🌟Gwiazdy✨
Gwiazdy. Od lat wiadomo już, czym są. Wielgachne, ogniste olbrzymy, w środku których zachodzą różne reakcje. Powstają, żyją, a na koniec opierają się śmierci, bądź ją witają. Gwiazd jest pełno. I nikt ich nie zliczy...
Archaniął spojrzał w górę, delikatnie dotykając dłonią drewnianej balustrady. Uśmiechał się lekko, obserwując wśród ciemności rozbłyski na niebie. To nie był wesoły uśmiech. Nie do końca. Kolorowe światła dalej migały, nieustannie, sprawiając że skrzydlaty pogrążał się w smutku. Satelity. To nie tak, że były złe. Problem widoczny był w ludziach, którzy chcieli ujrzeć to samo piękno co on, jednak nie potrafili. Po prostu...nie była to aż tak łatwa rzecz. Poczuł rękę na ramieniu, po czym odwrócił się w stronę wyższego archanioła. Chwilę patrzyli na siebie, po czym w milczeniu znów zaczeli obserwować gwiazdy. Jednak, po paru minutach, mniejszy z nich westchnął, jakby kurcząc się w sobie, na co drugi spojrzał z dezaprobatą.
-Czemu im...nie jest dane widzieć?
Cisza, która zaległa pomiędzy tymi istotami, była szczególnie napięta. Mimo, iż trwała niecałe sekundy, nim mniejszy kontynuował.
-Są ukochanymi istotami Pana, jednak, sami odwracają swój wzrok od jego tworów. Chociażby gwiazd. Wyprodukowali tyle satekit, po nie bie latają samoloty, tak naprawdę nie wiedzą, na co patrzą! Już nie potrafią na pierwszy rzut oka rozpoznać konstelacji, odnaleźć gwiazd, które są wskaźnikiem drogi! Jest ich tak wielu...tyle osób potrzebuje pomocy, jednak nie jestem w stanie pomóc wszystkim. Jestem...jestem za wolny. A może niektórych los miał się po prostu skończyć tak nieszczęśliwie? Czy to jednak moja wina że nie potrafię pomóc, wskazać im drogi, sprawić by-
-Rafale.
Wyższy sięgnął po miecz, przytroczony do swego boku, po czym spojrzał na swego towarzysza
-Wszystko jest w rękach Pana. A zbawienie, przychodzi poprzez cierpienie. Ludzie posiadają wolną wolę, wszystko co im się przytrafia, ma ukrztałtować to, kim są. Dlatego poddawając się cierpieniu, sami przynoszą na siebie zgubę. Znają cel, więc jeżeli zechcą, osiągną go.
Podniósł miecz, czyniąc gest, wyglądający, jakby przeciął niebo. Z góry, zadrżały gwiazdy, a asteroidy obrały inny kierunek. To był jeden z piękniejszych deszczów meteorytów.
-To jest Jego plan, Rafale. Nie wątp w to, co On zaplanował
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top