2 - Fudou x Kazemaru (Caleb x Nathan) -
•°★ Pov: Kazemaru ★°•
Kto by pomyślał... Mimo zmiany szkoły nasze drogi się nie rozeszły. Byłem już w pierwszej klasie liceum, a w zasadzie to zaledwie kilka dni temu ją skończyłem. Zaczęły się wreszcie wakacje, jak zwykle wyczekiwane przez każdego ucznia. Ja się z tego tłumu nie wyróżniałem, a już szczególnie nie po otrzymaniu pewnego e-maila:
Hej Kazemaru!
Dawno się nie widzieliśmy, tak jak z resztą chłopaków z Inazumy Japan. Wpadłem na pomysł, żeby zorganizować obóz treningowy w te wakacje, wydaje mi się, że to dobry sposób na spędzenie razem czasu. Będę ja, trener Kudou i wszyscy inni z drużyny, o ile się zgodzą. Na razie odpisali mi tylko Gouenji, Fudou i Someoka, ale mam nadzieje, że Ty też się chętnie zjawisz. Jeśli się zdecydujesz to przyjdź koło południa, dwunastego lipca pod Gimnazjum. Będziemy mieli cały tydzień na treningi!
Mam nadzieje, że do szybkiego zobaczenia,
Endou Mamoru.
Od tamtej chwili czekałem niecierpliwie na termin przyjazdu. Naturalnie odpisałem bez wahania. Z dwóch powodów bardzo się cieszyłem na tą wyprawę. Po pierwsze, spotkam się z chłopakami, z Endou, Gouenji 'm, Shirou, Kidou I resztą. A po drugie, bo będzie tam Fudou. Normalnie, kiedy wcześniej graliśmy w drużynie, na prawdę strasznie mnie denerwował, nawet bardziej niż Kogure. Kiedy jednak drużyna sie rozpadła... zaczęło mi tego brakować, nawet bardziej niż uśmiechu Endou.
Miałem cały rok, żeby zrozumieć, co się dzieje, ale nie mogę powiedzieć, że mi się udało. Fakt faktem, kiedy teraz przywołałem w myślach jego imię, czułem dziwne uczucie w brzuchu. Ciekawe, czy on w ogóle mnie pamięta. Znając jego, pewnie nie, ale zostaje cień szansy. Cieszyłem się, że znowu go zobaczę, ale jakoś na razie się nie zjawiał, a było już do wpół do trzynastej. Chyba wszyscy poza nim już byli. Nie, Tobitaka się nie pojawił, a po zapytaniu się o niego Mamoru, ten odpowiedział, że miał już plany i go nie będzie. Brakowało też Raiden'a, ale on również był tym, który się nie powinien pojawić.
— A co z Fudou? — odważyłem się zapytać, bo wyglądało to tak, jakby nikt nie zorientował się, że go nie było. Jak to możliwe, że nikt nie przejmował się jego brakiem? Jest strasznie charyzmatyczną i charakterystyczną osobą i czuć było jego brak. Albo ja to tylko czułem?
— Pisał, że się spóźni. Lepiej chodźmy do środka się przebrać i zrobimy pierwszy trening! — zarządził były kapitan i poprowadził rozgadaną drużynę na teren szkoły. Ociągałem się. Mam nadzieję, że subtelnie dostałem się do ogonka karawany i nadal szedłem bardzo powoli, wypatrując spóźnialskiego. Niepokoiłem się. No bo, dlaczego go nie było? Co się z nim stało? A jeśli coś mu się stało? A jeśli miał wypadek!?
— Kazemaru! Choć szybciej! — zawołali na mnie. Spojrzałem do przodu i zobaczyłem, że wszyscy już wchodzili do placówki, a ja nadal się wlekłem z tyłu. Podbiegłem, ale przytrzymując drzwi, obejrzałem się przez ramię ten ostatni raz. Ale jego nie było.
•°★°•
Udało nam się przebrać dość sprawnie. Wszyscy dostali nowe koszulki, takie same jakie mieli na finale świata, tyle że większe. Nie ukrywajmy, wiele osób urosło od poprzedniego razu. Ale nie Kogure, on nadal był karzełkiem. Tym razem jako pierwszy wyszedłem z szatni i byłem pierwszy, który opuścił budynek. Zobaczyłem postać z brązowymi włosami przerzuconymi na jeden bok i zacząłem biec w jej stronę. Na szczęście moje nietypowe zachowanie zostało niezauważone na tle również biegnącej drużyny.
— Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz! — zawołałem do niego i zatrzymałem się tuż przed nim. Nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. Tak się stęskniłem, nawet za tym grymasem na twarzy, który wyrażał wstręt naszym dziecinnym zachowaniem. A to, że przez moment patrzyliśmy sobie prosto w oczy, odnowiło uczucie motylków w brzuchu.
— A ty dalej w długich włosach? Myślałem, że liceum sprawi, że trochę wydoroślejesz dziewczynko — powiedział drwiąco, a ja poczułem się urażony, może nawet zraniony. W jego słowach nie było ani grama śmiechu. Te słowa były ostre i bolesne... Czym ja sobie zasłużyłem na takie przywitanie z jego strony? Coś mu zrobiłem? Ja...
— A ja myślałem, że włosy ci odrosną przez ten rok, łysolu — odgryzłem się nie mogąc się powstrzymać. W odpowiedzi usłyszałem prychniecie, ale następne słowa zagłuszyły powitania innych członków drużyny. Fudou nie zwrócił się do nikogo tak chamsko jak do mnie.
°•★•°
Cały trening minął spokojnie. Nie działo się nic wartego większej uwagi. Ciężko nawet mówić o jakimś treningu, bo wszyscy ze sobą gadali i nikomu nie chciało się skupić na grze. Endou poddał się po godzinie i dał graczom spokojnie rozmawiać, a sam przyłączy się do mnie i Gouenji'ego. Rozmawialiśmy o tym jak kto się zmienił.
— Toramaru strasznie się rozwinął przez te rok — zauważył Płomienny Napastnik — Jeszcze trochę, a będzie lepszy ode mnie — stwierdził odważnie, patrząc na profil czarnowłosego. Niegdyś mały chłopiec, urósł o kilka jak nie więcej centymetrów, było to widać nawet z daleka.
— Nie no, chyba przesadzasz. Ma talent, ale mniejsze doświadczenie niż ty — powiedziałem sceptycznie, bo nie wierzyłem, że chłopak może być lepszym strzelcem od Shuuy'i. Co prawda, jest niezły, ale jeszcze musi odbyć wiele meczy, żeby osiągnąć taki poziom. A przyjemniej moim zdaniem.
— Ja nie żartuję, jest już lepszy od Someoki, pewnie też od Shirou. — powiedział z powagą białowłosy Jeżyk nadal spoglądając na Utsunomiya. Pokręciłem niedowierzająco głową, co dało mi pole do lekkiego rozejrzenia się po otoczeniu. Osoby, która odwiedzała moje myśli częściej niż ktokolwiek inny, nie znajdowało się w moim zasięgu wzroku. W ogóle nie mogłem jej zlokalizować.
— A jak już o Someoce i Shirou mowa, to wygląda na to, że oni w ogóle się nie zmienili. Nadal przerażająca różnica wzrostu — zaśmiał się bramkarz, a my mu zawtórowaliśmy. Obgadywani przez nas napastnicy szli przed nami i zdawali się nie słyszeć naszej rozmowy. Gładko trajkotali i wszystkim, i o niczym.
— Fudou też się nic nie zmienił — stwierdził Gouenji, a ja na niego spojrzałem. Nie zmienił się? Jak dla mnie... włosy mu lekko urosły, były dłuższe niż zapamiętałem. Był też wyższy niż jak ostatnio się widzieliśmy i wyglądało na to, że był lepszej formie. A mimo to...
— Na prawdę? Ja mam wrażenie, że uczęszcza do szkoły złośliwości — powiedziałem nieco nadąsany. Chłopaki od razu zwrócili się w moją stronę. Poczułem, że policzki mnie pieką i poczułem przymus obrony swojej wypowiedzi — No bo. Nic takiego nie powiedziałem, a on na mnie naskoczył...
— Kazemaru, znasz go przecież, on zawsze taki był — powiedział Gouenji jakby tłumaczył, że dwa plus dwa równa się cztery i spojrzał w niebo. Najwidoczniej Bramkarz popierał jego opinię, bo zrobił podobną minę.
— Właśnie, to jego sposób na bycie miłym — machnął lekceważąco ręką — Po prostu się tym nie przejmuj — doradził i uznał temat za skończony. Ale ja nie zamierzałem się poddać tak o. To nie było takie normalne bycie nie miłym. On naprawdę był na mnie zły, jakbym mu coś zrobił.
— Ale wy go nie słyszeliście, nie widzieliście! On naprawdę ma do mnie jakiś problem! — prawie krzyknąłem, ale oni skwitowali to tylko głośnym śmiechem. Mamoru poklepał mnie ręką po plecach, jakby uważał to za dobry dowcip, ale ja na prawdę czułem, że to nie były zwykłe drwiny, jakby było coś więcej na rzeczy niż zwykła próba zdenerwowania mnie.
Poczułem mrowienie w karku i obróciłem głowę, nie zobaczyłem jednak tego, kto mnie obserwował. albo po prostu tylko mi się wydawało. Dostrzegłem jednak Fudou. Szedł sobie spokojnie i najwyraźniej spierał się o coś z Kidou. Nie byłem pewny, bo nie słyszałem nic z tej wymiany zdań, ale z przelotnego spojrzenia na minę chłopaka z dredami, można było wywnioskować co się działo. Coś było nie tak
°•★•°
— Weź się ode mnie odczep! — krzyczałem i zwróciłem tym uwagę całej drużyny na mnie i na Fudou. Nie obchodziło mnie to w tej chwili. Chociaż może powinno. Byłem już na skraju wytrzymałości. To był dopiero drugi dzień, a już żałowałem, że w ogóle przyjechałem.
— Hej, chłopaki, o co chodzi? — przydreptał do nas Endou. Byliśmy w trakcie treningu. zarówno ja, jak i Akio graliśmy razem na obroni. Byliśmy narażeni na swoje towarzystwo. Co chwila słyszałem, jak komentuje moją grę. Co to za obrona dziewczynki, powinieneś zejść na ławkę. Co się tak wleczesz? Myślałem, że jesteś sprinterem. Może przytyłeś przez ten rok? Forma się nie utrzymała, co? Ale nie to było najgorsze. Treść tych słów była dla niego typowa. Chodziło o ton pełen złości, może nawet nienawiści.
— Ja nie wiem, on po prostu zaczął krzyczeć — stwierdził niewinnie brązowowłosy, wzruszając przy okazji ramionami. spojrzenia całej drużyny zwróciły się na mnie. Czułem się oskarżony o zbrodnię, której nie dokonałem. Dlaczego ich wzrok jest taki oskarżycielski?
— Ja nic nie zrobiłem! — zacząłem się tłumaczyć — To on... — ale nie zdążyłem, bo zaraz zasypała mnie lawina wyrzutów. Oczywiście, każdemu chodziło o to samo.
— Nie poznaję cię Kazemaru. — powiedział Endou z niedowierzaniem. Chyba jako jedyny nie był od razu negatywnie do mnie nastawiony — Najpierw obgadujesz Fudou, a potem się z nim kłócisz Co się z tobą dzieje? — zapytała szczerze zmartwiony, a we mnie aż się zagotowało.
— Ja!? Ze niby ja!? Zapytajcie jego!? To on ma do mnie jakiś problem!? — wskazałem na Akio palcem, ale nikt poza mną nie spojrzał w tą stronę. Nastolatek stał wpatrzony we mnie, ale nie miał typowego dla siebie uśmieszku, który pojawiał się na jego ustach po tego typu akcjach. Uśmiechał sie, ale jakoś... inaczej. Nie potrafię tego opisać. No ale nikt mi i tak nie wierzył!
— Uspokój się! Po prostu się uspokój! — zawołał Raiden, ale w obecnym stanie nie było mowy o uspokojeniu się. Chciałem krzyczeć, wykrzyczeć wszystko co mi leży na sercu. Że naprawdę polubiłem Fudou, że chciałem spędzać z nim więcej czasu, a on z niewiadomych powodów nagle mnie nienawidzi. Ja nic nie zrobiłem, zachowywałem sie przyjaźnie i co za to dostałem?
— Nie będziemy się tu teraz przekrzykiwać. Nie będziecie grali, dopóki sobie tego nie wyjaśnicie — stwierdził trener Kudou i wskazał nam opustoszałą ławkę, która stała poza boiskiem. On sam stał przy linii bocznej dokładnie po drugiej stronie i postanowił interweniować w obliczu zbliżającej się kłótni — Rozwiążcie to między sobą, nie macie już dziesięciu lat.
Oboje z niedowierzającymi minami opuściliśmy swoje pozycje i szliśmy ramię w ramie nie odzywając się do siebie. Jeszcze nie zapomniałem o tym co sie stało. To było jak świeża rana, która jeszcze sie nie zagoiła, a mimo, że decyzja trenera miała pomóc, czułem, że to nie powoduje, że szybciej się goi. Kiedy usiedliśmy unikałem kontaktu wzrokowego. Zawzięcie przypatrywałem się grze chłopaków. Nie zamierzałem sie odzywać, ale zmieniłem swoje plany.
— Może damy sobie spokój, co? Przynajmniej na razie, żeby się od nas odczepili — zaproponował chłopak. Aż musiałem spojrzeć, żeby sie upewnić czy to na pewno mówi on. Zamrugałem dwa razy, co rozśmieszyło bruneta. Zaśmiał się krótko z mojej miny, ale na twarzy nie miał już grymasu, a swój uśmieszek, który tak lubiłem. Nie wiedziałem, dlaczego teraz postanowił, że zmieni nastawienie, ale cieszyłem się. Zostawiłem w niepamięci jego niemiłe słowa po prostu ciesząc się tym, że jednak mnie nie nienawidzi.
— Jasne. — prawie zawołałem i uśmiechnąłem się ciepło. Nie mogłem sie powstrzymać i przytuliłem go. Poczułem, że ciało Fudou spina się pod moim dotykiem, a potem jego ręce odepchnęły mnie od siebie. Sam byłem zaskoczony swoim gestem i pewnie sam bym odskoczył jak poparzony.
— Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego! — krzyknął rozeźlony— Bo jeszcze to przemyślę! — wstał i odszedł, ale nie udało mu się ukryć rumieńca jaki pojawił się na jego twarzy. Teraz to ja się uśmiechnąłem. Wyglądał uroczo, kiedy się złościł... Chwila. O czym ja myślę? Dlaczego tak myślę? To kolega z drużyny... nic więcej...
Ale przez resztę treningu nie mogłem pozbyć sie widoku zaróżowionej twarzy Fudou.
°•★•°
To był już piąty dzień naszego obozu. Siedzieliśmy już w śpiworach, tak jak na obozie, który odbyliśmy przed finałem Strefy Footballu. W sumie to nie wszyscy byli już gotowi do snu. Parę osób brakowało, ale ja już siedziałem w ciepłej kołdrze. Wspomnienia wracały, chociaż nie tak bardzo jak twarz Fudou. Co chwila zerkałem w jego stronę. Chyba, za często, bo Endou, który siedział koło mnie zwrócił na to uwagę.
— Na co ty tak cały czas zerkasz? — zapytał, a ja od razu odwróciłem wzrok i spojrzałem na niego ze zmieszaniem. Po krótkiej wojnie myśli zdecydowałem, nie ujawniać tego co mi chodziło po głowie. A dużo się działo. Co chwila wyobrażałem sobie sceny, w których byliśmy tylko my dwoje... a to... to chyba za dużo, żeby móc to powiedzieć na głos.
— Nie, na nic nie zerkam — skłamałem, ale Mamoru odwrócił głowę szukając na kogo cały czas spoglądałem. Nie wiem, czy znalazł to czego szukał i czy wywnioskował, że osobą, na którą cały czas patrzę był Akio. Wstrzymałem oddech, kiedy otwierał usta, żeby coś powiedzieć.
— Chodzi o Fudou? Znowu sie pokłóciliście? — zapytał i zmierzył mnie ostrym spojrzeniem. Odwróciłem wzrok. Łatwiej było patrzeć na panele podłogowe niż w jego oczy, a szczególne, że przecież nie zamierzałem mówić mu prawdy. Znamy się przecież dość długo i w sumie to tak, mogę go nazwać moim najlepszym przyjacielem. Zwykle potrafimy siebie rozumieć bez słów, wystarczył kontakt wzrokowy. Dlatego chciałem tego uniknąć.
— Nie, to nie o to chodzi. W ogóle o nic nie chodzi. Skąd ci sie wziął Fudou? — próbowałem dalej łgać, ale to nigdy nie była moja mocna strona. Tak... kłamanie to umiejętność, której nigdy nie nabyłem. Bo kiedy miałem?
— Hej, cokolwiek to jest, ja słucham — powiedział Endou, a ja spojrzałem mu w oczy. Czułem się niepewnie, ale w jego oczach dojrzałem wsparcie. Złamałem się, postanowiłem mu powiedzieć, że zakochałem sie w Fudou Akio.
°•★•°
Ostatni dzień obozu i ostatnia szansa na wyznanie uczuć. Miałem pełne wsparcie Endou. W sumie to on przekonał mnie o tym, żebym to zrobił. Nie byłem o tym taki przekonany... Fudou nie zmienił swojego nastawienia co do mnie. Nadal mnie wyzywał od dziewczynek, ale... nie wiem... Uznałem to za ksywkę? Nie wiem... po prostu jak mnie tak nazywał nie czułem się aż tak urażony jak na początku.
— Okej! Dziękuję wam wszystkim za ostatni trening! Na prawdę świetnie sie bawiłem, musimy to kiedyś powtórzyć! — mówił do zgromadzonej drużyny kapitan. Odpowiedziały mu donośne okrzyki poparcia. ja się do nich nie przyłączyłem, za bardzo pochłaniała mnie wizja najbliższych kilku minut — Do zobaczenia! — zawołał i wszyscy udali się w albo w stronę bramy, albo szkoły, żeby ostatni raz się przebrać. Fudou należał do drugiej grupy, więc i ja za nim poszedłem.
Poza nami, do szatni wszedł jeszcze Tsunami, Kogure, Fubuki, Raiden, Hiroto, Tachimukai, czyli jednym słowem - osoby z poza Inazuma Town. Wślizgnąłem się też ja. W głowie błagałem, żebyśmy się zgrali z czasem. Przebrałem się jak najszybciej, ale obiekt moich westchnień nadal się przebierał. Postanowiłem wdać się w krótką konwersację z Shirou. W sumie to jego znalem najdłużej ze wszystkich tu obecnych. W krótce szatnia opustoszała. Książe Krainy śniegu też odszedł, a Akio dalej tu był. Zostaliśmy sam na sam. Teraz, to ten moment.
— A ty co tu nadal robisz — rzucił brunet zauważając, że zostałem tylko ja. W jego głosie nie było słychać ciekawości i minął mnie, żeby wyjść, ale zatrzymałem go, łapiąc go za ramię — Czego chcesz? — wyrwał się — Nie mam całego dnia
W gardle miałem gulę i nie mogłem nic powiedzieć, chłopak stał tyłem do mnie i nie widziałem jego twarzy. Chciałem mu to powiedzieć patrząc mu w oczy, ale... może tak będzie łatwiej? Otworzyłem usta, ale nie powiedziałem ani słowa, nie potrafiłem się przemóc. Ale on już odchodził, więc po prostu to z siebie wyrzuciłem.
— Podobasz mi sie! — krzyknąłem z zaciśniętymi oczami. Potem je otworzyłem. Fudou zatrzymał się, ale nadal stał tyłem do mnie. Chwila ciszy, czekałem aż sie odwróci, chciałem zobaczyć jego reakcję. Pewnie był zniesmaczony, może zły. Eh, Mówiłem Endou, że to zły pomysł. Dlaczego go posłuchałem... No tak, ale jeszcze nie wszystko stracone, może się jeszcze odwróci.
Wstrzymałem oddech, kiedy chłopak wreszcie sie poruszył. Postawił krok... potem drugi... i kolejny... odszedł...
•°★°•
Wróciłem do domu. Pierwsze co zrobiłem to padłem na łóżko. Wpatrywałem się w sufit, nie wiedząc co mam robić. Chciało mi sie płakać, ale nie odnajdywałem łez pod powiekami. jakby moje ciało jeszcze nie przyjęło do wiadomości tego faktu. Trzeba było nic nie mówić, zignorować i po prostu wzdychać do nieosiągalnego obiektu. Dlaczego się namówił na tak beznadziejny pomysł. Wyznać miłość! Co to w ogóle miało być? "Podobasz mi się", to brzmiało tak głupio, pewnie wyszedł na idiotę, na geja i debila.
Wstałem rzucany rozpaczą. Chodziłem w tą i z powrotem, od ściany do ściany. Telefon mi zabrzęczał, więc odruchowo wziąłem go do ręki, ale zaraz miałem ochotę rzucić nim o ścianę. Powstrzymałem się w ostatniej chwili. Spojrzałem na ekran i zamarłem. Otworzyłem okienko wiadomości.
Fudou: Chcesz się spotkać?
Może jeszcze nie wszystko stracone?
★°•———————————————•°★
2722 słowa
Rozdzialik dla
Mam nadzieję, że wyszło, szczerze mówiąc postanowiłam zaryzykować z perspektywą pierwszoosobową, bo dawno jej nie używałam. Mam nadzieję, że nie wyszło to jakoś bardzo kulawo, bo to moje pierwsze podejście do homo romansu... Więc proszę o wyrozumiałość.
Widzimy się zapewne jutro w następnym One-Shocie!
~Puchonka 17.09
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top