#11

Siedział na ławce w parku. Rozważał czy powinien iść przeprosić swojego przyjaciela, z którym rano się pokłócił. Jednak odrzucił ten pomysł, dochodząc do wniosku, iż to on powinien pierwszy przeprosić. Wstał i poszedł w kierunku knajpy, gdyż zaburczało mu w brzuchu. Był głodny. Nagle przed nim stanął Midoryia Izuku. Bakugo Katsuki był wielce zaskoczony jego obecnością tutaj.

- Cześć Kacchan.

- Nara Deku. - chłopak bowiem nie lubił tamtego, dlatego przyśpieszył kroku.

Lecz w jego obecności czasem czuł się dziwnie nieswojo. Ten mały zielonowłosy koleżka był upierdliwy i wkurzający, ale czasem wpadał na dobre pomysły. Zresztą Bakugo nie miał za co go lubić. Za jego głos? Za jego uśmiech? Za jego nos? Zdecydowanie nie. Jednak coś go kusiło, by zobaczyć, co młody kryje pod ubraniami. Z trudem odpędził od siebie ową myśl i znów poczuł głód.

- Ej Kacchan, gdzie idziesz?

- Nie twoja sprawa.

Mimo, iż chłopak szedł naprawdę szybko, by młody na tych swoich szpyrach nie mógł go dogonić, to i tak Deku znalazł jakiś sposób, by dorównywać mu kroku. Jechał na deskorolce.
Chłopaków zobaczył Amor. Pomieszały mu się drogi i zamiast trafić do swej mitologii trafił do świata Anime. Tak się kończą jego zwariowane podróże po innych światach. Jednak Amor zdecydował, że zanim opuści tą jakże dziwną, zwariowaną krainę to coś nabroi. Albo połączy miłością ludzi, zwierzęta, czy rośliny. Wyczuł on w Katsukim ogromną niechęć do zielonowłosego, a także pewną podściągliwoźć. Natomiast w tym drugim wyczuł dużą, ogromną przyjaźń do chłopaka idącego obok. Za tą przyjaźnią kryła się cicha uśpiona miłość i podziw dla kolegi, jeśli w ogóle można go tak nazwać. Amor postanowił. Wycelował swą strzałę w Bakugo. Dokładnie w plecy. Poczekał na odpowiedni moment, którym było wysunięcie się naprzód Izuku i chwilowe zatrzymanie się głodnego celu. Strzelił i trafił. Zresztą wstydem byłoby, gdyby nie trafił tak łatwego celu. Odszedł z dumą do swojej krainy mitologii.
Tymczasem Katsuki poczuł ukłucie w plecy i spojrzawszy na młodego od razu zapragnął go mieć i wyznać mu swą miłość, która pojawiła się tak nagle, jakby właśnie został zaczarowany strzałą Amora, ale przecież byłoby to niedorzeczne, gdyż każdy wie, iż takie stworzenia nie mają prawa bytu w ich świecie Anime. Midoryia zrobił minę w stylu WTF. Nie miał pojęcia, dlaczego jego kolega padł przed nim na ziemię, jakby coś ugodziło go w plecy. Natychmiast później wstał i zaczął się na niego dziwnie patrzeć, jakby to on, jeszcze przed chwilą wyzywany od upierdliwych bachorów, był pępkiem całego świata. Spodobało mu się to, a jednocześnie napawało dziwnym niepokojem.

- Mój przyjacielu, Deku. Tak się cieszę, że cię widzę. Chciałbyś pójść ze mną do knajpy i może się czegoś napić?

- Wolałbym pójść do twojego domu. - wypalił Izuku zanim porządnie zastanowił się nad zadanym mu pytaniem i sensem swej wypowiedzi.

- Oj, to nie możliwe. Zżera mnie głód, a moja lodówka jest pusta. Chodźmy do knajpy.

Zanim zielonowłosy cokolwiek odpowiedział Bakugo już ciągnął go za sobą. Dobrze, że był on na deskorolce. Inaczej pożegnałby się ze swoimi cudownymi butami albo stopami. I pomyśleć, że taki agresor był jego osobistym crush'em i kolegą na wynajęcie. Uśmiechnął się do siebie. Czyżby jego crush poczuł coś do niego? A młody już powoli tracił nadzieję, czy pomiędzy nimi kiedykolwiek coś zaiskrzy.
Chłopaki czekali na swoje zamówienie, siedząc naprzeciw siebie. Kacchan przyjął dziwną pozycję i wciąż wpatrywał się w duże oczy swojego przyjaciela, którego jeszcze wczoraj zostawiłby na pożarcie harpią zamiast go ratować, a dziś skoczyłby dla niego w ogień. Izuku zaczął czuć się trochę nieswojo. Od niezręcznej ciszy, która niezręczna była tylko dla zielonowłosego uwolnił ich kelner, przynosząc zamówienie. Zaczęli jeść i pić. Po posiłku Kacchan zaproponował mu nocleg u niego na chacie. Tak się wyraził. Deku był zaskoczony, aczkolwiek zgodził się. Po drodze do domu starszego szli wolno. Jakby chcieli zatrzymać tę chwilę na dłużej. Wreszcie dotarli. W środku nagle młodszego coś olśniło.

- Przecież nie mam piżamy!

- Śpij na samych bokserkach.

- Serio?

- No tak. Też tak śpię.

Nic już nie powiedzieli. Kilka minut później oboje siedzieli na kanapie przy telewizorze. Coś tchnęło Izuku i położył swą głowę na kolanach kolegi.

- Wiesz co Deku?

- Co?

- Kocham cię.

- Ou. Ja ciebie też.

- Darujmy sobie końcówkę horroru, a dowiesz się ile mam w spodniach. - zaproponował.

- Dobra.

I tym oto sposobem chłopaki wylądowali pod pierzyną bez zbędnych ubrań. Mimo, iż Kacchan był agresywny w charakterze, jak i w stosunku, młodemu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Popędzało jego wyobraźnię i płatało różne figle. A pomyśleć, iż jeszcze wczoraj leżeli obaj w swoich łóżkach nie wiedząc, co ma się wydarzyć następnego dnia. Bowiem strzała Amora działa długo, lecz w świecie Anime działa krótko. Pobudza tylko uśpioną miłość, by wyzwolić ją na zewnątrz. Dalej wszystko dzieje się już samo. A następnego dnia żaden z nich nie będzie pamiętał, co się stało, gdyż wcześniej się upili. Teraz nie myśleli o jutrze ani o wczoraj. Ich zmysły były tylko przy tym, co działo się teraz w łóżku Bakugo.
A co działo się w tym łóżku? Zostawiam w waszej wyobraźni 😏.

Koniec jest zaledwie początkiem

Ten one-shot postwał z myślą o i dla Ba-Ku-Go liczę, iż nie zawiodłam twoich oczekiwań ;) ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top