Kanoniczne czyny Killera...?
Nie wiem czy tak wyjdzie, jednak...uh...uwaga, tortury? Tak tylko mówię. Nie umiem tego dobrze opisać.
Z uśmiechem na ustach skierował się w stronę baru. Puste pomieszczenie przyprawiało o dreszcze, jednak nie czuł już złości ani bólu. Jedynie ciekawość.
-Grillby, jesteś tam?
Po chwili z zaplecza wyszedł ogniowy potwór. Niemo skinął głową, w stronę stałego bywalca, mimo zdziwienia, że ten tu jest. Wszyscy inni bywalcy zostali zamordowani. Na drzwiach pisze, "zamknięte". Jednak nie mógł się spodziewać prawdziwego celu...przyjaciela.
W pustym Snowdin echem rozbrzmiewał krzyk elementu ognia. Syk jego ciała nie ustawał, mimo iż Sans co jakiś czas wyciągał jego głowę z baryłki z wodą. Przez swoje krzyki, nie mógł usłyszeć śmiechu szkieleta. Cała jego głowa, twarz, pogrążały się w agonii.
To boli. To zżera go od środka. Już dawno zaprzestał prób zaprzestania szkieleta. Teraz tylko drapał.
Drapał, dRapAł, DRAPAŁ!
Głębiej, głębiej, czuł lodowatą ciecz we wnętrzu swojej głowy. Musi się jej pozbyć, musi się tego pozbyć! Jak kwas, woda wyżerała w nim tuneliki. Kolejne i kolejne, nieustępliwie wciąż dalej. Nie potrafił się jej pozbyć. Już nie był dalej zanurzany w baryłce. Sans uznał za ciekawe próby jego uratowania życia. Nie ma na to szans, jednak agonia ognika jest czymś ciekawym. Z Chatą popełnił błąd, od razu go zalewając cieczą. Teraz, oh, ten wspaniały spektakl udręki! Dołączenie do niego, było tego warte. Nigdy nie pomyślał, że jest to coś, czego chciałby być świadkiem. A jednak. To jest to, czego chce teraz. Grillbys, wijący się w agonii, szukający ulgi, która go nie czeka.
Woda dostała się na jego ręce, jego całe istnienie zaczynało się rozpadać, jego ciało przestało być tym, czym było.
Jednak jego dusza wciąż tkwiła w uścisku niebieskiej magii, nie pozwalając jej na rozpadnięcie się w drobne części.
Kiedy Sans się w końcu znudził, nie pozostawił za sobą nic. Czyż to nie jest przezabawne?
Nikt nie widział wybuchu baru, który zakończył swój żywot tak jak reszta Snowdin.
Teraz czas na Waterfall, racja?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top