#13

Obiecałam i oto jest! One-shot dla malenne1 proszę ❤

Dopiero, co się obudził. Jednak liczył na to, że usłyszy jej głos nad swoim uchem. Mimo to nic nie usłyszał. Zobaczyć nie mógł, gdyż urodził się niewidomy. Teraz, po wypadku, groził mu też i wózek inwalidzki. Westchnął głęboko. W tych życiowych trudnościach jednak nie był sam. Z tego, co słyszał była blondynką o bardzo jasnych oczach. Wyobrażał ją sobie zawsze z szarymi tęczówkami. Ona właśnie zaakceptowała to, że do końca życia nie będzie mógł jej zobaczyć i pokochała go takim, jakim był. Mimo tego spotykali się bardzo rzadko, co wewnętrznie go raniło. Na drodze ich miłości stali jej rodzice. To oni nie zaakceptowali tego, że ich córka pragnie być z czarnoskórym, niewidomym mężczyzną. Skrycie podejrzewał ich o zwykły rasizm. Na każdym kroku próbowali zniechęcić ją do niego. Może wreszcie im się udało? W końcu liczył, że usłyszy nad sobą jej słodki głos, a nic takiego się nie stało. Wnet usłyszał otwieranie się drzwi i czyjeś kroki. Może to ona? Nie... Ten ktoś stawiał za ciężkie kroki. Zasmucił się, ale wciąż miał nadzieję, że ona przyjdzie. Weźmie za rękę. Powie, że będzie dobrze. Powie, że kocha i on też o tym ją zapewni. Pocałuje w usta na pożegnanie, co on odwzajemni. Po prostu będzie obok w tym trudnym dla niego momencie. W końcu niewidomy na wózku to podwójna katorga.

- Cześć bracie.

- Hej.

Filip Saidi pamiętał, jak jego rodzice go nie chcieli, bo usłyszeli, że jest niewidomy. Oddali go do sierocińca. I tak trafił do rąk białych, ale dobrych ludzi, którzy go ochrzcili i nadali mu nowe imię, by mógł, jak usłyszał od nich, zacząć nowe życie. Rodzina bardzo go wspierała, a szczególnie brat Antek. Był najstarszy z gromadki adoptowanych i od razu stał się jego najlepszym kumplem.

- Wiesz już coś?

- Agnieszka przyjdzie do ciebie wieczorem. Zaraz po naszych rodzicach. Pomogę jej się wymknąć z domu, bo poprosiła mnie o pomoc.

- Dobra. A co z wózkiem?

- Na razie nie myśl o tym. Muszą zrobić jeszcze jakieś badania... Opowiesz mi o tym wypadku?

- No po prostu przechodziłem, tak mi się wydaję, że przez pasy, ale niestety potrącił mnie samochód.

Antek został jeszcze przez chwilę. Opowiedział mu, co w domu i poszedł. Natomiast Filip czekał z niecierpliwością na wieczór. Chciał usłyszeć, chociażby tylko jej głos. Marzył o tym, by wreszcie przejrzeć i móc ją zobaczyć, podziwiać. Jednak to marzenie nie miało się nigdy spełnić i przez to posmutniał. Wreszcie po jakimś badaniu przyszli rodzice. Opowiedzieli, co słychać w domu. Popytali jak się czuje. Dali jakiś plecak, w którym zapakowali mu wszystko, co najlepsze, według nich. Zapewnili o tym, że go kochają mimo wszystko i zostawili go. A on wysłuchał wszystkiego z stoickim spokojem, a potem czekał aż jego ukochana zjawi się w drzwiach. Wydało mu się, że minęła wieczność od wyjścia rodziców, ale uwierzył bratu i czekał na dziewczynę, dla której codziennie wstawał z łóżka. Miał nadzieję, że ją usłyszy jeszcze dziś. Jakże jego radość była ogromna, gdy usłyszał otwieranie się drzwi, jej ciche kroki i jej słodki, nieśmiały głosik:

- Mogę wejść?

- Jasne. - nie zwlekał z odpowiedzią.

Agnieszka usiadła na krześle obok niego. Niepewnie wzięła jego rękę w swoją. Jednak potem zrezygnowała z tego. Puściła go, by po chwili móc wtulać się w jego tors. Tęskniła za nim cho##rnie mocno. Dziś dowiedziała się o tym wypadku i miała ochotę zostawić wszystko, by móc zjawić się błyskawicznie koło swego wybranka serca. Jednak nie udało jej się to. Dopiero teraz mogła być obok ukochanego. Poczuła jego rękę, która głaskała ją po plecach. Było jej niezwykle dobrze móc być tutaj, obok niego. Oby tylko nie dowiedzieli się o tym jej rodzice. Głupi rasiści, realiści i materialiści, co dla swojej jedynaczki zaplanowali już całe życie i nie chcą zaakceptować jej chłopaka ze względu na jego wady. Wprawdzie je ma, ale ma także i zalety, jak każdy. Lecz oni widzą w nim tylko wady. Ona natomiast jest gotów dziś i teraz założyć z nim rodzine. Wziąć ślub wbrew rodzicom i żyć z nim, dopóki śmierć nie rozłączy. Oni myślą, że zamykając ją na noc w pokoju wszystko załatwią. Ograniczają ich spotkania do minimum i myślą, że w ten sposób ich miłość upadnie. Jednak to jest prawdziwa, szczera miłość. Oni ją tylko tym sposobem podsycają i sprawiają, że kochankowie tęsknią za sobą coraz to bardziej. Jednak dziś dziewczyna zdobyła się na to, by wymknąć się cicho z domu i przyjść tu jako dowód jej miłości. Po chwili przestała go tulić. Usiadła i chwyciła go za rękę.

- Przepraszam, że pobrudziłam ci piżamę moimi łzami...

- Nic nie szkodzi. Dlaczego płaczesz?

- Ze szczęścia, że mogę być tutaj i trzymać cię za rękę. A przede wszystkim mogę cię pocałować dłużej niż zwykle, bo nikt nie ma dzisiaj prawa nam przeszkodzić...

Wypowiedziawszy te słowa dziewczyna lekko się uśmiechnęła i odetchnęła z ulgą. Zawsze chciała to powiedzieć. Pragnęła, by ich spotkanie trwało dłużej niż kilkanaście minut. Zbliżyła swe usta do jego ust i złożyła na nich pocałunek. Odwzajemnił. Trwali tak długo, by móc nacieszyć się sobą przed ponownym, nieuniknionym rozstaniem. Aż wreszcie ona przestała i jeszcze raz przytuliła się do niego.

- Kocham cię i zawsze będę... - wyszeptał.

- Ja też cię kocham i mimo, że oni tego nie chcą poślubię cię...

- Wiesz? Może oni mają rację... Będę tylko ciężarem dla ciebie... Nie chcę tego... Może lepiej będzie, jeśli ich posłuchasz i odejdziesz... Będzie nas to boleć, ale...

- Ciii... Już nic nie mów. Chcę być tylko z tobą i z nikim innym, jasne? Jesteś moim księżycem, a ja chcę być twoim słońcem, dobrze? I proszę nigdy więcej tak nie mów.

- Jak sobie życzysz, słońce.

Chcąc, nie chcąc zaśmiali się. Pocałowali się jeszcze raz, krócej na pożegnanie. Musieli się rozstać, choć żadne z nich tego nie chciało. Pragnęli być obok siebie każdego dnia. Pragnęli o wschodzie i zachodzie patrzeć na siebie. Choć jedno z nich było niewidome, drugie zastępowałoby mu oczy. Mimo rozstania ich miłość kwitła z dnia na dzień. Pomimo tego, że ich związek nie wszystkim się podobał oni już zaczęli snuć wspólne plany na przyszłość. I nikt nie mógł ich powstrzymać, gdyż ich miłość była wciąż żywa i wciąż rozkwitała na nowo w ich sercach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top