Miałeś tu być.
Opis:
Los jest niesprawiedliwy.
Nigdy nie wiesz jak się potoczy.
Hinata też nie wiedziała, że los zabierze jej ukochaną osobę.
Jak młoda dziewczyna poradzi sobie ze stratą?
Dowiedz się sam czytając tego one-shota
*Opowiadanie zawiera brutalne sceny.
Paring:
Madara x Hinata
1400 słów
~*~*~*~*~*~
Na wstępie mówię:
Jeśli jesteś wrażliwy naszykuj sobie paczkę chusteczek XD
Miłego czytania!
~*~*~*~*~*~
Stałam na małym podwyższeniu mierząc kolejną sukienkę ślubną. Ino znów krytycznym wzrokiem obejrzała mnie z każdej strony.
-Nie ta się nie nadaje. -Powiedziała a mi opadły ręce ze zrezygnowania.
-Ino błagam zlituj się! To jest chyba setna sukienka którą mierzę nie mam już siły. Gdybym była tu sama to już bym chyba z piętnaście kupiła.
-Bo ty się nie znasz. To jest twój ślub i musisz wyglądać olśniewająco. -Powiedziała Ino wpychając mnie znów do przebieralni.
Westchnęłam cicho zdejmując suknie. Podałam ją Ino uchylając delikatnie zasłonę a dziewczyna podała mi kolejną sukienkę którą ubrałam i wyszłam się pokazać.
Błękitny materiał opinał górę ciała i od pasa delikatnymi falami spływał w dół ciesząc oczy kolorowymi kwiatami.
Spojrzałam na Ino a ta patrzyła na mnie z rozdziawionymi ustami. Byłam wykończona i nawet nie chciało mi się patrzyć na sukienkę.
-Aż tak źle? -Zapytałam zrezygnowana.
-Wręcz przeciwnie ta jest idealna! -Powiedziała uradowana a ja dopiero teraz spojrzałam w lustro a to co zobaczyłam sprawiło, że oniemiałam.
Ta sukienka to było mistrzostwo świata. Była perfekcyjna. Zakochałam się w niej i jeszcze bardziej nie mogłam się doczekać mojego ślubu. Najwspanialszego dnia w moim życiu.
~ * ~
#MADARA#
Tydzień czasu. Tylko tydzień mnie dzieli od najcudowniejszego dnia mojego życia. Od mojego ślubu z Hinatą. Myślałem wybierając krawat do garnituru. Jutro jeszcze jeden wyścig a później mogę bez reszty oddać się przygotowaniom do ślubu. Mój telefon wydał z siebie melodię. Wsadziłem dłoń do kieszeni i wyjąłem urządzenie po czym przyłożyłem do ucha.
-I jak tam łowy maleńka? -Zapytałem odrzucając granatowy krawat.
-Kupiłam! -Pisnęła podniecona do telefonu na co na moich ustach zagościł delikatny uśmiech.
-Cieszę się. -Powiedziałem przyglądając się białemu krawatowi.
-Jest przecudna! I ma błękitny kolor i śliczne kolorowe kwiatki. -Mówiła wesołym głosem
-To może kupię błękitny krawat? -Zapytałem łapiąc w dłoń materiał o kolorze nieba.
-Było by cudownie. -Zawołała szczęśliwa a ja podszedłem z krawatem do kasy.
~ * ~
#MADARA#
Siedzieliśmy na kanapie w salonie. W telewizji leciał jakiś film jednak my go nie oglądaliśmy wpatrzeni w swoje oczy. Hinata uśmiechnęła się i oparła głowę na moich kolanach i spojrzała na mnie z dołu.
-Stresujesz się? -Zapytała cicho.
-Czym? -Zapytałem zdziwiony. Gładziłem delikatnie jej policzek i patrzyłem w jej oczy.
-No... Ślubem. -Przygryzła wargę. Uśmiechnąłem się delikatnie. Uwielbiałem gdy tak robiła. Wyglądała wtedy tak słodko i niewinnie.
-Dlaczego miałbym się bać maleńka? Czekam na ten dzień z niecierpliwością. -Powiedziałem i musnąłem jej wargi pochylając się nad nią.
-Masz racje nie ma się czego bać. Kochamy się i to jest najważniejsze. -Powiedziała trochę pewniej. Podniosła się z moich kolan i złączyła nasze wargi w pocałunku. Wplątałem palce w jej aksamitne włosy i pogłębiłem pocałunek.
~ * ~
#HINATA#
Zaparkowaliśmy w wolnym miejscu i wysiedliśmy z samochodu. Madara z paki zdjął swojego krosa i pchał go idąc koło mnie. Weszliśmy na teren wyścigów. Mój kochany postawił swoją maszynę na linii startu i podszedł do mnie. Splątał palce swojej dłoni z moimi i pociągnął mnie delikatnie w kierunku organizatorów wyścigu.
-Witaj kuzynie. -Przywitał się uściskiem dłoni z czarnowłosym chłopakiem.
-Witajcie. Jak tam przygotowania? -Zapytał Itachi patrząc to na mnie to na Madarę.
-A dobrze wczoraj w końcu kupiłam sukienkę i jestem niesamowicie szczęśliwa. -Uśmiechnęłam się promienie do Itachiego wtulając się w ciało Madary.
-Zawodnicy proszeni są na linie startu. -Usłyszeliśmy z głośników gruby przerywany głos. Madara obrócił mnie w swoją stronę i musnął delikatnie a jednocześnie czule, moje wargi.
-Kocham cię. -Szepnęłam przytulając go do siebie.
-Wiem mała. Życz mi szczęścia. -Powiedział i ruszył w stronę startu.
~ * ~
Mknął po torze jak burza wyprzedzając wszystkich współzawodników. Znów wygra. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu zaciskając kciuki. Zostało ostatnie okrążenie.
Zobaczyłam jak w pewnej chwili kierownica motoru mu ucieka. Widziałam jak szamota się by utrzymać ją prosto. Rozpędzony musiał najechać na jakiś duży kamień bo zobaczyłam jak wyrzuca go trochę do góry po czym zjeżdża z toru i z całym impetem uderza o ścianę.
Zerwałam się z miejsca biegnąc w jego stronę. W oczach zaczęły zbierać mi się łzy. Miałam wrażenie, że jest strasznie daleko, że biegnę już całą wieczność. Gdy wreszcie dobiegłam do niego otaczał go tłum medyków.
-Madara! -Krzyknęłam zrozpaczona próbując przebić się przez tłum lekarzy i organizatorów wyścigu.
Poczułam mocne ramiona powstrzymujące mnie przed zbliżeniem się. Zerknęłam zła na mężczyznę.
-Puszczaj mnie Itachi! Muszę do niego iść! -Krzyknęłam czując na policzkach łzy.
-Hinata daj lekarzom się nim zająć. -Mówił spokojnie a ja nie przestając się wyrywać krzyknęłam zła.
-Jak możesz być tak spokojny? Kurwa jak!? -Krzyczałam przerażona nie mogąc opanować wybuchu złości. Nagle lekarze zaczęli się rozchodzić. Jeden po drugim odchodzili od mojego narzeczonego. Jeden z nich podszedł do mnie i smutno spojrzał w oczy.
-Przykro mi. Robiliśmy co w naszej mocy jednak obrzeżenia były zbyt poważne. -Pokręciłam głową nie wierząc w to co mówi.
-Kłamiesz! -Krzyknęłam przerażona i wyrywając się Itachiemu podbiegłam do zakrwawionego Madary leżącego na ziemi. Opadłam obok niego na ziemie i złapałam go za dłoń.
-Madara, kochanie, błagam nie rób mi tego. -Jęknęłam zapłakana patrząc na jego poranioną twarz. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, ale nic nie usłyszałam. Jego serce stanęło a razem z jego sercem i moje.
Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk aż sama się wystraszyłam. Czułam ogromny ból na każdym skrawku mojego ciała.
-Nie zostawiaj mnie! Nie poradzę sobie sama! -Błagałam wtulając twarz w jego pierś.
-Byłeś jedynym co mnie trzymało na tym przeklętym świecie! -Czułam jak brakuje mi tchu. Nie mogłam oddychać. Dusiłam się! Poczułam jak kręci mi się w głowie. Nagle obraz zaszedł mgłą a ja poczułam jak osuwam się na ziemię.
~ * ~
Otworzyłam oczy i wpatrzyłam się w biały sufit. Czułam pustkę jakiej nigdy w życiu nie czułam.
-Jeszcze się nie obudziła? -Usłyszałam stłumiony przez przymknięte drzwi głos Itachiego.
-Jeszcze nie. -Westchnęła smutno Ino.
-Ale nie martw się zajmę się nią jak się obudzi. Możesz zając się przygotowaniami do pogrzebu. -Chłopak westchnął tylko smutno i usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i zbliżające się kroki.
-Nie śpisz? -Usłyszałam smutny głos mojej przyjaciółki. Nie odpowiedziałam znów zamykając oczy powstrzymując łzy.
-Hinata posłuchaj. -Zaczęła, ale jej przerwałam.
-Idź stąd.
-Nigdzie nie pójdę. Wiesz teraz myślisz, że już nigdy nie poczujesz szczęścia, ale tak nie jest. Kiedyś... -Zaczęła, ale ja poczułam uścisk w żołądku.
Zerwałam się z kanapy, na której jeszcze wczoraj siedziałam z Madara, i popędziłam do łazienki. Dopadłam toalety i pochylając się nad nią pozbyłam się z żołądka dzisiejszego śniadania.
-Hina wszystko w porządku? -Zapytała a ja prychnęłam tylko.
-Jasne! Wszystko jest świetnie! Mój narzeczony zginął tydzień przed ślubem, ale wszystko jest cudownie. -Mój głos był przesiąknięty sarkazmem.
-Wyjdź stąd chcę zostać sama.
-Hina proszę cię.
-Już! Wyjdź stąd! Wynocha! -Krzyczałam czując napływające do oczu łzy. Dziewczyna tylko westchnęła i bez słowa opuściła mieszkanie.
https://youtu.be/GQxyURC3RvY
Siadłam na brzegu wanny chowając twarz w dłonie i rozklejając się na dobre. Nie mogłam znieść tego bólu rozrywającego mnie od środka.
W złości wstałam i zaczęłam wrzeszczeć. Uderzyłam pięścią w lustro wiszące nad umywalką. Przedmiot rozsypał się na mniejsze części z hukiem wpadając do umywalki.
Nie mogłam przestać krzyczeć. Miotałam się po łazience, ale czując, że mam tam za mało miejsca wybiegłam z niej. Zrzuciłam wszystko z regału pod ścianą w przedpokoju. Weszłam do kuchni i z całych sił pchnęłam stół przewracając go.
Opadłam na podłogę. Przestałam krzyczeć. Nie miałam już na to siły. Spojrzałam na ścianę na której w ładnej ozdobnej ramce wisiało duże zdjęcie. Nasze wspólne zdjęcie.
-Miałeś tu być... -Powiedziałam do fotografii czując spływające po policzkach łzy.
Podniosłam się z podłogi i poszłam do łazienki. Stanęłam przy zlewie patrząc na rozbite lustro w umywalce. Moja zapłakana twarz odbijała się w małych kawałkach lustra.
Chwyciłam kawałek szkła i przyłożyłam do nadgarstka robiąc nacięcie. Krew zaczęła leniwie skapywać na inne kawałki lustra. Uśmiechnęłam się do siebie oglądając swoje dzieło.
Nie czułam bólu.
Nie ręki.
Bolało mnie serce.
Nie...
Ja już nie miałam serca. Moje serce leżało roztrzaskane w drobne kawałki jak to lustro.
Zrobiłam kolejne nacięcie i jeszcze jedno i kolejne. Wzięłam kawałek lustra w zakrwawioną dłoń i na drugiej ręce zrobiłam to samo. Przez chwilę patrzyłam jak krew spływa po kawałkach lustra.
Poczułam się senna. Wrzuciłam kawałek szkła z powrotem do zlewu i wolnym krokiem ruszyłam do sypialni nie zwracając uwagi na kapiącą krew z moich nadgarstków na podłogę.
Położyłam się na łóżku i wzięłam z krzesła jego bluzę do której się wtuliłam. Zamknęłam oczy czując jego zapach. Zobaczyłam długi tunel a na jego końcu delikatne światło.
Ktoś tam stał i machał do mnie ręką. Uśmiechnęłam się i ruszyłam pomału w jego kierunku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top