„One Last Time" - wifeyofkevitch

Tytuł: One Last Time
Autor: wifeyofkevitch

Allison Lattanzi wydała z siebie cichy jęk, gdy próbowała otworzyć frontowe drzwi mieszkania, które musiała dzielić kiedyś ze starszym bratem, Kendallem, siostrą Kaitlin - chociaż oni bardziej traktowali to mieszkanie jak jadłodajnie niż miejsce rodzinne, gdzie mogliby choć minimalnie pomagać - a teraz tylko z rodzicami. Położyła wiele toreb spożywczych na podłodze.

Musiała tyle zakupów zrobić, bo niedługo Święta Bożego Narodzenia, a żadne z rodzeństwa nie pali się do pomocy rodzicom, dlatego jako najmłodsze dziecko nie chciała być taka leniwa jak starsza siostra czy starszy brat.

W końcu udało się jej otworzyć drzwi. Zdjęła buty i tylko w skarpetkach zaczęła szorować po podłodze w kierunku blatu kuchennego, który na szczęście znajdował się w pobliżu. Kiedy już miała odłożyć torby, telefon komórkowy zaczął głośno dzwonić z kieszeni kurtki.

— A ten czego chce? — mruknęła sama do siebie. — No co!?

— No co tak oschle!? Mam sprawę.

Here we go again.

Kendall był takim - że tak powiem - innym starszym bratem. Allison uwielbiała go, kiedy jeszcze byli nastolatkami. Był o 2 lata starszy. Zawsze wpadał w kłopoty w szkole. Na szczęście nie miał konfliktu z prawem, bo tego jeszcze by brakowało.

Byli razem zgodni co do tego, że i on i ona nie powinni kablować na siebie nawzajem, żeby nie wydać nikogo. Kryła go, kiedy zrobił sobie na ręku tatuaż w wieku 17 lat, żeby ich rodzice się nie dowiedzieli. Odbierał ją pijaną z imprez w liceum i nie mówił rodzicom. Upił ją po raz pierwszy, a jego znajomi przestraszyli chłopaka w szkole, który się nad jego młodszą znęcał - nie były to tylko groźby, przemoc też.

To wszystko się zmieniło, kiedy 2 lata wcześniej Kendall wyprowadził się z domu i zamieszkał ze swoją dziewczyną, Micaelą. Allison natomiast, mimo dwudziestu jeden lat nadal mieszkała z rodzicami. Nie, że nie umiała odciąć tej pępowiny, tylko nie miała z kim innym mieszkać i nie miała za co. Pensja studentki w barze nie była zbyt wysoka, a do tego dochodziły inne ważne wydatki.

Chłopak mieszkał 5 minut pieszo od rodzinnego domu. Jeden, jedyny raz, kiedy zaprosił swoją siostrę do swojego gniazdka, był gdy miał wypadek motocyklowy i potrzebował, żeby zrobiła mu opatrunek. Nie chciał o to prosic ani swojej ukochanej albo swojej mamy, żeby żadna z nich nie miała pretensji, a wiedział, że Allison będzie go kryć.

— Teraz sobie nagle o mnie przypomniałeś, tak? Co chcesz? — zapytała ostro przez telefon.

— Organizujecie wigilię w domu, prawda?

— No, a co? Znowu chcesz się nażreć za darmo?

— Jezu, ale ty chamska jesteś. Zapytam się Kaitlin. Ona na pewno będzie milsza.

— Już widzę, jak ci odpowie.

Kaitlin. Ukochana siostrzyczka. Rok starsza. O wiele lepsza niż Kendall. Jako nastolatki często się kłóciły, głównie dlatego, że i jedna i druga były bardzo uparte i miały swoje zdanie. Kiedyś nie zgadzały się we wszystkim, ostatnio odkryły, że są zaskakująco podobne ideologicznie. Cały czas różniły się społecznie i pod względem wyborów życiowych, ale całkiem dobrze się dogadywały. Od czasu do czasu prowadziły długie, zawiłe dyskusje przez telefon.

Allison wiedziała, że mogła zawsze na nią liczyć i byłaby w mgnieniu oka, gdyby kiedykolwiek czegoś potrzebowała. Kaitlin zawsze odnosiła sukcesy, zarówno w szkole, gdy dorastała, jak i na studiach. Była też bardzo towarzyska. Była jednym z tych typów ludzi, którym wszystko przychodziło z łatwością.

Jedyne, kogo razem nie mogły przeżyć to Kendall, od kiedy wyprowadził się z domu. Siostrzana siła była w stanie przezwyciężyć jego osoby.

Kaitlin, od kiedy również się wyprowadziła z domu rodzinnego, stała się zupełnie inną osobą. Mogła w końcu odciąć się od rodziców, którzy ciągle coś od niej chcieli jako od osoby najbardziej odpowiedzialnej. Teraz jej młodsza siostra przejęła pałeczkę. Mogła być z kim chciała, mogła robić co chciała.

— No w sumie tak, ona żyje w innej rzeczywistości. Nie ważne. Możesz zapytać się rodziców, czy mój kolega może z nami spędzić Wigilię?

— My nie jadłodajnia. Jak taki jesteś hojny to zaproś go do siebie.

— Święta Bożego Narodzenia mają być spędzone z rodziną, a on jej nie ma i chcę mu zrobić przyjemność z czegoś. Tyle przeżył.

— A co mnie to obchodzi? A ty to co, nagle miłosierny Samarytanin?

— Weź przestań już! Pytasz się czy nie? Ty masz lepszy kontakt ze starymi niż ja.

Wiedziała, że rodzice się zgodzą.

— Zakładam, że mama i tata pozwolą temu twojemu koledze przyjść do nas. A oni w ogóle o nim coś wiedzą?

— Tak, to nie musisz się o nic martwić. A teraz przepraszam, idę chlać.

Jak zwykle.

Rozłączył się bez żadnego "cześć", lub "pa", cham jeden.

***

No i przyszedł ten czas. Święta Bożego Narodzenia. Grudniowe święta to jedyny tak magiczny i niepowtarzalny czas w roku. To w tym czasie wszyscy ludzie składają sobie życzenia, odwiedzają się, dzwonią do tych, do których cały rok nie dzwonili oraz mają chęć do pomocy innym.

Właśnie dzisiaj tajemniczy kolega Kendalla przyszedł do domu rodziny Lattanzi. Rodzice rodzeństwa pojechali po dziadków, w mieszkaniu zostali Kendall i Michaela. Allison i Kaitlin jeszcze nie przybyły.

Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Kendall podszedł do drzwi i je otworzył. Jego przyjaciel, Shawn Mendes właśnie przyszedł.

— Cześć brachu. Dziękuję za zaproszenie. Wiesz, ile to dla mnie znaczy.

— Nie ma za co, mordo. Właściwie to powinieneś podziękować mojej młodszej siostrze i moim rodzicom, bo oni tu właściwie mieszkają co nie.

— Kaitlin znam, ale tę drugą jeszcze nie miałem okazji.

— No to dzisiaj będziesz mieć.

W pewnym momencie słychać było otwierające się drzwi. To siostry Kendalla.

— A ty przychodzisz tylko na gotowe, co nie? — mówi Allison, wchodząc do pokoju.

— A weż się zamknij. Mamy gościa. Kaitlin, ty znasz go. Allison poznaj Shawna. — Chłopacy podchodzą bliżej do Ashley.

— Miło mi. — Dziewczyna powiedziała krótko i podała rękę do uścisku. Nie była w stanie więcej z siebie wydusić. Poczuła dziwne uczucie, tak jakby motyle w brzuchu. Czyżby się zauroczyła?

Kiedy jego i jej oczy spotkały się, dłonie się dotknęły, dla niej wydawało się, jakby cały świat się zatrzymał.

— To co, może usiądziemy do stołu? — zaproponowała.

— Czemu nie. — odparł Shawn.

***

Po kolacji wigilijnej i prezentach Shawn spojrzał na zegarek na swojej ręce.

— Wiecie co, ja się już będę zbierał. Późno jest. — powiedział, wstając z kanapy.

— Allison cię odwiezie. — Na te słowa dziewczyna aż zrobiła wielkie oczy.

— A czemu niby ja? — Popatrzyła na brata.

— Bo ja już jestem po czterech kieliszkach wina, Kaitlin tak samo. — Dziewczyna przewróciła oczami.

— Przepraszam bardzo, ale ty go zaprosiłeś, nie ja.

— Nie musisz się fatygować, przejdę się.

— No chyba żartujesz, nie puścimy cię w taką ciemnotę. — odezwała się Kaitlin.

— Dobra, chodź za mną do garażu po samochód, podasz mi adres, to wstukam go sobie na GPS. — Ashley wzięła kluczyki z komody i razem z Shawnem udała się do garażu po auto.

Wsiedli i pojechali.

— Przepraszam, że zapytam, ale po co chciałeś z nami spędzić Wigilię? — Ona przerwała ciszę, która panowała podczas jazdy.

— Siedziałbym sam.

— W sensie?

— Jestem zdany sam na siebie. Zostałem porzucony jako trzy latek. Przez kawałek mojego nędznego życia byłem bezdomny i trzymałem się z dala od wszystkich, których nienawidziłem, zwłaszcza moich rodziców. Skoro ja dla nich byłem niczym, mogliby być martwi i nie obchodziło by mnie to. Mieszkałem na początku w domu dziecka, jednak uciekłem stamtąd, gdy miałem z szesnaście lat. Potem błąkałem się tu i ówdzie, ćpałem też, aż w końcu postanowiłem się ogarnąć. Nie mogłem już tak dłużej żyć. — Z oczu chłopaka zleciała mała łezka, którą dziewczyna zauważyła.

— Przepraszam, nie powinnam.

— Nie przepraszaj, musiałem się w końcu przed kimś innym otworzyć. Dziękuję, że mnie wysłuchałaś.

I wyszedł z samochodu, a ona odjechała.

---

Następnego dnia rano Allison obudziła się. Jej brat siedział skulony na kanapie, pocieszany przez rodziców. Nie wiedziała, co się dzieje. Kendall nigdy nie płakał. Uważał to za brak męskości.

— A tobie co?

— Shawn...

— Co Shawn?

— Nie żyje...

Była w kompletnym szoku.

— Ale jak to? Skąd o tym wiesz?

— Poszedłem rano go odwiedzić i zapytać, jak tam po wczorajszej kolacji. Odebrał sobie życie, podciął sobie żyły w wannie.

— Nie, to niemożliwe.

Nadal w to nie wierzyła.

— Od dłuższego czasu nie chodził do terapeuty, bo było z nim lepiej, nie brał żadnych leków, nie miał długów, nie był alkoholikiem ani narkomanem. Po prostu odebrał sobie życie, a ja nadal nie wiem, dlaczego to zrobił.

I wtem ją oświeciło.

Przecież Shawn mówił jej o swoich przeżyciach życiowych, ale przecież mówiła, że jakoś z nim lepiej było.

Czy to możliwe, że chciał ostatni wieczór swojego życia spędzić jak najlepiej?

Najwyraźniej nie dawał rady...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top