Szpital 2|Mystrade + Sheriarty
Minął miesiąc, od wspaniałego planu nazwanego przez jegokochanka "Mystrade". Może to właśnie jego wpływ albo nuda spowodowana brakiem morderstw przyczyniła się do jego ogólnego powstania. No bo, kto by nie chciał wejść z butami w życie brata,przyprawić go o zawał serca, a na końcu prosić o pogodzenie sięze swoim chłopakiem? Proszę was, tylko jedna osoba była w staniego do tego namówić. I to właśnie ona siedziała teraz na jego ulubionym fotelu, beztrosko skrobiąc nożykiem do listów w jabłku.
James Moriarty we własnej osobie. Miłość detektywa,najniebezpieczniejszy człowiek świata. Musicie wiedzieć, że przy młodszym Holmesie ten kryminalista stawał się całkiem znośny, a jak się potem okazało potrafił wykrzesać z siebie uczucie. No, ale trochę to Sherlockowi zajęło. Z Baker Street ubyło kilku filiżanek po herbacie, zapas pocisków do pistoletu, kilka szklanych ampułek i jedna pościel. Tyle kosztowało go oswojenie tego osobnika, ale na razie inwestycja okazywała się dobra. W końcu nikt nie wymyśla tak dobrych kryptonimów i nazw akcji jak on.
- Loczek, podasz mi kolejne jabłko? - zapytał właśnie obiekt jego westchnień.
O, o te pseudonimy się rozchodziło.
- Nie - odparł nawet na niego nie patrząc. Był zajęty tworzeniem muzyki pod pierwszy taniec swojego brata. Dwaj szaleńcy wmieszkaniu i dwóch ludzi do swatania do zbyt wybuchowa mieszanka.Mieli zaplanowane wszystko, a czasu coraz mniej.
Ogólnie plan polegał na tym, że przez miesiąc ich króliczki doświadczalne mają spokój. Próbują żyć, zatruwają je sobie, czy zasłaniają złamane serca pracą. Jednak za dwie godziny mija termin ich katorgi. Oto najmądrzejsi ludzie świata wchodzą doakcji i zamierzają się tu popisać swoim idealnym zmysłem planowania i aktorstwem. W końcu nikt jeszcze nie wie, że ikona zwalczania zła, sławny na całą Anglię Sherlock Holmes jest chłopakiem mordercy. Jak wiadomo, pierwsi w ich mieszkaniu, po nagłośnieniu newsa będą Greg i Mycroft. Tylko oni byliby w stanie uwierzyć w ten absurd albo przynajmniej sprawić brunetowi tyle radości, swoim pojawieniem się i wyśmianiem go za idiotyczny pomysł na nudę. Tyle że to będzie prawda. Oh, ile oni mieli zabawy wymyślając idealny scenariusz!
- Sheeerly - Jim wyjęczał jego imię na znak protestu. Chciał dostać kolejny owoc. Do początku drugiej fazy operacji zostało jeszcze trochę czasu. Dokładnie tyle, żeby zdążyć wykroić idealne serduszko w miąższu.
- Nie, wczoraj nie dałeś mi skończyć, musisz to znieść teraz - odparł mężczyzna prawie całą uwagę skupiając na nutach - Gdybym tylko poszedł spać wcześniej..
- Ale przynajmniej było ciekawie... - wymruczał mu do ucha James, który bezszelestnie podszedł go od tyłu, wyjmując mu zdłoni instrument.
Holmesa przeszedł przyjemny dreszcz. Co prawda nie lubił jak jego chłopak tak się skradał, ale tego nie zdążył jeszcze wbićdo tej genialnej głowy. I tak. Wczorajsza noc zaowocowała wyniesieniem się pani Hudson do ciotki na drugim końcu miasta, jednak... Było przyjemnie. Niczego nie żałował. Chciałby jeszcze chwilę zostać wtulonym tak w kochanka, jednak ten niespodziewanie stanął przed nim, zostawiając go bez oparcia. Nie, nie upadł. Dostojnie upadł pośladkami na dywan.
- Jim! Jeszcze raz i śpisz na wycieraczce!
Cóż... Nad tym też pracowali.
***
- Panie Holmes, nowa gazeta
Pojawienie się sekretarki akurat w czasie jego lunchu nie było przyjemne, dlatego już chciał jej przypomnieć, że nie powinna zakłócać jego przerwy na chwilę oddechu przed kolejną porcją papierkowej roboty, jednak w oczy rzuciła mu się pierwsza strona brukowca.
Jego brat.
Jego brat i James - psychopata - Moriarty przytulający się.
Wstał ze swojego fotela lekko się przy tym zataczając. Nie jadał ostatnio wiele, a jego orgiazm buntował się na taką dietę. Nic nie mógł poradzić na to, że herbata najwidoczniej nie zaspokajała potrzeb jego żołądka. Teraz podszedł do kobiety trzymającej wyciągniętą w jego stronę gazetę. Odebrał ją od niej i na powrót zakładając maskę obojętności odprawił ją ruchem ręki. Spojrzał na wielkie, żółte litery układające się w kilka słów;
"Sławny Sherlock Holmes uziemiony? Wywiad z detektywem i jego kochankiem!"
Tego było dla Mycrofta za wiele. Opadł powoli na krzesło dla gości i niepewnie przekartkował strony szukając wspomnianego artykułu. Jest.
"Mamy dziś przyjemność gościć w redakcji uwielbianego przez całą Anglię geniusza - Shelrocka Holmesa. Dzisiaj oficjalnie oświadczył, że chce ujawnić nam swój związek ze słanym kryminalistą - Jamesem Moriartym. Panie Holmes, dowiemy się co nieco o waszym życiu i tym jak się poznaliście?"
Mężczyzna z niedowierzaniem czytał coraz to więcej informacji. O tym, że przestępca którego szuka cała Brytania od miesiąca mieszka z jego bratem i on tym jak bardzo się kochają. I nagle go olśniło. To na pewno ten psychopata namówił go na tą akcję ze szpitalem. Dwóch geniuszy pod jednym dachem, działają przeciwko niemu. Oczywistym krokiem do wyjaśnienia tej sytuacji było odwiedzenie Baker Street, jednak coś mu mówiło, że nie skończysię to dla niego dobrze.
Co on ma zrobić?
***
- Sally zastąp mnie. Wracam za godzinę - powiedział tylko Lestrade po przeczytaniu dzisiejszej prasy.
Nie skupiał się na niczym konkretnym. Nawet nie zawiadomił służb, nie wziął posiłków. Tylko pistolet z szafki, ale to mu wystarczyło. Ten człowiek był poszukiwany i skazany w przynajmniej czterech innych krajach na dożywocie. Dlaczego miałby zakłócać innym spokój i robić zamieszanie kiedy możnago zabić? Wsiadł w taksówkę i podał adres. W myślach kotłowało mu się tysiące myśli i teorii. Sherlock został zaszantażowany? A może to kolejny żart i sposób na nudę, a Jima nie ma nawet w Londynie? Jego obowiązkiem jako policjanta i przyjaciela było sprawdzenie czy detektyw był bezpieczny. Choćby miało przynieść mu to tylko nowe szyderstwa ze strony geniusza. No i może robiło też dlatego, że był ciekawy. Tylko trochę.
To już. Ulica, na której podobno znajduje się najgroźniejszy kryminalista. Aż dziw, że redaktorka tamtej gazety uszła z życiem. Zapisał sobie w myślach, żeby później zobaczyć chociaż jak wielkie szkody wyrządził w siedzibie gazety ich najgorętszy temat. Zapłacił za przejazd i powoli udał się do drzwi.
Otwarte.
Przeszedł odległość dzielącą go od schodów, odnotowując brak pani Hudson na piętrze. Uważnie ominął skrzypiący schodek ciągle nasłuchując. Przy przedostatnim schodku usłyszał niewyraźne krzyki. Co tam się działo? Szybko przebiegł ostatni kawałek otwierając z rozpędu drzwi do mieszkania młodszego Holmesa. W ręku już trzymał naładowaną broń. Ale to co tam zobaczył było zbyt wielkim szokiem. Powoli opuścił pistolet.Wzięli by go za wariata gdyby komuś opowiedział ze szczegółami tą sytuacje.
Naprawdę, kto by uwierzył, że sławetny Sherlock Holmes i James Moriarty będą całowa... Nie. Zjadać sobie twarze na środku salonu, a tej przeuroczej scence przyglądać się będzie Mycrof, brat jednego z nich? Z rozdziawionymi ustami, w pozycji niezbyt godnej Brytyjskiego Rządu. Scenerię dopełniała pani Hudson zespokojem nalewająca herbaty do kubków na stoliku. Nie wyglądała na ofiarę szantażu. Wręcz przeciwnie. Policjant zauważył nawet cień złośliwego uśmiechu na jej ustach. Jakby patrzenie na tą osobliwą scenkę sprawiało jej chorobliwą satysfakcję.
Ale naprawdę? Akurat ten człowiek, Mycroft Holmes musiał przybyć tu na wieść, że jego braciszek się zakochał? Poniekąd to oczywiste, jakby wziąć pod uwagę też fakt zarzekania się przez Sherlocka swojego socjopatyzmu i przyrzekania miłości tylko pracy można by się zaniepokoić. No, ale błagam, ten człowiek miał tu kamery. Chyba, że ci dwaj zatroszczyli się o najdrobniejsze szczegóły.
- Oh! I ty się pojawiłeś, Graham - usłyszał głos geniusza.
Znowu pomylił jego imię..
- Greg, Sherly, jak możesz tego nie pamiętać? - dodał domniemany kochanek jego przyjaciela.
Na głos mordercy Lestrade automatycznie uniósł ku niemu broń. Co prawda, nie zrobił jeszcze nic co by wykraczało poza prawo ( no może poza faktem, że jeszcze oddychał), jednak nie mógł się powstrzymać od reagowania w każdej chwili. Dlaczego jeszcze żadna jednostka tu nie przyjechała?
- Powiedzmy, drogi przyjacielu, że zostali odpowiednio potraktowani - odpowiedział ze spokojem młodszy Holmes - Zadbaliśmy o wszystko, a wy tak jak ostatnio wszystko łyknęliście - zaśmiał się lekko i objął Moriartiego.
Dla postronnych mógł to być zwyczajny gest, który praktykują zakochani, lecz policjant nadal trzymał pistolet w górze. To był dopiero szok. Ten człowiek broni kogoś innego poza Johnem. Czy faktycznie profesor był mu na tyle bliski, że tamten był wstanie bronić go własnym ciałem? Coś tu śmierdziało i jeśli to nie była jego przepocona koszula, to zdecydowanie była to ta sytuacja.
- Boże... -mruknął Mycroft - Jeśli myślisz, drogi bracie, że ta sytuacja ujdzie temu tu na sucho, to się mylisz.
- Oczywiście, że ujdzie, drogi panie Holmes. My pomożemy panu,pan nam i każdy będzie szczęśliwy - zaprzeczył mu Jim z szerokim uśmiechem.
Teraz, byli kochankowie stali jak wryci. Czy to możliwe, że cały ten cyrk odbył się tylko w jednym celu? To Rząd Brytyjski pierwszy nie wytrzymał. Po prostu w jednej chwili stał oparty o swoją parasolkę, a w drugiej zmierzał nerwowym krokiem do wyjścia.
- Nie pozwolę wam na to. To morderca, Sherlocku. Żarty skończone, szykujcie się oboje na rozprawę - powiedział jeszcze tylko w progu, a potem dało się słyszeć odgłos schodzenia po schodach i trzask drzwi.
- Ojejku! A ja myślałam, że twój brat zosatanie. Herbata już stygnie, siadajcie. James kochanieńki, pomóż mi przynoeść talerzyki - pani H. weszła akurat wtedy nic nie robiąc sobie z zamieszania.
I choć ostatniego gościa może zdziwiła swoboda z jaką zwracała się do przestępcy kobieta, nie skomentował tego. Wiedział, że dawała mu czas na wypytanie Sherlocka, który już usiadł w swoim fotelu.
- Wyjaśnisz mi to? - zapytał bez ogródek, przysuwając sobie krzesło - Czy mam zgadywać?
- Dedukować. I nie, nie mogę przemęczać twojego mózgu. Chociaż ty zostałeś, mamy dużo do omówienia - powiedział spokojnie detektyw dodając do herbaty mleko - Związałem się z Jimem. Zajęło mi trochę jego... Przystosowanie do świata i nadal jest tym samym niebezpiecznym człowiekiem. Znam go i na tyle długo tu mieszkał lub się dobijał gdy pani Hudson go przeganiała, że dałem u szanse. Nie mówię, że nie jestem czujny...
- Nie o to mi chodzi. Takie gadanie zostaw swojemu bratu. Chodzi mi o to co tu się dzieje. Znowu sfałszowałeś swoją śmierć, słyszałem że Mycroft zemdlał. Sherlock, to było dla niego za dużo! - przerwał mu zniecierpliwiony przyjaciel.
- Ja tylko udałem zapaść, nic ze śmiercią. To wszystko część operacji, w którą chcemy cię w tajemniczyć - powiedział - Jim, kochanie, możecie wchodzić - dodał po chwili nieco głośniej.
I faktycznie. Z kuchni robiącej za laboratorium wyszedł mężczyzna niosąc jakiś zeszyt, no i oczywiście talerzyki. Właścicielki mieszkania z nim nie było.
- Poszła na dół, żyje, spokojnie - wyjaśnił tylko James,widząc jego zaniepokojone spojrzenie - A teraz do rzeczy.
Po godzinie, kilku strzałach i dwóch mniejszych kłótniach Greg opuścił Baker Street. W końcu zgodził się na zmodyfikowany plan dwóch geniuszy. Co prawda poprawił go w kilku miejscach uważając niektóre rzeczy na zbyt dziwne, ale czego spodziewać się po dwójce psychopatycznych shiperów? I tak wyglądało to całkiem.. Nieźle. Przynajmniej ten plan sprawił, że znowu zaczął wierzyć w szanse ponownego związku ze starszym bratem detektywa. Ale musiał się przygotować i działać według ich planu. No i w zamian za towszystko po skończonej operacji o wdzięcznej lecz jak dla niego trochę głupiej nazwie "Mystrade" przekonać swojego -wtedy już chłopaka - na to, by nie wysyłał Jima do więzienia.
To mogło się udać, ale z konieczności musiało wydarzyć się dziś.
Nie mógł tego zawalić. Nie ponownie.
***
Podjechał pod swój apartament. Po tym jak uciekł z Baker Street nadal nie wyszedł z szoku. Jego braciszek ma romans z jakimś przestępcą!
A, przepraszam.
Jego kochany braciszek ma romans z najniebezpieczniejszym człowiekiem świata. Co on pominął?! To jego błąd? A może to spisek, chcieli go złamać? Jeśli tak, udało im się to zrobić w najbardziej spektakularny sposób.
Zdjął płaszcz i buty, nie patrząc nawet czy ułożył je równo. Za nimi na ziemi znalazła się jeszcze marynarka i krawat. Parasolkę delikatnie odłożył na jej miejsce. Wyszło na to, że tylko ona u została. Mechanicznie podążył do gościnnej sypialni. To tam zawsze spali z Gregiem, gdy ten u niego sypiał. Nie wiedzieć czemu ten zabawny człowiek wolał ją od białej i sterylnie czystejswojego kochanka. Przecież takie są najlepsze, prawda? Nie zastanawiając się długo położył się na podwójnym łóżku w poprzek. Nie miał siły ściągać z siebie reszty ubrań, może się tym zająć potem. Dlaczego tak to się potoczyło?
Jeszcze ten cholerny Lestrade musiał również się pojawić w tym przeklętym mieszkaniu. Konfrontacja z nim, choćby tylko nawzrok nie była szczytem jego marzeń. Nie był też na nią gotowy, w żadnym wypadku. Za każdym razem, gdy widział swojego byłego chłopaka w jego głowie coś się zacinało. Serce zaczynało pracować w zawrotnym tempie, a w brzuchu czuł dziwny skurcz. Co to było? Objawy alergii na policjanta? Tak naprawdę nie wiedział co czuje do tego człowieka, ponieważ nigdy nie spotkał kogoś kto wyczyniał z nim takie rzeczy. Przytulał, kochał, przejmował się. Nie znał się na emocjach, uczuciach. Cała ta strefa była dla niego niedostępna. Sherlock odkrywał ją już wtedy gdy John pojawił się w jego życiu. Dla niego miłość pewnie nie była tak abstrakcyjna...
Stój.
Miłość? A kto powiedział, że go kocha? On nie posiada takiej umiejętności. Potrafi samodzielnie być Rządem Brytyjskim, przewiedzieć ruchy przestępców i poradzić sobie z natrętną sekretarką.
No dobra, ostatniego chyba nikt nie umie, jednak coś tak dziwnego i niebezpiecznego jak miłość jest mu kompletnie obce. Uodpornił się na nią dawno temu. Nie powinien tak po po prostu poddawać się takiej słabości. Nie dobrowolnie i nie bez walki. Ale o czym on mówi? Wszystko przepadło wraz ze słowami jego miłości. Nie chciał pakować się w to znowu.
Westchnął ciężko. Dlaczego nie może być zwyczajny? Jak jakiś przeciętny człowiek z niskim IQ. Takim to na pewno żyje się łatwiej. Taki na przykład policjant. Oni muszą mieć dobre życie, rodzinę. Mają do czego wracać.
Pokręcił głową zatapiając twarz w kremowej pościeli. Nie chciał o tym myśleć, przecież każda myśl sprowadzała się dotego człowieka? Co było z nim nie tak!? Podniósł się gwałtownie z kołdry, tak że zakręciło mu się w głowie. No tak, pewnie jest głodny, ale jakoś nie miał ochoty na jedzenie. Chciał tylko siedzieć i wpatrywać się w sufit. To bezpiecznie posunięcie,tylko jakby się dało wyciszyć myśli nie bezpieczne. Miał dość i doskonale to widział. Jego ciało nigdy nie reagowało na żadną sytuacje w tak pokrętny sposób. Nawet audiencja w Korei Południowej nie była tak stresująca jak popatrzenie na jednego z miliardów ludzi. Co go wyróżniało?
Teraz spokojniej uniósł się na łóżku. Spuścił stopy i zszedł z niego stając na miękkich nogach. Był naprawdę osłabiony, ale nie potrafił przemóc się i zjeść cokolwiek. Ani zasnąć, aby uciszyć umysł. Potrafił tylko wyobrażać sobie, że Greg zaraz do niego przyjdzie i znów utuli w ramionach.
Już miał zmierzać w stronę kuchni po herbatę, gdy zatrzymał go dzwonek do drzwi. Jego dźwięk rozniósł się po całym apartamencie, przerywając martwą ciszę. Zdziwiony poczłapał wstronę drzwi, nieświadomie wygładzając pomięte ubrania. Trzeba było nie zasypiać.
Przekręcił zamek i uchylił drzwi. Widząc sylwetkę za nimi szybko je zatrzasnął ponownie. To był Greg Lestrade, proszę państwa!
I to nie tak, że bał się konwersacji, którą musieli przeprowadzić. Był dorosłym, inteligentnym mężczyzną, ale,dlaczego teraz? Jeszcze jedna próba. Pociągnął za klamkę i otworzył je na oścież. Zobaczył tam lekko zestresowanego policjanta, chcącego to ukryć za miłym uśmiechem. Albo powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem na jego reakcję. Tak, na pewno w grę wchodziła druga opcja.
- Nie jesteś ubrany? - przywitał się Greg.
- Co? - wydusił tylko mało mądrze.
- Sherlock miał zadzwonić, ale pewnie jet zajęty swoim chłopakiem. - zaśmiał się uroczo drugi.
Dopiero teraz Mycroft spojrzał na jego ubiór. Garnitur,wypastowane buty, ładnie ułożone włosy. Spotkał jego sąsiadkę, bo wyczuć dało się ich znikający zapach. Może zamienił z nią słówko, albo pocałował. Coś zakuło go w serce. Nie, tylko przechodził.
- Chodź, coś ci wybiorę. - westchnął tylko Lestrade i wparadował mu do domu.
Tak po prostu, jak kiedyś. Wchodził z brudnymi butami, czasem z czekoladą. Wiecie jaką miał do niej słabość, to była zwykła manipulacja! Jednak dziś przyniósł ze sobą coś innego. Bukiecik krwistoczerwonych begonii. Oh, były przepiękne!
I to nie tak, że skoro był emocjonalną amebą nie doceniał kwiatów. W prawdzie uwielbiał je z całego swojego serca zkamienia. To one przebijały się do jego duszy, tylko one widziały go prawdziwego. No i jeden człowiek.
Miał nawet specjalny ogródek na dachu tego budynku do hodowli roślin. Interesował się również ich symboliką i teraz mentalnie dostał zawału. Begonia. Symbol skruchy i pokazania, że osoba wręczająca kwiat chce by wraz z przyjęciem rośliny wiązało się przebaczenie. Czyli jednak nie będzie tak kolorowo.
- Idziemy z tego twojego ponurego domu. Musimy porozmawiać -powiedział jego gość przeglądając zawartość jego szafy - No i zabieram cię na randkę - uśmiechnął się
- Nie ma mowy, żebym z tobą wyszedł - zaprzeczył od razu Mycroft.
Nie to, że się upierał, ale bał się znowu zaufać temu człowiekowi. Nie po tym jak widział go całującym się z Sally Donovan. Może udałoby się to naprawić, jednak potem ten sam człowiek, który go tak podle zdradził przyszedł do niego zaczynając się wykłócać. I chociaż nie byli razem w oficjalnym związku, zabolało go do żywego, każde wykrzyczane w pijanym chaosie słowo.
"Nikt cię nie kocha, więc zostań ze mną!"
"To przypadek, choć się pieprzyć!!"
Nie, nie miał zamiaru przechodzić tego po raz drugi.
- Proszę, daj mi jeszcze jedną szanse. Nie zbliżę się do alkoholu. Chcę zabrać cię na spacer - wydukał cicho policjant.
Jemu tez było ciążko. Chciał zamaskować to śmiechem, ale wiedział, że ból jaki wyrządził zostanie jako spaczenie, pewnie na zawsze. Jednak jego słowa były kłamstwem. A przynajmniej ich druga część. To ona po przykleiła się do niego. Dwie sekundy pocałunku i jego piękny świat runął, bo musiała zobaczyć go miłość jego życia.
- Zgoda - Greg gwałtownie uniósł pochyloną dotychczas głowę z zaskoczeniem - Tylko spacer - powiedział jeszcze cicho mężczyzna i wziął jeden z lepszy kompletów wyjściowych chcąc sięprzebrać.
Po niecałych pięciu minutach byli gotowi do wyjścia. Kwiatkizostały w wazonie. Lestrade uparł się, że są ważne i ma je zachować na stoliku nocnym. Teraz parka szła na zaplanowany spacer, nie zdając sobie sprawy, że nad powodzeniem operacji czuwają dwaj szaleńcy z Baker Street.
Co prawda, w pierwotnym planie miała być to podwójna randka, jednak Sherlock stwierdził, że korzystniej wyjdzie jak ukryją się w krzakach. Mieli idealny widok na prostą ścieżkę, kierującą się do lasu. Trzeba nadmienić, że detektyw nieco zdziwił się, gdy odkrył, że Rząd Brytyjski mieszka na obrzeżach miasta.
No tak, helikopter.
Gołąbki szły w ciszy przez jakiś czas. Cała przyroda też jakby zamarła, czują napiętą atmosferę. Ale według Moriartiego wszystko szło dobrze, tak jak przewidywali. Jeszcze chwila milczenia, potem zaczną się wyjaśnienia i prawdopodobnie pocałunki, nieprzespana noc.
- Przepraszam cię za wszystko Myci. Powinienem się pojawić odrazu po tym u ciebie. Bynajmniej nie pijany i wytłumaczyć całe zajście - odezwał się pierwszy siwowłosy.
- A jest co wyjaśniać?- spytał cicho i niepewnie wspomniany. Według niego wszystko było jasne.
- Pocałowała mnie ona. Pocałunek trwał dwie sekundy! A ja... - zawahał się.
- A ty co? - zapytał z goryczą drugi.
- Ja cię kocham! - wydusił w końcu z siebie i przylgnął do drugiego.
Starszy Holmes zszokowany nie odwzajemnił go na początku, jednak zaraz dotarło do niego co się stało.
On go KOCHA. KOCHA!
Szybko naparł na usta ukochanego oplatając jego szyje swoimi rękami. Lestrade przejechał po jego wargach językiem, prosząc owstęp do jego ust. Tak bardzo brakowało mu cichych westchnień kochanka, gdy delikatnie podgryzał jego wargę, czy zaciskał jedną rękę na jego, teraz, zbyt chudym biodrze.
- Nie! - nagle jakiś krzyk przerwał im moment pojednania - To nie tak miało być! Cholerny Lestrade! - to Jim mimo starań partnera wyskoczył z krzaków - Miało być po naszemu!
Straszy Holmes stał zdezorientowany. Co oni u robią i czemu siedzieli.. Jednak nie chciał wiedzieć tego ostatniego szczegółu.
- Możesz mi to wytłumaczyć...KOCHANIE? - zaakcentował ostatnie słowo
- Oczywiście, mój drogi! Mieliśmy plan idealny, a on jak zwykle postąpił po swojemu! - wciął się James.
- Boże... naprawdę? - zapytał niedowierzaniem swojego-chyba chłopaka.
- T-tak. Zostaniesz moim chłopakiem? - zapytał Greg wściekle się rumieniąc.
- Oczywiście - wydukał tylko zanim Lestrade znowu go pocałował.
A sheriarty? Wrócili do krzaków, by móc zająć się sobą.
-----------------------------------------------------
Przepraszam za urazy mózgu w tym shocie. Miał być luźniejszy, niż inne, taki bardziej....fluff?
( jeśli są jakieś powtórzenia czy gramatyczne i stylistyczne błędy, przeprszam. Mam godzinę
Jakby jednak ktoś chciał pełnej symboliki begonii:
Begonia – musisz być gotowy na to, że powinieneś wybaczyć osobie wręczającej ci ten kwiat. Kwiat ten oznacza skruchę i prośbę o wybaczenie.
Okej, nie wiem czy do koło 20 sierpnia cokolwiek się pojawi, chociaż, jeśli tylko znajdę czas, pojawi się Johnlock i być może jak pogonicie współautorkę do pracy, coś tu wpadnie.
Pożyjemy, zobaczymy.
Miłego dnia, wieczoru, nocy
Harbio-chan~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top