Granatowy szalik | SHERIARTY
Detektyw siedział w fotelu pogrążony w myślach. Ostatnie wydarzenia nie dawały mu spokoju. To, co zaszło między nim a jego „arcywrogiem" było dla Sherlocka co najmniej dziwne. Nigdy nie darzył nikogo tak silnym uczuciem, nie zakochał się na poważnie, a jednak wiedział, że to co czuje do Jima, to zdecydowanie więcej niż zwykła fascynacja. Pamiętał, jak bardzo mu go brakowało, gdy ten upozorował swoją śmierć. Jak okropnie się nudził, ponieważ żadna sprawa nie dorównywała tej od Moriarty'ego...
Jednak gdy po trzech latach okazało się, że Napoleon Zbrodni wciąż jest żywy, Sherlock poczuł się najszczęśliwszą osobą na Ziemi.
Po tych wydarzeniach, Moriarty i Holmes spędzili ze sobą kilka dni. Detektyw powoli utwierdzał się w przekonaniu o tym, co tak naprawdę czuje do Jima, lecz musiał sobie to wszystko na chłodno poukładać.
Gdy ciszę przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości, Sherlock zerwał się i chwycił telefon w dłonie. Spojrzał na SMSa i mimowolnie lekko się uśmiechnął.
„Tęsknisz za mną?"
Po chwili przyszła następna wiadomość:
„Wiem, że tak, więc spotkajmy się dziś o 5pm na Covent Garden."
A za kilkanaście sekund kolejna:
„Nie musisz odpisywać, i tak jestem pewien, że się zjawisz."
Tak, to właśnie był Jim. Sherlock czasem żałował, że nie potrafi być tak śmiały i pewny siebie, oczywiście jeśli chodzi o relacje międzyludzkie...
***
Holmes wysiadł z taksówki i skierował się we wskazane przez kryminalistę miejsce. Nie było trudno wypatrzyć go w tłumie zabieganych ludzi – ubrany w garnitur Westwood, stał prawie bez ruchu ze słuchawkami w uszach. Na widok zbliżającego się detektywa uśmiechnął się delikatnie.
- Jim, czemu nie masz na sobie płaszcza?! – zapytał Sherlock. – Jest środek zimy, temperatura poniżej zera stopni, a ty w dodatku wyglądasz na chorego...
- Tak, ja też się cieszę, że cię widzę... Mógłbyś się najpierw przywitać – udawał obrażonego.
- Ale...
- No dobrze, już dobrze – przerwał mu. – Wybaczę ci – odparł z przekąsem. – A poza tym, nie jest mi zimno, a to co uważasz za chorobę, to tylko zwykły kaszel.
Detektyw patrzył na niego chwilę, po czym zdjął swój czarny płaszcz i granatowy szalik i wyciągnął je w stronę Moriarty'ego.
- Weź to i się ubierz – powiedział poważnie.
Jim wahał się moment, jednak po chwili zarzucił na siebie płaszcz.
- Nie spodziewałem się tego po to tobie. Coraz bardziej się o mnie troszczysz... - przyznał z uśmiechem.
Sherlock nic nie odpowiedział, tylko zaczerwienił się lekko. Podszedł do kryminalisty, po czym ten zbliżył się do niego jeszcze bardziej tak , że dzieliło ich zaledwie parę centymetrów.
- Sherlocku – zaczął Jim. – Jesteś najbardziej niezwykłą i fascynującą osobą, jaką spotkałem w całym moim życiu. – Mówiąc to, położył rękę na policzku detektywa i zbliżył swoje wargi do jego, a po chwili ich usta złączyły się w długim pocałunku.
- Chodźmy do mnie na Baker Street. Pani Hudson zrobi herbatę, żebyś się ogrzał...
- Z chęcią – odparł Moriarty.
- Jim...
- Tak? – zapytał niewinnie.
- ... Kocham cię...
- Wiem. Ja ciebie też. Bardzo... - odpowiedział i podążył razem z Sherlockiem w stronę najbliższej taksówki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top