Słodki Czwartek
One shot zajął drugie miejsce w konkursie pisarskim zorganizowanym przez c_est_la_vie z okazji Tłustego Czwartku.
Autor: helenaleblanc
Słodki Czwartek – One shot
– O nie! Znowu?
Jagoda westchnęła z irytacją i wstała od stołu na dźwięk dzwonka, wzywającego ją na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Jako młoda lekarka, jeszcze przed specjalizacją, musiała brać najgorsze dyżury, czyli wszystkie nocne i świąteczne. Tym razem trafiło na jej ukochany Tłusty Czwartek. Zamiast siedzieć w domu z mamą i opychać się pączkami, które później spaliłaby na basenie, młoda kobieta musiała siedzieć w szpitalu i zajmować się najdziwniejszymi przypadkami, jakie mogły trafić na SOR w czwartek po osiemnastej.
– O, już jesteś, Jagódko – zauważyła pani Agata, starsza pielęgniarka z Izby Przyjęć. – Nie ma dziś dużo pacjentów, ale ten tutaj, to chyba szczególny przypadek – stwierdziła, wskazując na młodego mężczyznę, który siedział skulony na krześle, trzymał się za brzuch i głośno jęczał.
Jagoda założyła maseczkę i rękawiczki, zanim wyszła po kłopotliwego gościa. Wzięła też od pielęgniarki kartę pacjenta.
– Dzień dobry. Słyszy mnie pan? – spytała, siadając na krzesełku obok. Facet podniósł na nią zbolały wzrok i przytaknął. Jagoda zmierzyła mu temperaturę ciała i złapała za nadgarstek, żeby sprawdzić puls. Parametry były w normie. – Nie może pan mówić?
– Mogę – odparł i zaraz złapał się za usta.
– Co się stało?
– Niedobrze mi – jęknął, znowu zakrywając usta.
– Da pan radę iść? – Facet znów nie odpowiedział, tylko pokiwał głową.
Jagoda wstała i podała mu rękę, pomagając się podnieść. Pacjent ciągle zwijał się z bólu, więc zabrała go do sali, gdzie zamierzała wykonać dokładniejsze badania.
Mężczyzna wolnym krokiem dotarł na wskazane miejsce. Lekarka pomogła mu położyć się na kozetce, kazała podciągnąć koszulkę i wzięła się za osłuchiwanie kłopotliwego pacjenta stetoskopem. – Tętno ma trochę słabe – zauważyła. – Ale pozostałe parametry życiowe w normie. Wygląda, jakby się zatruł, ale trzeba jeszcze sprawdzić wątrobę, trzustkę i wyrostek.
– Będę musiała pobrać panu krew. Potrzebuję też próbkę moczu do laboratorium. Da pan radę się przejść do łazienki? – spytała.
– Tak – odpowiedział facet i tym razem wyglądał na zawstydzonego.
Jagoda zawołała młodą pielęgniarkę, Zosię, która tego wieczoru galerowała razem z nią na dyżurze w SOR. Podała jej zlecenie na pobranie materiału do badań i włączyła aparat do USG. Pielęgniarka pobrała pacjentowi krew i podała mu pojemnik na mocz, a potem zaprowadziła do łazienki.
– Da pan radę sam czy pomóc? – spytała zalotnie. Jagoda parsknęła śmiechem. Owszem, facet był przystojny, ale przecież zwijał się z bólu. Do głowy by jej nie przyszło, żeby na niego spojrzeć inaczej niż na pacjenta. Zosia jednak kuła żelazo póki gorące.
– Dziękuję, poradzę sobie – wychrypiał tamten, zatrzaskując za sobą drzwi. – I Zośka została spławiona – zachichotała Jaga.
Po chwili pielęgniarka odprowadziła jej pacjenta, a sama poszła z próbkami do laboratorium. Jagoda napisała na skierowaniu „CITO", a to oznaczało, że w ciągu godziny będą wyniki.
– Zapraszam na leżankę. – Jaga wskazała mężczyźnie miejsce. Podszedł powoli i się położył na plecach.
– Świetnie. To teraz proszę znowu podciągnąć koszulkę. Zrobimy USG.
Facet odsłonił znowu imponującą klatkę piersiową i ładnie umięśniony, choć teraz mocno wzdęty brzuch. Skrzywił się, kiedy zimna i wilgotna plastikowa kulka zaczęła jeździć po jego, ewidentnie obolałym miejscu.
– Spokojnie, takie zimno odczuwa się tylko na początku.
– Tu nie o zimno chodzi, tylko o to, jak to boli – parsknął.
Jagoda już nic nie mówiła. W ciszy oglądała po kolei żołądek, dwunastnicę, trzustkę, wątrobę i jelita pacjenta. Od czasu do czasu cicho syczał, kiedy badanie bardziej go bolało. Wyrostka nie udało jej się podejrzeć, bo mężczyzna nie był na czczo, ale w badaniu palpacyjnym nie wykazywał w tym rejonie większej bolesności niż w innych. – Ewidentnie przejedzony – uznała. – Poczeka m jednak jeszcze na wyniki z krwi i moczu.
– Czy wszystko w porządku? Czuje się pan lepiej czy gorzej niż w momencie przyjęcia? – spytała, kiedy skończyła badanie.
Facet zrobił się jednak zielony na twarzy i tylko wysapał: „gorzej", po czym zerwał się z leżanki i pobiegł do łazienki, skąd doszły ją zaraz dźwięki wymiotów. – Cholera, może jednak zatruty! – jęknęła i pobiegła tam za nim, żeby sprawdzić czy nie straci przytomności.
Nie stracił. Po chwili usłyszała dźwięk spuszczanej wody, a potem odgłos mytych rąk i odchrząkiwania. – Najprzyjemniej mu chyba nie jest – pomyślała. Zaczekała jednak, aż nieszczęśnik wyjdzie z łazienki, żeby zobaczyć, jak wyglądał.
Mężczyzna zawstydził się, kiedy zobaczył, że lekarka na niego czekała. Odwrócił wzrok i, unikając patrzenia w jej stronę, wrócił do sali, w której był badany.
– Co mi jest, pani doktor? – spytał.
– Dowiemy się, jak przyjdą pańskie wyniki. Proszę się jeszcze położyć – wskazała mu leżankę. – Nie chcę, żeby mi tu pan zemdlał.
– Ale to od leżenia i pani naciskania na brzuch zrobiło mi się niedobrze – parsknął.
– No to niech pan stoi, ale jak pan zemdleje, to zawołam kolegów, żeby pana podnieśli – odburknęła Jagoda. – Są więksi i silniejsi ode mnie.
Na szczęście, niedługo przybiegła Zosia z wynikami pacjenta.
– Jagódko, popatrz, są już wyniki. Dziewczyny w laboratorium się sprężyły przy pączkach – zaśmiała się.
Facet zbladł, zachwiał się i usiadł.
– Słabo panu? – spytała Jagoda zaniepokojona.
– Tak.
– To proszę siedzieć i oddychać głęboko. Już patrzę na te wyniki.
Młoda lekarka przejrzała wynik morfologii, prób wątrobowych, enzymów trzustkowych, cholesterolu, markera stanu zapalnego CRP i glukozy oraz badania ogólnego moczu. Wszystkie wyniki były w normie oprócz nieco podwyższonego cholesterolu i bardzo wysokiego poziomu cukru we krwi.
– Dużo pan dziś zjadł? – spytała, patrząc na pacjenta.
– No... – Facet spuścił wzrok, ale zaraz podniósł głowę i czknął. – Przepraszam. Założyłem się dziś z kolegami w pracy, kto zje więcej pączków.
– Co to za praca, że tak można?
– Jestem piłkarzem, ale byliśmy już po treningu, a mecz dopiero w niedzielę.
– Okej. I co z tymi pączkami?
– Wygrałem. Zjadłem dwadzieścia.
– Słodki czwartek? – zakpiła Jagoda.
– Ej, proszę nie nabijać się z mojego nazwiska, słodka Jagódko – żachnął się przystojniak, nawiązując złośliwie do owocowego imienia Jagody.
– Co? – Jagoda spojrzała dopiero na kartę pacjenta, na której na samej górze było napisane: „Jacek Czwartek". – O, kurde. On się Czwartek nazywa! Ja już kojarzę tego piłkarza!
– Przepraszam, nie zauważyłam pańskiego nazwiska, panie Jacku.
– Przeprosiny przyjęte. Ja też niepotrzebnie się uniosłem.
– Tak więc, przejadł się pan, stąd objawy zatrucia. Ma pan też hiperglikemię...
– Co???
– Bardzo wysoki poziom cukru we krwi. Prawdopodobnie z powodu tych wszystkich pączków, ale dla pewności radzę panu ja jakiś tydzień zrobić badanie glukozy na czczo. Lekarz rodzinny wypisze skierowanie.
– To znaczy, że nie muszę zostać w szpitalu? Bo ja nie wiem, czy do niedzieli dojdę do siebie na tyle, żeby zagrać. Trener mnie zabije.
– Nie musi pan zostać w szpitalu. Powtórzymy badanie krwi za godzinę. Jeśli wymioty ustąpią, a poziom cukru zacznie spadać, dostanie pan wypis i wróci do domu.
Tak się właśnie stało. Pan Czwartek posiedział na SOR jeszcze godzinę, bajerując Jagodę i przeszkadzając jej w pracy, po czym miał ponowne badanie z krwi, które wykazało, że objawy „przecukrzenia" powoli ustępowały.
Kiedy potwierdziło się, że pacjent był zdrowy i mógł bezpiecznie opuścić szpital, Jagoda zrobiła wypis i wręczyła kopię pechowemu zjadaczowi pączków.
– Zalecam lekkostrawną dietę i dużo wody przez następne dni – powiedziała. – To naprawdę nie fair – stwierdziła zaraz. – Ja nie zjadłam dziś ani jednego pączka, a pan zmarnował dwadzieścia.
– Mam jeszcze kilka, mogę pani przynieść – zaoferował się przystojniak.
– Nie, dziękuję. Jak znam swoje szczęście, znalazłyby się tu. – Młoda lekarka klepnęła się obiema dłońmi w pośladki. – Na dyżurach nie mam zbyt wiele okazji do ruchu.
– O której kończy pani dyżur? – zagadnął ją wtedy z żywym zainteresowaniem.
– Jutro o osiemnastej. Czemu pan pyta?
– A, tak po prostu. Byłem ciekaw, ile wy, lekarze, pracujecie – wyjaśnił.
– Dużo – zaśmiała się Jagoda. – Dobrze, proszę się zbierać, bo mam następnych pacjentów. Do widzenia, panie Jacku.
– Do widzenia, pani Jagódko – odpowiedział przystojniak, zabrał wypis i zniknął, zanim Jagoda zaczęła wypytywać następnego pacjenta, z czym przyszedł na SOR.
Do wieczora miała jeszcze kilku pacjentów z objawami przejedzenia albo hiperglikemii, ale żaden nie był w tak ciężkim stanie, jak Jacek Czwartek. Na szczęście, po północy przestali zjeżdżać.
Do końca następnego dnia zapomniała już o irytującym Tłustym Czwartku, który świętowali wszyscy oprócz niej. – Ale może to i lepiej dla mojego tyłka.
O osiemnastej przekazała dyżur następnemu lekarzowi, przebrała się i wyszła z budynku szpitala. Jakie było jej zdziwienia, kiedy ze sportowego auta wysiadł przystojniak w garniturze i podszedł... do niej.
– Nie poznaje mnie pani, Jagódko? – spytał, śmiejąc się.
– Nie?
– Lubi pani pączki? – zażartował sobie.
– Pan Jacek? – zaskoczyła wreszcie.
– Owszem. Ale Jacek wystarczy. Sam Jacek. Ani pan, ani słodki. – Puścił do niej oko. Zaczerwieniła się mimowolnie.
– Co pan tu robi? Znaczy, co tu robisz, Jacku?
– Pomyślałem sobie, że przyjadę po panią, przywiozę świeżego pączka i zaproszę na kawę w podzięce za ratunek... – zawahał się – ale potem doszedłem do wniosku, że może po prostu zaproszę panią na kolację? W końcu miałem się zdrowo odżywiać – zachichotał.
Jagoda stała jak zamurowana przez chwilę. – ON chce MNIE zaprosić na kolację? Przecież to niedorzeczne.
– No, proszę, niech się pani zgodzi. Jagódko, noooo... – Spojrzał na nią błagalnie. – No, bystrością facet nie grzeszy, ale wygląda apetycznie. Chyba zwariowałam, ale... co mi zależy?
– Zgoda, ale mam dwa warunki – odparła.
– Słucham.
– Muszę najpierw iść do domu i się przebrać.
– To pierwszy. A drugi?
– Zaraz po kolacji wracam do domu. Jestem po dwudziestoczterogodzinnym dyżurze i padam z nóg, nawet jeśli z głodu też.
– Obiecuję, że odwiozę panią do domu zaraz po kolacji. Słowo piłkarza.
Jagoda zachichotała. – On naprawdę jest słodki. Słodki Czwartek – pomyślała i uśmiechnęła się radośnie.
– Jesteśmy umówieni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top