Chcę być sam-Nightmare
Rozdział może być trochę dziwny, wiecie no, sex, wykorzystywanie, bicie i tak dalej.
Westchnąłem, już od samego początku czując, że to jeden z tych dni. Nie wiem jak to nazwać. Awaria w systemie odpychania sumienia na bok, czy też stary ja, próbujący powrócić do władzy?
Zirytowany, schowałem macki za plecami, ruszając w stronę biurka. Nie chcę nic w pokoju rozwalić, więc to najłatwiejszy sposób. Bo, wbrew opinii publicznej, nie mogę ich sobie od tak schować. No chyba że chcę zacząć rzygać mazią i utracić część mocy. Nie no, ale ci debile serio myślą, że chce nimi szpanować czy co?
Chociaż ich strach jest strasznie orzeźwiający~
Jednak zostałem oszukany. To nie tak miało się skończyć. Nie miałem zjadać tych jabłek!
Co było, niech pozostanie w przeszłości. Dlatego nienawidzę tych dni. To tak, jakby ten dobry zaczął odrzucać moją ofertę.
-B-błagam, wy-ybacz mi! J-ja nie chciałam...!- przerażona kobieta, praktycznie piszczała, zbierając z ziemi odłamki szkła. Wywróciła się, podczas niesienia dań. Nic więc dziwnego, że Horror już stał nad nią, z podniesionym tasakiem. Tak jakoś odechciało mi się jeść.- n-nie! Proszę, ju-uż sprzątam, ja--
Dlaczego jestem wkurzony? Odszedłem od stołu bez słowa, nikt nie próbował mnie zatrzymać, oczywiście. Normalnie zatrzymałbym Horrora. W końcu nie ma nic lepszego, od przedśmiertnej paniki, przeciągania katuszy. Już dawno zamilkł jej krzyk. A ja czuję jedynie obrzydzenie. W końcu nigdy nie chodziło o to, by kogokolwiek zabijać! Niestety, muszę się z tym zgodzić, nawet jeżeli to myślenie podobne do mojej o wiele słabszej wersji. No bo, powiedzmy sobie szczerze, co czuje martwe ciało? Gówno. No chyba, że wyjątkowo się nie posra po śmierci, ale z reguły gówno.
Dlatego nienawidzę innych szkieletów. Są idiotami. Pierdolonymi mordercami, którzy myślą, że są lepsi od reszty. Nie są lepsii w niczym, są najwyżej pierdoloną przeszkodą. Jednak łatwiej jest ich trzymać pod sobą, karząc siać chaos w jakichś niepotrzebnych nikomu AU lub pomiędzy debilami którzy myślą że są Mary Sue, lub zwyczajnie jak jacyś idioci chcą wydobyć ze mnie dobrego mnie. Ochyda. Tamten słabeusz sam się poddał, a oni chcą go wyciągać? Z resztą, nawet jak jakimś cudem im się uda, to co? Umrze od razu. Jego ciało nie jest w stanie działać w takim stanie. Ja jestem spoiwem, które utrzymuje go w jednym kawałku. Powinien mi być wdzięczny. Nawet jeżeli nie do końca się zgadza z moimi karami dla Sansów, kiedy ci zabiją za wiele osób.
Usłyszałem przeklinanie i podniosłem wzrok. Oh, chyba się zabawię~
Jedna z Undyne została zdegradowana z armii, za złe sprawowanie. A jaka mogłaby być lepsza kara, niż zmuszenie wojownika do bycia służką? Tak więc niezbyt zadowolona ze swojego losu, wyzywała świat, nieświadoma tego, że jej szef wszystko słyszy. Nie powinienem tego słyszeć, powinienem być na obiedzie, ale wiadomo już chyba, czemu mnie tam nie ma.
-Coś się nie podoba?- Odwróciła się do mnie przerażona. Potwory z ciałem okazują mi jakiś respekt, nie to co te jebane szkielety.
-Um...ja wcale...
-Odwróć się
-C-Co?
-Odwróć się do mnie tyłem
Zrobiła to przerażona, na co porządnie uderzyłem ją macką w plecy. Zacisnęła pięści, nie pozwalając sobie na krzyk. To w sumie dobrze. Kontynuowałem jej bicie, jednak po chwili mi się to znudziło. To nie dawało zbyt wiele satysfakcji, jej nienawiść w moją stronę nawet nie była zbyt wielka, kolejna osoba która się jak mięczak poddała. Żałosne.
Jednak znam dobry sposób na odebranie jej czegoś jeszcze.
Uderzyłem niżej, jednak nie zauważyła, do czego to zmierza. Może to i lepiej. W końcu będzie zabawniej, prawda~?
Westchnąłem zirytowany, biorąc nieprzytomną i zakrwawioną rybę na ręce. Po co to robię? Powinienem był ją zostawić i iść w cholerę. Ale z jakiegoś powodu nie mogłem. Pewnie wina tego, jak się dzisiaj ogółem czuję. Tak czy inaczej, wywołałem całkiem niezłe zamieszanie idąc przez część zamku przeznaczoną dla sług, w dodatku niosąc nieprzytomnego potwora. Ruszyłem w stronę łazienki, po czym nalałem wody do wanny. Jak tylko się wystarczająco zapełniła, to włożyłem tam rybę i ogólnikowo ją umyłem. Warknąłem i dosyć szybko wróciłem do biura, zostawiając potwora w wannie. Źle się z tym czuję. Źle się czuje z sobą i tym co zrobiłem.
A przede wszystkim rzygać mi się chce, od miękkiego podejścia do tych wszystkich rzeczy. Muszę być sam. By nikogo nie skrzywdzić. By nie musieć patrzeć na te mordy. By wszystko to przemyśleć. By zająć się czymś innym.
Chcę być sam, bez tego drugiego głosu w mojej głowie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top