Najprawdopodobniej zapowiedź

Wstawiam to tutaj, gdyż trochę słabo byłoby wstawiać możliwą zapowiedź to opowiadania, w którym dopiero co rozwija się akcja... Kontynuując jest to pierwszy „próbny" rozdział opowiadania pod tytułem Rycerze z Sylvii. Zanim jednak przeczytacie pierwszy „rozdział" to zainteresujcie się opisem:
Trójka chłopców o odmiennych charakterach trafia do magicznej krainy. Okazuje się, że każdy z nich pochodzi z dawno zapomnianych rodów rycerskich. Teraz w zamian za zostawienie ich przy życiu mają oni walczyć przeciwko władcy potworów i jego armii. W wykonaniu tego zadania będzie jednak im potrzebna współpraca, którą zaprzepaszczają każda najmniejszą kłótnią między sobą.

A oto pierwsza część:
To był jeden z najdziwniejszych, jak dotąd, dni dla pani Belindy Tiredness. Wszystko zapowiadało się dla sprzątaczki prestiżowej szkoły Akademii Nauk i Zdolności Specjalnych w Edinburgu wręcz doskonale. Żadne z młodzieży nie zostawiło brudu na korytarzu, nikt nie zrobił jej ani jednego żartu, a co więcej klasowa prymuska - Nicole Irwin (czyt. Irłin) Firewind pomogła jej z przestawianiem pudeł z dekoracjami po święcie Dnia Matki. Wszystko było idealnie. Pani Belinda właśnie miała pójść w stronę swojego skromnego pokoiku na krótką przerwę, kiedy usłyszała krzyki i odgłosy walki dochodzące z sąsiedniego korytarza. Zdziwiona sprzątaczka ruszyła szybkim krokiem w stronę hałasu. Jej oczom ukazała się trójka chłopców - dwóch walczących i jednego rozdzielającego ich. Pani Belinda, która swoją drogą nienawidzi przemocy, krzyknęła na trzech drugoroczniaków z całych swoich sił. Wtedy uczeń, który rozdzielał dwójkę towarzyszy, nadepnął butem na leżący nieopodal jogurt. Substancja zaś będąc pod naciskiem rozlała się na wszystkie strony, brudząc przy tym chłopców i sprzątaczkę. Wkurzona sprzątaczka zaczęła krzyczeć na całą trójkę i zwyzywała ich od niezdar i bandy młotków. Podczas jej głośnego kazania, drzwi od jednej z klas otworzyły się i wyszedł z nich wychowawca łobuzów - Reuel Firewind, wuj Nicole i nauczyciel historii. Pełen zdziwienia podszedł do sprzątaczki i poprosił o wyjaśnienie całego zajścia. Po krótkiej wymianie zdań pani Belindy z nauczycielem, profesor zdecydował umieścić całą trójkę na godzinną kozę zaraz po zakończeniu lekcji.
Zaraz po zajęciach, troje łobuzów ruszyło w stronę gabinetu Firewinda. Kiedy stali już przy pomieszczeniu, podeszła do nich Nicole. Jacob i Cedric zaczęli, jak to mieli w zwyczaju, wyśmiewać się z prymuski, jednak ta niewzruszona, skierowała się do najspokojniejszego z nich Mathew'a. Dwójka ta przyjaźniła się ze sobą od podstawówki i znali się niemalże na wylot, a przynajmniej tak myślał chłopak. Po krótkiej rozmowie na temat wybryku chłopaka, dziewczyna pożegnała się z nim i nie zwracając uwagi na pozostałą dwójkę, odeszła do swoich przyjaciółek. Nagle zadzwonił dzwonek, po którym, w dość szybkim tempie, na korytarzu została tylko trójka chłopców. Nie widząc nigdzie profesora, Jacob chciał jak najszybciej wyrwać się ze szkoły i pójść do domu. Powstrzymał go jednak, wyższy o pół głowy, Cedric. Powiedział pozostałej dwójce, iż zauważył coś świecącego w oknie u drzwiach gabinetu Firewinda. Po krótkiej i bezsensownej dyskusji, w czasie której Matthew starał się wybić chłopakom ten pomysł, cała trójka weszła niepostrzeżenie do gabinetu. Pomieszczenie wyglądem przypominało stary strych. Wszędzie, gdzie nie spojrzysz, walały się kartonowe pudła, a na ścianach pozawieszane były prześcieradła. Jacob podszedł do jednego z zasłoniętych obrazów. Po odsunięciu zakrywającego dzieło materiału, chłopak nagle cofnął się, wpadając tym samym na stare lustro. W tym samym czasie, stare prześcieradło zsunęło się i chłopcom ukazał się widok najdziwniejszego stwora, jakiego kiedykolwiek widzieli. Postać posiadała jasne, niemalże białe włosy i nieskazitelną cerę, która w niepokojący sposób, kontrastowała się z wielkimi, czerwonymi oczami wilka. Usta, przybrane w szeroki uśmiech, ukazywały ostre i białe zęby mogące rozerwać człowieka na strzępy. Mężczyzna, a przynajmniej tak się wydawało, ubrany był w piękny czarny strój, pochodzący zapewne z około osiemnastego wieku, a na głowie nosił ogromną, obsydianową  koronę. Patrząc w oczy postaci na obrazie, trójka chłopców usłyszała dziwny śmiech, a chwilę potem zza stojącego za nimi lustra, wysunęły się olbrzymie, czarne macki, które pochwyciły całą trójkę i wciągnęła do zwierciadła.
Dajcie znać jak wam się podoba i czy chcielibyście, żebym opublikowała to opowiadanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top