My mind feels like a foreign land
Tego dnia słońce świeci niezwykle jasno i niemal oślepia mnie odbijając się w strumyku. Szum małego wodospadu miesza się ze śpiewem ptaków i odgłosami moich kroków gdy nadeptuję na małe gałązki i zeschnięte liście próbując ominąć mrowisko. Czuję się jakbym wstępował w święte miejsce. Herosi nie zapuszczają się zazwyczaj tak głęboko w las, mówią że to niebezpieczne i głupie. Rozglądam się dookoła. Co złego mogłoby się przytrafić w tak spokojnie pięknym miejscu?
I wtedy ją zauważam. Ubrana na biało postać klęczy w wodzie a jej złoto blond włosy opadają bez ładu na jej twarz. Jej ramiona trzęsą się. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że szlocha. Siadam nad wodą w bezpiecznej odległości i chrząkam, by zaznaczyć swoją obecność i nie przestraszyć jej. Istota spogląda na mnie zza jasnej kurtyny, jej niebieskie oczy są zaćmione i opuchnięte a usta wykrzywiają się w grymasie.
-Nie powinno cię tu być-mówi, a jej głos jest obcy i pewny. Chwilę zajmuje mi rozpoznanie czy mówi po angielsku czy greką. Kręcę głową na znak że się z nią nie zgadzam na co ona wykrzywia się jeszcze bardziej i wraca do ponownego wpatrywania się w tafle wody. Po paru minutach, które zdają się być całą nieskończonością, nimfa ochlapuje sobie wodą twarz i wystawia ją na słońce. Wstaję i tym razem siadam tuż obok niej, więc gdy przekręca głowę by na mnie spojrzeć nasze nosy niemal się stykają. Patrzy mi w oczy gdy szepcze:
-Widzisz tą brzozę na samym brzegu kwiecistej polany?-Kiwam głową na potwierdzenie. -Zetnij ją.-Po chwili dodaje błagalnym tonem:-Proszę.
Moje źrenice rozchylają się kiedy uświadamiam sobie o co mnie prosi. O wadze tego, co mówi. Jednak ona nie boi się. W jej głosie słyszę determinacje i coś tak gorzkiego, że równać mogłoby się jedynie z najczerwieńszym granatem Podziemia.
-Ja.. Nie mogę-mówię cicho i słabo a ona wstaje gwałtownie.
-Więc jesteś tchórzem-mówi i stoi tak długo patrząc na mnie z góry z miną, która oskarża mnie o zdradę. A ja nie mogę nic poradzić jak tylko odpowiadać jej spojrzeniem. -Wszyscy jesteście.
Odchodzi i nim zdążę coś powiedzieć rozpływa się wśród drzew.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top