❔Część Pewnego Opowiadania #2❔

Dopijałam już ostatnie łyki kawy, choć właściwie w kubku było już tylko ciepłe mleko. Dochodziła już druga w nocy a gość nadal się nie zjawił. Warowaliśmy przy tym budynku bitą piątą godzinę a debil się nie zjawił.
Wyciągnęłam z kieszeni dżinsów telefon wybierając numer Shinigami.
Słysząc jej głos od razu przeszłam do konkretów :

-Zjawił się?

-A jak myślisz? -odparła ziewając.

-Nie pytam cię o moje cholerne myśli tylko czy się zjawił?! -powtórzyłam bardziej ostro.

-Nie, ale cały czas patrzymy -wyjaśniła. -Jadę na trzeciej kawie.

-Bądźcie czujne. Ty i Alopex.

-W porządku. Damy znać jak coś się stanie.

-Okay. Jesteśmy w kontakcie.

Rozłączyłam się poprawiając się w siedzeniu chevroleta. Wybrałam numer April.

-Leo, obserwuj, muszę rozeznać się w obserwacjach -rzuciłam.

Nie usłyszałam jednak odpowiedzi. Spojrzałam na niego. Siedział prosto, ani drgnął. Przypięty pasami.

-Leo -powtórzyłam.

Szturchnęłam go w ramię. Odpowiedział mi tylko chrzęst urwaniego chrapania. Od razu poczułam jakby wybuchł we mnie wulkan.

-O ty jeden...

Strzeliłam go w twarz, że aż się zerwał nachylając w stronę kierownicy kompletnie zdezorientowany.

-Co? Co jest? -pytał zaspanym głosem.

-Jajco, idioto! -krzyknęłam. -To taki z ciebie detektyw?! Śpisz sobie w najlepsze jak trzeba obserwować!

-K-Karai, tam! -zawołał.

Już miałam mu dogadać jeszcze bardziej, ale gdy pokazał palcem przed siebie od razu go olałam i spojrzałam w tamtą stronę. Do stalowych drzwi magazynu pochodziła postać. Ciemna, ale łatwo wywnioskowałam, że jest to mężczyzna. Zdradził go sposób w jaki się poruszał. Szedł szybko, nie jak delikatna kobietka tylko mocno, zdecydowanie. Jednak nie byłam do końca pewna czy to ten nasz pan Bilet do Sławy. Rozejrzał się w prawo i w lewo po czym uderzył dwa razy w stal. Drzwi się uchyliły. Facet pokiwał kilka razy głową. Rozmawiał z kimś.
Nagle wsunął rękę za swoją ciemną kurtkę wyciągając coś i przekazując osobie po drugiej stronie drzwi. Nie wiem czy była to kobieta, czy mężczyzna. Staliśmy w dość niedogodnej perspektywie i tajemnicza osoba chowała się nam za wejściem.

-Co on daje? -zastanawiał się Leo.

-Nie wiem, ale pośledzimy typa to może się dowiemy -rzuciłam.

Mężczyzna zaraz po przekazaniu tajemniczej rzeczy odszedł z jeszcze szybszym krokiem.

-Dobra, idziemy za nim -zdecydowałam.

Odpiełam pasy otwierając drzwi gdy nagle Leo złapał mnie za ramię wbijając palce w moją skórę.

-Zaczekaj, niech się trochę oddali-rzucił. -Jak wyjdziemy za wcześnie to nas zauważy.

Spojrzałam na niego dość zdezorientowana, potem na ramię i znów na niego. Po chwili on zrobił to samo.

-Mam zabrać rękę? -spytał.

W odpowiedzi przywaliłam mu pięścią w nos. Chłopak aż poleciał na drzwi odpinając się.

-Jezu! -zawołał łapiąc dłonią za bolące miejsce.

Wysiadłam błyskawicznie z auta po czym przeszłam na jego stronę otwierając mu drzwi. Leo wytwoczył się na ziemię. Leżał jęcząc z bólu.

-Zapamiętaj sobie, że nie masz prawa mnie dotykać -powiedziałam. -No wstawaj.

-Czy ty musisz tak zawsze? -syknął a w jego głosie pobrzmiewał jęk.

-Tylko jak mnie coś albo ktoś wkurza -rzuciłam.- A ty jesteś jednym z tych powodów.

Kopnęłam go dość delikatnie w bok.

-Ruszaj się bo nam zwieje.

Poszłam przodem, ale zdążyłam jeszcze usłyszeć słowa Leonardo :

-Co za wredna baba.

...........
Ten fragment opa nie pochodzi z tej samej historii co poprzedniej. Nie mylić 😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top