Error i PJ

//motyw zaciągnięty z angielskiego wtt, no i w sumie mogłabym o tym zrobić książkę... Ale chyba nie ma po co, skoro nikt nie będzie tego czytać.

-Piękne są, prawda? - uśmiechnąłem się w stronę dziecka, siedzącego na moich kolanach. Jego oczy zmieniły się w gwiazdki, podobne do tych na niebie. Tylko brakuje, aby zaczął rzygać tuszem...ale nie umiałbym się na niego gniewać. W końcu to nie byłoby sztuczne podekscytowanie i rzyganie na lewo i prawo. On naprawdę rozumie piękno gwiazd, nie to co Ink. Ink nic nie rozumie.

-M-mehe! - uśmiechnąłem się na to nieskładne potwierdzenie. Jest młody, jeszcze nie wie za wiele o tym świecie, nawet nie potrafi poprawnie mówić. Jednak z reguły mi to nie przeszkadza...ale dzisiaj...

Nie potrafię się naprawdę cieszyć tą chwilą.

Mimo tego, że PJ powstał bez naszej woli, z tego co pozostało po naszej walce...jest on synem "niszczyciela" i "twórcy". Nie jest mile widziany nigdzie, ze względu na jego pochodzenie. Wiem to, aż nazbyt dobrze. Ludzie i potwory, kochają oceniać innych pochopnie. Nie patrzą na to co dobre, tylko na to co złe. Gdyby ktokolwiek by się o nim dowiedział...zabili by go.

Zaśmiałem się cicho, widząc, że usnął. Mój mały glitch... Nigdy bym się nie spodziewał, że się do niego przywiążę aż tak. Ba! Na początku chciałem go zabić! Jednak...już nie chcę. Powód dla którego niszczę AU, jest taki, że jest ich za dużo. Zapomniane światy, niedokończone szkice, bezużyteczne alternatywne wersje tego samego universum lub AU, które nikogo nie obchodzą. Zaś w ich miejsce nowe twory, na które ,,mogłoby nie być miejsca". Zwyczajnie jestem od tego, by wyrzucać śmieci. Taka moja rola. Jednak on jest jeden, jedyny w swoim rodzaju. Anty-void od początku miał i ma moc tworzenia. Jednak wątpię, by stworzył jeszcze jednego ,,syna".

A tym bardziej takiego, który dorwał moją kolekcję lalek.

Gdy znalazłem go w swoim zakątku anty-voidu...no cóż, nieźle się wkurwiłem. Ale ostatecznie wyszło na to, że ich nie niszczył. Ba! Ten mały gnojek zaczął im bazgrać uśmiechy na twarzach. Wiem, zabrzmi to dziwnie, jednak mnie to... cieszyło? Dla tych AU lepiej było przestać istnieć, niż żyć w zamkniętym kręgu cierpienia. No i trzeba przyznać, jak na takiego bachora całkiem ładnie mu wychodziło.

Jak już mowa o niszczeniu, to w sumie lubię tą rolę symbolu. Jestem symbolem końca. Wiem że brzmi to dziwnie, jednak tak jest. Reaper jest śmiercią i zbiera dusze już po fakcie, więc nikt go tak naprawdę nie obwinia. A ja jestem taką lekką motywacją dla debili. Żeby się nie poddawali w kręgu resetów. Nie przestali się starać. Nie raz widziałem takich skurwieli. Którzy się poddali i zaniedbywali rodzinę, no bo ,,nastąpi reset, będzie następna szansa". Gówno prawda! W każdej chwili resety mogą się skończyć. Albo za sprawą człowieka, albo moją. To nie jest wymówka, by być chamem i tak dalej. I powiem wam, skurwysyny, że to działa! Coraz mniej jest takich AU. I dobrze.

Wracając do dziecka...no cóż. Początkowo po prostu pozwoliłem mu się bawić moimi lalkami, bo czemu by nie? Stopniowo robiłem dla niego jakieś miłe rzeczy... zrobiłem mu kocyk, dałem trochę swojej czekolady, oglądałem z nim UnderNovelę... Lubiłem jego reakcje. Lubiłem to, że był ktoś obok. Nie był tak gadatliwy jak Blue. No i nie próbował mną manipulować, ani mnie zabić. Po prostu oboje się cieszyliśmy ze swojego towarzystwa.Po prostu...no polubiłem go i dbam o niego. Bo tak. Ostatecznie to teraz moja rodzina, no nie?

Tyle że sprawy zaczęły się komplikować. O ile walki z Inkiem najczęściej następowały w jakimś AU, to tym razem chciał to załatwić w anty-voidzie. Może za długo się zasiedzieliśmy przed tym serialem i myślał, że odsypiam czy coś...tak czy inaczej znalazł miejsce, w którym przebywałem. I nic a nic mi się to nie podobało, bo prawie odkrył PJ. Nie chciałem by o nim wiedział no bo... może nie jestem najlepszym kolesiem na ojca, ale mam trochę instynktu samozachowawczego! Nie oddam dzieciaka w ręce debila, a szczególnie znudzonego i bez uczuć! Jeszcze by dla zabawy wrzucił dziecko do Horrortale i obserwował co się stanie! Tak czy inaczej...wiedział gdzie jest moja ,,baza". Więc trzeba było zmienić miejscówkę... Oczywiście, najlepszym wyjściem było Doodle Sphere, jednak nie miałem pewności, czy uda mi się tam zabrać PJ. Na szczęście się udało, więc git, prawda? No nie do końca, bo ten skurwesyn znów mnie naszedł.

Tak więc skończyłem tutaj, nie wiedząc co zrobić. Nie mam kogo prosić o pomoc. Wszyscy są przeciwko mnie, nie chcę by wiedzieli o dziecku, jeśli się dowiedzą...to będzie koniec. Pogłaskałem chłopca po czaszce delikatnie. Ta lewitująca część...zawsze mnie zastanawiało, czy z tym się urodził, czy też to...nasza wina. Prawda jest taka, że nie wiem czy Ink o nim wie czy nie. Więc mógł go skrzywdzić. Albo to ja go skrzywdziłem, w końcu moja pamięć nie jest idealna...jest wręcz okropna. Nie raz nie pamiętałem złych rzeczy, jakie komuś zrobiłem i się dziwiłem, skąd ta uraza w danym AU. Heh... przypomina to trochę atrament. Maziowaty, czarny atrament...

...cholera, mam nadzieję, że się nie mylę.

-Na co on tu przylazł?
-Pfff, wygląda jak ścierwo
-To co, kto pierwszy go zarucha?
-Na chuj mu ten kosz na plecach?
-Chłopaki, ciszej, bo usłyszy...

Warknąłem zirytowany. Z tymi debilami nie da się dogadać, jednak chociaż dałem radę dowiedzieć się, gdzie jest sala tronowa. Nigdy nie lubiłem dużych budynków. W końcu to jebany labirynt. Na szczęście, oprócz sługusów number 1, cała reszta omijała mnie szerokim łukiem. Niezłą armię se ten skurwiel zgotował. Chociaż wątpię, by lojalną... Jednak jest nadzieja. Z resztą, jest ich i tak O WIELE mniej  niż ostatnim razem, gdy tu byłem. W sensie...zmusili mnie bym tu był. Nie ważne, teraz liczy się jedynie, aby uzyskać to, po co przyszedłem...

-A kogóż my tu mamy?- niechętnie uklękłem na kolano przed jego tronem.
-Witaj, Nightmare...
-No dawno żeśmy się nie widzieli. Co cię sprowadza?

Powoli wstałem, zerkając na niego. Nigdy nie interesowała mnie etykieta, więc w sumie nie wiem jak mam się zachować. Więc chyba najlepiej będzie powiedzieć prosto z mostu...

-Ostatnio Ink mnie wszędzie nachodził. Zna wszystkie moje dotychczasowe kryjówki, dlatego chciałbym otrzymać możliwość...uh...zamieszkania tutaj. - nie byłem pewny czy tak to powinienem ująć. Koleś ma wielki zamek, chyba się coś dla mnie znajdzie, prawda?
-A dlaczego miałbym ci tego schronienia udzielić?- well, oczywiście że muszę coś za to zrobić.
-Będę...dla ciebie pracować. Dobrze wiesz, że jestem silny
-Ostatnim razem odrzuciłeś moją ofertę. Dlaczego więc zmieniłeś zdanie? Z resztą, skąd mam pewność, że zastosujesz się do moich poleceń i nie będziesz zabijał?

Przez chwilę nie byłem pewny, co odpowiedzieć, więc kontynuował

-Z resztą, dobrze wiesz, że jestem w stanie was wyczuć. Dlaczego więc chowasz w koszu....dziecko?

Usłyszałem poruszenie na jego słowa. Przeklnąłem i spojrzałem za siebie. Jego ekipa tam była, no oczywiście, ciekawscy debile by mi nie odpuścili. Jak na zawołanie, PJ zaczął płakać i się miotać. Może to wina Nightmare? Nie wiem, ale nie ma sensu go tam teraz pozostawiać samego. Wyciągnąłem go i przytuliłem do siebie

-Potrzebuję schronienia. Będę się słuchać
-A może nie jesteś tego wart?

Szybki ruch podniesienia ręki, stuk kości o podłogę, kiedy Nightmare wstawał. Nie spodziewali się tego, cała paczka była w powietrzu otulona linkami. Nie mieli czasu na przyzwanie swoich broni, lub ich wyciągnięcie. Nightmare stał, szacując co zrobić. To był pokaz sił

...a ja wygrałem tą bitwę

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top