Na pozór szara codzienność

Nie rozumiem ludzi. Nie rozumiem świata. Nie rozumiem nic. Dlaczego? Bo jestem tylko przeciętnym człowiekiem. Chociaż... Co znaczy „przeciętny człowiek"? To taki towarzyski, ciężko pracujący, trochę leniwy, miły, niełamiący prawa? Nie wiem. Mnie tak określają, chociaż nie pasuje do żadnych z tych cech. Jestem kompletnie leniwy, nie lubię się przemęczać. Dla innych ludzi oschła i często wredna. No, chyba że to moi przyjaciele. To co innego.

Przyjaciele... To jedno słowo, tak często używane do niewłaściwych celów. Jakich? No właśnie, w tym problem. Każdy człowiek inaczej postrzega słowo przyjaciel. Niektórzy mogliby rozpisywać się godzinami o przyjaźni, a ja? Dla mnie to po prostu wzajemne zaufanie, szacunek oraz wsparcie. Nie chodzi mi o wsparcie np. na teście, czy coś w tym stylu. To wsparcie w najtrudniejszych chwilach, gdzie już jesteś na skrajności, chcesz ze sobą skończyć. Dla mnie przyjaciel nie musi pocieszać i mówić nie wiadomo czego, wystarczy, żeby usiadł i pomilczał razem ze mną. To może być głupie, ale po co słowa, skoro milczenie czasami może wyrazić więcej niż one? Nie zawsze, ale często.

— Kanashimi! — krzyknęła moja rodzicielka z kuchni. Wstałam leniwie i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi, po czym zeszłam do kuchni. Moje imię odzwierciedla to, co czuję na co dzień. Moja mama mnie tak nazwała, bo była smutna, że jestem dziewczyną, a nie chłopcem.

— Co? — spytałam niezainteresowana.

— Obiad. Siadaj.

Westchnęłam, ale zrobiłam, co kazała. Usiadłam jak najdalej od moich braci, którzy mnie ignorowali. Nienawidzą mnie. Za co? Nie wiem. Mam to gdzieś. Szatynka podała obiad, który po chwili zaczęłam jeść. Nie smakował mi jakoś, ale co się dziwić? Mnie nic nie smakuje.

Skończyłam jeść po chwili, zostawiając ponad połowę na talerzu. Wstałam i wzięłam talerz, kątem oka widząc spojrzenia moich braci, którzy spojrzeli na mnie zapewne, dlatego, że krzesło zaskrzypiało. Odniosłam brudne naczynie do kuchni i położyłam na blacie, po czym poszłam do swojego pokoju, by ponownie znaleźć się, tam, gdzie czuję się bezpiecznie. W mojej głowie, zupełnie sama.


***


Trwała lekcja historii. Nauczycielka mówiła o jakiejś wojnie. Nie słuchałam o jakiej, bo mnie to nie interesowało. Ludzie walczą ze sobą, żeby być szczęśliwymi, nie widząc, że zabierają szczęście innym. Jaki w tym sens?

To jedno słowo, walka... Czy potrafię walczyć? Tak, jak każdy. Czy chcę walczyć? Czasem, ale rzadko. Czy mam ochotę walczyć dla innych albo dla siebie? Nie. Najlepiej w ogóle bym nie mieszała się do żadnych spraw, nawet tych, które dotyczą mej osoby. Bo po co? Jak chcą mnie obgadać, to i tak to zrobią. Co da awanturowanie się? Najlepiej zignorować albo powiedzieć im wprost, że ma się na nich wyjebane.

Niektórzy mogą mnie nazwać tchórzem. No, bo czemu nie? Każdy, kto nie chce walczyć, robi to z jakiegoś powodu. Dla niektórych może to być strach, dla innych lenistwo, a dla jeszcze innych coś, o czym nie wiem. Ja nie chcę walczyć przez dwa pierwsze powody. Boję się, że mimo wygranej ktoś mnie wyśmieje, że przyjaciele, zamiast mnie wesprzeć, po przegranej zostawią. Nie wierzę w ludzi, w siebie. Nie wierzę w nic. Chciałabym uwierzyć w dobre intencje niektórych osób, ale po prostu nie umiem. Nie da się ot tak, z dnia na dzień, zmienić swojego nastawienie do ludzi, to niemożliwe. Robienie tego stopniowo jest trudne, ale wykonalne. Ja się staram i niestety przegrywam sama ze sobą.

Wolałabym cały dzień leżeć w łóżku i myśleć, zamiast niepotrzebnie marnować energię. Każdy kiedyś umrze. Czy to dziś, czy jutro, nie ma znaczenia. Ja niczego nie będę żałować, bo nie mam czego. Świat jest okrutny, straszny, ale i piękny i ciekawy, czyli pełen kontrastów tak jak ja. Walczę, chociaż się boję i nie chcę. Uśmiecham się, gdy chce płakać. Śmieję się, gdy moja dusza powoli umiera, jak ja cała. Chcę być sama, ale jednocześnie pragnę, by ktoś był przy mnie. Nie musi to być wiele osób. Wystarczy jedna, która będzie gotowa siedzieć ze mną w ciszy, co jakiś czas przerwanej rozmową, która mogła być tylko wymianą kilku zdań, lub kilkugodzinną pogawędką.

Mogą mnie uznawać za chorą psychicznie. Może jestem? Nie wiem. Łatwo im powiedzieć: „Idź do psychologa". Chciałam, ale się bałam. Każdy by się bał. Jestem zła na samą siebie i rodziców. Kiedyś szukałam pomocy w internecie i nic to nie dało. Kiedyś też delikatnie podsunęłam rodzicom sugestię, iż chciałabym porozmawiać z jakimś specjalistą. Kompletnie nie zrozumieli i byli oburzeni, że rozpoczęłam temat psychologa.


***


Po szkole nie wróciłam do domu. Byłam głodna i zmęczona, ale wolałam pobyć sama na dworze. Dlatego też włożyłam w uszy słuchawki i spacerowałam bez celu. W pewnym momencie przestałam zwracać uwagę na drogę, a gdy znowu zaczęłam, nie wiedziałam, gdzie jestem. Śmieszne, prawda? Niby mogłam zadzwonić do kogoś i powiedzieć, że się zgubiłam, ale nie chciałam. Odgłosy lasu, w którym jakimś cudem się znalazłam, uspokajały mnie. Gdzieś głęboko w środku czułam strach, że zaatakuje mnie jakieś dzikie zwierzę albo psychopata, ale skupiłam się na ciszy, przerywanej co jakiś czas szumem wody i ćwierkaniem ptaków. Westchnęłam błogo i uśmiechnęłam się delikatnie. Chyba naprawdę coś ze mną nie tak.

Słuchawki i telefon schowałam do plecaka i zaczęłam iść przed siebie, nadal się uśmiechając. Po pewnym czasie bolały mnie nogi, a głód doskwierał, jak cholera, więc usiadłam na jakimś kamieniu, opierając się o drzewo i wyjęłam z plecaka kanapki, które teoretycznie rzecz biorąc, powinnam zjeść w szkole, ale nie miałam ochoty. Zresztą nie lubię jeść przy ludziach, bo każdy zwraca mi uwagę, że za szeroko otwieram usta, gdy jem itd. To dla mnie śmieszne, ale gdy ktoś to mówi przy dużej liczbie osób, to czuje wstyd. Wszyscy się wtedy na mnie gapią, a ja udaję, że mam to głęboko gdzieś, ale to naprawdę mnie rusza.

Po raz kolejny westchnęłam cicho i zaczęłam jeść kanapki. Po pierwszym kęsie skrzywiłam się gwałtownie. Szynka i smalec. Moja rodzina ma dziwny gust. No, ale byłam głodna, więc chcąc nie chcąc zjadłam te kanapki. Potem wyjęłam z plecaka batona, którego schowałam na czarną godzinę. Po zjedzeniu schowałam papierek do plecaka, zapięłam go i ponownie się rozejrzałam. Zaczynało robić się ciemno i wypadałoby wrócić do domu, ale nie wiedziałam, gdzie jest do niego droga.

Podskoczyłam gwałtownie, czując, jak coś dotyka mojej nogi. Przestraszyłam się. Miałam wrażenie, że serce bije mi z prędkością pędzącego samochodu i zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej, by uderzyć w pobliskie drzewo. Spojrzałam w dół i uspokoiłam się, widząc, że to tylko gałąź. Cóż, jestem strachliwa, ale nic nie poradzę.

Czułam narastający niepokój, więc wyjęłam telefon i chciałam sprawdzić na GPS-ie, gdzie jestem, ale nie było zasięgu.

- Zajebiście — mruknęłam wściekła i przestraszona.

Odwróciłam się i zaczęłam iść w przeciwną stronę, niż tę, z której przyszłam. Może w ten sposób doję do drogi? W końcu... Stamtąd przyszłam, choć biorąc pod uwagę, że nie wiedziałam nawet, jak weszłam do tego lasu, to może być problemem. Westchnęłam cicho i nadal szłam przed siebie. Byłam zirytowana. Zaciskałam pięści, chcąc jak najszybciej stamtąd wyjść. Byłam cała spięta.

Nagle usłyszałam za mną szelest. Pod wpływem impulsu, zaczęłam biec sprintem, nawet nie patrząc, co to było. Mimo że nie słyszałam, żeby coś lub ktoś za mną biegł, to nie przestawałam, aż nie wybiegłem z tego lasu. Wtedy rozejrzałam się, opierając się o drzewo, ale nic nie zauważyłam. Mimo tego nadal czułam strach i postanowiłam jak najszybciej wrócić.

Muszę przestać się tak zamyślać, bo może się to dla mnie źle skończyć. Gdy wróciłam do domu, byłam szczęśliwa. Nawet moi bracia nie popsuli tego. Przytuliłam się do mamy i poszłam się położyć. Nie miałam na nic siły, przez mały maraton, który miałam w lesie. Cóż, mimo wszystko pasowało mi moje życie i nie chciałabym go na dłuższą metę zmieniać. To moje życie i gdybym chciała, zmieniłabym je. W końcu każdy człowiek jest panem swojego losu. A ja mimo pozorów, panuje nad swoim.

----

Cześć! 

Jak wam się podoba pierwsza część? Wiem, że bez fabuły jako takiej itd, ale mam nadzieję, że jest w porządku. Jeżeli zobaczycie jakieś błędy lub coś będzie niejasne, to śmiało piszcie.

Pozdrawiam~!

Nikusmikus 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top