🦇You lost everything🦇
- Panie Wayne! Pani Williams! Prosimy o autograf!
- Panie Wayne jeden wywiad!
- Jedno słowo!
Dziennikarze nie dawali nam spokoju nawet w drodze do szkoły.
- Hej Williams. – powiedział do mnie ostro Bruce
- Wayne. – odparłam i weszłam do szkoły nie zwracając na niego uwagi
- Hej Bella! – przywitała mnie moja przyjaciółka
- Hej Lily! – odparłam z uśmiechem po czym weszłam za nią do klasy ponieważ zadzwonił dzwonek
Nagle do klasy wszedł jakiś chłopak.
Nie widziałam go tu wcześniej, był wysoki, miał jasne, blond włosy, i piegi, jego zielone oczy spoglądały teraz na mnie.
- Dzień dobry klaso. To jest Jay. Jest naszym nowym uczniem. Isabello? – zwróciła się do mnie nauczycielka
- Tak? – spytałam
- Oprowadzisz nowego kolegę po szkole?
- Oczywiście. – uśmiechnęłam się sztucznie i czekałam do końca lekcji
Gdy zadzwonił dzwonek wstałam, i podeszłam do ławki Jay'a.
- Chodź.
Chłopak wstał i podążył za mną, ciągle wpatrywał się we mnie zamiast na to co mu pokazywałam.
Nasza szkoła była ogromna więc oprowadzanie zajęło nam całą przerwę.
Gdy już wracaliśmy do klasy usłyszałam znajomy głos.
- Hej Williams! – to był Bruce – Masz nowego chłopaka?
Spojrzałam na Jay'a, w jego oczach zauważyłam jakby.. promyk nadziei?
- Odwal się Wayne – pokazałam mu środkowy palec i weszłam do klasy lecz zanim to zrobiłam powstrzymał mnie Jay
- Chwila. Ty jesteś Isabella Williams? Ta córka miliarderów? Największa konkurencja Bruce'a Wayne'a??
- Właśnie poznałeś mnie, oraz mojego wroga. – uśmiechnęłam się i usiadłam na swoim miejscu
Time skip
Wstałam rano i przywitałam się z rodzicami.
Jednak coś wydawało mi się inne.
Mój ojciec był dziwnie zadowolony.
- Tato? Co się stało? – spytałam
- Znalazłem sposób na to aby pogodzić nasze dwie skłócone rodziny! – wykrzyknął klaszcząc w ręce
- To świetnie.., a jaki jest ten sposób? – spytałam przygotowując się na najgorsze
- Poślubisz Bruce'a! – na tą wiadomość prawie zemdlałam
- Tato, ale.. ja nie chcę go poślubić.. nienawidzę go... – spojrzałam na ojca błagalnym wzrokiem
- To jest jedyne wyjście księżniczko. – rodzice rozłożyli ręce jakby byli bezradni
Bez słowa poszłam do łazienki, ubrałam się i zrobiłam makijaż.
Dzisiaj postawiłam na beżową spódniczkę oraz top na ramiączkach w panterkę, do tego bezowe szpilki.
Rozpuściłam swoje długie, blond włosy i wyszłam z domu biorąc po drodze plecak.
Zwykle nie noszę takich ubrań, lecz myślę, że coś się dzisiaj święci.
Gdy dotarłam do szkoły natychmiast jak tylko zobaczyłam Bruce'a wśród swoich kolegów podbiegłam do niego i złapałam mocno za rękaw.
- Co ty robisz?! – spytali oburzeni
- Muszę ci coś powiedzieć. To ważne. – odparłam i bez słowa zaciągnęłam chłopaka za krzaki
- Czego chcesz Isabella? – Bruce zlustrował mnie wzrokiem
- Posłuchaj uważnie. Ojciec powiedział mi dzisiaj-
- Gówno mnie obchodzi co powiedział ci twój ojciec. – prychnął i zaczął iść w stronę szkoły
- Powiedział, że masz się ze mną ożenić. – powiedziałam w prost przez co Bruce gwałtownie zawrócił
- Żartujesz prawda? – spytał
Pokręciłam głową przez co z jego ust wyleciało z milion przekleństw.
- Skup się! Mój ojciec zrobił to aby pogodzić nasze rodziny. Zróbmy tak, będziemy udawać szczęśliwych i mówić to co oni chcą, a gdy nikt nie będzie patrzeć to będziemy robić co chcemy ok? – zaproponowałam
- Ok. Chodźmy. – podałam mu rękę ponieważ jakiś dziennikarz szukał nas przed budynkiem – Udawanie małżeństwa czas zacząć.
- Pani Williams! Panie Wayne! Czy mógłbym zadać parę pytań? – spytał, a my pokiwaliśmy głowami
- Bardzo dziękuje. Więc czy oficjalnie jesteście razem?
- Tak. Niedługo bierzemy ślub. – uśmiechnęłam się w stronę mojego „męża" i pogładziłam go po ramieniu
Potem dziennikarz zadawał jeszcze pytania co do naszego życia, a my odpowiadaliśmy na nie przez jakieś dziesięć minut.
- Bruce. Spóźnimy się do klasy. – powiedziałam i przeprosiłam dziennikarza prowadząc chłopaka do budynku
Gdy nikt nas nie widział puściłam jego rękę i odetchnęłam z ulgą.
- Isabello. – powiedziała ostro nauczycielka – Bruce. Spóźniliście się na lekcję. Macie coś na swoje wytłumaczenie?
- Tak. Musiałam załatwić rano ważne sprawy rodzinne oraz zrobić wywiad z prasą. – nauczycielka kiwnęła głową i pozwoliła mi usiąść
- A ty Bruce? – spytała starsza kobieta
- Ja robiłem to co ona.. ta sprawa dotyczy obu naszych rodzin. – odparł o usiadł na swoim miejscu
Resztę lekcji nie słuchałam praktycznie gdyż myślałam o tym co postanowili moi rodzice.
I teraz będę musiała męczyć się z tym palantem do końca życia?
Za - je - bi - ście.
Gdy tylko zadzwonił dzwonek chciałam podejść do mojej przyjaciółki, Lily, lecz drogę zagrodził mi Jay.
- Hej Isabella.. mam pytanie bo... chciałabyś pójść ze mną na kawę? Wytłumaczyłabyś mi matmę i.. coś.. – czy on właśnie zaprosił mnie na randkę?
- Um.. – spojrzałam na Lily, podskakiwała do góry kiwając głową – Ok..? O której i gdzie?
- Może w Starbucksie o 17? – spojrzałam na jego ręce, bawił się nimi, zapewne musiał się stresować, znam się trochę na ludzkiej psychice
- Jasne. – uśmiechnęłam się i podeszłam do uśmiechniętej Lily
- Czyżby nasz nowy uczeń Jay właśnie zaprosił cię na randkę? – spytała poruszając znaczą co brwiami
- Weź Lily. – przewróciłam oczami i opowiedziałam jej to co oznajmił dzisiaj mój ojciec przy śniadaniu – Nie uwierzysz co dzisiaj powiedział do mnie ojciec. Ogólnie to wstałam rano i przychodzę do kuchni co nie? I, widzę, że moi rodzice się dziwnie uśmiechają. Spytałam o co chodzi i-
- I?? – dziewczyna wydawała się podekscytowana
- I żeby pogodzić nasze dwie rodziny.. muszę poślubić Bruce'a-
- MUSISZ CO?! – krzyknęła tak, że cała klasa się na nas spojrzała – Sory.., ale dlaczego? Przecież wy się nienawidzicie! Pomijając to, że Bruce jest naprawdę przystojny. – brunetka spojrzała na niego z uśmiechem – Dlaczego tak właściwie go nie lubisz? Bo nigdy nie mówiłaś mi dlaczego – zaśmiała się
- Bo... sama właściwie nie wiem.. jakoś tak rodzice mówili mi, że rodzina Wayne'ów jest.. zła i, że powinnam ich nienawidzić..
- No właśnie! Więc powinnaś może dać mu szansę? Tylko wtedy co z Jay'em? – Lily podrapała się po karku
Gdy skończyły się lekcje wyszłam ze szkoły lecz wtedy podbiegł do mnie Bruce.
- Gdzie idziesz żono? – spytał z uśmieszkiem na twarzy
- Do domu który na dobrą sprawę jest obok ciebie. – prychnęłam i wsiadłam do mojej czerwonej limuzyny, czerwony to mój ulubiony kolor, jeden z nich
Bruce chciał już wsiąść do swojej gdy nagle jakby coś sobie przypomniał i podszedł do mojej po czym bez słowa wsiadł.
- Co ty odwalasz?! – spytałam mrużąc oczy
- Jesteśmy małżeństwem, musimy trzymać się razem. – uśmiechnął się szyderczo
- Zdałam sobie sprawę, że przecież nawet mi się nie oświadczyłeś. – zaśmialiśmy się, a ja włączyłam telewizor
- Racja. – odparł z uśmiechem i utkwił wzrok w telefonie
Jadąc rozmyślałam o tym co mam zrobić z Jayem.
Przecież jak już się zgodziłam to nie mogę odmówić co nie?
Gdy nasze auto podjechało pod dom, tłumy dziennikarzy otoczyły nas.
- Panie Wayne, Pani Williams prosimy o wywiad! – podeszła do nas jakaś blondwłosa kobieta
- Jasne! Tylko zbierzcie się wszyscy to odpowiemy wszystkim. – uśmiechnęłam się, a dziennikarze zrobili to co powiedziałam
- Pierwsze pytanie. Kiedy będzie wasz ślub? – spytał jakiś brunet
- Nie wiem, powiem wam kiedy wszystko będzie zaplanowane. – odparłam
- Czy cieszycie się z waszego ślubu? – to pytanie trochę mnie wkurzyło, ale zachowałam uśmiech i odpowiadałam dalej
- Oczywiście. Cieszę się, że pogodzę tym nasze rodziny, poza tym, Bruce to wspaniały człowiek. – spojrzałam z „miłością" w oczach na mojego przyszłego męża
Spojrzałam na zegarek, 15:30, mam mało czasu żeby przygotować się na spotkanie z Jay'em.
- Słuchajcie. Chciałabym powiedzieć więcej lecz niestety spieszę się. – oznajmiłam i weszłam do budynki ciągnąć za sobą Bruce'a
Dopiero gdy weszliśmy do windy mogłam przyjrzeć się mu dokładnie.
Miał na sobie czarny golf i ciemno granatową marynarkę ze złotymi guzikami, a na dole miał granatowe spodnie oraz czarne, wypolerowane buty.
Jego krótkie, brązowe włosy idealnie podkreślały jego oczy, były naprawdę ładne, można było się długo w nie wpatrywać.. nagle Bruce chyba zauważył, że się na niego gapię więc od razu odwróciłam wzrok i zaczerwieniłam się lekko.
Pov. Bruce
Jechaliśmy windą, spojrzałem na nią , widziałem, że się na mnie gapiła, dopiero teraz mogłem się jej dokładniej przyjrzeć.
Jej długie, lokowane, blond włosy nadawały koloru jasnoniebieskim oczom, dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie przestaję na nią patrzeć. Odwróciłem wzrok, po czym ujrzałem, że ona też to robi.
Uśmiechnąłem się pod nosem i poczekałem aż winda przyjedzie na odpowiednie piętro.
Time skip
Weszliśmy do mieszkania Isabelli, nigdy tam nie byłem czego zdecydowanie żałuję.
Było ogromne, po prawej stronie mieściła się marmurowo - złota łazienka, po lewej było jakieś tajemnicze pomieszczenie które blondynka nazwała „miejscem relaksu", na wprost i w lewo znajdowała się kuchnia z czterema lampami nad barowym stołem, a po prawej od kuchni było lekkie zejście w dół na jednym schodku, była tam kanapa, telewizor i ogromny, puchaty dywan.
Dalej były sypialnie oraz jacuzzi i mini pole golfowe, gabinety i jakiś mały basen.
- Dlaczego wcześniej tu nie byłem.. – wyszeptałem jakby sam do siebie lecz niebieskooka odpowiedziała mi
- Nie mam pojęcia. – zironizowała i usiadła na kanapie
- Czemu nikogo tu nie ma? – spytałem
- Rodzice są na konferencji, ale nie jesteśmy sami spokojnie. – uśmiechnęła się
- Zuru! Kom ons het gaste! – zawołała po czym nagle zza rogu wyszedł ogromny, lśniący tygrys, nie jakiś pies czy kot, tygrys
- JAPIERDOLE CO TO TU ROBI?! – krzyknąłem z przerażenia i odruchowo uciekłem na drugi koniec kanapy
Isa tylko zaśmiała się i pogłaskała tygrysa.
- To jest Zuru, Bruce. Znaleźliśmy go kiedyś w Afryce podczas naszej wycieczki. Był wtedy malutkim stworzonkiem. Wzięliśmy go i od tamtego czasu mieszka z nami. – wyjaśniła
- Nie sądzisz, że lepiej będzie mu na wolności?
- Jeżeli wychowaliśmy go tutaj nie poradziłby sobie. Dlatego.. – wskazała na „miejsce relaksu" – Przychodzę z nim tam żeby mógł się czasami rozerwać. W końcu nie pójdę z nim na miasto.
Nagle dziewczyna podskoczyła jakby ktoś obudził ją ze snu.
- Wszystko ok? – spytałem, dlaczego w sumie się martwię? Przecież jej nienawidzę..
- Spotkanie z Jay'em.. – wymamrotała i pobiegła do swojego pokoju
- Z Jay'em? Z tym nowym? Idziecie na randkę? – nie wiem dlaczego tamta informacja tak na mnie wpłynęła, tak jakbym nie chciał żeby ona na nie szła..
Ugh, ogarnij się Bruce.
- Tak! Zaprosił mnie do Starbucksa! – krzyknęła przez zamknięte drzwi
Nagle dziewczyna wyszła z pomieszczenia, problemem było to iż była w staniku i jedyne co miała to spodnie i skarpetki.
Spojrzałem na nią, naprawdę miała-
- Ogarnij się Bruce. Teoretycznie jesteśmy małżeństwem więc ty też mógłbyś teraz być bez koszulki. – prychnęła, zapewne to było ironiczne ale postanowiłem ją wkurzyć
Więc kiedy weszła do garderoby, zdjąłem marynarkę i golf po czym usiadłem jak gdyby nigdy nic, lecz wciąż co chwile patrzyłem na Zuru, przerażał mnie.
- Która bluzka lepsza- Bruce ty idioto.. – przewróciła oczami gdy zauważyła moją klatkę piersiową
- No co. Sama chciałaś. – uśmiechnąłem się
Nagle jednak poczułem jakąś chęć, jakiś przymus do-
Nie zdążyłem nawet się ruszyć gdyż Isabella podbiegła do mnie i wbiła się w moje usta.
- To przez ciebie. – pogroziła mi palcem po czym uśmiechnęła się lekko
- Nieprawda. Sama to zrobiłaś. – uśmiechnąłem się cwaniacko, zauważyłem, że dziewczyna gapi się na mój tors
- Dupek. – pchnęła mnie na kanapę i odeszła dalej – To która koszulka? – spytała pokazując mi dwie bluzki, jedna z nich była długa, szeroka i miała na sobie jakiegoś smoka chińskiego czy co to tam jest, natomiast druga była krótka i obcisła
- A w której czujesz się lepiej? – spytałem
Wskazała na tą pierwszą.
- No to druga. – spojrzała na mnie wzrokiem „już nigdy więcej nie zapytam cię o zdanie" i poszła do pokoju się przebrać
- Jak coś to moi rodzice mogą niedługo wrócić więc radziłabym wyjść bo o ile byłbyś tu ze mną to pozwoliliby ci żyć, o tyle gdybyś był tu sam, nie ręczę za nich. – wzięła torebkę, założyła tenisówki i bejsbolową kurtkę po czym zaprosiła mnie do wyjścia – Tylko ubierz się już do cholery jasnej.
Drogę na dół spędziliśmy w ciszy.
Ona patrzyła w telefon natomiast ja nie mogłem oderwać od niej wzroku.
Chyba zaczynam coś do niej czuć..
Pomimo tej całej nienawiści, ten ślub chyba naprawdę pójdzie nam na dobre.
Chyba aż za bardzo...
Pov. Isabella
Podczas gdy jechaliśmy na dół cały czas siedziałam w telefonie, pisałam do Lily, do Jay'a i do mnóstwa innych ludzi w tym samym czasie.
Wiedziałam, że Bruce się na mnie gapi, ale nie przeszkadzało mi to.
Gdy drzwi windy się otworzyły wyszłam z niej i pożegnałam się z Brucem, na dworze było już prawie ciemno, słońce zachodziło i dodawało temu miasto odrobinę normalności.
Potem jednak zapada ciemność.
I wszystko może się wydarzyć.
Handel dragami, kradzieże, porwania, gwałty, handel organami, a nawet ludźmi.
W tym morderstwa.
Ja jednak jestem bezpieczna. Rodzice od zawsze dbali o to, aby niczego mi nie brakowało i żebym mogła spokojnie chodzić na spacery.
Wsiadłam do limuzyny i podałam kierowcy adres, wzięłam jedną muffinkę ze schowka który miałam po swojej lewej stronie i ugryzłam ją.
Napisałam do Jay'a, po chwili odpisał mi wysyłając buźkę z serduszkiem.
Cholera on naprawdę myśli, że coś z tego będzie...
No i co ja mu powiem?
Przecież nie mogę mieć dwóch chłopaków.
Gdy dojechaliśmy na miejsce zauważyłam go stojącego przed kawiarnią i machającego do mnie.
- Hej! Udało ci się! – uśmiechnął się lecz nie nacieszył się tą rozmową bo otoczyły nas tłumy dziennikarzy
- Dajcie mi spokój! Próbuję z kimś porozmawiać, a wy nawet nie dacie dokończyć! Wstydźcie się! – wrzasnęłam przez co niektórzy z nich spojrzeli się na mnie zdziwieni, natomiast ja nie zwróciłam na to uwagi i korzystając z okazji weszłam do środka ciągnąć za sobą Jay'a - Przepraszam za to. Tak udało mi się, były korki, ale jednak. – zaśmiałam się i zamówiłam sobie waniliowe Frappucino
Podczas gdy czekaliśmy na nasze picie rozkoszowaliśmy się rozmową próbując nie myśleć o dziennikarzach robiących nam zdjęcia z zewnątrz.
- Isabella i Jay! Waniliowe Frappuccino! – krzyknęła kasjerka tak żeby każdy w kawiarni mógł ją usłyszeć
Wzięliśmy swoje napoje i wybiegliśmy szybko ze Starbucksa.
Nagle zaczęło lać, więc musieliśmy znaleźć schronienie, pociągnęłam chłopaka w stronę jakiegoś stolika pod parasolem.
- Chodźmy tutaj. – powiedziałam z uśmiechem na twarzy, uwielbiałam deszcz
Usiedliśmy na krzesłach, nagle wyraz twarzy chłopaka zmienił się z rozpromienionego na przerażony i poważny.
- Isa, ten samochód nas śledzi... – szepnął, na chwile moje serce przyspieszyło, lecz od razu się uspokoiłam
- Bo śledzi. To tylko mój ochroniarz. – zaśmiałam się i wypiłam łyka napoju
Chłopak spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym „naprawdę miałem zawał serca" przez co wybuchłam śmiechem.
- Swoją drogą. Może poznajmy się lepiej, wiem, że z TEGO nic nie będzie, słuchałem wiadomości, ale możemy chociaż zostać przyjaciółmi prawda? – zauważyłam w jego oczach błysk nadziei
- Jasne Jay. – uśmiechnęłam się – Mieszkam w Gotham całe życie, uwielbiam dzikie zwierzęta, mam tygrysa.. – na wiadomość blondyn pobladł – ..zwiedziłam prawie cały świat, uwielbiam wanilię oraz matchę, kocham czarny kolor i czerwone sukienki.. w sumie nie wiem co jeszcze powiedzieć. – mój towarzysz zrozumiał, że teraz jego kolej i zaczął opowiadać
- Więc, urodziłem się w Anglii, ale mój ojciec jest z Włoch. Byłem w tamtych krajach wiele razy i znam na pamięć ich niektóre zakątki. Też wiele podróżowałem, kocham churrosy i małe zwierzęta. Moim ulubionym kolorem są zielony, czarny i biały. – uśmiechnął się
Reszta wieczoru minęła nam naprawdę przyjemnie, potem on odprowadził mnie do domu i tam się rozstaliśmy.
Z uśmiechem weszłam do budynku, kompletnie nie wiedząc o tym co mnie spotka.
Wjechałam windą na górę, i ujrzałam moich rodziców stojących w kuchni przed tabletem, wyglądali na zmartwionych albo nawet przerażonych.
- Mamo, tato? Co się dzieje wszystko dobrze? – spytałam
Nic nie odpowiedzieli tylko pokazali mi tablet.
Leciały na nim wiadomości z ostatniej chwili.
- Thomas i Martha Wayne, hojni filantropi naszego miasta zginęli, ich ciała odnaleziono na- – dalej nie słuchałam, od razy gdy usłyszałam te słowa pomyślałam o osobie która właśnie w tym momencie straciła wszystko
Bez słowa wybiegłam z mieszkania i ruszyłam w stronę wierzy Wayne'ów która mieściła się tuż obok naszej.
- Co pani tu robi? Proszę wyjść! – ochroniarz chciał mnie odepchnąć lecz ja się nie dałam
- Muszę tam wejść do cholery! – wbiegłam do windy i szybko nacisnęłam przycisk
Gdy drzwi windy się otworzyły stanęłam przed jego mieszkaniem, bez zastanowienia otworzyłam drzwi na oścież i ujrzałam go.
Siedział na podłodze trzymając głowę na kolanach, słyszałam jak płakał.
- Bruce! – krzyknęłam i natychmiast znalazłam się przy nim – Bruce..
Spojrzał na mnie, jego wzrok był pełen bólu i cierpienia, a oczy całe szkliste, po jego policzkach spłynęło już mnóstwo łez i cały czas pojawiały się nowe.
- Oni.. oni.. nie żyją... – wyszeptał
- Tak bardzo mi przykro Bruce.. – powiedziałam i przyciągnęłam go do siebie
- Dlaczego ja?.. – spytał rozpaczliwie
- Nie wiem.. Bruce... – odchyliłam jego włosy do tyłu i spojrzałam na niego ostatni raz zanim zauważyłam, że jego oczy się zamykają
Zasnął.
Ze zmęczenia.
I wtedy do mieszkania wszedł ochroniarz.
Zauważył mnie i wyprosił z wieży.
- Ja muszę zostać! Puszczaj mnie! – krzyczałam lecz chwilę późnej drzwi po prostu się przede mną zamknęły
15 lat później
- Tak mamo. Wiem wiem. Zajmę się Zuru spokojnie. – przewróciłam oczami rozmawiając przez telefon – Dobrze dobrze. Co?! Mamo! Przestań! Przecież nie jestem dzieckiem! Ugh. Dobra pa. – rozłączyłam się i usiadłam na kanapie głaszcząc tygrysa
Nagle w moich myślach pojawił się Bruce.
Tyle lat go nie widziałam...
Przypomniało mi się jak nagrywałam do niego głosówki, pisałam do niego, wysyłałam mu nawet jedzenie.
Ale nigdy nie odpowiadał.
Nie wychodził z domu.
Jedynym znakiem, że żyje było to, że kiedy kładłam mu jakiś posiłek przed drzwiami, po jakimś czasie znikał.
Pov. Bruce
Kolejny dzień. Minęło 15 lat. Ja wciąż nie mogę pogodzić się z tym strachem, z tym smutkiem.
Z cierpieniem.
Spojrzałem przez okno i odsłoniłem trochę zasłonę.
Ujrzałem ją.
Tak dawno jej nie widziałem...
Nadal była piękna.
Przepiękna.
Jej długie, blond włosy opadały na odsłonięte ramiona, miała na sobie czerwoną koszulkę na ramiączkach, oraz czarne, obcisłe dżinsy.
Sięgnąłem po telefon i odtworzyłem głosówki jakie mi wysyłała.
Było ich mnóstwo.
Lecz moją uwagę przykuła jedna z nich.
- Hej Bruce.. minęło już trochę czasu od kiedy się nie widzieliśmy.. dużo się u mnie dzieje.. – zaśmiała się – Co u ciebie? I tak mi nie odpowiesz, ale warto próbować. Chciałam ci tylko powiedzieć, że tęsknie.. tęsknie Bruce.. za twoim ironicznym gadaniem, za twoimi żartami i droczeniem się ze mną.. mam nadzieję, że to odsłuchasz-
Wyłączyłem nagranie i wybiegłem z wieży.
Natychmiast pobiegłem do windy i wcisnąłem numer piętra na którym mieszkała.
Gdy drzwi windy się otworzyły zapukałem i wszedłem do mieszkania.
Kobieta odwróciła się zdziwiona.
- Bruce? Co ty tu- – nie zdążyła dokończyć gdyż ja podszedłem do niej, przyciągnąłem ją do siebie i wbiłem się w jej usta
Brakowało mi tego uczucia od wielu lat.
Dziewczyna od razu oddała pocałunek, zauważyłem, że po jej policzkach spływają łzy.
- Bruce.. czemu wcześniej nie przyszedłeś? Czemu nie odpisywałeś jak pisałam do ciebie? – spytała rysując mi szlaczki na klatce piersiowej
- Bałem się Isa. Nie potrafiłem pogodzić się z tym wszystkim, a poza tym nie chciałem żebyś mnie odrzuciła.. – wyjawiłem
- Dlaczego miałabym cię odrzucić? – spytała całując mnie w policzek
Pokręciłem głową z uśmiechem.
- Zbytnio cię- – dopiero wtedy zdałem sobie sprawę co chciałem powiedzieć
- Kochałem? – dokończyła jakby z nadzieją w głosie
- Tak.. Isabella ja- – nie zdążyłem dokończyć gdyż teraz ona wbiła się w moje usta
- Ja też cię kocham Bruce. – wyszeptała
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top