Święta
Prusy x reader
Hetalia
Shot dla Youkichan2007
(≧▽≦)(≧▽≦)(≧▽≦)(≧▽≦)
Zima nigdy nie należała do twoich ulubionych pór roku. Nieprzyjemne zimno i śnieg strasznie cię denerwowały, a kiedy miasto spowijała biel dostawałaś świra. Bez wątpliwości uważałaś zimę za najnudniejszy i smutny czas.
Nienawidziłaś świąt. Może kiedyś, owszem. Jednak od czasu kiedy straciłaś kontakt z rodziną przestałaś je lubić.
Dalej nie mogłaś uwierzyć, że twoi rodzice tak po prostu wyrzucili cię z domu. Wiedziałaś że nie są zbytnio tolerancyjny, ale związanie się z chłopakiem narodowości Niemieckiej wcale nie było powodem do nienawiści. W sumie to bardzo głupi powód i dalej masz żal do rodzicielów że tak cię potraktowali.
Usiadłaś wygodnie na fotelu i spojrzałaś w okno. Śnieg znowu sypał. Białe płatki krążyły powoli na niebie kierując się ku ziemi gdzie dołączały do reszty bezkorowego puchu.
Skrzywiłaś się lekko kiedy panującą w mieszkaniu ciszę przerwał denerwujący dźwięk dzwonka do drzwi. Ociężale wstałaś z ciepłego fotela i ruszyłaś do drzwi. Pod czas tej krótkiej drogi, którą i tak pokonałaś w dużo dłuższym czasie niż powinnaś, zastanawiałaś się kto ci przeszkadza. W końcu jutro będą święta i wszyscy się do nich przygotowywali, więc nikogo się nie spodziewałaś.
Otworzyłaś drzwi wpuszczając do korytarza zimny powiew powietrza. Zazdrżałaś mimowolnie i spojrzałaś na uśmiechniętą twarz swojego gościa, który zdecydowanie powinien być gdzieś indziej.
- Witam najbardziej zaglibistą kobietę jaką znam! - zawołał wesoło chcąc cię przytulić, jednak zrobiłaś stanowczy unik nie chcąc być mokra, przez śnieg zalegający na kurtce chłopaka.
- Cześć, Gilbert. Co ty tutaj robisz? - spytałaś wpuszczając go do pomieszczenia i zamykając za nim drzwi.
Chłopak ściągnął z siebie ciepłe ubranie wraz z butami i dopiero wtedy cię mocno przytulił. Odwzajemniłaś gest zarzucając obie ręce na jego szyję, a na twoich ustach pojawił się mimowolny uśmiech.
Z Gilbertem znacie się od czasów gimnazjum. Ten wesoły i ciut nadpobudliwy idiota od razu zdobył twoją sympatię. Połączyła was bardzo wyjątkowa przyjaźń, która wkrótce przerodziła się w coś większego. Krótko po skończeniu liceum zaczęliście ze sobą chodzić.
- Ano mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia! - uśmiechnął się szeroko i pocałował cię w nos.
Przechyliłaś lekko głowę nie wiedząc co usłyszysz. Wiedziałaś, że twój ukochany miewał różne głupie pomysły, na które zwykle przystawałaś. Podobało ci się to, że możecie się razem powygłupiać, chociaż często nie kończyło się to za dobrze.
- Mam się bać? - spytałaś szczerze, na co ten się roześmiał w swój oryginalny i niepowtarzalny sposób.
- Co ty na to żebyś spędziła te święta u mnie? - spytał uspokajając się i patrząc uważnie w twoje oczy.
Zaskoczyła cię ta propozycja. Gilbert doskonale wiedział że nie obchodzisz świąt Bożego Narodzenia i zdawał sobie sprawę z jakiego powodu, dlatego nigdy ci o nich nie wspominał. Zachowywał się przy tobie jakby to święto nie istniało. Chociaż jego rodzina zawsze obchodziła je bardzo hucznie, czego również byłaś świadoma.
- Gilbert... ja nie obchodzę świąt. - uświadomiłaś go delikatnie. Odsunęłaś się również na kilka krótkich kroków, by móc bezproblemowo spojrzeć mu w oczy, nie zadzierając przy tym głowy do góry jak idiotka. W sumie to nie twoja wina, że wybrałaś sobie chłopaka który jest wyższy od ciebie o głowę.
- Wiem Skarbie. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Zdaje sobie również sprawę z faktu, że jeśli nie będzie z nami żadnej odpowiedzialnej osoby to się pozabijamy. W końcu ma się zebrać moja rodzinka. - zaśmiał się nerwowo i podrapał po karku.
Zmarszczyłaś brwi nie będąc pewna co do tej propozycji. Już dawno nic takiego nie świętowałaś.
- No nie wiem... - mruknęłaś.
Chłopak westchnął ciężko i ujął twoje dłonie w swoje odpowiedniki. Spojrzał również w twoje oczy z nadzieją.
- Proszę [t/i]! Zrób to dla mnie. Nie pozwól mi zwariować pośród mojej własnej rodzinki. Tylko w tym roku. Obiecuję! - zawył żałośnie.
Nie chciałaś zrobić chłopakowi przykrości, dlatego się zgodziłaś. Lubiłaś rodzinę Gilberta, przez co nie czułaś się skrępowana idąc do nich. Oczywiście wbrew namowom albinosa postanowiłaś kupić im jakieś upominki, jednak najpierw wypytałas kto dokładnie będzie na kolacji. Okazało się, że oprócz kuzynostwa, będzie tam również kilka osób, których kompletnie nie kojarzyłaś. Jednak również i im coś kupiłaś.
Owinęłaś się cieplej szalikiem stając przed drzwiami do domu Niemca. Słyszałaś hałasy dobiegające z środka. W oknach nie mogłaś jednak dojrzeć nikogo. Dochodziła już osiemnasta, przez co było już całkiem ciemno. Z tego co mówił ci twój chłopak kolacja była ustalona na godzinę dwudziestą, przez co nie musiałaś się śpieszyć i mogłaś przyjść wieczorem.
Odetchnęłaś cicho i zapukałaś w drzwi. Długo nie minęło zanim usłyszałaś stłumiony odgłos kroków. Drzwi się otworzyły, a twój wzrok złączył się z zielonymi tęczówkami osobnika po drugiej stronie. Byłaś zaskoczona, gdyż nie znałaś tego chłopaka.
- Ah! - zawołał wesoło z szerokim uśmiechem. - Ty zapewne jesteś [t/i]! Wejdź, wejdź! - odsunął się lekko wpuszczając cię do ciepłego pomieszczenia.
Ściągnęłaś kurtkę w podałaś ją szatynowi, który w tym czasie zamknął za tobą drzwi.
- Mam na imię Antonio. Przyjaźnie się z Gilbertem od dzieciaka! Dużo o tobie mówił. - odwiesił twoje ubranie i uśmiechnął się szeroko, co lekko odwzajemniłaś.
- Ja za to o tobie nie słyszałam nic. - przyznałaś szczerze na co on jedynie wzruszył luźno ramionami.
- Taki już jest Gilbert. - przyznał a ty potwierdziłaś skinieniem głowy.
Mimo że znałaś drogę to pozwoliłaś zaprowadzić się do salonu. Na środku owego pomieszczenia stała duża choinka. Pod nią leżało dużo kolorowo owiniętych pudełek i reklamówek. Wśród nich zauważyłaś również te co rano dałaś Gilbertowi by nie przynosić ich teraz. Ucieszyłaś się, że chłopak nie narzekał, z faktu że znowu wydajesz niepotrzebnie pieniądze.
- [t/i]! - usłyszałaś wesoły, dziewczęcy głosik, zanim coś mało co nie wywróciło cię na podłogę.
Zaskoczona odwróciłaś głowę by spojrzeć na niską dziewczynkę, która się do ciebie przytulała. Kilka kroków za nią z lekkim półuśmiechem stał Vash, jeden z kuzynów twojego chłopaka. Owej dziewczynki, jednak nie znałaś.
- Lili. Nie strasz proszę [t/i]. - odezwał się Vash, podchodząc do was.
Uśmiechnęłaś się do niego lekko. Zwingli zdecydowanie należał do jednej z twoich ulubionych osób w tej dziwnej rodzinie. Łączyła was miłość do broni palnych.
- Dobrze braciszku. - dziewczynka odsunęła się od ciebie z uśmiechem i stanęła obok Szwajcara.
- To jest Lili. Moja młodsza siostra przyrodnia. - przedstawił ją a ta uśmiechnęła się szeroko.
- Miło cię poznać. - również się uśmiechnęłaś.
- Ciebie również. Dużo o tobie słyszałam od braciszka! - przyznała a ty się zaśmiałaś.
Spojrzałaś z uśmiechem na kolorową choinkę. Tak dawno nie obchodziłaś świąt, że już zapomniałaś jak to jest. Zapomniałaś jak to jest być otoczoną przez rodzinę, która szczerze cię kocha.
- Fajnie że w końcu jesteś. - usłyszałaś za sobą znany ci głos. Poczułaś również jak ramiona chłopaka owijają się szczelnie wokół twojej talii, na co się uśmiechnęłaś.
- Hej Gilbert. - przywitałaś się podnosząc głowę i patrząc w jego czerwone oczy.
Chłopak uśmiechnął się szeroko odsłaniając zęby. Złożył na twoich ustach szybki pocałunek i odsunął się, dalej trzymając twoją rękę.
Oblizałaś się czując posmak pierników.
- Chodź. Musisz koniecznie poznać resztę towarzystwa. - zawołał ciągnąc cię w stronę jadalni.
Stół był już nakryty. Przy nim siedziało kilka postaci. Poznałaś wszystkich.
Oprócz Antoniego, twój chłopak zaprosił również swojego drugiego przyjaciela, Francisa. Mężczyzna okazał się bardzo miły i trochę spokojniejszy niż Twój ukochany.
Jak się okazało i Ludwig postanowił zaprosić kogoś od siebie. Poznałaś całkiem dziwne rodzeństwo dwóch Włochów. Młodszy z nich, Feliciano okazał się bardzo wesoły i uroczy co cię trochę rozczuliło. Starszy z nich, Lovino mimo że z wyglądu podobny to z charakteru całkiem inny, trochę wredny i z pozoru narcystyczny okazał się zwracać do ciebie z pełnym szacunkiem. Byłaś zachwycona nowym towarzystwem.
To była najgłośniejsza i najbardziej szalona kolacja bożonarodzeniowa na jakiej byłaś. Najpierw Lovino się zdenerwował że musi siedzieć obok Ludwika, czego nie chciał przez co musieliście się przesiadać. Potem Vash pokłócił się o coś, wolałaś nawet się nie mieszać o co, z Roderischem, przez co było trzeba znowu ich rozsiąść, w taki sposób, żeby Szwajcar dalej siedział obok swojej siotrzyczki. Potem się okazało, że przez nieuwagę Gilberta jedno z dań kompletnie się spaliło i nie nadawało do podania. Tak więc zaczęliście jeść zamiast o ósmej to o dziewiątej. Padło ci siedzieć pomiędzy Lovino a Lili, z czego się nawet cieszyłaś, gdyż mogłaś z nimi bez przeszkód rozmawiać. Gilbert niestety nie miał takiego szczęścia i wylądował pomiędzy Ludwikiem i Roderischem, z którymi raczej nie miał wspólnych tematów.
O dziwo kolacja nie okazała się kłopotliwa. Spędziliście ten czas całkiem miło co było dużym wyczynem patrząc na relacje wszystkich. Dowiadywałaś się coraz to ciekawszych rzeczy o swoim chłopaku od jego przyjaciół.
- ... no i wtedy on wpadł do tej rzeki. Rozumiesz to? Jak można najpierw... - paplał Antonio. Mówił co właśnie o kolejnej akcji jego, Francisa i Gilberta gdzie twój chłopak był oczywiście głównym bohaterem.
- Hej! - przerwał mu w pewnym momencie albinos. Wszyscy spojrzeliście na niego. - Otworzymy wreszcie prezenty?! - spytał niczym małe dziecko. W sumie to duchowo dalej nim był. Niekiedy zachowywał się jakby dalej był w gimnazjum, co z tego że pełnoletność ukończył już kilka lat temu? Na szczęście potrafił się w niektórych sytuacjach ogarnąć i zachowywać się jak na swój wiek przystało. Niestety nie była to jedna z takich wyjątkowych sytuacji.
Na jego propozycję przystanęli wszyscy. Z jadalni przenieśliście się do salonu, gdzie Lili z pomocą Feliciano rozdała wszystkim ich pakunki. Musiałaś przyznać, że swoimi byłaś zachwycona. Od Ludwiga dostałaś ślicznego, białego misia z fioletowymi oczkami, od Włochów dwa bilety na darmową wycieczkę do tego cudownego kraju. Od Lili i Vasha dostałaś ręcznie robiony szalik i zestaw czekolady, która starczy ci na długo. Nawet Francis i Antonio postanowili obdarzyć cię śliczną biżuterią w postaci naszyjnika z zielonym kamieniem szlachetnym. Od Roderischa natomiast dostałaś książkę [tytuł ulubionej]. Byłaś zachwycona upominkami, choć nie były one jakieś specjalne.
- Moja kolej. - odlożyłaś swoje prezenty i zaskoczona spojrzałaś na Gilberta, który stał za tobą z uśmiechem. - Również coś dla ciebie mam. - powiedział uśmiechając się miło. Zauważyłaś że trzymał coś w ręce za plecami.
Teraz poczułaś się już zbita z tropu. Wszyscy w salonie nagle ucichli i wpatrywali się w waszą dwójkę. Przechyliłaś lekko głowę patrząc w czerwone oczy chłopaka, który uśmiechał się do ciebie miło.
- Dziękuję. - zaczął. - Zdaje sobie sprawę, że nie lubisz obchodzić świąt, a mimo tego jesteś tutaj teraz. Przyszłaś. Nawet nie wiem ile to dla mnie znaczy [t/i]. Znamy się od bardzo dawna. Chodzimy ze sobą od prawie sześciu lat. Dzięki tobie mój świat stał się weselszy i o wiele bardziej przyjemny. Każdy dzień spędzony z tobą był wyjątkowy. Naprawdę cieszę się, że cię poznałem. Wiem jak bardzo nie lubisz długich przemów, dlatego będę się streszczał. - spojrzał ci w oczy i klęknął przed tobą. Zakryłaś usta zaskoczona i strasznie zdezorientowana. - [t/i], czy uczynisz mnie najszczęśliwszą osobą na tym smutnym świecie i zostaniesz ze mną na zawsze? Wyjdziesz za mnie? - spytał wyciągając w twoją stronę małe pudełeczko, zawierający w sobie ten jeden piękny przedmiot.
Na widok złotego pierścionka z ślicznym czerwonym kryształem poczułaś jak w oczach zbierają ci się łzy. Zacisnęłaś zęby nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Pokiwałaś energicznie głową pozwalając łzom spłynąć po policzkach.
Wystawiłaś lekko rękę pozwalając by chłopak wsunął na Twój palec pierścionek. Następnie wstał z podłogi i przyciągnął się do siebie pozwalając byś się wtuliła w jego tors. Zrobiłaś to bez wahania, słysząc stłumione brawa reszty z towarzystwa.
Tak właśnie zima i święta Bożego Narodzenia stały się twoim ulubionym czasem.
(灬º‿º灬)♡(灬º‿º灬)♡(灬º‿º灬)♡
Hejo.
Tęskniliście za mną? Dawno mnie nie było i zdaje sobie z tego sprawę. Niestety nie mam innej wymówki od braku czasu przez e-lekcje. Mam nadzieję że zrozumiecie.
Wiem że shot nie w temacie. Tutaj idzie lato a ja o zimie pisze. Mimo że shot nie wyszedł tak dobrze jak chciałam to jestem z niego zadowolona w stu procentach. Jestem z niego wręcz dumna. To jeden z najlepszych jakie udało mi się napisać z reader. Jest dobry i jako jeden z nielicznych bardzo mi się podoba.
Jak tam u was? Żyjecie? Dajecie sobie radę? Ja ostatnio bardzo dużo rysuje, choć powinnam się uczyć. No ale tak już jest ze mną. Jeśli czegoś mi się nie chce to nie zrobię tego.
Shot sprawdzany, jednak jeśli pojawią się jakieś błędy to powiedzcie. Nie chcę żeby komuś się niekomfortowo czytało przez błędy, a wiem że takie osoby są. Nie jestem pewna czy pośród was, ale są na pewno.
Shot liczy 2007 słów.
Bye~ do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top