Piękna i Bestia (Bendy x Alice)

Kolejny dzień bycia żywym i jednocześnie uwięzionym. Jedyna rzecz, która trzyma mnie zdala od szaleństwa to fakt, że nie jestem tu jedynym więźniem. Całe dnie spędzam z Borysem. Jest tu jeszcze Bendy, ale jego zupełnie nie rozumiem. Widać, że bycie samotnikiem nie sprawia mu przyjemności, a jednak trzyma się zdala od nas, to znaczy z Borysem od czasu do czasu zamienia słowo, ale ja dla niego nie istnieje. Jest taki tajemniczy... Lubię go podglądać, patrzeć co robi, moje jedno z ulubionych zajęć w tym więzieniu, szkoda, że źle mi to wychodzi, a Bendy jak można się tego domyślić nie jest zachwycony z tego, że ktoś go stalkuje. Ale mało mnie obchodzi jego zdanie. Nie zabierze mi jednego z niewielu przyjemnych zajęć zajmujących mi czas w tej dziurze.

Pewnego razu przechodziłam korytarzem, gdy nagle zobaczyłam Bendiego. Ale nie wyglądał zbyt... normalnie... Miałam wrażenie, że coś z nim nie tak. Wyglądał jakby stracił... Kontrolę.

Tego baliśmy się najbardziej... Utraty kontroli. Była to pewnego typu, demonizacja. Strata zmysłów i zamienienie się w okropną marionetkę żądną krwi lub czegoś w podobie, która nie cofnie się przed niczym.

Alice - Bendy! Co się stało?!

Zignorował mnie i uciekł, ale ja nie zamierzałam tego tak zostawić. Nie mogłam tego jednak zrobić sama. Pobiegłam, więc do jedynej osoby, która mogła by mi pomóc.

Alice - Borys! Coś jest nie tak z Bendy'm!

Borys - To nic nowego.

Alice - Ale to coś poważnego!

Borys - To mu pomóż, jaaa...

Alice - Ale on chyba stracił kontrolę! - nie chciałam wywołać paniki, ale nie miałam wyboru, nie chciał mi wierzyć.

Borys - Co? - zamurowało go. - Ale jak to on-

Alice - Nie ma czasu! - złapałam go za nadgarstek zanim zdąrzył dokończyć zdanie.

Borys - Gdzie on jest?

Alice - Nie wiem, ale domyślam się.

Borys - Aha.

Alice - Jak widać stalkowanie na coś się zdało. Dobra, pomyślmy logicznie. Trzeba zaatakować przez wentylacje, w sensie z zaskoczenia - pomyślałam i skręciłam w korytarzu w lewo dalej ciągnąc Borysa.

Borys - Gdzie my idziemy? Tu są tylko plakaty, deski, plany ewakuacji, wentyle-

Alice - No właśnie! Wentyle! Nimy przejdziemy do jednego pokoju... Emm... To tu! Choć! Damy przodem.

Borys - Ale to ty jesteś dzie-

Alice - Nie ma czasu! - wepchnełam go do środka. Chłopak tylko westchnął i zaczął się czołgać w stronę jedynego wyjścia z tego klaustrofobicznego „pomieszczenia".

Borys - O ja...

Alice - Co?

Borys - Lepiej sama zobacz - przesunął się żebym mogła cokolwiek zobaczyć. Nie było dobrze. - To co robimy?

Alice - A co możemy zrobić?

Borys - Nie wiem. Może go gdzieś zamknąć póki nas nie zabił?

Alice - Na razie wystarczy. Zamknijmy go i pomyślimy co zrobić. Przydało by się go zdezorjentować.

Borys - Tylko jak?

Alice - Hmm... Bingo! - chwyciłam za pustą puszkę, która zapodziała się w jednym z szybów wentylacyjnych. - Rzuce tym niedaleko, żeby zwrócić jego uwagę. Ty w tym czasie go obezwładnisz, a ja ci później pomogę.

Borys - ...Okey... - lepszego pomysłu nie miał, a nie było czasu do stracenia.

Borys delikatnie i w miarę cicho usunął kratę w wejściu wentylacyjnym.

Alice - No to co? Na trzy, cztery?

Borys - Dobra.

Alice - No to trzy, czte-ry!

Rzuciłam puszką co na sekunde zdezorientowało Bendiego. Borys jako pierwszy wyskoczył z szybu z zamiarem ogłuszenia go lub chociażby powstrzymaniem przed zrobieniem sobie czy nam krzywdy. Niestety rzucił on chłopakiem o ścianę, a ten zemdlał przez silne uderzenie głową o ścianę. Następnie Bendy zwrócił się w moją stronę. Odruchowo zaczęłam się cofać aż napotkałam na swojej drodze ścianę.

Alice - Proszę, przestań... - wreszcie udało mi się odezwać. Odziwo Bendy zareagował na moją prośbę. Ale nie na długo. Otrząsnął się i dalej szedł w moją stronę z gróźną miną.

Wtedy właśnie zrozumiałam, że to może być moja wina. To była nieumyślna zabawa jego psychiką. Czy to możliwe, że przeze mnie jesteśmy teraz w tym bagnie? Próbowałam odepchnąć od siebie te myśl, ale nie mogłam dalej walczyć z sumieniem, które podpowiadało najgorsze - to była moja wina.

Przełykając łzy przerażenia i poczucia winy zdobyłam się na odwagę stanąć przed nim twarzą w twarz i w obliczu niechybnego końca wydusić z siebie uczucia, które trzymałam w sobie, tyle czasu.

Ta potworna wersja Bendiego czerpała przyjemność z mojego strachu i już była bardzo blisko.

Alice - Bendy... Ja... Kocham cię... - w tym momencie odziwo potwór zatrzymał się lekko zszokowany i zdziwiony.

Zaczął walczyć sam ze sobą o kontrolę. Kto by pomyślał, że te dwa krótkie słowa tak nam pomogą.

Dalej przerażona podbiegłam do Borysa i zaczęłam lekko nim potrząasać.

Alice - Hej, obudź się - po chwila chłopak powoli się podniósł.

Borys - Moja głowa - jęknął.

Alice - Choć, uciekamy. - nie czekając na jego reakcję wybiegłam z pomieszczenia.

W korytarzu było już słychać tylko szybkie kroki. Moje i Borysa. Bendy był już za daleko, by go usłyszeć.

*parę miesięcy później*

Jest tu tak ponuro i nudno odkąd Bendiego nie ma. Szukaliśmy go wszędzie, ale nigdzie nie mogliśmy znaleźć. Porzuciliśmy już nadzieję, że kiedyś go jeszcze spotkamy. Przechadzam się korytarzami bez celu wpatrując się w podłogę. Tak właśnie przez swoją głupotę straciłam na zawsze osobę, którą tak kochałam.

Nagle za sobą usłyszałam szybkie kroki, ale miałam to gdzieś. Zresztą to na pewno Borys z kolejnymi wiadomościami, które straciły dla mnie sens skoro nie mówią już o Bendym.

Ktoś położył dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się w stronę...






...Bendiego?! To był naprawdę on! Wydawało się to niemożliwe. Myślałam, że to sen, ale to była jawa.

Rzuciłam się chłopakowi na szyję.

Alice - Nie wierzę, że to ty! Ale jak? Czekaj czy ty pamiętasz co ja wtedy powiedziałam?

Bendy pocałowałam mnie w policzek. Tak czerwonych rumieńców jak tego dnia jeszcze nigdy nie miałam.

Bendy - Tak, pamiętam. Ja też cię kocham...

W tym momencie moje życie wywróciło się do góry nogami. Był przy mnie Borys i oczywiście Bendy. Mogłam czuć się tak wspaniale o wiele wcześniej. Nie chce już popełniać tych samych błędów co kiedyś. Mimo, że dalej byliśmy tu zamknięci to już nie traktowałam tego miejsca jak więzienie, ale jak raj na ziemi. Nie można być bardziej szczęśliwym niż ja teraz.

***

W końcu się za to wzięłam. Jednakże patrząc na pozytywne strony tak długiego czekania (lub nie) na ten rozdział to muszę przyznać, że na początku ten short miał mieć smutne zakończenie. Ale nabrałam trochę weny, żeby odmienić los bohaterów. Nie mogę obiecać, że inne zamówienia pojawią się szybko, bo bardzo mi się nie chce wszystkiego, ale wyczekujcie, bo jak się za coś bierze to trzeba to skończyć.

~Space




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top