Korosensei z Reader "Ostatnie spotkanie" (lemon)
Od kilku tygodni mój chłopak nie daje znaków życia. Nie odzywa się do mnie, nigdzie go nie widuje. Znajomych nie pytam bo on ich nie ma. Jest najlepszym zabójcą o pseudonimie "Ponury Żniwiarz". Jego uczę też zniknął bez wieści. Strasznie się obawiam. Sama nie jeden zabójczynią. Moje ręce nigdy nie były splamione krwią. Jednak kochałam go.
Kocham.
I będę nadal kochać.
.
.
.
.
.
.
.
Drzwi do mojego pokoju otworzyły się, a do nich wpadł mężczyzna. Tak bardzo go przypominał.
Nie... zaraz... to był on, ale coś mi nie pasowało... Był większy... jego krótkie czarne włosy były teraz bardzo długie. Nie było wiatru, a jednak same się poruszały.
-Co Ci jest?
-[T.i.] ja już nie jestem tą samą osobą co wcześniej. Jestem potworem.
-Nie... nie jesteś. Jesteś sobą
-Wybacz [T.i.], ale widzisz mnie po raz ostatni.
-Nie... nie możesz...
-Więc chce zrobić z tobą coś co sprawi że w jakimś stopniu będziemy razem na zawsze.
-Ale to znaczy że chcesz się ze mną.....
Zrobiłam się całą czerwona.
-Tak chce się kochać... Ale tak by żadne z nas tego nie zapomniało.
-Rozumiem. Zgoda.
Mój ukochany podszedł do mnie i objął mnie w pasie.
-Kocham Cię. [T.i.]... szkoda że widzimy się po raz ostatni.
-Nie... jeszcze kiedyś się zobaczymy. Jestem tego pewna. Kocham Cię.
Nasze usta złączyły się w niepewnym tańcu. Po chwili nasz pocałunek wywołał najróżniejsze emocje. Podniecenie, namiętność, miłość, rozpacz, ból i tęsknotę która nadejdzie jutro. Jenak jutro jest jutro , a dziś jest dziś. Oboje opadliśmy na wygodne łoże. Jego dłonie.. a raczej macki błądziły po mojej tali. Zastygłam w bezruchu gdy tylko zdjął ze mnie koszulkę i zaczął dotykać moich sutków.
-Ach..
Jęknęłam cicho. Ujął moje brodawki w usta.
-Tak przyjemnie.
Jego macki zjechały pod moją dolną część piżamy.
-Nr fu fu fu fu niegrzeczna.
-Wiadomo.
Zdarł ze mnie dół piżamy a z siebie resztę podartych ubrań które go odziewały. Jego macki wszedł we mnie. Poczułam lekki ból i dyskomfort. Po chwili poczułam ruch.. Co jakiś czas przyspieszał i zwalniał jakby bawił się ze mną. W końcu pozwolił mi dojść.
-Kochanie.. zmęczona?
-Tak.
-Niestety kochanie ja nie skończyłem.
Wszedł we mnie i nie dał nawet chwili wytchnienia. Było tak przyjemnie. czułam jak wypełnia mnie cały, w tym samym czasie składał na moich ustach pocałunki. Jakiś czas później opadliśmy bez sił.
.
.
Następnego dnia rano gdy otworzyłam swoje oczy nie było go, a na moim łóżku była tylko karteczka, na której pisało.:
"Nigdy o tobie nie zapomnę i zawszę będę cię kochał."
***
386 słów.
Wróciłam z tym rozdziałem... nie wiem kiedy kolejny... teraz ze mnie leń się zrobił. *gomene*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top