Nie ma dla mnie ratunku

Właśnie ta piosenka natchnęła mnie do napisania tego one-shota, więc możecie sobie puścić dla klimatu.

Nad miastem miłości rozniosła się chmura rozpaczy. Wszystkie zagubione i zrozpaczone serca zaskomlały jednym głosem, łącząc się w jedność. Krzyk pełen bólu i goryczy zdawał się stale i od nowa rozbrzmiewać w uszach każdego. Wszyscy wznieśli oczy w kierunku jednej osoby. Jak system, nie posiadający serca, będący jednolitą jednością bez uczuć. Zimna maszyna pozbawiona emocji tworząca z okrutnym uśmiechem nowe zło, nową wypraną z uczuć maszynę.
Postać złapała się za głowę i zawyła najżałośniej jak umiała, poruszając nawet tymi skamieniałymi sercami.
To koniec.

                         ***
Zapowiadał się kolejny piękny dzień. Kolejny zwykły dzień, w którym Marinette przybyła spóźniona do budynku zwanego szkołą. Usiadła i z powrotem odpłynęła myślami gdzieś daleko. Nie zaspała dzisiaj na lekcje, gdyż nie zmrużyła oka przez całą noc. Miała cholerne przeczucie, pogłębiające się z każdą chwilą. Wiedziała, że coś nadchodzi, ale nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Wszystkie myśli szalały w niej niczym tornado, a ona jak kobieta przed imprezą, nie była w stanie się na żadną z nich zdecydować.

Po szkole rozniósł się wyczekiwany przez wszystkich uczniów zbawienny dźwięk. Niebieskooka z niedowierzaniem stwierdziła, że minęła dopiero pierwsza lekcja, a uczucie zdezerientowania pogłębiało się z każdą sekundą. Usiadła nieprzytomnie na ławce, wpatrując się w swoje dłonie nadal próbowała znaleźć powód roztrzęsienia. Nie zajerestrowała nawet faktu, że podszedł do niej zielonooki model.

-Mari?-spytał niepewnie z ponurą miną.

Dziewczyna uniosła na niego swój mętny wzrok.

-Tak Adrien?-odpowiedziała pytaniem na pytanie, a chłopak się do niej dosiadł.

-Czy.. czy to prawda, że ta walentynka jest od ciebie?

Granatowowłosa przeskanowała mętnym spojrzeniem tekst laurki i skinęła głową, nawet na niego nie patrząc.

-Marinette.. Ty.. mnie.. Ty mnie kochasz?-spytał blondyn czując rosnącą gule w gardle. Napotkał jej spojrzenie nie wyrażające żadnych emocji. Co się z nią stało? Sam od rana czuł się dziwnie, może to przez pogodę?

-Tak.-rzekła patrząc prosto w jego zielone tęczówki. Teraz sprawa taka jak miłość wydawała się dla niej przyziemna.. Zbyt przyziemna. W jej głowie czekały dużo poważniejsze tematy.

-I nic mi nie powiedziałaś?-zapytał chłopak z wyrzutem, wstając. Potem potok słów popłynął już sam.- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty nie wyznałaś mi czegoś tak ważnego? Ten szalik na urodziny też jest od ciebie.. Znalazłem podpis.. Nie mogłaś mi tego powiedzieć? Wolałaś wzbudzić moją nadzieję, że mój ojciec jednak o mnie myśli? Nie mogłaś być szczera?! Jak prawdziwy przyjaciel?!

Do dziewczyny dopiero teraz dotarły słowa chłopaka. Wstała gwałtownie, a w jej oczach pojawiły się łzy.

-Adrien.. Ty chyba..-spytała łamiącym się głosem.

-Nie chyba, ale na pewno.-rzucił ostro i odszedł, zostawiając załamaną nastolatkę na korytarzu. Jej blade policzki znaczyły smugi łez, a ludzie wokół ani trochę ją nie obchodzili. Powolnym krokiem wyszła ze szkoły, nie zważając na głośny dzwonek. Strumienie łez bez przerwy torowały sobie drogę na skórze łącząc się na podbródku. Dziewczyna niczym marionetka skierowała się do zaułka i wypowiedziała dwa słowa. Mimo wszystko, dziwne uczucie nadal jej towarzyszyło, chociaż już była pogrążona w nieszczęściu.

Fala smutku zalewała cały jej organizm. Ciało poruszało się w charakterystyczny dla płaczu sposób. Dziewczyna zataczała się w przepastnej pustce wiedząc, że nie ma dla niej już ratunku. Czerń pochłaniała ją i jej osobowość. Serce ze zgrzytem i niesamowitym bólem przeobrażało się w kamienne ruiny, by już nigdy nie powstać z martwych.

Zaczęła patrolować miasto nadal nie wycierając słonej cieczy z twarzy. Przyjemny wiatr muskał jej ciało, niestety ich wróg nie siedział bezczynnie; nowa akuma już niszczyła miasto.

Dziewczyna nie czuła się w stanie walczyć, ale miała jeszcze jedną ważną dla niej osobę, która ją pocieszała. Rozglądała się za czarną sylwetką, nie zbliżając się na razie do niebezpieczeństwa.

Jej kąciki ust, uniosły się deliktanie gdy tylko przed nią stanął jej partner. Czekała tylko na to głupie "moja pani, biedronsiu" czy nawet jakiś suchy żart. Niestety Chat Noir tylko z zaniepokojeniem patrzył na grasującą akumę, nie zauważając nawet łez swojej ukochanej. Serce dziewczyny zamiast ratunku dostało kolejny cios, jednak postanowiła być silna. Dla Paryżan. I dla Chata.

Rozważyła wszystkie za i przeciw, a następnie skoczyła z zaskocznia na opętanego. Black Streak bez problemu uniknął jej ataku i zmieniając się w gaz, powędrował za nią.  Na szczęście jej partner mimo złego humoru, nie próżnował i wyprostował swój kij, zmuszając przeciwnika do wycofania się. Dopiero po kilkukrotnej wymianie ciosów blondyn zauważył stan swojej partnerki: wyglądała fatalnie, była wrakiem dawnej Ladybug.

Jeszcze wczoraj zrobiłby wszystko żeby wywołać uśmiech na jej twarzy, ale dzisiaj.. Nie czuł nic. Był wyprany z emocji, a teraz liczyło się tylko pokonanie akumy. Podbiegł pewnie do opetanego i wyprowadził cios z prawej ręki, lewą podkładając mu kij pod nogi. Black Streak zwinnie uniknął pułapki i mocno uderzył bohatera w klatkę piersiową. Zielonooki poczuł mocny ból głowy, którą przed chwilą rąbnął w latarnie. Obraz rozmazywał mu się przed oczami, ale udało mu się dojrzeć ofairę akumy podchodzącą do nieprzytomnej bohaterki. Czy właśnie tak miał wyglądać ich koniec? Papillon zabierze im miracula i zostawi w zwykłych tożsamościach na pastwę medii?

Black Streak szarpnął kolczyki dziewczyny i bez zastanowienia wyrwał je z uszu niebieskookiej.

-Kotaklizm-szepnął blondyn i w ostatniej chwili naskoczył na opętanego wyrywając z dymu złote jabłko i niszcząc je swoją magiczną mocą. Niestety było już za późno, Ladybug przemieniła się na oczach całego Paryża, ukazując swoją porażkę. Obudziła się, łapiąc dłońmi bolącą czaszkę. Dostrzegła wyciągniętą dłoń partnera, na której leżały jej kolczyki. Ze łzami w oczach przyjęła je i wpięła w bolące uszy. Dopiero teraz uniosła wzrok i wstała powoli, napotykając mnóstwo nieprzychylnych spojrzeń. Wszyscy zobaczyli jej jedyną porażkę i tajną tożsamość. Długie walki o wolność Paryża nie miały już znaczenia, bo właśnie teraz mieszkańcy ujrzeli słabość swojej obrończyni i zwątpili w tą niezwykłą i niepowtarzalną Ladybug. Ludzie zaczęli szeptać między sobą, wskazując pokonaną bohaterkę.

Łzy rozmazywały większość jej obrazu, ale ona wiedziała, że wszystkich zawiodła. Została jedna osoba, która mogła jeszcze odratować jej umierające serce. Podniosła powoli spojrzenie i zagłębiła się w zielonych tęczówkach partnera. Wyrażały one pustkę. Bezbrzeżną pustkę przeznaczoną właśnie dla niej. Była odrzucona, poniżona, niechciana, przegrana..

-Tikki transformuj-szepnęła cicho, chcąc jak najszybciej oddalić się z miejsca. Niestety był jeden problem: nie złapała akumy, a sama była zlepkiem negatywnych emocji. To nie mogło się dobrze skończyć, ale dowiedziała się o tym dopiero w momencie w którym miraculum wchłonęło kwami i akumę jednocześnie.

To koniec.

Przepraszam.

Jej umysłem zawładnęły negatywne emocje wypełniające cały jej organizm. W jednym momencie akuma przejęła nad nią kontrolę, a ona nie miała pojęcia co się dzieje. Różne obrazy przewijały się przed jej oczami, a ciało zachowywało się jak marionetka, robiąc to co Papillon każe. Umysł błądził, a serce przeżywało prawdziwe katusze. Ktoś je wysłał w daleką podróż bez biletu na drogę powrotną. Było niechciane tak samo jak ona. Nienawiść i żal przejmowały nad nią kontolę. Była zła, nie była w stanie powstrzymać tej okropnej energii przeszywającej jej duszę. Wkroczyła w tą przerażającą pustkę oplatającą ją z każdej strony, próbując odnaleźć zagubioną część siebie. Pustka przeprawiła ją o bezbrzeżną amnezję nie zadającą bólu. Zapomniała o sobie i swoim istnieniu.

Nie mogła znieść  osoby znajdującej się wewnątrz niej. Odebrała jej całą nienawiść i ból. Sięgnęła to na swoje barki i przejęła konrolę. Obraz zaczął tworzyć jedność, a ona odzyskała sprawność kończyn. Uśmiechnęła się diabelsko, oglądając okolicę. Pokonała demony drzemiące w niej i stała się od nich okrutniejsza, zapomniała o sobie i pochłonęła ją nienawiść, a ona ją. Stała się większa od siebie, przebiła swoje ograniczenia i podwyższyła stawkę. Jest chłodniejsza od otaczającego ją świata i złapała nową moc zasilającą jej życie. Prześcignęła wszystkich!

I wszystkie dzieci płakały:
"proszę przestań, przerażasz mnie"

Nie mogę powstrzymać tej okropnej energii!
Cholera, właśnie tak, powinniście się mnie bać!

Kto ma kontrolę?

Pokonała wszelkie ograniczenia i nareszcie to zrobi. Pożegna się z osobą, która to spowodowała. Żegnaj Chat Noir, żagnaj Adrien Agreste. Dość się już nią zabawiłeś.

W jej fiołkowych oczach odbił się obraz bezwładnego ciała blondyna. Uśmiechnęła się zwycięsko, wznosząc toast za nowy ład.

Lecz wtedy sobie przerwała. Amnezja nie zadziałała. Wydobyła się z grubej sieci zapomnienia tworząc silną więź pamięci. Trup ukochanego wydobył z niej wszystkie zamazane uczucia.

I dzieci płakały, razem z nią. Upadły na ziemię, bojąc się jej. Wygrała walkę. Tylko z kim?
Z jej kolczyków wyleciał biały motylek, rozpływajac się w ogarniającej świat ciemności. Chmura rozpaczy wzniosła się ku górze, opłakując niesprawiedliwą śmierć. Żałosny szloch zamieniający się w rażący wrzask. Blade dłonie zaciskające się na zimnych policzkach ukochanego. To koniec. Ale nie ten właściwy. Ściągnęła powoli z prawie że białego palca pierścień. To przeznaczenie nie ma już prawa istnieć. Czas przerwać to błędne koło. Jej blade usta ułożyły się w słowa życzenia.

                       ***
-Ma Pan szczęście, że nic panu nie jest.-rzekła wesoło pielęgniarka wpuszczając do pomieszczenia gości.

-Kochanie! Tak się o ciebie martwiłam-wtuliła się w niego granatowowołosa kobieta.

-Co z Emmą?-spytał cicho blondyn, nie chcąc się nadwyrężać.

-Jest u twojego taty, bawią się w superbohaterów. Nic ci nie jest Adrien?

-Spokojnej Kagami, wszystko dobrze. Mój anioł stróż nade mną czuwa-zielonooki uśmiechnął się ciepło.

Marinette odwzajemniła gest ze swojej chmurki. Wiedziała, że mężczyzna tego nie widział, ale cieszyła się jego szczęściem. Tyle jej chociaż zostało odkąd odeszła razem z miraculami z tego świata.

Jeden taki dzień,
Zamieniający się w test,
Wygrani stają się lepsi,
A przegrani zapomnieni.
Dwa miracula połączone ze sobą błędnym kołem niszcząc siebie przez setki tysięcy lat. Sobie przeznaczeni, na dobre lub złe.

Wiem, że nie za wesołe, ale od kilku dni szykuje dla was, moim zdaniem super, one-shota, a tego napisałam by dać upust wenie, więc no..

Do następnego ;*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top