zamiana

Od zawsze fascynował ją taniec. Dawał jej radość, choć czasem tańcząc, smuciła się. Była jedną z tych osób, dla których taniec był formą katharsis; potrafił oczyszczać jej myśli. Niektórzy jej nie rozumieli. Nie doceniali ani nie zauważali wartości tańca. Ba, nawet nie chcieli zrozumieć! Lecz ona nie zważała na ich pytający wzrok ani na ich opinie. Robiła to, co kochała i to było najważniejsze.
Po męczącym dniu w szkole zazwyczaj jadła obiad, odrabiała lekcje i biegła na salę, gdzie dawała się ponieść muzyce i tańczyła. Tym razem jednak było inaczej. Po skończeniu lekcji do jej domu zapukał Artur, chłopak ze szkoły. Uśmiechnął się szeroko oraz wyciągnął w jej stronę bukiet fioletowych tulipanów.
- Prosto z Holandii. Pomyślałem, że spodobają ci się - to mówiąc, podrapał się po karku.
Dziewczyna przez chwilę stała niepewna, jak powinna zareagować. Zdecydowanie się go nie spodziewała. Byli bliskimi przyjaciółmi, ale ona nigdy nie myślała o nim w ten sposób. Nigdy nie pomyślałaby, że pewnego dnia, otwierając drzwi zastanie właśnie jego z kwiatami. Znała go na tyle, by wiedzieć, że zrobił to nie z przymusu, lecz z własnej woli. Obawiała się jednak, że jakkolwiek zareaguje i tak zrani jego uczucia, dlatego stała i nie potrafiła otworzyć ust. Nie chciała go zranić. W końcu po dłuższej chwili zdecydowała się odezwać.
- Dziękuję, ale nie trzeba było. Nie jestem pewna...
- Daj spokój, weź je.
Westchnęła i wzięła je do ręki. Uśmiechnęła się lekko. Artur natomiast włożył ręce do kieszeni czekał, ale ona nie miała pojęcia, na co on czeka. Czy oczekiwał od niej zaproszenia do środka? Przecież wiedział, że dzisiaj miała zajęcia z tańca i miał świadomość, że bardzo nie lubiła ich opuszczać. Musiał pamiętać, że zaczyna je za niecałe czterdzieści minut. Więc na co jeszcze czekał? Czego od niej oczekiwał?
- Dziękuję, ale muszę już iść. Za chwilę tata zawozi mnie do studia - była to półprawda. Do studia zwykle chodziła na piechotę, ale on nie musiał o tym wiedzieć.
- A właśnie! Co powiesz na to, żebym to ja dzisiaj cię podwiózł?
Alicja z wrażenia aż prawie puściła kwiaty. Nigdy jeszcze jej tego nie proponował. Zastanawiała się, co go skłoniło do złożenia owej propozycji i skąd nagle znalazł na to odwagę. Przecież zwykle myślał tylko o sobie. Coś musiało się stać. Zaszła w nim jakaś zmiana, która ją zaniepokoiła.
- Wszystko w porządku, Artur? - spytała zmartwiona.
- W jak najlepszym. To jak? Jedziemy?
Dziewczyna westchnęła.
- Dobrze. Tylko odłożę kwiaty do wazonu.
- Jasne. Poczekam.
Alicja zamknęła mu drzwi przed nosem, ale miała nadzieję, że nie odbierze tego źle. Poszukała wazonu, nalała do znalezionego wody i wstawiła tam bukiet tulipanów. Wtem rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Po odblokowaniu telefonu zdziwiła się. Napisał do niej Artur. Ten sam chłopak, który czekał na nią przed jej domem.

Ni wiezr mi

Wiadomość brzmiała niepokojąco i dziwnie. Alicja od razu pomyślała, że to żart. Nie pozbyła się jednak niepokoju, dlatego postanowiła spytać Artura, jaki miał cel w wysłaniu jej owej wiadomości. Wzięła ze sobą swoją torbę z rzeczami na przebranie i wyszła z domu. Od razu pokazała wyświetlacz chłopakowi.
- Co miałeś na myśli?
Przez jego twarz przeszły emocje, których nie potrafiła określić. Później zaśmiał się i niedbale machnął na to ręką.
- To był tylko żart. Jedźmy.
Jego odpowiedź nie uspokoiła dziewczyny, mimo to wzruszyła ramionami i zaczęła iść w stronę jego samochodu. Zaraz potem nieoczekiwanie odwróciła się w jego stronę, uśmiechnęła się i odparła:
- Niderlandy.
Mina chłopaka sprawiła, że dziewczyna się zaśmiała. Próbowała pozbyć się uczucia niepokoju, lecz ten nie opuszczał jej. Wciąż miała wrażenie, że coś było nie tak. Nie miała pojęcia, jak to interpretować.
- Holandia to teraz Niderlandy.
- Racja - uśmiechnął się i przewrócił oczami.
Alicja zajęła miejsce obok kierowcy, którym dzisiaj był Artur. Chłopak również nie ociągał się z wejściem i natychmiast po zajęciu swojego miejsca ruszył. W granatowym golfie zapanowała cisza, ale najwyraźniej obojgu ona nie przeszkadzała. Dziewczyna wymieniała wiadomości z jakąś koleżanką, która już dotarła do studia tańca, a Artur zastanawiał się nad swoim planem. Musiał zachować spokój, jeśli chciał, by wszystko się udało. Na szczęście Alicja jeszcze nie zauważyła, że jedzie on w innym kierunku niż powinien. Jej obawy bowiem były słuszne. Coś z nim było nie tak, ponieważ to nie był wcale Artur, tylko jego brat bliźniak, którego rodzina trzymała w tajemnicy przed światem, gdyż szybko okazało się, że ma skłonności sadystyczne, wręcz psychopatyczne. Od wczoraj podawał się za Artura, by móc porwać jego koleżanki, ponieważ od zawsze chciał posiadać dziewczyny, nad którymi miałby władze. Świat utrudniał mu spełnienie tej fantazji, więc postanowił iść jemu na przekór. W końcu wizja nagich dziewczyn, które są jego własnością okazała się tak zagnieździć w jego umyśle, że poprzysiągł ją ziścić. Układał plan miesiącami w swoim pokoju, który był jego więzieniem, by ten był doskonały. Jego ojciec był szanowanym psychiatrą, a matka znaną prawniczką, dlatego zamkneli go w jego własnym pokoju, czyniąc z niego jego własną izolatkę. Matka wolała, by syn - psychopata - nie zepsuł jej kariery i twierdziła, że ojciec jest w stanie mu pomóc. Wszystkie swe wymagania przelali na Artura, gdy jego brat okazał się inny, niż przypuszczali.
- Artur? - Alicja odłożyła swój smartfon do torby, kończąc tym samym pisanie z koleżanką.
- Tak?
- Jesteś pewien, że dobrze jedziemy? Wydaje mi się, że studio jest w drugą stronę.
- Zaufaj mi - odparł, nie odpowiadając jej na pytanie.
Dziewczyna, mimo woli, zadrżała, co zostało zauważone przez chłopaka.
- Zimno ci?
- Trochę.
- Mam z tyłu koc. Przynieść ci?
- Nie trzeba. Zaraz przecież będziemy na miejscu.
Słysząc to, chłopak zaczął się śmiać. Wyrwało mu się, ale już i tak miał za chwilę wyjawić swoje intencje wobec niej, więc nie przejął się tym. Nieoczekiwanie skręcił w las. Zaparkował na pustym leśnym parkingu i zablokował drzwi.
- Zaraz co? Artur, co się dzieje? - przerażenie w tych słowach napawało go satysfakcją i pewnego rodzaju podniesieniem.
- Nie martw się. To nie jest jeszcze nasz przystanek. Mam na imię Andrzej. Przyjaciele wołają na mnie...
- Czy to jakiś żart? - zadrżał jej głos, co spodobało się chłopakowi.
- Nie, porwanie, byś wreszcie mogła przeżyć jakąś przygodę - uśmiechnął się do niej, patrząc prosto w jej błękitne, wystraszone oczy.
Dziewczyna nie bardzo wiedziała jak zareagować. Szarpanie za klamkę przy drzwiach byłoby żałosne i bez sensu, gdyż drzwi były zablokowane. Ucieczka na tym etapie nie wchodziła w grę, więc postanowiła się uspokoić i spróbować wymyśleć jakiś plan.
- Dam ci szansę na ucieczkę. Chcę wycenić twoje możliwości. Pod warunkiem, że porzucisz gdzieś w środku lasu swoją torbę. Ponadto uważaj na zasadzki, które zostawili kłusownicy. Nie pomogę ci, jak w którąś wpadniesz, chyba że sam ją zrobiłem. I najważniejsze - muszę cię oznaczyć. Nie zadawaj pytań i wyciągnij rękę albo sam ją wezmę.
Alicja westchnęła ze zrezygnowaniem. Jego przerażający uśmiech sprawiał, że przez chwilę się wahała, ale w końcu wyciągnęła lewą rękę. Chłopak wyjął z kieszeni scyzoryk, na który widok dziewczyna spuściła głowę - nie lubiła widoku krwi.
- Połóż rękę na torbie.
Wykonała polecenie. Andrzej zaś wziął jej rękę. Przejechał najpierw po niej łagodnie palcem, by delikatnie naciąć ją obok ważnej żyły. Krew poleciała na torbę zgodnie z planem chłopaka. Gdy Alicja znalazła w sobie siłę, by spojrzeć na miejsce, które naciął, zobaczyła mały, czerwony iks. Rana była dość głęboka, by jak najwięcej krwi spadło na torbę lub jej ubrania. Chłopak uśmiechnął się, widząc jej minę i odparł:
- Ćwiczyłem najpierw na sobie - podwinął rękaw koszuli, a jej oczom ukazały się liczne blizny po małych iksach.
- Okej.
- Dam ci dwie minuty w nagrodę za twoją współpracę. Biegnij - odblokował drzwi oraz nastawił stoper.
Dziewczyna bez wahania wzięła swoją torbę i wybiegła. Wtedy chłopak przypomniał sobie, że zapomniał o czymś istotnym. Miał zabrać ją najpierw w głąb lasu, a później puścić, by uciekła. Jak mógł o tym zapomnieć? Od leśnego parkingu do głównej drogi nie jest aż tak daleko. Mając dwie minuty może z łatwością mu uciec. Jak mógł być tak rozkojarzony, żeby to pominąć? To pewnie przez jej perfumy lub jej wiarę w to, że jest Arturem. Cokolwiek to było, Andrzej tego nienawidzi. Jeśli teraz by wyszedł przed upływem dwóch minut straciłby w jej oczach dobre imię, ale ona nie mogła mu uciec. Z tych wszystkich dziewczyn, jakie do tej pory porwał - jej jedynej przyniósł kwiaty. Zadurzył się w niej. Chłopak wyszedł z samochodu brata i z furią wybił w nim tylne okno z lewej strony. Jego pięść krwawiła, lecz nie przejął się tym, ponieważ ból fizyczny pomógł mu się nieco opanować. Postanowił wykonać telefon do przyjaciela.

Tymczasem Alicja biegła w kierunku drogi. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Andrzej z pewnością popełnił jakiś błąd, dając jej dwie minuty, podczas gdy główna droga była tuż tuż. Jego pomyłka oznaczała dla niej możliwość ucieczki. Nie miała pojęcia, ile biegnie ani nie miała ochoty myśleć o ranie na ręce, która zdążyła już poplamić jej bluzkę, spodnie i buty, ale czuła radość, bo już słyszła samochody. Wolność była na wyciągnięcie ręki. Jednak na szosę, którą biegła wjechało jakieś czarne audi i zatrzymało się centralnie przed nią. Dziewczyna momentalnie zatrzymała się, czując że to nie może być przypadek. Z samochodu wyszedł jakiś mężczyzna.
- Panienka Alicja?
Nie uzyskał odpowiedzi, więc podszedł bliżej. Był szybki i silny. Dziewczyna nie zdążyła nawet zareagować, gdy chwycił jej lewą rękę i zobaczył krwawy znak. Miał na sobie białe rękawiczki, co kontrastowało z jego czarnym ubiorem.
- Miło mi poznać, panienkę - puścił ją, by następnie wziąć ją na ręce i przerzucić sobie przez ramię. Torba, którą trzymała upadła na piasek.
Nieznajomy włożył ją na tylne siedzenia i zamknął drzwi, które ze strony dziewczyny nie miały żadnej klamki. Następnie wziął jej torbę na przednie siedzenie, by później usiąść i móc pojechać na leśny parking, gdzie czekał na nich Andrzej z tym swoim przerażającym uśmieszkiem. Mężczyzna wysiadł z pojazdu, biorąc jej torbę i zostawiając otwarte drzwi.
- Masz szczęście, że byłem w pobliżu, inaczej mógłbyś jej nie złapać.
- Dzięki. Poczekaj chwilę.
Andrzej podszedł do audi i wetknął głowę do środka. Rzucił dziewczynie jakieś dresy i rozkazał:
- Przebież się.
- Nie.
- Wolisz, żebym ja cię przebrał?
Jej mina wystarczyła za odpowiedź. Wzięła dresy od niego i zaczęła się przebierać. On w tym czasie wyjął ze swojego samochodu apteczkę. Nieznajomy natomiast wziął od dziewczyny jej stare ubrania, a następnie bez słów poszedł w las, wcześniej wymieniając się kluczykami od samochodów z Andrzejem. Chłopak otworzył tylne drzwi i chwycił jej rękę, którą wcześniej naznaczył krzyżykiem. Zabandażował ją, po czym zamknął drzwi. Dziewczyna była zbyt słaba, żeby cokolwiek zrobić. Mimo że rana była mała, Andrzej postarał się, by mocno krwawiła, co sprawiło, że nieco jej ubyło. Chłopak usiadł za kierownicą samochodu, w którym była Alicja i odjechał.

***

Alicja nie miała pojęcia, ile czasu przebywała na łasce Andrzeja wraz z innymi dziewczynami i Arturem. Szczegóły swojego porwania zaczęły wymykać się jej z pamięci, a dni zlewały się jej w jedno. Każdy wyglądał tak samo. Pobudka, śniadanie, Andrzej i jego ludzie znęcający się nad nimi oraz wykorzystujących ich, obiad, powtórka z rozrywki, kolacja, kąpiel i sen. Dziewczyna zawsze starała się zapomnieć chwile, gdy była wykorzystywana. Uciekła wtedy do fikcyjnego świata, który stworzyła w swojej głowie. Natomiast godziny gdy zostawała sama wśród innych zniszczonych dziewczyn i Artura, przeżywała w strachu. Jedna z porwanych dziewczyn, jedyna która ślepo wierzyła w optymistyczne zakończenie ich historii, która splotła się w dość nieprzyjemnych okolicznościach czasami starała się zamienić godziny strachu w mniej przerażające śpiewem lub wesołymi opowiadaniami z jej życia oraz zasłyszanymi od innych. Płaciła za to porcjami obiadu i była najbardziej wyśmiewana przez oprawców, lecz pozostali towarzysze niedoli byli jej za to wdzięczni, chociaż nie potrafili wyrazić tego słowami. Wystarczyło to, że od czasu do czasu dzielili się z nią jedzeniem albo pomagali jej powstrzymać wesołą atmosferę wśród grozy panującej w ich sercach. Artur czuł się winny i każdego wieczoru płakał, przepraszając je za swojego brata, który w takich momentach śmiał się i drwił z niego.

***

Osiemdziesiątego siódmego dnia strachu, według kalendarza jednej z nich, Artur targnął się na swoje życie i udało mu się. Andrzej postanowił zostawić ciało brata na jego materacu i zakazał go grzebać. Nie wierzył w jego śmierć. Następnego dnia zbudzili je policjanci, nie oprawcy, co oznaczało dla nich wolność. Poprosiły o możliwość pogrzebania Artura, a później zostały przesłuchane. Mogły przestać się bać o przyszłość, a o nią zawalczyć, ponieważ wszystkie potrzebowały pomocy psychiatry. Sytuacja, w której były zaostrzyła ich więzi i sprawiła, że zostały przyjaciółkami. Wspólników Andrzeja złapano w dzień ich wyzwolenia, a jego samego dwa dni później. Okazało się, że nie zatarł wszystkich śladów, co pomogło policjantom go znaleźć. Spędzą długie lata w więzieniu, co ucieszyło większość z dziewięciu dziewczyn. Niektóre z nich nadal żyły w strachu, lecz nie obezwładniał już je. Po wyjściu stamtąd tylko jedna z nich popełniła samobójstwo, dwie uległy paranoi, a z trzy były w ciąży, lecz tylko jedna zdecydowała się urodzić. Oprócz pomocy psychiatry miały siebie nawzajem i swoich bliskich, co pozwoliło większości z nich, w tym Alicji, wrócić do namiastki dawnego życia. Żadna z nich jednak nigdy nie będzie w stanie zapomnieć, ponieważ mały, czerwony iks zawsze będzie przypominał im o tym, co przyszły. Prócz blizn na duszy dostały bliznę namacalną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top