jego oczach, gdy się u nas zadomowił. To był jeden z najlepszych dni w moim życiu.
---
Hejo. Shot taki niby bez tematu i fabuły, ale miałam ochotę na coś takiego.
Pozdrawiam!
NikusMikus
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top