#29
Dość łatwo udało mu się dostać do zamku, co było dużym zaskoczeniem. Spodziewał się raczej, że przyszła następczyni tronu będzie bardziej pilnowana. Przynajmniej w jego mniemaniu powinna była być cały czas pod nadzorem, przecież istnieje organizacja, która pragnie pozbawić ją głowy. Pragnie, by jej młodszy brat dostał koronę, zamiast niej. Czy aby na pewno byłaby taka głupia, by nie otaczać się lojalnymi strażnikami? Najwyraźniej takich nie było aż tak wielu, jak mogłoby się zdawać podczas oficjalnego potwierdzenia jej przyszłego przejęcia władzy. A może zbyt łatwe przedostanie się za mruy zamku było pułapką? Ernest nie mógł zapanować nad uczuciem niepokoju, który zagościł w jego sercu. Pozostawał ostrożny, kierując się w stronę komnaty księżniczki, którą miał porwać, by następnie organizacja, do której należał mogła publicznie dokonać na niej egzekucji. Za co? Coś, by się znalazło.
Przemierzał kamienne i słabo oświetlone korytarze uważnie, wypatrując potencjalnych zagrożeń. Miał w rękach łuk. Był przygotowany, mimo to nie chciał, by go dostrzeżono. Wolał zachować element zaskoczenia, jak najdłużej. Droga powrotna miała być o wiele łatwiejsza, niż ta, którą właśnie przemierzał, dlatego nie musiał się nią niepokoić. Natomiast bał się, że będzie zmuszony pozbawić kogoś życia, jeszcze nie przyzwyczaił się do krwawych zadań, których to wykonania oczekiwano od wszystkich członków owej organizacji o wdzięcznej nazwie - Veto dla Księżniczki, w skrócie VK.
Udało mu się dojść do jej komnaty bez żadnych przeszkód. Najwidoczniej odwrócenie uwagi przez Aleksego i nikła ilość strażników podziałały dla niego korzystnie. Postanowił po robocie podziękować koledze, o ile uda mu się uciec. Przygotował łuk do strzału lub przestraszenia dziewczyny. Ostrożnie otworzył drzwi i zamarł, celując w nią. To, co zobaczył na chwilę go zdezorientowało.
- O cholera. Czekaj tylko się ubiorę - zastał ją, bowiem na masturbacji.
Gdyby był postacią komiksową lub animowaną, opadłaby mu szczęka. Nie spodziewał się przyłapać przyszłej królowej w dwuznacznej pozycji bez ubrań. Wstała natychmiast i zaczęła się ubierać. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Jej ciało wydało się dla niego piękne. O duszy nie mógł się jeszcze wyrażać. Kiedy już się ubrała, pośpiesznie zamknął drzwi od komnaty i spojrzał na nią.
- Jakby ktoś pytał, nic nie widziałeś - czerwień na jej twarzy wyrażała zawstydzenie, ale powoli robiła się mniej widoczna. - Niech zgadnę jesteś jednym z członków VK? Bądźmy szczerzy wobec siebie. Przyszedłeś mnie zabić czy porwać?
Ernest chwilę jeszcze stał, celując w nią z łuku. Nie mógł uwierzyć w to, czego był przypadkowym świadkiem. Wpatrywał się w jej niebieskie oczy, zadarty nos, pełne malinowe usta i potargane, kasztanowe włosy. Była uosobieniem piękna, więc dlaczego nie miała kogoś do zabawiania się? VK twierdziło, że posiada takową "maskotkę", co było jednym z kilku powodów, dla których zgodził się wykonać rozkaz 37 - „Porwać księżniczkę w imię sprawiedliwości”. Nie miał pojęcia kto był twórcą tegoż rozkazu. Przełknął wreszcie gulę w gardle i odpowiedział poddenerwowanej dziewczynie:
- Wykonuję tylko rozkazy. Idziesz ze mną. Jestem pewien, że VK sprawiedliwie cię ukaże.
- Ha. Ciekawe za co chcą mnie ukarać. Za to, że jestem starsza od Konstantego? Za to, że nie podoba im się wizja wykonywania rozkazów kobiety?
- Idziesz ze mną. To z nimi będziesz mogła dyskutować do woli. Moimi szefami.
- Widzę, że nie mam wyboru. Pamiętaj jednak, że nasz kraj pod rządami mojego brata zmieni się w istne piekło na ziemi. Wspomnisz moje słowa, gdy tak się stanie i być może pożałujesz wraz ze wszystkimi swoich, waszych decyzji. Jestem pewna, co do tych słów, bo spędziłam z nim, nie ukrywajmy, większą część mojego życia i to on posiada "zabawki", dlatego widziałeś to, co widziałeś. Mam nadzieję, że zachowasz to dla siebie. Pff... Musisz, bo inaczej sprzeciwisz się VK, a tego nie chcesz, prawda?
- Skończyłaś?
- Tak. Myślę, że nic więcej mądrego nie mam do powiedzenia. To jak? Idziemy?
Zaskoczył się tą odpowiedzią, co rozśmieszyło księżniczkę. Zaraz potem wrócił do zgrywania twardziela i stłukł szybę w najbliższym oknie. Stamtąd strzelił odpowiednią strzałą z liną w drzewo. Przeklnął, widząc dwóch strażników na warcie.
- Na twoim miejscu zabarykadowała bym drzwi. Pozwoliła bym mi zacząć wydzierać się o pomoc i poczekała aż ci dwoje pod oknem wbiegną do środka pałacu - wyszeptała w jego ucho.
Odruchowo zamachnął się i ją walnął. Wylądowała na podłodze z rozwalonym nosem, mimo to uśmiechnęła się do niego, gdy on patrzył na nią z przestrachem w szarych oczach.
- Spokojnie. Zasłużyłam. Nie powinnam była się skradać.
- Dlaczego podsunęłaś mi rozwiązanie? Czy masz w tym jakiś interes?
- Nie. Po prostu mam dość pałacowego życia. Mam ochotę przeżyć przygodę. Porwanie zapowiada się ciekawie, więc nie zepsuj tego - jej pogodny uśmiech, potęgował w nim uczucie niepokoju.
Mimo wszystko skorzystał z planu dziewczyny, który się powiódł. Ona sama pierwsza ochoczo zjechała po linie, a on za nią. Nie mógł się nadziwić, że ta akcja okazała się być taka łatwa. Nawet jej nadgarstki związał tylko dla pozoru. Szedł z nią, drapiąc się po czarnej brodzie. Zastanawiał się nad swoją i jej sytuacją. Nie potrafił uzasadnić jej czynów, co skutkowało jego skupieniem oraz maksymalną czujnością. Księżniczka zaczynała go intrygować. Wsiadł z nią na konia, swojego wiernego wierzchowca. Skierował się prosto do bazy swojej organizacji, dla której wykonywał owy rozkaz 37. Po pewnym czasie dziewczyna zasnęła na jego klatce piersiowej, a on patrząc w jej spokojną twarz zastanawiał się, czy aby na pewno powinien dokończyć swoje zadanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top