👪Jesteśmy rodziną 💑

To był patrol jak każdy inny. Spokój, spokój i jeszcze raz spokój. Aż nudny był ten spokój. Chłopaki po pewnym czasie już tylko siedzieli byle siedzieć, ale nie obserwowali ulic.

-Nie mogę już- jęknął Mikey.-Możemy wrócić do domu?

-Jeszcze chwilę- upierał się Leo.

-Co ty się tak gapisz na te ulice?- spytał Raph opierając się o zbiornik z wodą.-Zachowujesz się jakbyś czekał na kogoś.

-Choćmy do domu- rzekł Donatello.-Dziś tu już nic ciekawego się nie wydarzy. Bądźmy szczerzy. Nowy Jork daje sobie radę i bez nas.

-Powraca ci melancholia sprzed Technodromu z innego wymiaru- zauważył Raph.

-Dobra, już!- krzyknął Leo odwracając się w ich stronę.-Wróćmy do domu i przestańcie wreszcie zrzędzić!

Zszedł z podwyższenia krawędzi dachu idąc po betonie na drugą stronę budynku.

Wtedy dostrzegł na sąsiednim bloku jakiś ruch. Gwałtownie podniósł głowę patrząc w ciemność.

-Zaczekajcie- rzucił do braci.

Reszta żółwi stanęła.

-Co się...-zaczął Raph.

-Ćśś!- uciszył go.-Tam coś się poruszyło.

-Coś czyli co?- dociekał Mikey.

-Zaraz, Leo ma racje- wtrącił Donnie.-Spójrzcie!

Donatello pokazał na szczyt zbiornika z wodą. Stała na nim szczupła, smukła postać ubrana na czarno. Wyglądała jak ...prawdziwa Ninja. Żółwie wyciągnęły broń.

-Wreszcie coś się dzieje!- rzucił Raphael biegajac w stronę tajemniczej postaci.

O dziwo nawet się nie broniła. Raphael zepchnął ją ze zbiornika a ta uderzyła o podłoże.

-Raph, czekaj!- wyrwał Donnie.

Zatrzymał brata kijem nim przygotował się do następnego ataku.

-Co ty robisz?!- warknął.

-A co ty robisz?- wtrącił Leo.-Nie widzisz, że jest bezbronny?

Nagle nieznajomy odepchnął ich od siebie za pomocą fal telekinetycznych.

-Co jest?- spytał Mikey podnosząc się z ziemi.

-April?- dociekał Donnie.

-Dziewczyny znowu zrobiły nam trening z zaskoczenia?- pomyślał Leo.

Chłopcy wstali patrząc na tajemniczą postać.

-Nie zbliżajcie się- ostrzegła ich żeńskim głosem.

-Okay, April- powiedział Donatello.-Zorientowaliśmy się, że to ty. Możesz już zdjąć tą maskę.

-April?- zdziwiła się.- Ja nie jestem April. April to moja mama.

-Mama?- spytali razem bracia.

Dziewczyna ściągnęła z głowy ciemną maskę. Zatrzepała rudymi włosami okazując zieloną głowę żółwia oraz niebieskie oczy. Na oko wyglądała na jakieś 12 lat.

-Wow!- skomentował Mikey.

-Nie róbcie mi krzywdy, ja naprawdę nie mam złych zamiarów- powiedziała.

-Spokojnie, dzieciaku, nie musisz się nas bać- rzekł Donnie.

Nagle dziewczyna spojrzała na niego z zaciekawieniem oraz zaskoczeniem.

-Coś nie tak?- spytał Leo.

-Tata?- wypowiedziała mutantka.

Żółw zdębiał na to jedno słowo.

-Słucham?- zdziwiła się Donnie.

-Jesteś...moim ojcem- oznajmiła.-Nazywasz się Donatello, prawda?

-No tak, a-ale...

-Jestem Angel. Twoja córka. Twoja i April.

Bracia spojrzeli na mahoniookiego ze zdziwieniem.

-Ale... To nie jest możliwe- upierał się.

-Tak, wiem, ale ja nie jestem stąd. Który mamy rok?

-Dwa tysiące osiemnasty.

-Czyli że pozostał rok do moich narodzin.

-Rok?

-Tak. Jestem z przyszłości. Przez przypadek wylądowałam w waszych czasach bo eksperymentowałam z maszyną czasu.

-Zrobiłaś maszynę czasu?

-Nie, ty to zrobiłeś. Ja ci w tym tylko pomogłam.

-Czyli takie zdolne z ciebie dziecko.

-Tak jakby.

Wtedy ich rozmowę przerwali tajemniczy oprawcy. Przytrzymali żółwie próbując ich udusić.

-Puśćcie ich!- krzyknęła Angel.

-Angie, zwariowałaś?- zdziwił się chłopak trzymający Rapha.

-Dusisz własnego ojca, Mid- rzuciła.

-Że jak?- spytał.

Od razu wszyscy puścili braci ściągając z głów maski.

-Ojcze?- rzucił chłopak przypominający Rapha.

-Zaraz, jedną chwilę!- krzyknął Leo.-Czy wy wszyscy jesteście naszymi dziećmi z przyszłości?

-Na to wychodzi, tato- rzekł żółw obok niego.-Jestem Louis.

-Wow!- rzucił Mikey.-Ale superaśnie!

-No nie!- dorzuciła entuzjastycznie dziewczyna o brązowych włosach.-Nieźle spotkać ojców z ich młodości. To takie dziwaczne i ...i... i superaśne! Jestem Risa, twoja córka.

-To widać- zaśmiał się Raph.

-On mi jakoś nie wyglada na naszego ojca- burknął żółw o niebieskiej skórze.

-Ale jeżeli jest to rok 2018...- zaczęła żółwica o długich rzęsach.- ... czy ty może chodzisz z porucznik Y'Gythgbą, pseudonim Mona Lisą?

-A co cie to interesuje?- rzucił oschle.-Nawet jeśli to co?

-Nasz ojciec w stu procentach- stwierdził trzeci z, najwyraźniej, trojaczków.-Middletron, Shell i Gino.

-No, a ty tato masz dwie córki- oznajmiła jeszcze jedna dziewczyna, blondynka.-Leslie jestem!

-Łołoło! Poczekajcie, jest jeszcze jedna rzecz, o którą musimy spytać- wyrwał Leo.-Jak jesteśmy waszymi ojcami, to kim są wasze matki?

-April- rzuciła Angel.

-Karai- dodał Louis.

-Mona Lisa albo Y'Gythgba- wyjaśniła Shell.

-Renet- zakończyła Risa.

-Że słucham?!- wyrwał zszokowany Donnie.

Wtedy pod dziećmi pojawił się fioletowy portal w który wskoczyły.

-Tata nas ściąga- wyjaśniła Leslie.-Miło było poznać!

W sekundę zniknęli im z oczu.

-Co to było ?- zdziwił się Leo.

-Musimy się chyba przespać, bo już mamy halucynacje- palnął Raph.

W przyszłości...

-No, kto to zrobił?- spytał ostro Donatello.

-Mój błąd- przyznała Angel.-Przez przypadek przeniosła nas w przeszłość. W dwa tysiące osiemnasty rok.

-Dwa tysiące osiemnasty? Zaskakujące. W tym roku chyba zdawało się mi i moim braciom, że was widzieliśmy.

Koniec


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top