Everyone Is Gay - Sheriarty

Sherlock nerwowo chodził po salonie w swoim mieszkaniu. John nawet już na tonie zwracał uwagi. Jego przyjaciel krążył tak dobre półgodziny, a wszystkie pytania zbywał machnięciem ręki. Dlatego też odpuścił i zajął się uzupełnianiem wpisów na blogu. Ostatnio tyle się działo, że nie nadążał z publikacją postów.

Nagle komórka detektywa wydała z siebie irytujący, systemowy dźwięk przychodzącej wiadomości. Na to Holmes zareagował od razu. Prawie rzucił się na telefon, odblokowując go w rekordowym czasie.Wiadomość musiała być bardzo ważna.

Czarnowłosy przeczytał jej treść i zmarszczył w koncentracji brwi.

- Coś się stało? - zapytał Watson

- Wychodzę – odparł zamiast tego mistrz dedukcji i faktycznie opuścił pokój. Nie wziął nawet płaszcza!

- Czy ja kiedykolwiek za nim nadążę? - wymamrotał do siebie blondyn i ignorując otaczający go świat wrócił do opisu miejsca zbrodni

Zdecydowanie oszalał. Biegł teraz w stronę szpitala St. Bart's. Nie mogła to być prawda. Jeśli ktoś w tym momencie robi sobie z niego żarty, gorzko za to zapłaci.Oczerni go w wywiadach. Zniszczy mu życie towarzyskie czy wygrzebie najbrudniejsze sekrety.

NIKT NIE MIAŁ PRAWA PRZYWOŁYWAĆ GO DO ŻYCIA

No, mógł zrobić to miesiąc wcześniej, do cholery. Kiedy ostatecznie pogodził się z tym, że jego Nemezis umarł na dachu tego pieprzonego budynku, ułożył sobie życie z Johnem. Mieli urozmaicone życie towarzyskie. Przynajmniej teraz blondyn nie skarżył się na koszmary, bo zwykle sypiali zbyt mało, żeby w ogóle zapaść w głębszy sen. Czy kochał Watson miłością bezwarunkową, mocną i nie rozerwalną? Oczywiście, że nie. Byli dla siebie przyjacielami z bonusem, kimś przy kim mogą zapomnieć, że jeden z nich jest zakochany na zabój w blondynce skrywającej miliony tajemnic ( Jenak aktualnie przechodzą pierwszy kryzys), a drugi na zabój i nieodwracalnie zatracił się w miłości do swojego martwego wroga. Wierzył, że nie żyje. James Moriarty powinien leżeć trzy metry pod ziemią i smażyć się w piekle. Tak, był gorący, więc Sherlock dedukował, że to właśnie tam udała się jego podła dusza po śmierci.

Wbiegał właśnie po schodach pożarowych na szczyt szpitala. Zbyt mu się śpieszyło, żeby fatygować się z otwieraniem zamka. Gdzieś tam w środku, na dnie - teraz niespokojnie trzepoczącego - serca tliła się nadzieja, że sms był prawdziwy. Nie ludzie z dawnej siatki kryminalisty, cudem ocalałego, czy kogoś kto po postu zdobył jago numer aby nabijać się z nieskończonej głupoty najmądrzejszego człowieka na Ziemi. No popatrzcie jak to brzmi! Niedorzeczność. Lekko dysząc dotarł w końcu w miejsce swoich koszmarów. Rozejrzał się ostrożnie po dachu. Podszedł do krawędzi mimo irracjonalny świata, że znowu będzie zmuszony do skoku. Nic się nie stało. Wiatr tylko delikatnie zawiał sprawiając, że detektyw zadrżał. Nie było go tu.

Nie było go

- A jednak jesteś - gwałtownie się odwrócił słysząc przepełniony drwiną głos.

- Ty... - wywarczał ledwo się kontrolując. Oczywiście, że ta kanalia przetrwała. Był jak karaluch, pełzający, przeżyje wszystko  i wszystkich.

- W rzeczy samej, Sherlocku. Znowu tutaj, czyż to nie piękne? - Jim Moriarty stał tam gdzie ostatnio. Nic się nie zmienił. Dzisiaj tylko nie miał swoich okularów.

Brunet nie do końca ogarniając co robi podszedł do konsultanta kryminalnego i nie wahając się ani chwili strzelił go z liścia w twarz.

- Jak mogłeś mi to zrobić?! - teraz już rozumiał co czuł John, gdy to on zniknął na tak długo udając trupa - Kocham cię, a ty tak po prostu każesz mi na siebie czekać pięć lat! Pięć lat, zdajesz sobie sprawę ile to jest?! - nie analizował tego co mówił, słowa wypływały z niego zanim zdołał je powstrzymać

Zamarł, gdy dotarło do niego co powiedział. Patrzył jak na twarzy Jamesa najpierw pojawia się rozbawienie jego słowami, a potem kolejno szok i niedowierzanie. Wiedział, że się pogrążył. Wydał na siebie wyrok. Podał jak na tacy swoją największą słabość komuś kto chce go zniszczyć.

Pałac pamięci wysyłał do niego tylko jedną wiadomość

Zjebałeś, Holmes

- Ty... - zaczął Moriarty , jednak zaraz przerwał. Wziął głęboki wdech i kontynuował - Jesteś gejem?

Teraz to detektyw nie wiedział co powiedzieć. Zaniemówił. Gejem? Nigdy tak o tym nie myślał, dlatego w pierwszym odruchu zaprzeczył

- Nie

James uniósł jedną brew w geście rozbawienia

- Naprawdę? A mi się wydawało, że ktoś przed chwilą wyznał mi swoją dozgonną miłość! - zaświergotał radośnie - Sherly, jesteś homo, przyznaj się  to powiem ci mój sekret - obiecał - No dalej! - ponaglił go, gdy cisza się przedłużała.

- Ja... Tak jestem - powiedział cicho nie patrząc drugiemu w oczy.

- Naroście to usłyszałem! - wykrzyknął z triumfem w głosie Jim - A teraz mój sekrecik - uśmiechnął się przebiegle i podszedł bliżej do Holmesa

Gdy dzieliło ich tylko kilka centymetrów, przestępca stanął na placach i przybliżył swoje usta do ucha Sherlocka.

- Też nim jestem - wyszeptał

To było już za wiele dla bruneta. Odepchnął Moriartiego od siebie, chytając go za marynarkę, w którą był ubrany i z całej siły pociągnął go w stronę krawędzi dachu

- Ej, ej! Co ty robisz, aniołku? - próbował wyszarpać się Jim, jednak z marnym skutkiem

Wkurzona kobieta to jedno. William Scott Sherlock Holmes w swojej furii to apokalipsa dla tych, którzy są w tamtej chwili w jego pobliżu. Nie próbując nawet odpowiedzieć, stanął z kryminalistą nad przepaścią, kurczowo trzymając poły jego ubrania. Tak naprawdę wystarczyło, że Sherly mocniej go szarpnie w bok i już będzie lecieć w dół.  Trzeba to rozegrać dyplomatycznie

- Słuchaj... Źle to wszystko zaczęliśmy. Takie rewelacje po latach rozłąki... Zacznijmy od początku..

- Nie! Teraz tych posłuchaj. Robisz sobie ze mnie jaja, ciskasz kit, chcąc mnie zranić, albo wykorzystać. Jak coś to pieprze się codziennie z Johnem, bo próbuje o tobie zapomnieć, a gdy już od miesiąca jest lepiej zjawiasz się i znowu niszczysz mi życie. Zdecyduj się, bo jeśli nie poczujesz się jak ja pięć lat temu. Tylko tym razem nie ma planów awaryjnych - zagroził

Jim wiedział, że sytuacja jest beznadzieja, dlatego zrobił coś czego potem w duchu będzie sobie gratulował. Pocałował największego wroga, Anioła jasnej strony. Złączył ich usta w momencie, w którym zirytowany detektyw chciał znów coś powiedzieć

- Zamknij się, też czekałem na te chwilę - wymamrotał jeszcze między pocałunkami.

A Johnem... Watsonem zajmie się później...



------------------------------------

Shot z okazji dnia geja, ale też wstęp do dawno obiecanego dłuższego shota na zamówienie, którego pierwsza część pojawi się jutro

Sherlock może wydawać wam się dziwny, nie kanoniczny, jedank to wszystko zostanie wyjaśnione. Spokojnie, ma się ten plan ;)

Haribo ~



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top