Daj mi umrzeć.
Młoda dziewczyna mocno skrzywdzona przez los postanawia zakończyć swoje cierpienie.
Czy uda jej się odebrać sobie życie czy może znajdzie się ktoś kto ją powstrzyma?
Paring: Madara x Hinata
Gatunek: Dramat, romans
*Opowiadanie zawiera przekleństwa i sceny samookaleczenia nie lubisz nie czytaj!
(3352 słów)
Siedziałam na podłodze pod oknem opierając się plecami o łóżko. Mocne światło księżyca w pełni, oświetlało przedmioty które trzymałam w dłoniach. Od dobrych piętnastu minut męczyłam się z rozłożeniem na czynniki pierwsze maszynki do golenia.
Chciałam ze sobą skończyć. Nie dawałam już rady znieść mojego życia. Nie dawałam rady znosić swoich beznadziejnych myśli. Nie dawałam rady znosić samej siebie. Miałam dość.
-Jebane gówno! -Warknęłam wściekła rzucając maszynką przez otwarte okno i chowając twarz w dłonie znów czując łzy na policzkach.
-Nawet tego nie umiem zrobić porządnie. -Jęknęłam do siebie załamana.
Cofnęłam się pamięcią do tyłu przypominając sobie trzy ostatnie lata. Porażka goniła porażkę. Gwałt, poronienie, rozwód, strata pracy, to jedne z wielu porażek które ostatnio mnie dosięgnęły. Prawie trzy letnia depresja pogłębiała się z dnia na dzień coraz bardziej i mimo, że usilnie krzyczałam o pomoc ona nie nadchodziła. Postanowiłam więc sama sobie pomóc, kończąc moje nędzne życie...
Pomału z wielkim trudem podniosłam się z podłogi i zajrzałam przez okno. Westchnęłam cicho widząc kawałek dalej przedmiot, który miał mi pomóc w zakończeniu tego cholernego bólu rozgrywającego moje serce. Przymknęłam na chwilę oczy po czym wzięłam głęboki oddech.
Cholernie nie chciało mi się po nią iść, ale w pokoju nie miałam nic innego czym mogłabym to zrobić, a nie chciałam z niego wychodzić żeby nie obudzić moich współlokatorek. Siadłam na parapecie zwieszając nogi na zewnątrz i skoczyłam na trawnik pod oknem. Mieszkałyśmy na parterze więc mogłam robić takie rzeczy bez żadnych problemów.
Przeszłam parę kroków i pomału schyliłam się po maszynkę, ale jak się zorientowałam nie było w niej ostrzy. Przedmiot uderzając z impetem o beton widocznie pękł gubiąc ważną dla mnie część. Rozejrzałam się uważnej.
-Niech to szlag! Nawet zabić się nie potrafię. -Warknęłam zła na siebie.
-A czemu taka piękność miałaby się zabijać? -Usłyszałam za sobą głęboki, delikatnie zachrypnięty głos. Odwróciłam się szybko spoglądając na mężczyznę.
Przewyższał mnie przynajmniej o dwie głowy i był o prawie połowę szerszy ode mnie. Jego usta zdobił zadziorny uśmiech. Czarne, długie do pasa włosy, targane ciepłym wiatrem, delikatnie unosiły się ku górze a dwa węgliki wpatrzone były we mnie z nieodgadnionym wyrazem.
-Nie twój interes. -Warknęłam powracając wzrokiem do betonu szukając mojej zguby.
-Tego szukasz maleńka? -Usłyszałam znów jego głos i spojrzałam na niego. W dłoni trzymał ostrze z maszynki. Wystawiłam dłoń w jego stronę.
-Oddaj. -Warknęłam zła. Mężczyzna pomału zbliżył się do mnie. Upuścił ostrze na beton łapiąc moje dłonie. Przyjrzał się nadgarstkom.
-Czyste? -Zdziwił się a ja wyrwałam dłonie z jego uścisku czując narastający strach. Po tym, jak trzy lata temu jakiś mężczyzna mnie zgwałcił, gdy wracałam z wieczornej zmiany, każdy męski dotyk doprowadzał mnie do paniki.
Poczułam jak cała zaczęłam się trząść. Moje serce zaczęło tłuc się w klatce piersiowej a mnie zaczynało brakować powietrza. Kucnęłam zasłaniając głowę rękoma.
-Nie dotykaj! Zostaw! Idź sobie! -Zaczęłam krzyczeć w swoje nogi.
-Ej spokojnie. Już cię nie dotykam. Słyszysz? Spokojnie. -Słyszałam jego głos, ale nie do końca do mnie docierał. Czułam, że stoi parę kroków ode mnie a mimo to miałam wrażenie, że mocno mnie trzyma.
Mój wzrok padł na ostrze leżące pod moimi nogami. Niewiele myśląc złapałam je i szybkim stanowczym ruchem zrobiłam nacięcie zaczynając przy nadgarstku a kończąc na zgięciu łokcia. Ostatnio czytałam w internecie jak to robić, dlatego nie pociągnęłam ostrzem wzdłuż nadgarstka, jak to robią ci co nie chcą się zbić tylko poczuć ból. Krew trysnęła zalewając beton a ja poczułam mocne uderzenie w dłoń po którym ostrze wypadło mi z ręki.
-Coś ty zrobiła!? -Warknął mężczyzna. Spojrzałam na niego nie bardzo rozumiejąc.
-Cholera! Dziewczyno nie wiem co sprawiło, że chcesz się zabić, ale to nie jest żadne rozwiązanie! -Mówił ściągając z siebie koszulkę i owijając mi ją wokoło ręki. Trzymając mnie za rękę owiniętą czarnym materiałem wyciągnął z kieszeni telefon.
-Potrzebuje karetkę. Dziewczyna chciała popełnić samobójstwo. Mocno krwawi. -Usłyszałam jego zdenerwowany głos. Po chwili podał jeszcze ulicę po czym znów wcisnął telefon do kieszeni.
Poczułam jak się do mnie przybliża i podnosi mnie z ziemi. Moje ciało oblał zimny pot a sekundę później zrobiło mi się gorąco. Znowu przed oczami miałam tamtego faceta który mnie zgwałcił.
-Zostaw! Nie dotykaj! Puść mnie! -Zaczęłam krzyczeć wierzgając nogami, ale on nie zwrócił na to uwagi. Posadził mnie na ławce kawałek dalej łapiąc mnie za ręce.
-Uspokój się nic ci nie zrobię! -Krzyknął, ale ja dalej się szarpałam nie wierząc mu.
Nagle poczułam jak puszcza jedną moją rękę. Złapał mnie za włosy i brutalnie wpił się w moje usta. Znieruchomiałam wydając z siebie cichy pisk przerażenia. Byłam pewna, że on też mnie zgwałci a ja ogarnięta strachem nawet nie będę umiała się obronić. Poczułam na policzkach strumienie łez.
Jego brutalny pocałunek zelżał. Jego dłoń którą trzymał moje włosy też już mnie nie trzymała a delikatnie gładziła granatowe kosmyki. Pocałunek zmienił się w delikatny i bardzo subtelny. Byłam w totalnym szoku i nie wiedziałam co się tak naprawdę dzieje. Po chwili chłopak się ode mnie odsunął. Spojrzał w moje oczy i delikatnie starł łzy z policzków.
-Już się uspokoiłaś? -Zapytał a ja nie byłam w stanie ani się poruszyć ani odpowiedzieć.
-Wiem, że może wyglądam na groźnego, ale nie zrobię ci krzywdy. -Powiedział a ja skuliłam się na ławce. Poczułam się senna. Oparłam głowę na kolanach obejmując je rękami. Poczułam jak z koszulki zaczyna skapywać lepka ciecz.
-Ej spójrz na mnie. -Powiedział, jednak głowa zbyt mocno mi ciążyła żebym mogła ją unieść.
-Chce spać. -Wyszeptałam cichutko nie ruszając się.
-O nie maleńka nie ma mojej warcie. Zaraz przyjedzie karetka wytrzymasz. -Powiedział podnosząc moją głowę z kolan i przytrzymując ją delikatnie żeby nie opadła znowu.
-Daj mi umrzeć. -Powiedziałam cicho, patrząc mu w oczy.
-Dlaczego chcesz umrzeć? -Zapytał a ja delikatnie wzruszyłam ramionami.
-Nie mam już siły żyć. -Powiedziałam uciekając wzrokiem w bok.
-Dlaczego? -Zapytał ponownie a ja przygryzłam wargę milcząc chwilę.
-Trzy lata temu... Zostałam zgwałcona. -Zaczęłam cicho, mój wzrok uciekł gdzieś w bok nie chcąc na niego patrzeć.
-Byłam w szóstym miesiącu ciąży. Poroniłam. Mój mąż nie mógł mi tego wybaczyć. Obwiniał mnie o śmierć naszego maleństwa. Dodatkowo nie mógł na mnie patrzeć wiedząc, że ktoś inny mógł mnie mieć. -Westchnęłam cicho czując coraz większą ochotę by iść spać.
-Rozwiódł się ze mną niedługo po tym a ja popadłam w depresję. Nie miałam na nic ochoty. Przestałam jeść, prawie cały czas spałam. Nie miałam ochoty nigdzie chodzić więc przestałam pojawiać się w pracy przez co mnie zwolnili. Nie wspominając już o licznych kłótniach z przyjaciółkami. -Zakończyłam swoją opowieść dalej patrząc gdzieś w dal.
Nie wiedziałam co sprawiło, że mu to wszystko powiedziałam. Miałam nadzieję, że zaraz umrę więc może dobrze by było żeby ktoś znał powód mojej decyzji?
-Przykro mi. -Usłyszałam z jego ust. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Przepraszam za koszulkę. -Powiedziałam cicho zerkając w jego czarne jak noc tęczówki po czym poczułam jak moje powieki opadają.
-Ej nie zasypiaj. Słyszysz? Już jedzie karetka. -Mówił delikatnie mną potrząsając, ale ja miałam już dość, chciałam zasnąć na wieki. Złapałam jeszcze jeden głębszy oddech po czym pozwoliłam otulić się ciemności.
Żartuje XD
czytajcie dalej
Otworzyłam oczy wpatrując się w biały sufit nad sobą. W głowie miałam kompletną pustkę. Nie wiedziałam gdzie jestem. Nie pamiętałam co się stało. Zacisnęłam pięści i poczułam ostry ból w ręce. Uniosłam ją na wysokość oczu i zobaczyłam, że jest starannie owinięta bandażem od nadgarstka aż do łokcia.
No tak, chciałam popełnić samobójstwo. Jak widać z marnym skutkiem. Westchnęłam cicho czując łzy wypływające z oczu i cieknące w stronę poduszki po skroniach. Nie wiem jak długo tak leżałam gdy nagle usłyszałam krzyki z korytarza.
-Jak możesz się tak zachowywać!? To twoja żona!
-Była żona. Tak się składa, że rozwiedliśmy się. A to, że zapomniałem w kartotece szpitalnej odznaczyć się jako osobę którą mają informować gdyby tu trafiła to już inna sprawa. -Usłyszałam tak dobrze znany mi głos mojego byłego męża.
-Jak możesz być tak nieczuły patrząc na to co ją spotkało!? Człowieku ona została zgwałcona. Straciła przez to dziecko! -Krzyk drugiego mężczyzny roznosił się po szpitalnym korytarzu.
-Mogła siedzieć w domu gdzie miejsce kobiety a nie włóczyć się po mieście.
-Dziwię się, że mogła związać się z kimś takim jak ty.
-Panowie proszę się uspokoić. To jest szpital. -Usłyszałam kobiecy głos a po chwili ktoś wszedł do pokoju w którym leżałam. Uniosłam głowę spoglądając w błękitne tęczówki.
-Następnym razem gdy będziesz chciała się zabić zrób to pożądanie. -Warknął w moją stronę przeczesując złote włosy po czym się odwrócił.
-Naruto zaczekaj... -Jęknęłam wystawiając w jego stronę dłoń, ale nie zareagował. Patrzyłam na otwarte, puste już drzwi a po moich policzkach lały się łzy.
-Pieprzony dupek. -Usłyszałam a chwilę po tym w drzwiach stanął mężczyzna który zadzwonił po karetkę.
Opadłam na poduszkę wybuchając niekontrolowanym płaczem. Skuliłam się na łóżku chowając głowę pod kołdrę.
-Dlaczego mnie tam nie zostawiłeś? Dlaczego nie pozwoliłeś mi odejść? -Płakałam pod pościelą.
Po chwili poczułam jak kołdra pod którą się schowałam unosi się do góry. Podniosłam powieki i spojrzałam prosto w czarne tęczówki. Poczułam dziwny skurcz w żołądku gdy na jego ustach pojawił się ledwo dostrzegalny uśmiech. Przez chwilę patrzył na mnie przeszywającym spojrzeniem, jakby chciał odczytać moje myśli.
-Pójdziesz ze mną na kolację? -Zapytał nagle a ja nie bardzo wiedziałam co się dzieje.
-Co? -Wydusiłam tylko zdziwiona. Na jego twarzy zagościł zadziorny uśmiech a po moim ciele przeszły dreszcze.
-Pytam czy pójdziesz ze mną na kolacje. Wiesz to taki posiłek który je się porą wieczorową. -Powiedział z tym uśmiechem.
-Ale... -Zaczęłam jednak przerwałam nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
-Pomogę ci się pozbierać. Wbrew pozorom to nie takie trudne. -Powiedział a ja niepewnie skinęłam głową zgadzając się. Mężczyzna wystawił w moją stronę dłoń a ja ją uścisnęłam.
-Jestem Madara. -Powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Hinata. -Odezwałam się niepewnie, czując przyjemne ciepło.
-Niezmiernie miło mi cię poznać Hinato. -Powiedział uśmiechając się.
Ze szpitala wypuścili mnie tydzień później. Z początku chcieli mnie zamknąć w szpitalu psychiatrycznym bo próba samobójcza to nie są przelewki jednak Madara powiedział, że się mną zajmie. Z początku nie rozumiałam dlaczego lekarze się zgodzili, ale później wszystko się wyjaśniło.
Madara był psychiatrą. Cholernie dobrym prawdę mówiąc bo ludzie z całego kraju przyjeżdżali do niego na konsultacje. Mężczyzna miał swoje biuro na obrzeżach miasta tuż przy więzieniu, gdzie swoją drogą, pracował w każdą środę.
Przez tydzień czasu gdy leżałam w szpitalu codziennie po pracy do mnie przychodził. Dużo rozmawialiśmy o moim życiu. Jak to wszystko tak się potoczyło. Czułam się lepiej niż przed próbą skończenia swojego życia. Może nie byłam szczęśliwa, ale myśli o zabiciu się pomału znikały. Madara przepisał mi leki na depresje. Mam nadzieję, że szybko zaczną działać.
Właśnie wchodziłam do mojego mieszkania razem z Madarą który odebrał mnie ze szpitala i przywiózł do domu. W środku nikogo nie było. Widocznie Ino i Utau musiały gdzieś wyjść. Włączyłam czajnik i wyjęłam kubki z szafki.
-Zrobię ci herbaty. -Powiedziałam zerkając na Madarę a ten skinął głową siadając przy stole.
-Jak się czujesz Hinata? -Zapytał a ja uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
-Lepiej. Chociaż nie jestem pewna czy powinnam tu mieszkać. To mieszkanie przypomina mi o nim. Zanim poroniłam mieszkałam tu razem z Naruto. -Westchnęłam i kontynuowałam.
-Niby teraz mieszkamy we trzy z Ino i Utau, ale mimo wszystko wiele rzeczy tu mi o nim przypomina.
-Myślę, że warto by było coś zmienić. Bez sensu żebyś tkwiła w miejscu które źle na ciebie wpływa. -Mówił Madara a ja westchnęłam.
-Tylko będę miała z tym problem. Od półtorej roku nie pracuję. Dziewczyny płacą za mnie rachunki.
-Nie ma problemu bez wyjścia mała. -Powiedział puszczając mi oczko po czym mówił dalej.
-Mam wolny pokój który mogę ci udostępnić dopóki nie staniesz na własnych nogach.
-Ja... Nie chce siedzieć ci na głowie. I tak pomogłeś mi bez żadnej zapłaty. -Westchnęłam spuszczając wzrok na moje buty których jeszcze nie zdążyłam zdjąć.
-Hinata... -Zaczął Madara wstając. Podszedł do mnie i złapał mnie za dłonie.
-Są sytuacje gdy pieniądze się nie liczą. Liczy się tylko życie drugiego człowieka. Twoje życie pewnie skończyło by się marnie gdyby jakaś nadludzka siła nie kazała mi iść tamtej nocy na spacer. -Powiedział a ja niepewnie przygryzłam wargę uciekając wzrokiem od jego przenikliwego spojrzenia.
-Nie mógłbym wziąć pieniędzy za uratowanie komuś życia.
-Tylko teraz już nie umieram a ty dalej mi pomagasz.
-Twoje życie jeszcze nie jest do końca bezpieczne. Puki nie zaczniesz szczerze się uśmiechać będę o nie dbał. -Na moje usta mimowolnie zagościł delikatny uśmiech.
-Skończę herbatę a ty idź spakuj swoje rzeczy. -Powiedział czochrając mi włosy. Skinęłam głową i ruszyłam do swojego pokoju.
Cały dom Madary był w barwach szarości, czerni i czerwieni. pokój który dostał się mnie nie był wyjątkiem. Szare ściany, czarne wyposażenie z czerwonymi elementami bardzo ładnie się komponowały. Miałam wrażenie jakby wszystko było na specjalne zamówienie bo w całym domu meble były jakby z jednego kompletu.
W moim pokoju stała duża, trzy drzwiowa, czarna szafa z czerwonymi wzorkami. Zaraz obok niej tego samego koloru komoda z szufladami a po drugiej stronie pokoju narożna kanapa w dokładnie te same wzorki.
Madara pokazał mi jak się ją rozkłada i gdzie jest pościel po czym zostawił mnie samą żebym mogła się rozpakować. Ubrałam kołdrę w poszewki które zabrałam z mojego mieszkania i znów schowałam ją do narożnika a następnie zabrałam się za układanie moich rzeczy w szafie. Po chwili mój telefon zaczął dzwonić więc go odebrałam.
-Hina? Twój pokój jest pusty co się stało? Gdzie jesteś? -Usłyszałam w słuchawce zmartwiony głos Utau.
-Wyprowadziłam się. Madara powiedział, że nie ma sensu być w miejscu które źle na mnie wpływa.
-Jak to się wyprowadziłaś? Nic nam nie powiedziałaś! Gdzie ty jesteś!? -Usłyszałam wkurzony głos Ino.
-Jestem u Madary. Tego mężczyzny który zadzwonił po karetkę. Pozwolił mi się wprowadzić na jakiś czas.
-Ty sobie jaja robisz!? Wprowadziłaś się do obcego faceta? -Krzyczała wściekła Ino.
-Ten facet Ino, tak się składa uratował mi życie. -Powiedziałam zaczynając się denerwować. Ostatnio wszystkie nasze rozmowy kończyły się kłótnią.
-Więc teraz będziesz dawać mu dupy żeby się odwdzięczyć!?
-Ino! -Usłyszałam przerażony głos Utau. Byłam w szoku, że Ino mogła powiedzieć coś takiego.
-Co Ino!? Co Ino!? Wprowadziła się do obcego faceta! -Wrzeszczała blondynka.
-Ten obcy facet przez tydzień czasu, więcej mi pomógł niż ty przez ostatnie trzy lata. -Warknęłam do słuchawki po czym się rozłączyłam.
Opadłam na podłogę i zaczęłam płakać a do pokoju wszedł Madara. Wystawił w moją stronę dłoń a ja spojrzałam na niego zapłakana.
-Chodź pokaże ci coś. -Powiedział nie zwracając uwagi na moje łzy. Pociągnęłam nosem i podałam mu dłoń. Pomógł mi wstać po czym delikatnie pociągnął mnie za dłoń.
Madara pociągnął mnie do kuchni w której zatrzymał się chwilę przy stole. Do czarnego kubka w którym był parujący napój wlał parę kropel z małej brązowej buteleczki po czym podał mi naczynie.
-Napij się troszkę, powinno ukoić nerwy. -Bez słowa zrobiłam parę łyków. Wyczułam melisę i coś jeszcze czego nie potrafiłam określić, ale domyśliłam się, że to coś na uspokojenie.
Odłożyłam kubek z powrotem na stół a Mężczyzna pociągnął mnie do drzwi. Wyszliśmy na podwórko. Było bardzo zaniedbane, trawa była szara i wysuszona, ale mimo to miało jakiś swój urok. Zaraz przy drzwiach na drewnianym podeście stał bujany fotel a dalej na trawie potrójna huśtawka. Pod wysokim drewnianym płotem rosła wiśnia a obok niej stała buda z której wyłonił się wielki rudy malamut.
Pies przekrzywił głowę delikatnie na bok przyglądając mi się uważnie.
-Zwierzęta pomagają w takich stanach jak twój. Często się mówi, że to antydepresanty więc mam nadzieję, że się polubicie. -Powiedział Madara patrząc to na mnie to na psa.
-Kurama przywitaj się z Hinatą. -Pies ruszył w naszą stronę z wysuniętym językiem na zewnątrz.
Kucnęłam żeby się z nim zrównać a zwierzak przysunął nos do mojej twarzy. Przez chwilę mnie wąchał po czym położył puchatą głowę na moim ramieniu co wyglądało zupełnie jakby się do mnie tulił. Uśmiechnęłam się do siebie i wplątałam palce w jego grubą sierść tuląc go do siebie.
Usłyszałam ciche kroki Madary które oznajmiły mi, że wrócił z powrotem do środka. Kurama odsunął się ode mnie i pobiegł w stronę budy z której przyniósł piłeczkę. Położył ją przede mną merdając ogonem.
-Mam ci ją rzucić? -Zapytałam psa a on odnośnie szczeknął po czym okręcił się wokół siebie. Uśmiechnęłam się i rzuciłam mu piłkę a on za nią pobiegł.
Czas mijał a ja czułam się lepiej. Kurama był wspaniałym towarzyszem. Madara wyznał, że trochę się bał jak się dogadamy bo zwierzak nie był zbyt ufny do obcych ludzi, ale mnie na szczęście od razu pokochał, co w sumie pokazywał nie odstępując mnie na krok.
Madara stwierdził, że dobrze by było gdybym miała pracę. Przebywanie z ludźmi miało sprawić, że lepiej się poczuje. Zaproponował mi pracę u siebie jako sekretarka. Stwierdził, że pani która u niego pracuje się zestarzała i przyda jej się pomoc i tym oto sposobem zaczęłam pracę na pół etatu u Madary.
Gdyby nie interwencja Utau pewnie nigdy nie pogodziłabym się z Ino. Na szczęście błękitno włosa ma więcej zrozumienia niż Ino i jakoś załagodziła sytuacje. Dziewczyny z czasem poznały Madarę i nawet go polubiły, do tego stopnia, że po jakimś czasie zaczęły rzucać tekstami, że ładnie razem wyglądamy a nasze dzieci będą zabójczo piękne.
Najgorsze w tym wszystkim było, że po tak długim czasie spędzonym w jego towarzystwie sama miałam podobne myśli, ale nie przyznawałam się do nich mimo, że od jakiegoś czasu gdy tylko pojawiał się w pobliżu czułam ciepło na sercu i skurcze w żołądku.
Dziś miałam wolne w pracy więc zajęłam się ogródkiem. Był ładny, tylko zniszczony więc obiecałam sobie doprowadzić go do idealnego stanu i dbałam o niego od dnia gdy się wprowadziłam do Madary. Właśnie podlewałam róże które zasadziłam pod płotem jakiś czas temu gdy usłyszałam głos Madary przy drzwiach.
-Hej zostaw to na chwilę i chodź do pokoju. Mam małą niespodziankę. -Powiedział a ja zakręciłam wodę w wężu ogrodowym i ruszyłam do kuchni.
Umyłam brudne od ziemi ręce i skierowałam się do salonu gdzie słyszałam szmery. Na stole stały dwa talerze z ryżem i warzywami oraz dwa kieliszki wypełnione czerwonym winem. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Jakieś święto dziś? -Zapytałam niepewnie a on tylko się uśmiechnął zadziornie.
-Nie, ale myślę, że powinniśmy uczcić ten dzień bo dokładnie rok temu się spotkaliśmy... Dokładnie rok temu chciałaś popełnić największy błąd w swoim życiu i dokładnie rok temu uchroniłem cię od śmierci. -Powiedział poważnie a ja się zorientowałam, że ma rację. Dziś mijał rok od mojej próby samobójczej.
-Dziękuję. -Powiedziałam cicho.
-Hmm? Za co? -Nie bardzo rozumiał.
-Za to, że wtedy mi pomogłeś. Że uratowałeś nie tylko moje życie, ale i duszę. -Powiedziałam uśmiechając się do niego delikatnie. Madara z uśmiechem podał mi kieliszek. Stuknęliśmy się nimi a po pomieszczeniu rozniósł się charakterystyczny dźwięk.
-Żeby następny rok był jeszcze lepszy od tego. -Powiedział patrząc mi w oczy a ja skinęłam głową po czym oboje upiliśmy po łyku z kieliszków.
-Hinata... Jest jeszcze coś o czym chciałbym z tobą porozmawiać. -Powiedział a mnie przeszły dreszcze. Wystraszyłam się, że będzie chciał, żebym znalazła sobie mieszkanie. W końcu przecież miałam tu być dopóki nie stanę na własnych nogach.
-Od dłuższego czasu mnie to męczy. Nie chciałbym cię przestraszyć ani nic z tych rzeczy. Długo myślałem czy ci o tym powiedzieć bo sam wiem, że twoje życie było ciężkie, ale to we mnie cały czas rośnie i nie wiem jak długo będę mógł to jeszcze znieść. -Mówił patrząc mi w oczy.
Czułam jak ręce zaczynają mi drżeć. Nie chcę stąd odchodzić. Przywiązałam się do Kuramy, przywiązałam się do naszych wieczornych rozmów przy herbacie. Przywiązałam się do ciebie Madara. Nie chcę znów być sama. Kłębiło się w mojej głowie. Poczułam jak oczy zachodzą mi łzami.
-Poczułem do ciebie coś więcej niż przyjaźń Hinata. -Po moim policzku spłynęły powstrzymywane łzy.
-Co? -Zapytałam zdziwiona nie wierząc w to co usłyszałam.
-Ej czemu płaczesz? -Madara odłożył kieliszek na stole i wytarł moje policzki.
-Ja... Ja myślałam... Że będziesz chciał żebym się wyprowadziła... -Zająkałam się.
-Co? Nie! Wręcz przeciwnie. Chce żebyś została ze mną... Na zawsze... -Mówił trzymając moją twarz w dłoniach.
-Na zawsze... -Powtórzyłam niedowierzając.
-Jeśli ty tego chcesz. Zrozumiem jeśli nie czujesz tego samego co ja. -Powiedział a ja się w niego wtuliłam.
-Chcę zostać. Bardzo chcę. -Powiedziałam w jego klatkę piersiową.
Czułam jak gładzi mnie po włosach. Po chwili odsunął mnie od siebie kawałek. Wpatrzył się w moje oczy. Pomału wplątał palce w moje włosy po czym delikatnie złączył nasze usta. Oddałam pocałunek czując przyjemne mrowienie w żołądku.
-Kocham cię mała. -Powiedział Madara gdy po chwili oderwaliśmy się od siebie żeby złapać powietrza.
-A ja kocham ciebie. -Powiedziałam uśmiechając się delikatnie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Końcówka taka trochę naciągana, ale oczywiście nic lepszego nie mogłam wymyślić. Brakuje trochę tego czasu jak się do siebie zbliżali przez ten rok, ale oczywiście moja wena nie uwzględniła tego braku więc musicie mi to wybaczyć i wyobrazić sobie coś sami XD
Może kiedyś wpadnie mi coś do głowy i to naprawię, choć raczej w to wątpię, ale kto może wiedzieć co mi odwali XD
Miłego dnia/wieczora/nocy (zależy kiedy czytasz^^)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top